Czytam, więc jestem, uwielbiam się przemieszczać, i nie ważne czy samolotem, czy rowerem,zapamiętywać chcę - sercem i aparatem, a żyć nie mogę bez książek, podróży, roweru, spacerów, rozmów i moich licznych pasji. Dzięki hektolitrom herbat wszelakich wypijanych codziennie trzymam się jakoś w pionie:)

W razie pytań lub chęci kontaktu: malamo@op.pl :)

Warto przeczytać


5/09
2025

Zawsze marzyłam o lslandii

 a teraz, no kurde no, teraz ją sobie wspominam. Uwierzenie w to, że minione dni wydarzyły się naprawdę a nie, że tylko mi się przyśniły, przychodzi mi jeszcze z lekkim trudem. Na oswojenie się z myślą, że właśnie dopisałam Islandię do listy odwiedzonych krajów, potrzebuję jeszcze trochę czasu, podobnie jak na to, żeby poukładać sobie w głowie i w sercu wszystko to, co przeżyłam na tej oszałamiająco pięknej wyspie. 



 Czy może być dla Islandii lepsza rekomendacja niż to, że już drugiego dnia licznik łez wylanych przeze mnie na widok pięknych miejsc pokazywał trzy a przez cały pobyt regularnie szkliły mi się oczy? Bo jak powstrzymać łzy w momencie kiedy jadę sobie przez dziki, zachwycający krajobraz, nad głową mam słońce, niebieskie niebo, białe obłoczki tak idealne jakby były wycięte z chmurkowego szablonu, na horyzoncie widzę szczyty gór, po obu stronach drogi mam wodę a w tej wodzie widzę główkę foki? Nie jestem uczuciową twardzielką a piękne widoki zawsze mnie wzruszają, podobnie jak świadomość szczęścia jakie mam mogąc te widoki podziwiać. 




 Przywiozłam ze sobą 1100 zdjęć, wszystkie przepiękne, pomimo prób nie byłam w stanie odłożyć aparatu. Islandia powala na kolana widokami i robi to bezlitośnie, jest piękna na każdym kroku. Do tego stopnia zrobiła na mnie wrażenie, że starałam się rzadziej mrugać z obawy żeby czegoś nie przeoczyć. Mnóstwo dzikiej przestrzeni, wodospady, góry, wulkany, kratery, gejzery, lodowce i konie, które same podchodziły się przytulić. A setki kilometrów malowniczych dróg sprawiały, że podróż po Islandii była przygodą samą w sobie i nigdy nie było nudno.



 Na zwiedzenie Islandii wybraliśmy najbardziej chyba popularny sposób, będący jednocześnie najfajniejszą przygodą - spaliśmy w samochodzie na polach kempingowych. Nasz środek transportu był dla nas jednocześnie salonem, sypialnią, spiżarnią i szafą. I chociaż dopóki samemu się tego nie spróbuje takie życie może się wydawać nieco problematyczne to uwierzcie mi, że nic a nic nie żałuję i za nic w świecie bym tej decyzji nie zmieniła. To była niezapomniana przygoda!

 My tu sobie gadu gadu a ja jeszcze nie wspomniałam o pogodzie, która zasługuje na moje najwyższe słowa uznania. Końcówka sierpnia i początek września nie zostawiały złudzeń, że kapryśnia islandzka aura zaskoczy nas słońcem i ciepłem. Ale zaskoczyła! Już odbierając samochód usłyszeliśmy, że udało nam się wstrzelić w przepiękną pogodę ale podchodziliśmy do tego sceptycznie. Ale ludzie w wypożyczalni mieli rację bo codziennie mieliśmy słońce i naprawdę wspaniałą aurę; ulewę przeżyliśmy raz ale akurat jechaliśmy z miejsca na miejsce zatem spędziliśmy ją w samochodzie. Miałam świadomość, że pogoda na Islandii jest loterią i potrafi zmienić się w ciągu chwili, jednak nam sprzyjała niemal nieprzerwanie. Przez ostatnie dni mieliśmy szansę przekonać się jak wieje ten silny, słynny islandzki wiatr ale w ogóle mi on nie przeszkadzał, bo miałam nadzieję, że go doświadczę, to było jedno z moich "dziwnych" islandzkich marzeń. Na szczęście temu wiatrowi towarzyszyło - a jakże - ciepłe chociaż przecież islandzkie słońce, a nie od dzisiaj wiadomo, że w słońcu wszystko jest lepsze i łatwiejsze do zniesienia.




 W samolocie powrotnym do domu próbowałam wybrać najpiękniejsze wśród tych wszystkich przecudownych miejsc, w których zostawiłam ślady stóp, i jak tylko wybrałam ulubieńca to przypominałam sobie o kolejnym miejscu, w którym byłam, i dylemat zaczynał się od nowa. Ale wiecie co? Chyba najczęściej wracam myślami do lodowców, które jeszcze kilka dni temu były dla mnie lądem nieodkrytym a kojarzyły się z magią i niesamowitymi uczuciami towarzyszącymi w moich wyobrażeniach lotowi w kosmos. Nie wiem skąd mi się to wzięło ale lodowce zawsze rozpalały moją wyobraźnię, może dlatego, że aż do wakacji na Islandii żadnego nie widziałam, nie dotykałam ani na żadnym nie postawiłam stóp?


 Jakby było mało tych wszystkich cudowności, wspaniałych chwil i momentów wzruszeń to jeszcze ostatniej nocy spełniło się to, o czym w najśmielszych marzeniach nie śniłam - pierwsza zorza polarna w życiu! Nawet teraz jak to piszę to mam ciarki i pociągam nosem ( i to nie tylko dlatego, że do domu wróciłam z katarem ). No sami powiedzcie jak ja mam wspominać Islandię nie pochlipując sobie cichutko? Ta niesamowita, zaskakująca i zdumiewająca wyspa spełniła moje marzenie o lodowcu, spacerze po kraterze wulkanu i o zorzy, którą byłam nastawiona zobaczyć kiedyś tam. Nigdy, przenigdy nie pomyślałam, że Islandia oferuje mi nocny spektakl, którego nie będę umiała opisać słowami bo tego nawet taka gaduła jak ja nie umie opowiedzieć.



 I chociaż mam nadzieję, że ta pierwsza zorza polarna będzie pierwszą z wielu to i tak nigdy, przenigdy jej nie zapomnę.



 Jestem przezachwycona wszystkim, nie było najmniejszej nawet rzeczy, którą bym w tym wyjeździe zmieniła albo która mi się nie spodobała. Nawet załatwianie najważniejszych potrzeb nie kiedy się chce ale kiedy jest ku temu okazja, było frajdą 😀.  Wielbię przyrodę całym sercem, jestem wielką fanką tego, co stworzyła natura a Islandia wyróżnia się wśród wielu miejsc, w których byłam tym, że większość tego kraju można nadal podziwiać w niezmienionej przez człowieka wersji. Z przyjemnością zwiedzam miasta, zachwycam się architekturą i budowlami znanymi na cały świat ale nic nie robi na mnie takiego wrażenia, jak widok tego, co stworzyła natura. Gdybym została postawiona przed wyborem, czy do końca życia chcę zwiedzać miasta czy wałęsać się podziwiając naturalne piękno naszej planety to bez wahania wcisnęłabym guzik z napisem "dzicz". Nie ma nic piękniejszego niż góry, lasy, wodospady, rzeki, morza, plaże, łąki i pustynie. W starciu z naturą nie mają szans najzdolniejsi nawet architekci.

 Pisząc o wszystkim tym, co mnie spotkało fajnego na Islandii, nie mogę nie wspomnieć o towarzystwie, z którym współdzieliliśmy tę jedną z przygód życia. W sumie to od towarzystwa powinnam zacząć no ale niech już będzie tak jak jest. Jeżykom bardzo dziękuję za towarzystwo, zabranie w wiele pięknych miejsc, wypatrywanie zorzy, ratowanie życia przedłużaczem oraz ogarnianie miejsc noclegowych. Obiecuję, że następnym razem będziemy w tym temacie bardziej pomocni, jakieś już przecież doświadczenie w tym temacie jest, nie zawahamy się go użyć podczas kolejnej samochodowej podróży. Bardzo się cieszę, że to z Wami mogłam dzielić ekscytację na widok pierwszego w życiu lodowca i pierwszej zorzy polarnej, póki co najpiękniejszej jaką widziałam. A najbardziej uszczęśliwia mnie myśl, że była to już nasza czwarta wspólna przygoda, kolejna będzie małym jubileuszem, trzeba na nią wybrać najbardziej szałowe z miejsc.

 No dobra, żarty się skończyły, zaczął się wrzesień, dobrze wiemy co to oznacza. Na Islandię poleciałam w sierpniu, wróciłam we wrześniu a w międzyczasie pojawiły się w sklepach świąteczne pierniki. Nie jestem na te zmiany gotowa ale jednocześnie jak chyba nigdy wcześniej nie przeraża mnie myśl o jesieni, bez płaczu przewróciłam dzisiaj kartkę w kalendarzu na tę pokazującą wrzesień. Idzie nowe a ja mam przeczucie, że tej jesieni będą się działy same dobre rzeczy.

 Wam również życzę udanego września, skąpanego w słońcu i w ogromnej ilości dobrych, wartościowych chwil. Piękniej wrześniowej codzienności.



Komentarze