Nie płacz, że coś się skończyło. Ciesz się, że Ci się to przytrafiło. ( G.G. Márquez )

niedziela, 28 czerwca 2020

Północne Niemcy - Warnemünde i wyspa Rugia.

Tylko ja wiem jak bardzo brakowało mi morza. Od grudnia kiedy widziałam Bałtyk ostatni raz upłynęło pięć długich miesięcy zanim wodę większą niż rzeka i jezioro zobaczyłam kolejny raz. Ten wyjazd to była niespodzianka a ja praktycznie do czasu aż pojawiły się drogowskazy, na podstawie których mogłam odgadnąć gdzie jedziemy, nie znałam celu wyjazdu. O Rugii marzyłam od dawna tylko jakoś nigdy się nie składało, żeby to marzenie spełnić.




Zanim jednak długim mostem przedostaliśmy się na wyspę zajechaliśmy do Warnemünde popatrzeć na wodę. Dotarliśmy do wysuniętej pięćset metrów w głąb Bałtyku latarni morskiej oraz poszliśmy na spacer. Warnemünde to znane niemieckie kąpielisko nalężace do Rostoku. To tutaj rzeka Warnow wpływa do Bałtyku, stąd też nazwa Warnemünde znacząca "usta rzeki Warnow". 


Kiedy jakiś czas temu pisałam o Rostoku ( tych, którzy przegapili a chcieliby nadrobić, zapraszam O TUTAJ ) wspomniałam o tym jak bardzo zdumiał mnie spokój i wyludnienie miasta. Pomimo długiego weekendu i pięknej pogody miasto sprawiało wrażenie uśpionego a ja zastanawiałam się gdzie podziali się wszyscy. Odpowiedź na dręczące mnie pytanie otrzymałam trochę później, stojąc w korku do parkingu. W Warnemünde panował taki zgiełk i tłok, że mieliśmy ochotę zawrócić. Niestety uliczka była jednokierunkowa, zawrócenie niemożliwe, co jak się później okazało wyszło nam na dobre bo klimat tego kąpieliska wynagrodził nam czas spędzony w korku. To tutaj po tak długim czasie poczułam, że wróciła normalność a ludzie, tak jak i ja, byli spragnieni morskiej bryzy i ciepłego piasku pod stopami. Nie denerwował mnie tłok, kolejki do budek z bułkami z rybą ani do sklepów z pamiątkami. Byłam tak spragniona normalności, że sprawiało mi przyjemność nawet to, co wcześniej niejednokrotnie potrafiło wyprowadzić mnie z równowagi.




Warnemünde ma niesamowity klimat rybackiej wioski, czym kiedyś zresztą było. Pamiątką po niej jest klimatyczna zabudowa obok której nie potrafię przejść obojętnie i która zachwyca mnie nieustannie. Kiedyś mieszkali tutaj rybacy i marynarze a nawet przez rok norweski malarz Edvard Munch.



Nie wiem czy kiedykolwiek wspominałam tutaj o pamiątkach, które przywożę z podróży, ale od tego roku mam zamiar kolekcjonować coś jeszcze a Warnemünde zapoczątkowało kolekcję. Teraz z wojaży oprócz magnesów, herbat, biżuterii, zakładek do książek, rękodzieła, przypraw, kamieni, muszli, całych stosów map, biletów wstępu itp. oraz naparstków i ołówków ( chociaż te dwie ostatnie rzeczy to prezenty dla bliskich sercu osób ) będę jeszcze przywoziła...piach :). Jakiś czas temu zobaczyłam taką kolekcję i mając na uwadze i we wspomnieniach te wszystkie plaże świata, na których byłam, też mi się zachciało taką mieć. Szkoda tylko, że dopiero teraz ale liczę na to, że kolekcja będzie rosła w siłę a nawet, że uda mi się nadrobić braki i niektóre plaże odwiedzę jeszcze raz. Póki co pierwszy piasek w kolekcji nadal przechowuję w znalezionym na plaży papierowym kubku bo jeszcze sama ze sobą do końca nie ustaliłam jak ta kolekcja ma wyglądać. Czy np. trzymać ten piasek w takich samych słoiczkach tudzież buteleczkach, czy je również kupować w podróży. Bo widziałam kiedyś np. piasek przywieziony z Włoch w takiej małej buteleczce w kształcie włoskiego buta i chyba póki co bardziej przekonuje mnie ta druga opcja. Zobaczymy.




Z Warnemünde udaliśmy się w dalszą podróż bo przed nami było to na co chyba czekałam najbardziej - wyspa Rugia i Park Narodowy Jasmund. Dojazd odbywa się lądem, ze Stralsund na wyspę prowadzi długi i nowoczesny most, skonstruowany w 2007 r. Największą atrakcją parku, i najbardziej znaną, są białe klify. To one przyciągają na wyspę najwięcej turystów, piękno i walory tych klifów doceniło również UNESCO wpisując je na Listę Światowego Dziedzictwa.



Szukając w internecie godzin otwarcia parku znaleźliśmy informację, że wstęp jest płatny i kosztuje 9,50 euro za bilet normalny i 4,50 za ulgowy. Jednak na miejscu okazało się, że kasy były zamknięte a brama otwarta, zachęcając do wejścia. Samochód można zostawić w kilku miejscach, my z naszego parkingu szliśmy do klifów około 40 minut. Wróciliśmy na parking ostatnim autobusem. Słońce powoli chowało się za horyzontem a nas średnio cieszył powrót po ciemku tą samą drogą, czyli przez las. Poszliśmy na łatwiznę za 1,70 euro za osobę.


Najwyższym klifem jest Tron Króla, ma wysokość 118 m i naprawdę robi wrażenie. Zaraz obok niego znajduje się kolejny punkt widokowy Viktoria Sicht. Byłam zachwycona widokami rozciągającymi się z obu klifów, niestety okrutnie wiało i naprawdę trzeba było patrzeć pod nogi. Bo że nie zbliżać się zbyt blisko do skraju klifu albo nie wychylać za barierki punktów widokowych to wiadomo.



Wyspa Rugia to świetne miejsce na wypoczynek, zapewnia moc atrakcji przyrodniczych i urbanistycznych. Sieć ścieżek rowerowych i szlaków pieszych wędrówek sprawi radość miłośnikom aktywnego wypoczynku a tym trochę bardziej leniwym zostają autobusy albo rejs statkiem i podziwianie klifów od strony morza. Nam niestety na to ostatnie nie starczyło już czasu co muszę przyznać trochę mnie smuci i uwiera. Z wielką chęcią wróciłabym na wyspę żeby to nadrobić, kusząca jest myśl że na Rugię mamy blisko a dojazd jest łatwy i przyjemny. Wam też Rugię polecam całym sercem, jeżeli jeszcze nie macie planów na tegoroczny urlop to może warto wziąć tę niemiecką wyspę pod uwagę. Granice są otwarte, Europa budzi się z pandemicznego snu-koszmaru, oby to była już ostatnia prosta w stronę normalności i wolności. Na Rugii zapominanie o pogrążonym w szaleństwie świecie przychodziło mi nad wyraz łatwo, tak łatwo jak oddychanie rzeźkim, morskim powietrzem.


wtorek, 23 czerwca 2020

Dziewiętnaście kilometrów radości.

Wyszłam kiedyś z domu na spontaniczny spacer i wróciłam po dziewiętnastu kilometrach, szczęśliwa i przepełniona tak pozytywną energią, że najwyższe góry świata mogłabym przenosić posługując się jedynie siłą woli. Zamiar był taki, żeby usiąść gdzieś z książką i herbatą i cieszyć się brakiem obowiązków i planów. Ale jak już wyszłam z domu, poczułam pachnące tym wszystkim co w życiu najpiękniejsze powietrze to poczułam też zew natury co automatycznie przełączyło mnie na tryb powsinoga. Decyzja była szybka i w zasadzie podjęła się sama, miałam książkę, herbatę i aparat i żadnego konkretnego celu. Dzień ideał. I taki był.


Jedna z miejscówek na książkę i herbatę. Na całych tych moich leśnych hektarach mam takich mnóstwo, wszystkie cudne do tego stopnia, że czasem mam dylemat gdzie czytać dzisiaj.



Często żałuję, że nie mogę Wam za pomocą zdjęć przekazać też zapachu i dźwięków, które towarzyszły ich zrobieniu. Mogłabym co prawda wspiąć się na wyżyny mojego słowotwórstwa i stworzyć poematy ku czci Matki Natury ale wiecie co mnie hamuje? Przekonanie, że wszyscy Ci, którzy są z przyrodą blisko i tak jak ja nie potrafią bez niej żyć, zrozumieją mnie bez słów.




Wierzcie lub nie ale mnie naprawdę takie widoki zachwycają. Bez wielu rzeczy nie jestem w stanie funkcjonować ale pozbawiona kontaktu z przyrodą nie przetrwałabym długo. Szłam sobie leśną ścieżką, zachłystywałam się powietrzem, prześwitujące przez drzewa słońce kładło się cieniem u moich stóp. Ekscytacja sięgająca zenitu. W czasach wirusowych zawirowań bywałam w lesie niemal codziennie i każdego dnia zachwycałam się tak samo.



Naprawdę jestem na tych moich drogach i bezdrożach przeszczęśliwa. Czuję się jak bym miała wszystko bo chyba faktycznie w tych momentach wszystko mam. A przynajmniej wszystko to co dodaje mi skrzydeł i bezgranicznie uszczęśliwia. Przyroda jest nie do pobicia a mocy, którą za darmoszkę rozdaje nie da się porównać z niczym innym. Organiczny power bank.



Kiedy mam mało energii przyroda daje mi moc. Kiedy energii mam nadmiar i szukam wyciszenia natura właśnie to mi oferuje. W natłoku myśli i pomysłów na siebie i życie przyroda rozplątuje mój tok myślenia, układa go i tworzy z niego proste i równe linie. Szukając wytchnienia w lesie albo wśród łąk i pól odnajduję wszystko czego mi trzeba. Niby głuchy las a słyszy wszystko. Zastanawia mnie tylko jedno: skąd natura wie czego ja w danym momencie potrzebuję?



Moją codzienność widzę w dużej mierze w zielonych barwach. Najbliższą przyszłość też.



wtorek, 16 czerwca 2020

Czepiam się szczegółów. Kolorowe detale w podróży.

Zdecydowana większość tu zaglądających zgodzi się ze mną, że podróże dodają życiu kolorytu i ubarwiają świat w sposób, który ciężko zastąpić czymkolwiek. Nawet jeśli nie wszyscy i nie do końca byliśmy tego świadomi to niedawno z pewnością otworzyliśmy szerzej oczy i na pewne sprawy spojrzeliśmy z zupełnie innej strony. Od dawna wiem, że nie mogłabym żyć bez podróży ale dopiero pozbawiona tej możliwości zdałam sobie sprawę jak bardzo potrzebuję tych wszystkich doświadczeń związanych z byciem w drodze. Nie twierdzę, że nie można żyć bez podróżowania bo znam osoby, które pomimo możliwości tak żyją. Można. Pytanie tylko po co?

Portugalia

Portugalia

Podziwiamy piękną architekturę różnych stylów, kościoły powalające na kolana wystrojem ( chociaż ja akurat niekoniecznie ), z wieżami sięgającymi chmur. Zachwycamy się pałacami, zamkami i miejscami obok których najzwyczajniej w świecie nie można przejść obojętnie i które wypadałoby zobaczyć w życiu chociaż raz. I wśród tego wszystkiego są rzeczy tak samo ciekawe i zasługujące na uwagę w równie dużym stopniu, chociaż nie zawsze jako atrakcja turystyczna oczywiste.

Portugalia


Barcelona, Hiszpania

Uwielbiam wyszukiwanie detali i z każdej podróży przywożę mnóstwo takich zdjęć. To one dodają podróżowaniu kolorytu a szukanie ich to zawsze niezła frajda i zabawa. Ciekawa skrzynka na listy, przykuwający uwagę szyld, oryginalne klamki, wielobarwne kaflowe mozaiki, kolorowe ale naznaczone upływem czasu okiennice. I chociaż to tylko detale, drobne szczegóły, to dla mnie mają wielkie znaczenie w wystawianiu opinii o danym miejscu. Z tych kolorowych skrawków, niczym z puzzli, tworzę sobie wspomnienia. Składam je w całość i powstają cuda.

Alicante, Hiszpania

Torrevieja, Hiszpania


Wyszukiwanie drobiazgów uczy uważności a w przypadku kiedy ktoś jest już jej szczęśliwym posiadaczem to jest świetnym treningiem. Też tak macie, że np. wsiadając do autobusu szukacie wzrokiem wolnych miejsc, całą resztę tylko omiatając spojrzeniem, po czym podchodzi do Was ktoś znajomy zdziwiony, że się go nie zauważyło? Bo mi to się zdarzyło nie raz. W szukaniu detali jest tak samo. Najpierw widzimy budynek a dopiero później jakieś drobiazgi, które go tworzą i wyróżniają spośród miliona budynków mu podobnych.

Wilno, Litwa

Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać pomysłowość ludzi ani ich dążenie do tego, żeby na pozór zwykłe miejsce właśnie dziękim drobiazgom zyskało nową twarz. Dla mnie podróżnicze detale są bardzo ważne i tak samo jak potrafi zachwycić mnie ściana pokryta ciekawym graffiti zachwyca mnie odpadający ze ściany tynk albo błagające o renowację drzwi. I mam świadomość tego, że dla większości nie jest to atrakcja turystyczna ale wyraz zaniedbania.

Wilno, Litwa

Wilno, Litwa

Wilno, Litwa

Zawsze reaguję uśmiechem na osobę fotografującą coś małego i na tworzący się wokół niej tłum ciekawy co tam jest i za chwilę sam łapiący za aparaty.

Lizbona i Porto, Portugalia

Już wcześniej kilkakrotnie pisałam tutaj o tym jak bardzo lubię czepiać się szczegółów ( dobrze, że najcześciej tych podróżniczych ). Upływ czasu nic nie zmienił w tym temacie, w ogóle się z tej mojej drobiazgowości nie wyleczyłam a czasem wręcz mam wrażenie, że objawia się z podwójną albo nawet potrójną mocą.

Wenecja, Włochy

To też :)

Są miejsca, w których stwierdzenie "wyszukiwanie detali" jest zdecydowanie na wyrost bo w krajach takich jak Hiszpania, Portugalia albo Włochy one same wchodzą w kadr. Co kraj to obyczaj, i co kraj i kontynent to inne, aczkolwiek często zbliżone tematycznie detale. Gdziekolwiek bym nie była to szukam tych drobiazgów wyróżniających dane miejsce sposród innych wcześniej odwiedzonych, tego "czegoś" co zapisze je w pamięci pogrubioną czcionką, wyraźnie i głęboko. I jakiekolwiek by te detale nie były to zawsze ubarwiają i rzeczywistość, i wspomnienia.

Sirmione, Włochy

Też Włochy

Glückstadt, Niemcy

Spora część tych zdjęć wynagrodziła mi moją czasami bezwstydną ciekawość i zaglądanie w cudze bramy albo docieranie do miejsc pomijanych przez turystów a których próżno szukać w przewodnikach. Mam świadomość tego, że może mnie kiedyś za to aresztują, nawet nie będę protestować ani domagać się odczytania moich praw. Poczyniłam nawet próby odzwyczajenia się poparte nadzieją, że jak się nie odzwyczaję to może chociaż wyrosnę, ale efektu nie widać.

Niemcy

Są wśród Was łowcy detali?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...