Długo się zastanawiałam od czego zacząć serię jordańskich wspomnień. Czy najlepsze, czyli Petrę i Wadi Rum zostawić na koniec czy zacząć z przytupem od tego, z czego Jordania najbardziej słynie. Myślę, że fajnie rozpocząć od Ammanu, bo to tutaj wszystko się zaczęło i wszystko się skończyło. Wielokrotnie spotkałam się z opiniami, że w Ammanie nic nie ma, a większość przylatujących do Jordanii turystów w ogóle pomija jordańską stolicę, nie odwiedzając nic więcej oprócz lotniska.
Ja o Ammanie mogłabym dużo, w skrajnych słowach i emocjach. Gdybym jednak musiała opisać to miasto jednym słowem, to chaos nadaje się do tego idealnie bo świetnie odzwierciedla to, co tam się dzieje. Widziałam już kilkakrotnie rozgardiasz dużych azjatyckich miast i chociaż do wielu rzeczy powinnam już być przyzwyczajona, to i tak Amman trochę mnie zaskoczył. Nie będę tutaj kłamać, że to jest czyste, spokojne i zadbane miasto, bo nie ma nic z tych rzeczy - pomijając oczywiście najbogatsze dzielnice, zamieszkane przez dyplomatów, polityków, przedsiębiorców, wykształconych Jordańczyków i obcokrajowców. Centrum miasta to nieustający tłok oraz niekończący się sznur samochodów a co za tym idzie improwizowana mielodia dziesiątek klaksonów, bo bez ich używania jordański kierowca nie umie przecież żyć.
Amman to miasto ulicznego jedzenia, straganów i bałaganu który nie robi wrażenia na nikim oprócz turystów. Myślę, że specyfikę miasta najlepiej widać w kontrastach - z zaśmieconej ulicy można wejść do klimatycznej kawiarni, której nie powstydziłyby się największe europejskie stolice. Z chłodu eleganckiego butiku można raźnym krokiem przejść w śmierdzącą padliną ulicę sklepów mięsnych, gdzie na wystawie wiszą korpusy zwierząt a w wielkim pojemniku leżą baranie głowy - to jest chyba moje najgorsze jordańskie wspomnienie...
I pomimo tego, że Amman mi się spodobał to nie będę ukrywać, że nie jest to miasto dla każdego. Ja mam trochę skrzywiony gust, w dziedzinie turystycznych atrakcji też. Rozumiem doskonale, że nie każdemu sprawia radość spędzanie czasu przy dzbanku miętowej herbaty i przyglądanie się zwykłej niezwykłej codzienności, niezwykłej bo nieznanej. Nie przeraża mnie small talk, a już w ogóle w przypadku, kiedy znajomość angielskiego u mojego rozmówcy ogranicza się do welcome in Jordan, po czym do rozmowy oboje włączamy ręce. W ogóle moim zdaniem gestykulacja w większości krajów jest niedoceniana, pomijając oczywiście Hiszpanów i Włochów, dla których jest obowiązkowym elementem każdej konwersacji.
Najbardziej znane atrakcje Jordańskiej stolicy są również najładniejszymi z odwiedzonych przez nas miejsc. W samym centrum miasta znajduje się teatr rzymski a nieco dalej, tzn wyżej, położona jest cytadela, skąd roztacza się niesamowity widok na współczesny Amman, wzgórza miejskie zabudowane kaskadowo i wspomniany przeze mnie wcześniej teatr rzymski. Droga do cytadeli to wieczna wspinaczka, jak nie po stromych uliczkach najstarszej części miasta to po jeszcze bardziej stromych schodach. Ale za to z góry świetnie widać ogrom miasta i ciągnące się po horyzont zabudowania.
Z racji tego, że w Ammanie nie ma spektakularnych atrakcji ani budowili znanych na cały świat, nie jest tajemnicą, że większość turystów zna Amman wyłącznie za sprawą lotniska. Mnie po krańce uszu uszczęśliwił fakt, że mogę popatrzeć jak żyją inni, jak spędzają dzień, co robią i co mają w swoich siatkach z zakupami. Zaglądanie ludziom w okna, wścibianie nosa w ciasne uliczki i zakamarki, wyszukiwanie detali wyróżniających Amman od innych odwiedzonych przeze mnie miast, wsłuchiwanie się w dźwięki codziennego życia - wszystko to sprawiło, że Amman zapisał się w moich wspomnieniach ciągiem dobrych słów ( pomijając jedynie ten syf ). Takie coś bardzo lubię, nie inaczej było i tu.
Petra ofiarowała mi wrażenia największej wartości, podobnie Morze Martwe i pustynia Wadi Rum. Czas spędzony w Ammanie był zwyczajny, normalny w swym szaleństwie i chociaż wmieszanie się w tłum było niemożliwe bo zauważali nas wszyscy, to nie wydarzyło się tutaj nic nadzwyczajnego. I właśnie ta nuda i zwyczajność były w tym wszystkim najfajniejsze. Mieszanka widoków, zapachów i dźwięków, która odbiła się wyraźnie na mapie moich wspomnień, pozwalając przywołać w pamięci ten wyjątkowy czas.