Wracając z portugalskiej majówki, oprócz ogromu pięknych wspomnień przywieźliśmy ze sobą niedosyt i jeden niezrealizowany plan - Algarve. Pomimo tego, że udało nam się zobaczyć bardzo dużo i jeszcze po drodze odwiedziliśmy dwa miejsca spontanicznie to i tak nie starczyło czasu na wszystko. Pierwotny plan, jak się okazało bardzo optymistyczny, zakładał trasę z Porto do Algarve, zwiedzając po drodze to co było w planach, po czym powrót do Porto skąd mieliśmy samolot, już bez zatrzymywania się na zwiedzanie.
Wszystko szło świetnie a nawet lepiej aż do Lizbony. Tam uzmysłowiliśmy sobie, że dalsza trasa nie ma sensu z dwóch powodów - pierwszy to taki, że Lizbonę trzeba poznawać powoli a my przeznaczyliśmy na nią tylko dwa dni. Drugim powodem był deszcz a prognozy na najbliższe dni wyglądały podobnie dla południa kraju i raczej nie napawały optymizmem. I chociaż bardzo mi na Algarve zależało to nie wyobrażałam sobie spacerów tym pięknym nabrzeżem w zimnie, deszczu i mgle.
Jedząc pastéis de nata podjęliśmy decyzję, że naszą podróż kończymy w Lizbonie, pomimo deszczu wykorzystując te dwa dni najlepiej jak się da. W tym samym czasie dostaliśmy informację o odwołaniu naszego lotu a zamiana go na najbliższy dostępny, czyli dwa dni później, pozwoliła nam zostać w Lizbonie jeden dzień dłużej.
Niemniej jednak myśl o Algarve towarzyszyła mi często i regularnie, podsycana rozmowami z jedną z blogowych koleżanek, która miała Algarve w urlopowych planach na październik. Niewiele myśląc sprawdziłam loty w tym samym czasie a bardzo miłe dla oka i portfela ceny sprawiły, że kupiłam bilety. Dokładnie tydzień po powrocie z Portugalii miałam kupione bilety na powrót tam w październiku. Do Algarve, miejsca z marzeń, co do którego miałam pewność, że to miejsce mnie zachwyci. Tak się stało a blogowa koleżanka MARTA przestała być tylko wirtualna. Z czego bardzo się cieszę bo było fantastycznie a ja dawno się tak nie uśmiałam. Miałyśmy się spotkać z kwietniu w Holandii ale Świat stanął na głowie i póki co trwa w tej pozycji.
Cieszę się, że byliśmy w Algarve w październiku. Z domu wychodziliśmy w puchowych kurtkach, które w Portugalii zamieniliśmy na koszulki z krótkim rękawem. Było cudownie ciepło i słonecznie a ja szalenie się ucieszyłam jak poczułam na gołych nogach słońce i leciutki wiatr. Mam świadomość, że w sezonie wszystko wygląda inaczej, a piękno tych plaż jest przysłonięte ręcznikami, parasolami i leżakami. My mieliśmy ten zaszczyt, że mogliśmy dostrzec w Algarve tę bardziej naturalną wersję, bo raczej wyludnioną ale jednak słoneczną i ciepłą.
Kiedyś pisałam o najpiękniejszych plażach na których miałam szczęście być ( chętnych zapraszam TUTAJ ). Jeżeli kiedyś napiszę o tym raz jeszcze to przygotujcie się, że wybrzeże Algarve będzie jednym z głównych bohaterów. Bo tam jest niewyobrażalnie pięknie. Zdjęcia to tylko mała kropla w morzu doznań, wrażeń i zachwytów a żeby naprawdę poczuć jak tam jest to trzeba tam być. Na żywo, kiedy słychać szum oceanu a słońce ozłaca krajobraz ciepłą barwą, tam, w Algarve, dzieją się cuda.
W Algarve widziałam jedne z najpiękniejszych plażowych krajobrazów a jeśli chodzi o fantazyjne i zachwycające klify oraz formacje skalne to chyba nigdzie nie było piękniej. Może i te wszystkie rajskie plaże z palmami, białym piaskiem i błękitną wodą powalają na kolana, ale jednak w większości przypadków są monotonne i przynajmniej na pierwszy rzut oka bardzo do siebie podobne. A Algarve pobudza wyobraźnię i zachwyca krajobrazami, które pomimo tego, że wyglądają podobnie to uwierzcie mi, naprawdę takie nie są. Co plaża to inne doznania i wrażenia.
Mam to szczęście, że widziałam w swoim życiu wiele pięknych i wyjątkowych miejsc co doceniam teraz jeszcze bardziej. W październiku do listy podróżniczych hitów szturmem dołączyło Algarve i na liście ulubieńców plasuje się bardzo wysoko. Jedyne, nad czym ubolewam to ograniczenie czasowe bo polecieliśmy do Algarve w sobotę późno wieczorem a we wtorek wieczorem wracaliśmy już do domu. I tak udało nam się zobaczyć całkiem sporo, szkoda tylko że w tempie dalekim od tego, jakie lubię. Nie wpływa to jakoś specjalnie na moje wrażenia stamtąd bo wiem, że jeszcze kiedyś tam wrócę i pozachwycam się każdą z plaż po swojemu i w trochę wolniejszym tempie.
Wybrzeże Algarve jest przepiękne, wiatr znad oceanu i sam ocean stworzyły przyrodnicze cuda. Kiedy byłam dzieckiem to miałam w głowie dwa wyobrażenia zagarnicy - pierwsze, to wszędzie palmy, a drugie to nadmorskie formacje skalne i skaliste wybrzeża nad piękną i czystą lazurową wodą. Fascynacja do palm już mi przeszła ale ten drugi obraz zagranicy nie znudzi mi się nigdy i nawet gdybym była na wszystkich najpiękniejszych plażach świata to nigdy nie będę miała dość.
Marzyłam o Algarve od dawna, w ogóle Portugalia to długo był taki mój podróżniczy "wyrzut sumienia". Cały czas myślałam o podróży tam i na tym myśleniu się kończyło, bo urlopy spędzałam gdzie indziej. Nawet nie będąc tam byłam pewna, że to jest piękny i ciekawy kraj a wszystkie internetowe artykuły i zdjęcia tylko mnie w tej pewności utwierdzały. Poleciałam i "przepadłam" a po pół roku wróciłam tylko po to, żeby umocnić moje uczucia jeszcze bardziej. A wszystko zaczęło się w Porto, od widoku na miasto z mostu Luisa I.
To był piękny czas, który przede wszystkim zaowocował nowymi przyjaźniami. Marta, jeżeli to czytasz to wiedz, że niezmiernie się cieszę z naszego spotkania i z tego, że pomimo dzielących nas granic ( teraz zamkniętych ) mamy ze sobą kontakt. Wiem, że jak nasza codzienność wróci do normy to sobie odbijemy te wszystkie utracone w panującej sytuacji podróże. Może i nie spotkamy się w tym roku w Amsterdamie, ale spotkamy się w następnym, a do tego czasu może gdzieś indziej jeszcze... Proponuję u nas :).
* * *
Powinnam być teraz w samolocie do Brukseli, gdzie w programie wyjazdu, oprócz zwiedzania belgijskiej stolicy i okolic, był długo wyczekiwany koncert. Los, mistrz w robieniu niespodzianek, chciał inaczej i pomimo tego, że koncert został przeniesiony na pierwszy weekend września to podchodzę do tego sceptycznie. Chociaż wśród całej gamy uczuć na prowadzenie wysuwają się te napawające mnie spokojem, optymizmem i wiarą, że do września wszystko będzie po staremu, to jednak gdzieś tam między nimi pojawia się niepokój w towarzystwie wątpliwości. Jednak los to los a ostatnie tygodnie pokazały nam, że absolutnie niczego nie możemy być pewni. Bo kto z nas mógłby się spodziewać, że najzwyklejsze wyjście z domu będzie przywilejem...