Zanim zapomnę o całym świecie pochłonięta zachwalaniem Gante chciałabym Was poinformować, że naprawdę starałam się zmieścić w jednym zwięzłym wpisie wszystko to co zapadło mi w pamięć ale cóż, prawda jest taka, że to jest ABSOLUTNIE niewykonalne. I to pod każdym względem. Nie umiem ograniczyć się do kilkunastu zdjęć i kilkudziesięciu zdań tak, aby ująć i pokazać w nich to, co sprawiło, że z zachwytu unosiłam się nad ziemią.
Lojalnie też uprzedzam, że jeśli chodzi o Gante to będzie to opowieść w odcinkach, dzisiaj zapraszam na pierwszą część. I będę używać nazwy Gante a nie polskiego tłumaczenia bo Gandawa i brzydko brzmi, i w ogóle mi do tego pięknego miasta nie pasuje.
Nasz spacer zaczęliśmy od targu staroci i jarmarku starych książek, później było śniadanie nad samą rzeką ze słońcem świecącym prosto w twarz, nie dającym kawie wystygnąć zbyt szybko. Widzicie te czarne parasole na zdjęciu poniżej? Kilka minut po zrobieniu tego zdjęcia siedzieliśmy pod jednym z nich. Po śniadaniu cały dzień szwędania się bez celu co nieustannie polecam jako najfajniejszą formę zwiedzania. A w tym wszystkim my - zrelaksowani, uśmiechnięci i zachwyceni, w dodatku tylko w cienkich bluzkach.
Jadąc do Belgii na liście zaplanowanych miast mieliśmy Brugię, Gante i Brukselę. Wyliczanka krótka ale imponująca patrząc na to, że jechaliśmy na cztery dni. Na pierwsze dwie noce nocleg mieliśmy pomiędzy dwoma pierwszymi miastami, kolejne dwie spędziliśmy już w belgijskiej stolicy. Na długo przed tym zanim Belgia za sprawą koncertu pojawiła się w moich podróżniczych planach wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek tam pojadę to w pierwszej kolejności do Brugii i Gante a jak zostanie czas to jeszcze do Brukseli. To właśnie te trzy miasta są najczęściej wymieniane jako najbardziej popularne belgijskie destynacje, słyszałam też opinie, że Brugia to jedno z najpiękniejszych europejskich miast.
I chociaż pierwszy dzień belgijskiego długiego weekendu spędziliśmy w Brugii, gnani rekomendacjami i dobrym słowem tych, którzy już tam byli, to nam bardziej spodobał się dzień drugi - w Gante. Brugia też jest przecudna ale to Gante bardziej nam się spodobało. Jest romantyczne i klimatyczne w mój ulubiony sposób. Ma kanały, mosty i stare pochylone od upływu czasu kamienice. Dodatkowo dopisała nam pogoda i było ciepło i słonecznie, miałam wrażenie, że jest lato. Śniadania i obiady jadaliśmy w restauracyjnych ogródkach, pod niebieskim niebem a tylko kolacje odcięci od świata dachem i murem.
Pisałam wielokrotnie o tym, że uwielbiam miasta poprzecinane kanałami. Już za sam ten fakt Gante miało u mnie wielkiego plusa jeszcze zanim osobiście przekonałam się, że kanały to tylko jedna z długiej listy zalet miasta. Nasza wizyta wypadła w niedzielę i pewnie w pełni sezonu byłoby to spore utrudnienie patrząc na wakacyjny i dodatkowo weekendowy tłok. Końcówka września rządzi się swoimi prawami i popularne, turystyczne destynacje są już na tyle luźne, że nie grozi tłum.
Dużo tutaj klimatycznych kawiarenek i sklepów z rękodziełem, łatwo też o ciekawy i oryginalny magnes do kolekcji oraz inną niebadziewną pamiątkę. Z łatwością też znaleźliśmy darmowe miejsce parkingowe dzięki miłemu panu i mojej imponującej znajomości języka francuskiego, którego się nigdy nie uczyłam i znam tylko kilka słów.
Gante jest stare i klimatyczne w moim ulubionym stylu, pięknie współgra tutaj architektura stworzona z kamieni, cegieł i bruku. Jeżeli nigdy jeszcze w Belgii nie byliście to stworzyłam Wam plan pobytu, Brugia, Gante i Bruksela i to wszystko w cztery dni 😊. A Gante polecam na niedzielę.
Mam nadzieję, że udało mi się zachęcić Was do odwiedzenia Gante a Ci, którzy już tam byli przypomnieli sobie jakie to jest piękne miasto. Kiepsko wychodzi mi wyliczanie zabytków, nieważne gdzie jestem. Skupiam się na uczuciach i odczuciach i staram się ukazać klimat miasta jako całości. Mam niestandardowe podejście jeśli chodzi o atrakcje turystyczne i dużo bardziej cenię sobie stare zakamarki i możliwość gubienia się i ciągłego odnajdywania w plątaninie starych ulic niż muzea i kościoły. Każdy lubi co innego, dla mnie pełnia szczęścia to plan zwiedzania tworzony spontanicznie a możliwość wtopienia się w otoczenie i podpatrywanie codzienności to najfajniejsze i najcenniejsze ze wszystkich wspomnień.
Uwielbiam to ostatnie zdjęcie bo zawiera wszystko to co w Gante najfajniejsze - zabytki architektury, brukowane ulice i mosty.