Podczas jednego z niedawnych burzowych popołudni, kiedy aura wykluczała jakąkolwiek aktywność, którą można wykonywać poza domem, zajęłam się tym, co w moim przypadku jest zarezerwowane dla jesieni i zabrałam się za porządki na dysku. Tym oto sposobem, albo nawet cudem, przypomniałam sobie, że rok temu, niemal dokładnie o tej porze, spędziłam jeden dzień w Poznaniu. Na dowód tego mam ogrom pięknych wspomnień ale również i kilkanaście równie pięknych zdjęć.
Bo dzień był cudny i słoneczny, otulony spokojem, jeden z tych, które zostają w pamięci na zawsze a nawet kiedy pamięć zacznie szwankować i jej miejsce zajmie chroniczna skleroza to zostaną kadry, które pobudzą najpiękniejsze ze wspomnień.
Wszystko zaczęło się od śniadania zjedzonego w słońcu w restauracji na jednej z klimatycznych ulic. A później to już było coraz lepiej i bardzo w naszym stylu, bo bez żadnego konkretnego planu na resztę dnia.
Chodziliśmy sobie zatem to tu, to tam, tu piwko, tam herbatka, wizyta w księgarni i nowa zakładka do kolekcji. Później obiad, znów piwko i kawa przy placyku a wszystko to przy akompaniamencie dźwięków typowych dla spokojnego, leniwego dnia, chociaż bywało, że w uszach rozbrzmiewał gwar. Ale gwar wolnego, letniego dnia ma całkiem inną, przyjaźniejszą od dni powszednich akustykę.
Na Rynku nie dało się zrobić zdjęć tak, żeby nie było widać placu budowy, w Poznaniu jednak nie ma to aż tak dużego znaczenia bo piękno miasta widać nawet zza ogrodzeń. Mnie to zupełnie nie przeszkadzało bo unosiłam się nad tym wszystkim niesiona podmuchem szczęścia ale zdaję sobie sprawę, że mieszkańcy mieli na ten temat odmienne zdanie.
Poznań to jedno z tych miast, gdzie nawet odpadający od kamienic tynk ma swój niepowtarzalny urok i jak dla mnie jest atrakcją turystyczną, nawet jak jest brzydko to jest ładnie. Ogólny klimat odczuwalny wśród starych ulic odciąga uwagę od architektonicznego zaniedbania a odgłos kroków słyszalny na bruku skutecznie zagłusza wołanie o renowację.
Całym sercem polecam wolny i pozbawiony konkretnego planu spacer jako formę zwiedzania chociaż muszę się Wam przyznać, że sama musiałam do takowych dorosnąć zatem jeśli nadal to praktykujecie, to Was rozumiem i rozgrzeszam. Kiedyś miałam w sobie niedający się niczym zaspokoić głód na nowe doznania i gdzieś tam na którymś ramieniu zawsze siedziała mi myśl, że coś mi umknie i czegoś nie zobaczę. Uspokoiłam się z czasem ale pewnie też z wiekiem i teraz miejsce myśli o tym, że zabraknie mi czasu zajęła radość z samego faktu, że przeżywam coś fajnego. To nowe nastawienie do podróżowania rozgościło się na dobre, leży sobie wygodnie niczym ja na łące, z trawą w ustach i mrużąc oczy wpatruje się w słońce.
Upływ czasu, a przecież minął rok, nie stępił ostrości moich poznańskich wrażeń i doznań, nadal uważam, że to jest jedno z moich ulubionych polskich a nawet europejskich miast, chociaż i tak nic nie przebije Trójmiasta. Starym miastom należy się uważność i powolność, pośpiech odbijający się echem kroków od naznaczonych historią murów w ogóle do tej scenerii nie pasuje. I właśnie tej powolności życzę Wam na koniec, rozsmakowujcie się w lecie i dobrodziejstwach, które ze sobą niesie, napychajcie kieszenie wspomnień pięknymi momentami i bądźcie bezwstydnie łakomi na duże ilości niezapomnianych wrażeń.