Nie płacz, że coś się skończyło. Ciesz się, że Ci się to przytrafiło. ( G.G. Márquez )

niedziela, 31 października 2021

Koniec naszych życiorysów

 Jest w Hamburgu cmentarz jakiego nigdzie wcześniej nie widziałam. I chociaż zdecydowanie bardziej wolę małe, klimatyczne cmentarze niż wielkie cmentarzyska z nagrobkami wielkimi niczym pomniki to ten cmentarz bardzo mi się spodobał i szybko zauroczył atmosferą.

 
Ohlsdorf to jednocześnie zabytek kultury i teren rekreacyjny ale przede wszystkim największy parkowy cmentarz na świecie z mnóstwem obiektów pochówkowych. Na 389 ha rośnie 450 gatunków drzew iglastych i liściastych a w licznych stawach i strumieniach żyje wiele gatunków ptactwa wodnego. A co moim zdaniem jest tutaj najfajniejsze? To, że ten cmentarz przypomina raczej park gdzie podczas spaceru napotyka się nagrobki. 


Na ten cmentarz wybraliśmy się dwa razy, pod koniec kwietnia i na początku maja ponieważ podczas pierwszej wizyty tak się guzdraliśmy chłonąć klimat i chcąc zajrzeć w każdy zakamarek, że zamknęli nam już część żydowską na zobaczeniu której bardzo nam zależało.

Pisząc ten tekst posiłkuję się stroną internetową cmentarza i to co wyczytałam naprawdę jest interesujące. Dzięki historycznym grobowcom, 800 rzeźbom i imponującej architekturze ogrodowej Ohlsdorf jest uważany za dzieło sztuki o międzynarodowej renomie.




Zanim tam pojechałam ten cmentarz wydawał mi się trochę mhm...intrygujący. Dowiedziałam się o nim od kolegi z pracy i kiedy usłyszałam, że na tym cmentarzu mieszkańcy uprawiają jogging, spacerują, jeżdżą na rowerach, spotykają się na jogę i pikniki to byłam lekko mówiąc zbulwersowana no bo jak tak można? No bo ja rozumiem, że wszyscy kiedyś na jakiś cmentarz trafimy, i nie myślę tu o tym, że jako odwiedzający, ale żeby na piknik?


Na miejscu okazało się, że ten cmentarz faktycznie bardziej przypomina park. Na naprawdę rozległym terenie widziałam ludzi spacerujących, siedzących na ławkach i czytających książki, rowerzystów i biegaczy. Przez park biegnie 17 km asfaltowych ścieżek rowerowych i jeżdżą dwie linie autobusowe zatrzymujące się na 22 przystankach. I powiem Wam, że to wszystko jest tak sprytnie poprowadzone, że nie zakłóca ciszy i spokoju osób tam pochowanych. Podczas naszej wizyty widzieliśmy np. próbę chóru.




Kilka dni temu poczytałam trochę o Ohlsdorf i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem pewnych faktów, głównie tych, które mi w ogóle do cmentarza nie pasują. Przytoczę je tutaj licząc na to, że też jesteście ich ciekawi:

  • od otwarcia cmentarza w 1877 r. pochowano tutaj 1,4 mln osób
  • odbywa się tutaj 4.700 pogrzebów rocznie
  • oprócz części chrześcijańskiej, katolickiej, prawosławnej, żydowskiej i muzułmańskiej cmentarz posiada powierzchnię przeznaczoną na pochówek osób nie należących do żadnej grupy wyznaniowej
  • na terenie cmentarza znajduje się 19 mauzoleów należących do znanych i zasłużonych dla Hamburga rodzin
  • leży tutaj ponad 54 tys. ofiar wojen i tyranii
  • na terenie cmentarza znajduje się 12 kaplic i 3 sale do uroczystości pogrzebowych
  • muzułmanie i islamiści mogą skorzystać z pomieszczeń do rytualnych ablucji
  • jest tutaj Muzeum Kultury Pogrzebowej i trzy muzea na wolnym powietrzu oraz ścieżka przyrodnicza
  • regularnie odbywają się bezpłatne zajęcia sportowe i artystyczne
  • jest tutaj Punkt Informacji Turystycznej i kawiarnia
  • cmentarz odwiedza ponad 1,2 mln osób rocznie



Po moich dwóch wizytach na tym cmentarzu chciałam o nim od razu tutaj napisać bo jestem pewna, że to jest światowy ewenement. No ale wiosna jakoś nie bardzo mi do cmentarnej tematyki pasuje, lato tym bardziej, na szczęście lub nie mamy już jesień i datę najbardziej z cmentarzami kojarzoną i ten wpis pasuje jak ulał.






Najbardziej lubię małe cmentarze bo moim zdaniem mają najfajniejszą atmosferę i mnóstwo pięknego klimatu. Lubię wyszukiwać te najstarsze ze starych nagrobki a jeśli dodatkowo jest na nich zdjęcie zmarłego to już w ogóle przepełnia mnie zupełnie nie pasująca do nekropolii euforia. Gdy usłyszałam o Ohlsdorf że jest ogromny to od razu mnie zniechęciło do wizyty tam, dopiero zaintrygowały te wszystkie informacje o ścieżkach rowerowych i piknikach. Tutaj naprawdę wszystko fajnie ze sobą współgra a poza tym kto powiedział, że na terenie cmentarza nie może być kawiarenki? Przecież cmentarze są dla ludzi. To końcowy przystanek wszystkich mniej lub bardziej poplątanych życiowych ścieżek, to tutaj wszystko się zatrzyma i dalej nie będzie już nic.

środa, 20 października 2021

Za wcześnie na jesień.

 Nie wiem skąd Wy bierzecie te piękne, jesienne kadry, zaczęłam się nawet zastanawiać czy one nie są zeszłoroczne😀. Moje dzisiejsze poszukiwanie jesieni było zdecydowanie mniej owocne a przecież koncówka października powinna być już bardziej jesienna.

I chociaż można już szurać liśćmi to na drzewach jest bardzo zielono.

 Jeśli chodzi o jesień to albo popełniłam falstart albo jesieni w tym roku nie będzie. Istnieje jeszcze trzecia opcja, której staram się nie brać pod uwagę bo to najczarniejszy możliwy scenariusz - ja tę tegoroczną jesień najzwyczajniej w świecie przegapię a tego bym nie chciała.



Zajrzałam kiedyś do archiwum bloga i rok temu o tej porze przynosiłam ze spacerów dużo bardziej jesienne kadry. Raz na jakiś czas mam taki zryw, że czytam swoje własne wpisy, tak na chybił trafił, i właśnie kolejna taka akcja miała miejsce kilka dni temu. I wiecie co? Naprawdę mi się to moje miejsce w sieci podoba. Wiem, że graficznie można mu wiele zarzucić, nad stylem też bym mogła z lekka popracować. Dla mnie jednak najbardziej liczy się kwestia sentymentalno - wspomnieniowa i jako pamiętnik ten blog spisuje się na medal. Bez niego wiele by mi umknęło. Gdyby nie fakt, że tu zaglądacie i doskonale mnie znacie to bym Wam z czystym sumieniem trzymającsięchmur.blogspot.com poleciła 😊.


Miałam kilka dłuższych i krótszych przerw, kilka myśli, żeby to rzucić w cholerę bo przecież to wszystko nie ma sensu. Cieszę się jednak, że moja radość z pisania i dzielenia się wspomnieniami okazały się silniejsze niż te czarne moce i idące za nimi czarne myśli. Pisanie bloga jest super, czytanie blogów też a swojego własnego to już w ogóle hi hi hi.



Dziwna ta końcówka października ale jak dla mnie pogodowo może tak być, tylko prosiłabym o więcej słońca. Jeszcze bez ciepłej piżamy i grubych skarpet, szaliki czekają na lepsze czasy zamknięte w pudle, nadal chodzę w cienkiej kurtce a przecież jestem zmarźluchem. Tylko raz włączyliśmy kaloryfery. I mamy w domu mnóstwo komarów, nawet latem tyle nie było.


Nie usatysfakcjonował mnie ten spacer, za kilka dni dam jesieni jeszcze jedną szansę. A może to wszystko to kwestia braku słońca? Albo tego, że jest w miarę ciepło nawet jeśli ciemno i ponuro? W zeszłym roku o tej porze siedziałam w domu przeczekując kolejną falę i miałam więcej sposobności ku temu, żeby cieszyć się jesienią. Bo teraz to wiadomo, cały dzień mnie nie ma a kiedy wracam do domu to już zaczyna się ściemniać. 



Na koniec zostawiłam najlepsze i najbardziej rozkoszne - ta kochana krowa skradła dzisiaj moje serce. Była milusia i dawała się przytulać i głaskać i powiem Wam, że zaskoczyła mnie faktem jaka jest mięciutka, najbardziej pod szyją. Nie spodziewałam się tego po krowie😉. I spójrzcie jakie ma rzęsiki.


Jestem gotowa na jesień, miałam już trochę czasu żeby się z nią oswoić. Najbardziej to jestem przygotowana czytelniczo i priorytetem są długie, zaczytane wieczory. Zaczęłam od książki na samej górze i powiem Wam, że raczej nie polecam. Może nie jest jakaś beznadziejna ale patrząc na medialny szum wokół niej i fakt, że autor dostał Oscara za scenariusz pozwala mieć nadzieję na coś dużo, dużo lepszego. Chociaż w sumie fanką Oscarów nie jestem i dla mnie nigdy nie były one wyznacznikiem dobrego kina. A skoro już jesteśmy przy książkach to może możecie polecić mi coś ciekawego? Na zdjęciu widać jaką literaturę lubię a jestem łasa na nowe tytuły.


A jak Wasza jesień? Bardziej jesienna niż ta moja?

czwartek, 14 października 2021

Bruksela. Zaskoczenia i zachwyty.

 Tytułem wstępu chciałabym wszystkich lojalnie uprzedzić, że o Belgii i Brukseli będzie tutaj dużo i to w samych superlatywach. To był piękny czas a mnie Bruksela i zaskoczyła, i zachwyciła. Belgijska stolica nie oferuje wielu znanych na cały świat zabytków a ja, chociaż nie jestem nie wiadomo jak wybredna wiedziałam, że załatwiający swoją potrzebę fizjologiczną chłopiec to zdecydowanie za mało żeby mnie rozkochać. A tutaj proszę, okazało się, że Bruksela nadrabia atmosferą, wąskimi uliczkami, wyślizganym brukiem, tajemniczymi zakamarkami, antykwariatami i klimatycznymi ulicznymi kawiarenkami, których mogłoby jej pozazdrościć wiele europejskich miast.



Pierwsze moje wrażenie z Brukseli? Niedowierzanie, że taki świat istnieje. Że końcówka września może być nie tyle ciepła co nawet upalna a kawiarniane uliczne stoliki pełne roześmianych, skąpanych w promieniach słońca ludzi. Że można żyć normalnie pomimo nienormalnych czasów. Ciekawe ilu z tych ludzi ma teraz tak jak ja? Żyje normalnie ale ze zdwojoną siłą.



Belgia nigdy nie była na mojej liście wymarzonych destynacji. Zainteresowałam się nią dopiero kiedy kupiłam bilety na koncert i stało się jasne, że spędzę tam kilka dni. Szukanie ciekawych brukselskich atrakcji okazało się łatwe i krótkie bo wśród najbardziej popularnych rzeczy wymieniano najczęściej głównie trzy - Manneken Pis, Parlament Europejski i Rynek. W tej sytuacji chyba nikogo nie zdziwi fakt, że naprawdę zastanawiałam się co my tam będziemy robić dwa dni.

Tego chłopca chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, gołym okiem też widać co on robi 😊




Bruksela zachwyca rzeczami oczywistymi i nie musi się zbytnio starać, żeby się spodobać. Naprawdę ze wstydem muszę się przyznać, że nie spodziewałam się po Brukseli aż takich pięknych wrażeń. Podobało mi się wszystko i nie było ani jednej, najmniejszej nawet rzeczy, która by negatywnie wpłynęła na ten pobyt. Podobało mi się nasze mieszkanie w kamienicy ze starymi kaflami na klatce schodowej i wysokimi, stromymi schodami w górę, piekarnia zaraz obok i rogaliki sprzedawane praktycznie prosto z pieca, przemili, roześmiani ludzie i ta ciężka do opisania atmosfera wakacyjnej swobody i drepczącego tuż za nią rozleniwienia.





Bruksela to raj dla lubujących się w detalach, ich wyszukiwanie jest tutaj wielką przyjemnością a tych ciekawych drobiazgów i fajnych szczegółów odnalazłam tyle, że pojawi się o nich osobny wpis. Po zbyt długiej przerwie reaktywuję cykl "Czepiam się szczegółów" z czego cieszę się przeogromnie. Belgijska stolica zaskakuje ilością artystycznych akcentów, które nie zaliczają się do zabytków ani atrakcji turystycznych ale zachwycają tak jakby nimi były. Warto być czujnym żeby niczego nie przeoczyć, bo lojalnie uprzedzam, że nie wszystkie znajdują się na poziomie oczu.



Bruksela, z miasta do którego nie byłam jakoś specjalnie entuzjastycznie nastawiona, stała się jedną z ulubionych europejskich stolic. Zachwyciła mnie wszystkim, byłam tam tak szczęśliwa jak tylko człowiek może być. Jak teraz o tym myślę to jedyną negatywną rzeczą był fakt, że pobyt tu  zaplanowaliśmy sobie jedynie na dwa dni a mogłabym zostać nawet tydzień dłużej i na pewno bym się nie nudziła. No ale może tam wrócę.

czwartek, 7 października 2021

W lesie na herbacie

Jeszcze się na dobre nie obudziłam a już wiedziałam, że tego dnia nie spędzę w domu. Pokój skąpany w słońcu i fantazyjne cienie na ścianie były najlepszą zapowiedzią tego, że to będzie cudny dzień.

Po co czytać książkę i pić herbatę w domu skoro można w lesie, gdzie zieleń, słońce, ptaki, cisza i powietrze tak czyste, że zawsze oddycham pełniej i zachłanniej niż gdziekolwiek indziej.


Jesień jest jeszcze mało widoczna chociaż były miejsca, gdzie mogłam już iść szurając liśćmi. No ale ogólnie jest zielono i przy tak słonecznej pogodzie jak dziś nawet nie próbowałam szukać października.


Szczęście jest na wyciągnięcie ręki. W lesie ukrywa się wśród drzew, w promieniach słońca odbijających się od złotych liści. W zapachu mchu, w paprociach i w dywanie z szyszek.



Motyle, mokre od rosy i skrzące się w słońcu pajęczyny, dzięcioły, dwie sarny a nad głową kilkanaście samolotów co odczytuję jako dobrą podróżniczą wróżbę.



Jak to dobrze, że zabrałam ze sobą aparat.




Ostatnio czytam mało ale dzisiaj w lesie trochę ten niedosyt nadrobiłam. Mój osobisty poziom czytelnictwa spadł przerażająco nisko. Ratują mnie dojazdy do pracy a to codziennie jakieś jakieś 1,5 godziny, wliczając czekanie na pociąg, i ten czas zawsze spędzam z książką w ręku. Lepsze to niż nic. Wieczorami za to pochłania mnie "krzyżykowa" Wenecja, którą muszę skończyć do Świąt.

Powyżej moja dzisiejsza czytelnia. Cisza, spokój, niebieskie niebo i słońce każące przymykać oczy. To był piękny czas bo oprócz lektury zrobiłam sobie dwugodzinny spacer. Było mi tak błogo i tak szczęśliwie, że uśmiechałam się sama do siebie i do swoich pozytywnych myśli. Zbyt długo mnie w tym moim lesie nie było i dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...