Nie płacz, że coś się skończyło. Ciesz się, że Ci się to przytrafiło. ( G.G. Márquez )

czwartek, 28 kwietnia 2022

Małe eksperymenty ze szczęściem

  Tytuł posta zaczerpnęłam z przeczytanej ostatnio książki ( mam nadzieję, że autor nie ma nic przeciwko ), którą swoją drogą gorąco Wam polecam. Ciepła, wzruszająca ale jednocześnie wesoła opowieść o życiu przemiłego starszego pana w holenderskim domu spokojnej starości. Trafiłam na nią przypadkiem i nawet kiedy już kupiłam to byłam trochę sceptycznie nastawiona. Chociaż myśli o starości póki co do siebie nie dopuszczam to jednak lektura książki sprawiła, że trochę cieplej myślę o tym co nieuchronne, aczkolwiek jakie mam szanse na to, że spędzę ostatnie lata życia w amsterdamskim domu seniora? No ale tak czy siak polecam bo to fajna książka, która rozgrzeje Wasze serca w te chłodne aczkolwiek wiosenne dni. Czytajcie w kolejności od lewej do prawej.

Eksperymentujemy ze szczęściem codziennie chociaż w kwestii uszczęśliwiaczy każdy ma swój zbiór niezmiennych i stałych pewników, poprawiających humor już samym faktem, że są. No ale bywa przecież i tak, że uszczęśliwiają nas nowe, nieznane dotąd rzeczy. Na przykład takie samochodowe opony. Nigdy, przenigdy w życiu nie myślałam, że tyle frajdy daje takie coś. Kiedy wracałam z warsztatu po ich wymianie to miałam wrażenie, że unoszę się nad ziemią albo sunę po ulicach bezszelestnie. Naprawdę czułam różnicę i było to doznanie z gatunku tych dobrych a przecież zwyczajnych zupełnie. W ogóle się tego po ogumieniu nie spodziewałam.


Albo takie dekielki na obiektyw, o! Dostałam jakiś czas temu dwa jako prezent z okazji braku okazji i powiem Wam, że możliwość ich przymocowania do aparatu żeby ich znów nie zgubić naprawdę odciąża głowę. Poprzednie dekielki z obu obiektywów zapodziałam i nawet nie wiem kiedy ani gdzie, co do jednego mam podejrzenia, że upadł mi gdzieś w litewski śnieg, ale wiecie, taki po kolana, którym cieszyłam się w grudniu. Najlepsze jest to, że tych nowych pilnuję jak oka w głowie w ogóle nie myśląc o tym, że są przecież przywiązane. Ale głowę mogę mieć spokojną bo teraz jak zgubię dekielek to od razu z aparatem 😀.

Wiecie, że jak ktoś się mnie pyta czy umiem coś, czego nigdy w życiu nie robiłam to ja zawsze ale to zawsze odpowiadam, że tak? Bo skąd niby ta pewność, że nie umiem nurkować, wspinać się po ściance wspinaczkowej albo jeździć quadem skoro nigdy wcześniej tego nie robiłam, zatem zakładam że umiem. Może to nurkowanie to akurat zły przykład bo głębokiej wody się boję i jakoś nie jestem sobie siebie wyobrazić kilka metrów pod wodą. I podobnie jest ze szczęściem, nigdy się nie dowiemy czy coś daje nam frajdę dopóki tego nie doświadczymy.

Co innego te uszczęśliwiające pewniki, te wszystkie fajne rzeczy wygładzające rysy twarzy już samym faktem, że są. Takie jak planowanie urlopu, zwłaszcza pierwszego po wiadomo czym a czego nazwy nie będę tu wymieniać żeby nie zanieczyścić wpisu. Co prawda zostały jeszcze prawie dwa miesiące ale już wiem, że będą to tygodnie pełne wyczekiwania i ekscytacji bo lecę zobaczyć kolejne miejsce z listy marzeń. Nie wiem czy używając słowa "lecę" nie igram z losem bo w ciągu minionych dwóch lat kilka razy tak leciałam a jak to się skończyło i gdzie wylądowałam to sami dobrze wiecie. Teraz nie dopuszczam do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak, żadne latające świnie, spadające meteoryty i piaski znad Sahary niech sobie niczego na przełom czerwca i lipca nie planują.

Wiecie co widzę, kiedy robię w myślach przegląd tego co mnie najbardziej uszczęśliwia? To, że jest tych rzeczy dużo i przeważają wśród nich drobiazgi, o które łatwo na codzień. Nie jestem w tym samouszczęśliwianiu się wybredna. Stojąc przy kuchennym oknie czekam w kuchni aż zrobi się poranne latte macchiato i nagle myk, biegną dwie wiewiórki. Zanim wstanę z łóżka proszę Alexę o włączenie ulubionego radia i od razu wstaję z przytupem bo jeden miły pan puszcza to co bardzo lubię. Na uratowanej spod śmietnika monsterze pojawia się kolejny dziurawy liść chociaż jak ją przyniosłam do domu to wyglądała żałośnie. Za radą koleżanki oberwałam wszystkie chore liście nie bardzo wierząc w to, że z takiego kikuta coś wyrośnie. A wyrosły cztery liście, a w zasadzie cztery i pół bo piąty w drodze. Zawsze cieszy mnie wizja czytania nowej książki. Wczoraj skończyłam jedną w drodze z pracy i końcówka podróży minęła mi na myśleniu, co czytać teraz. Perspektywa wyboru książki z kilkunastu, które kurier przyniósł mi kilka dni temu wywoływała szeroki uśmiech. Podobnie jak myślenie o ich szybkim przewąchaniu 😉.

Szczęście jest blisko, czasem jedynie w odległości dziesięciu minut samochodem od domu. Fajnie jest po krótkiej podróży wysiąść nad rzeką i usiąść w słońcu z książką i herbatą. Skoro plany na popołudnie i tak były czytelnicze to zdecydowanie lepiej robić to pod niebieskim niebem, nad wstęgą rzeki skrzącą się w słońcu.


Jak to mawiał jeden z bohaterów polecanych dzisiaj książek : carpe diem ale memento mori. I tak trzeba żyć zatem chyba lepiej żyć z całych sił, najlepiej jak się da, no nie?

czwartek, 21 kwietnia 2022

Między deszczem a deszczem, Wielki Piątek w małym mieście

Plany na Święta miałam zacne, które popsuć mogła jedynie pogoda, co oczywiście zrobiła. Do czwartku było słonecznie i cudnie a już w piątek wiadomo - chmury, szarość i deszcz, bynajmniej nie ciepły i wiosenny. Byłam tak zdesperowana i spragniona jednodniowych wycieczek, że na przekór pogodzie postanowiłam dopiąć swego i pojechać do kolejnego z ładnych miasteczek, które mamy niedaleko. 

 

Plön zachwalali mi wielokrotnie koledzy z pracy a rekonesans w internecie tylko potwierdził ich słowa. Klimatyczne miasteczko położone nad jeziorem o tej samej nazwie a nawet częściowo i na nim. Wokół tylko woda, lasy i zieleń a ścisłe centrum to plątanina uliczek w klimacie i stylu jaki wielbię od lat. Dużo przytulnej cegły i równie uroczego bruku, małe kawiarenki i restauracje, na szczęście pomimo wolnego od pracy dnia otwarte, i fajne sklepiki z pamiątkami, na nieszczęście zamknięte bo nie kupiliśmy magnesu, zakładki do książki ani naparstka dla Marty.



Jednym z najważniejszych zabytków miasta jest zamek, jeden z największych w północnej części Niemiec i co ciekawe jedyny położony na wzgórzu. Dawna rezydencja książąt Schleswig-Holstein została zbudowana w XVII w. podczas wojny trzydziestoletniej. Ma długą i ciekawą historię, niemniej interesujący jest też fakt, że w chwili obecnej jest siedzibą ośrodka kwalifikacyjno-szkoleniowego dla branży optometrii. Okularnicy zapewne dobrze kojarzą markę Fielmann, to ona jest właścicielem zamku w Plön.


Pomimo kiepskiej aury nie mogłam przejść obojętnie obok magnolii, które niestety zdecydowanie ładniej wyglądają na tle niebieskiego nieba.



Pamiętacie jak kilka akapitów wcześniej pisałam Wam o tym jak pięknie położone jest Plön? Dokładnie w połowie kwietnia sytuacja przedstawiała się tak jak powyżej i poniżej.


Na szczęście miasteczko jest niewielkie i na spacer wystarczyło nam akurat tyle czasu, żeby "wcisnąć" się między deszczem a deszczem. Jestem z siebie dumna, że ani razu nie wywróciłam się na mokrym od deszczu bruku co w moim przypadku jest warte odnotowania i zakrawa niemal na wielkanocny cud. 


W miejscach takie jak to zawsze mam wrażenie, że to taki trochę inny świat i na moment przeniosłam się do zupełnie innej rzeczywistości.


Niestety zawirowania pogodowe nie pozwoliły nam skorzystać z tej wycieczki tak jak byśmy chcieli i tak jak to było w planach. Samo Plön jest urocze i klimatyczne i bardzo nam się spodobało, nam jednak marzył się jeszcze niezmącony niczym, np. ulewnym deszczem, kontakt z przyrodą. Okolica oferuje wiele ciekawych form aktywnego spędzania czasu, można np. wypożyczyć rower wodny lub kajak i spędzić trochę czasu na wodzie. Ale nic to, wrócimy latem z namiotem, w okolicy aż się roi od pól namiotowych, to fajny pomysł na weekend poza domem.



Poniżej uroczy Urząd Miejski chociaż patrząc na wielkość stosowniejsze wydaje się zastosowanie słowa urzędzik.




Zanim rozpadało się na dobre my już siedzieliśmy w przytulnej kawiarni w towarzystwie dwóch czajniczków z herbatą i dwóch wielkich kawałków tortu. Do Plön mamy trochę ponad 100 km i najcudniejsze w podróży było to, że w obie strony prowadziłam ja, a to mnie zawsze uszczęśliwia. To jedna z moich radości życia - spokojna podróż samochodem z hiszpańskim radiem w tle. Zawsze wtedy towarzyszy mi myśl, że mogłabym tak jechać na koniec świata.



Bardzo mi się spodobał ten nasz dżdżysty, świąteczny dzień, chociaż wróciłam do domu z niedosytem. Wrócimy w pełni lata aby maksymalnie wykorzystać walory przyrodnicze jakie oferuje okolica bo w tym wszystkim brakowało mi przycupnięcia gdzieś na trawie i bezmyślnego i niespiesznego gapienia się w horyzont wyznaczony linią wody. A w słońcu jak wiadomo wszystko jest ładniejsze.

A jak Wam minęły Święta i te kilka dni po?

niedziela, 10 kwietnia 2022

Timmendorfer Strand - morze jest dobre na wszystko

Mam nadzieję, że powiedzenie "kiedy kwiecień deszczem plecie, to się maj wystroi w kwiecie" zawiera w sobie mądrość, prawdę i przeogromną szansę na to, że się spełnią zawarte w nim słowa. Chyba faktycznie ze mną źle skoro ratunku szukam nawet w porzekadłach no ale niestety pogoda jest o-krop-na i pomijając kilka naprawdę cudnych dni to jestem tą wiosną rozczarowana. Odżyłam bez puchowego płaszcza i owijania się szalikiem, w lekkich butach unosiłam się nad ziemią idąc po skąpanych w słońcu ulicach. Rowerowałam dużo i często, jeździłam nad rzekę z książką i herbatą gdzie bez najmniejszych nawet wyrzutów sumienia "marnotrawiłam" cały dzień. Niestety wróciła jesień i to w swojej najgorszej wersji, pada nieustannie już od kilku dni a ja jadąc do pracy znów widzę z okien pociągu ukryte pod wodą moje rowerowe szlaki.





Cieszę się, że kilka ciepłych i słonecznych dni wykorzystałam najlepiej jak się dało. Pamiętam doskonale moją radość z tego, że nadeszła wiosna i głębokie przekonanie, że tak ciepło będzie aż do lata, a latem to już w ogóle tropiki. Moja naiwność nie dopuszcza do siebie myśli, że w pogodzie nie ma nic pewnego o czym regularnie się przekonuję przez okrągły rok i wszystkie pory roku. Ale i tak nie mam nauczki.





W jeden z takich dni pojechaliśmy nad morze i teraz jak oglądam te zdjęcia to mam wrażenie, że to było wieki temu. Mam taki pogodowy jet lag bo po długich deszczowych tygodniach przyszła cudna, chociaż krótka wiosna, a po wiośnie znów ciemne dni skąpane w ciężkich kroplach. Zbyt szybko zapętliła się pogoda i cóż, trochę mnie tym supłem przydusiła 😀.




Pospacerowaliśmy po plaży i drewnianią kładką wśród wydm doszliśmy do punktu widokowego, z którego rozpościerał się widok na usypane z piasku pagórki, puchate niczym króliczki. Za linią drzew można było dostrzec taflę morza mieniącą się w słońcu. Było ciepło, spokojnie i miło i prawie w ogóle nie wiało. Oddychanie pełną piersią przychodziło z niebywałą łatwością a nadmorska bryza rozplątywała myśli poplątane zimowymi wichurami. Naprawdę wierzyłam, że tak już zostanie.




Pocieszająca jest myśl, że wiosna będzie tak czy siak a może taka wyczekiwana będzie piękniejsza niż zazwyczaj? Będziemy się cieszyć ciepłymi dniami ze zdwojoną mocą i pod niebieskim niebem szeroko rozkładać ramiona naiwnie wierząc, że możemy nimi objąć cały świat.


poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Baśniowa Brugia - tu króluje średniowiecze

 Śmiałym jak wiadomo sprzyja szczęście a tym obawiającym się, że mają mało czasu dla bloga sprzyja jak widać pogoda. Kilka dni temu napisałam o tym, że pierwsze ciepłe dni wiosny skutecznie odciągają moją uwagę od blogowania i oto proszę, wróciła zima i wszystko jest po staremu. Szkoda tylko, że już zdążyłam się przyzwyczaić do lżejszej garderoby i lekkich butów, zamknęłam w pojemniku czapkę, rękawiczki i szaliki, wyczyściłam i schowałam zimowe buty. Bo wszystko to na nic, jednego dnia poszłam spać wiosną a kolejnego obudziłam się białą zimą, zapewne tak jak większość z Was.


Co roku mam tak, że jak tylko zaczyna się robić cieplej to ja jestem pewna, że tak już zostanie. Teraz też pomyłam okna, zrobiłam generalne porządki na balkonie, włącznie z rozstawieniem krzeseł i stolika. Skorzystałam z tego dwa razy. Nad oknami nie ubolewam bo nawet jesienią i zimą myję je często i regularnie bo to uwielbiam. Muszę tylko przyznać, że teraz były brudniejsze niż zazwyczaj i zawsze rano byłam pewna, że jest gęsta mgła. Najbardziej mi żal życia na balkonie, no i wiadomo, roweru.



Nie myślałam, że w kwietniu będę musiała ogrzewać się w cieple wspomnień o późnowrześniowym belgijskim słońcu ale może ten powrót zimy to świetna okazja, żeby zabrać Was do Brugii. Wielokrotnie słyszałam, że Brugia to jedno z najładniejszych belgijskich miast a są nawet i tacy, którzy twierdzą, że i z europejskich. Negować tego nie będę bo faktycznie jest ładne ale moim belgijskim faworytem jest Gante, o czym pisałam TU. W Gante podoba mi się wszystko z wyjątkiem polskiej nazwy tego miasta, Gandawa jakoś nie może mi przejść przez klawiaturę.




Nieważne, które miejsce zajmuje Brugia w moim osobistym rankingu ulubionych europejskich miast bo najważniejsze jest, że bardzo mi się podobało. Wielokrotnie powtarzałam tutaj, że uwielbiam miasta poprzecinane kanałami bo mają w sobie coś takiego, co ciężko opisać. Klimat, którego próżno szukać gdziekolwiek indziej.



Brugię odwiedziliśmy w ostatnią sobotę września chociaż zdaję sobie sprawę, że pogoda na zdjęciach może wprowadzać w błąd bo było przecudnie. Ciepło, słonecznie, bezwietrznie, naszym nieodłącznym towarzyszem było niebo tak niebieskie, że ciężko było oderwać od niego wzrok. Przyjemna ilość turystów, brak tłoku i pomimo września cudny wakacyjny klimat. Pławiłam się w tych luksusach z wielką przyjemnością a poziom szczęścia podnosił fakt, że był to nasz pierwszy wyjazd po długiej przerwie spowodowanej kolejną falą sami wiecie czego.





Najstarsza i najbardziej popularna część Brugii jest urocza i klimatyczna no ale czy może być brzydko tam, gdzie zabudowę tworzą urocze domki, gdzie cegła miesza się z kamieniem, drewnem i kolorowymi okiennicami a wszystko to wśród kanałów i mostów?





Belgia to kolejny po Czechach kraj gdzie byłam piwoszką. Uwierzcie mi, że piwo kokosowe albo mocno wiśniowe polubią nawet Ci którzy tak jak ja na codzień wolą inne, zdecydowanie słodsze, trunki. 


Jeśli chodzi o podróżnicze wrażenia to Belgia szalenie pozytywnie mnie zaskoczyła, w czym duża zasługa również klimatycznej Brugii. Nie dziwię się urokowi jaki wywiera i wspomnieniom jakie po sobie pozostawia. Ma w sobie wiele z tego, co cenię i lubię w miastach gdzie zwykły spacer przenosi nas w inną rzeczywistość.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...