Zanim zajesieniło się na dobre udało nam się wyskoczyć na kilka dni na Litwę. Głównym powodem była rodzinna uroczystość ale w tym wszystkim udało nam się znaleźć czas na krótsze i dłuższe wędrówki, na grzybobranie i na spontaniczną decyzję okrążenia jeziora. Jedną z takich przygód był zamek w Trokach, który do tej pory widziałam jedynie w pełni lata. Jesienna wersja spodobała mi się równie mocno, zwłaszcza otaczające zamek jezioro. Pogoda była cudowna a niebieskie niebo i słońce to było najlepsze towarzystwo jakie mogliśmy sobie wymarzyć. Co prawda miałam nadzieję, że jesiennych barw będzie i więcej, i będą w intensywniejszych barwach no ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Wiem, że może na niektórych zdjęciach tego nie widać ale musicie mi uwierzyć na słowo, że naprawdę na czas naszego pobytu rozpogodziło się i było przemiło. Te zdjęcia z szarymi chmurami są z początku spaceru, było jeszcze dosyć wcześnie, później było już coraz cudowniej, aż do niezapomnianego wieczoru w Wilnie, kolacji w podziemiach i spaceru po mieście.
Ponieważ oczywiście mój raz działający a raz nie obiektyw ma świetne wyczucie czasu to akurat w Trokach nie działał. Dopóki nie zgrałam tych zdjęć na laptopa w ogóle tego braku ostrości nie widziałam zatem umówmy się, że też tego nie widzicie ok? A nawet jeśli widzicie, to mi o tym nie piszcie 😊. Wiecznie odkładałam pójście w fotografii o krok dalej i częstsze używanie trybu manualnego to teraz mam. Mam też dylemat co zrobić z aparatem. Mam go już prawie osiem lat ale pomijając teraz ten wyskok z obiektywem to nic mu nie mogę zarzucić. Dzielnie znosi moje wojaże, przygody i brak szacunku. Pomimo tego, że mam do niego fajową, seledynową torbę to i tak najczęściej trzymam go w plecaku, bo jak to tak i torba, i plecak? Bywa i tak, że noszę go w materiałowej torbie. O obiektywy rzecz jasna też nie dbam, noszę je w skarpecie frotte, mają na sobie kurz z kambodżańskiego pustkowia, które przemierzalismy skuterem, piasek z jordańskiej pustyni, kurz i pył z odwiedzanych miast i wiele innych "skarbów", zatem co się dziwić, że nie działa. Czasem jednak pojawia się myśl, żeby może kupić już coś innego, nowszego. Ale zaraz za nią przychodzi żal, że może jednak szkoda bo przecież sam aparat działa świetnie i problem mam jedynie z obiektywem. Zatem może oddam tylko do naprawy obiektyw ale co jak się okaże, że naprawa kosztuje prawie tyle co aparat? To wtedy kupić inny aparat czy może tylko nowy obiektyw? Sami widzicie, łatwo nie jest 😊. Chociaż osobiście chyba jednak przeważa myśl, żeby kupić nowy obiektyw bo przecież aparat jest ok i działa świetnie. Mam do niego sentyment bo nie dość, że był spełnieniem moich marzeń to jeszcze towarzyszył mi w tych najbardziej wymarzonych podróżach.
Po spacerze tradycyjnie poszliśmy na kibinai, co myślę jest obowiązkowym punktem wizyty w Trokach, jestem niemal pewna, że wszyscy kończą tak jak my. Już chciałam pisać, że tradycyjnie nie mam zdjęcia ale przypomniałam sobie, że tego dnia stał się mały cud bo zdążyłam udokumentować fakt, że jadłam. Zrobiłam zdjęcie zanim jak zwykle w swoim obżarstwie rzuciłam się na jedzenie, obok tego wyjątkowego wydarzenia nie mogę przejść obojętnie. Popiłam to wszystko grzanym winem, poklepałam się po brzuchu i byłam gotowa na powrót do Wilna.