Werona swoją sławę zawdzięcza Szekspirowi i jego miłosnemu dramatowi z zakończeniem, któremu daleko do happy endu, a który znamy wszyscy. Nie trzeba czytać dzieł Szekspira żeby znać Romea i Julię bo ich historię znają chyba wszyscy. To właśnie dwa zwaśnione rody Capuletti i Montecchi rozsławiły Weronę, która była tłem tej miłosnej historii.
Zakładać się nie będę bo hazardzistka ze mnie żadna ale jestem przekonana, że gdyby nie Romeo i Julia Werona nie byłaby tak znana ani tak bardzo oblegana przez turystów. Bo jeśli chodzi o atrakcyjność to miastem jest raczej średnim i na tle innych włoskich miast, które miałam szczęście odwiedzić wypada raczej słabo.
Myślę, że tak jak większość przyjezdnych także i my pierwsze kroki skierowaliśmy pod balkon. Ten od Julii. Najpierw jednak było śniadanie i w moim przypadku Aperol Spritz zamiast włoskiej kawy. Podczas pierwszego pobytu we Włoszech pizza na śniadanie wydawała mi się awangardą. Jak zatem można określić koktail alkoholowy jako część śniadania? Lepiej skończę te wspominki bo na swoim koncie mam jeszcze szklankę zimnego Martini do śniadania w Porto. A ja generalnie rzadko piję alkohol.
Na dziedzińcu pod balkonem ścisk i tłok a chętnych do dotknięcia piersi Julii ( co podobno przynosi szczęście w miłości ) sporo.
To nie jest tak, że Werona jest brzydka. Poprostu brakuje jej "tego czegoś" co przyciąga uwagę i wyróżnia ją spośród innych włoskich miast. A sam balkon to za mało. Mimo wszystko podczas spaceru udało nam się dojść do kilku ładnych i ciekawych miejsc oraz urokliwych uliczek. Jednym z nich jest Palazzo della Ragione.
Najstarszym zabytkiem z czasów rzymskich jest rzymski amfiteatr będący np. siedzibą odbywającego się latem Festiwalu Szekspirowskiego oraz oper i sztuk teatralnych. Piazza Bra, na której się znajduje to jeden z obowiązkowych punktów zwiedzania miasta.
Jednym z miejsc w Weronie, które najbardziej mnie zachwyciło jest Piazza dei Signori, nazywana również Placem Dantego za sprawą stojącego tu pomnika tego włoskiego poety i filozofa. Plac otoczony jest ślicznymi pastelowymi kamienicami, arkadami i licznymi kawiarenkami we włoskim stylu.
Zdaję sobie sprawę, że na zdjęciach Werona wygląda naprawdę ładnie. W rzeczywistości też jest miła dla oka. Możliwe, że problemem jestem ja i najzwyczajniej w świecie miałam wobec niej większe oczekiwania a prawda jest taka, że trochę mnie Werona rozczarowała. A mnie raczej łatwo uszczęśliwić bo wobec podróży nie mam zbyt wysokich wymagań i każda podróż mnie cieszy. Tutaj brakowało mi tego charakterystycznego włoskiego klimatu chociaż śliczne małe balkoniki oraz drewniane okiennice występowały dosyć często, ku mojej wielkiej radości.
Przez Weronę przepływa rzeka Adyga. Warto tak ułożyć trasę zwiedzania miasta żeby przejść się chociaż kawałek wzdłuż rzeki bo nabrzeże Adygi jest jedną z najładniejszych części miasta.
Niestety nie starczyło nam czasu na widoczne poniżej wzgórze i zamek św. Piotra. Trochę też odstraszyły nas gromadzące się nad zamkiem ciemne chmury.
Apetyt rośnie w miarę zwiedzania i wraz z liczbą odwiedzonych miejsc zmieniają się nasze oczekiwania. Chociaż w sumie nie wiem czy to działa właśnie tak bo Stonehenge rozczarowało mnie w momencie, zanim rozkręciłam się podróżniczo, kiedy świata widziałam niewiele a moje oczekiwania wobec niego miałam raczej niskie. Może poprostu Werona nie do końca wpasowuje się w moje podróżnicze gusta chociaż Włochy jako kraj oceniam wysoko i należą do moich europejskich faworytów.
Sława Werony sprawiła, że możliwe iż całkiem niesłusznie miałam wobec niej większe oczekiwania. Nie można jej zarzucić braku uroku bo spacer plątaniną krętych uliczek ukrytych wśród kościołów i kamienic niewątpliwie był przyjemnością. Najwięcej turystów odwiedza dom Julii, możliwe, że są też i tacy, którzy przyjeżdżają do Werony tylko po to. Na dziedzińcu pod balkonem panował niezły tłok ale na szczęście na wielu uliczkach i placach było spokojnie i cicho a bywało i tak, że oprócz nas nie było nikogo. I to był zdecydowany plus.
Werona była jednym z ostatnich punktów naszych włoskich wakacji. Wcześniej byliśmy w Wenecji, w Burano no i przede wszystkim w Dolomitach a z taką mieszanką ciężko konkurować. Może też dlatego nasze wrażenia są średnie i dalekie od zachwytów. Przez cały pobyt zachwycaliśmy się tak bardzo i z tak dużą częstotliwością, że nasze oczekiwania wobec Werony osiągnęły trochę inny, zdecydowanie wyższy poziom i ciężko było im sprostać.