O tym, że w Alzacji było cudnie zapewne nie muszę nikogo przekonywać ale na wszelki wypadek dołączę do tego wpisu kilka cudnych kadrów, z dedykacją dla niedowiarków. Uwierzcie mi, że spędziłam kilka dni ( ale stanowczo za mało ) w architektonicznym i przyrodniczym raju. Pamiętając swoją własną reakcję na większość z odwiedzonych przez nas miejsc śmiem twierdzić, że określenie "piać z zachwytu" nie wzięło się znikąd, i może się wywodzić z Alzacji.
Dopisało nam wszystko, nawet z nawiązką zrealizowaliśmy zaplanowaną trasę zwiedzania, praktycznie nieustannie towarzyszyło nam słońce i niebieskie niebo, co doceniałam zwłaszcza wtedy, kiedy odczuwało się już jesienny ziąb. Spotkałam się z dawną blogową koleżanką i było nam razem tak fajnie, że spędziłyśmy wspólnie trzy kolejne wieczory. Świadomość, że można mieć taki fajny kontakt z osobą znaną jedynie z blogosfery otuliła mnie przyjemnym ciepłem i umocniła wiarę w to, że nie trzeba się znać żeby było fajnie i miło.
Pierwszy alzacki wieczór spędziliśmy w Strasburgu, na kolejnym, drugim już koncercie mojego ulubionego Francuza. O ludzie, jaki to był piękny, niesamowity, radosny i wzruszający czas! I chyba najcudniejszy koncert, na jakim byłam. Albo nie, wiecie co, z tego poprzedniego zdania wykreślcie chyba. Po pierwszym koncercie Christophe Maé wiedziałam, że na tym nie poprzestanę, po tym teraz również mam pewność, że będą kolejne. Już teraz wiem, że z kolejnej trasy koncertowej wybiorę sobie miejsce, w którym jeszcze nie byłam, choćby to był nawet koniec świata, i pojadę przeżyć niezapomniane muzyczne chwile.
Poza tym było fantastycznie o czym mam nadzieję przekonacie się w najbliższych wpisach. Odwiedziliśmy Strasburg, Colmar, Eguisheim, Bergheim, Ribeauville i Riquewihr zanurzając się z wielką rozkoszą w klimacie jak z baśni, jechaliśmy słynnym szlakiem win, byliśmy na degustacji tegoż trunku, jedno z nas jadło po raz pierwszy ślimaki ( nie ja ), drugie opychało się pysznymi bezami wielkimi niemal tak jak bochenki chleba ( ja ). Dostaliśmy mandat za parkowanie w niedozwolonym miejscu i teraz się zastanawiamy, czy zapłacić. Jedno z nas twierdzi, że nie ( nie ja ), a drugie, że tak ( ja ), bo oczami wyobraźni widzę jak nas kiedyś aresztują za to, że wisimy Francji 35 euro.
Od powrotu niemal codziennie sama do siebie biadolę, że nie umiem się zabrać do pisania bo w temacie natchnienia posucha a wczoraj usiadłam ot tak i sami zobaczcie jaki elaborat. Ale już kończę, szczegóły pobytu w Alzacji niebawem, nie miejcie wyrzutów sumienia jeśli nie wytrwaliście do końca bo ta moja spontaniczna zbieranina emocji i przemyśleń wymknęła mi się trochę spod kontroli.
Ejjj, u Was też tak paskudnie, zimno, szaro, mokro, ponuro, wietrznie, ciemno i źle? Sezon narzekania na jesień oficjalnie uważam za otwarty, nie żałujcie sobie.