Nie płacz, że coś się skończyło. Ciesz się, że Ci się to przytrafiło. ( G.G. Márquez )

czwartek, 16 maja 2024

Omiš. Nigdzie nie było tak pięknie jak tu

 Jeszcze na dobre nie ochłonęłam po chorwackich wakacjach a niedługo wyruszam na kolejne, na myśl o których czuję taką ekscytację, że głowa mała. No ale póki co zapraszam Was do Omiš, miasteczka, które jeśli chodzi o Chorwację najbardziej mnie zachwyciło. A zachwyt ten był zwielokrotniony przez fakt, że był niespodzianką bo, jeśli mam być szczera, miał być tylko miejscem noclegowym podczas pobytu w Splicie. Z internetu wiedziałam, że będzie ładnie, że będziemy mieć piękny widok z balkonu i plażę w odległości kilku kroków. Ale to, co zobaczyłam o poranku zachwyciło mnie tak bardzo, bardzo, bardzo, że nawet teraz jak o tym piszę mam gęsią skórkę, która nie jest spowodowana zimnem bo u mnie upał.

Do Omiš przyjechaliśmy późnym wieczorem, miasto otulała już nocna ciemność i pomimo tego, że zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem nad morzem i gdzieś tam w pobliżu są jakieś góry to to, co zobaczyłam wcisnęło mnie w balkon, na którym stałam. Nie wiedziałam czy mam patrzeć, czy biec po aparat, czy może skakać z zachwytu zatem wybrałam najbliższą mi opcję, tę ostatnią.



Przed sobą miałam morze, rozciągnięte na całej linii horyzontu, a za sobą góry. O matko, ale to była uczta dla serca! Naciągnęłam tylko bluzę na piżamę, chwyciłam aparat i zmusiłam najbliższą sercu osobę żeby mi towarzyszyła. Celem była plaża, którą mieliśmy koło domu i na której jak się okazało byliśmy jedynymi osobami. Niemalże piałam z zachwytu a kiedy w końcu po zrobieniu miliarda zdjęć usiadłam sobie na brzegu stwierdziłam, że mogłabym spędzić tak cały dzień.



To również tego poranka sama sobie obiecałam, że wrócę kiedyś od Omiš tylko po to, żeby czytać na plaży, maleńkiej, kamienistej ale bardzo klimatycznej. Co komu przeszkadzają kamienie wbijające się w pośladki skoro gdzie okiem sięgnąć widać takie cuda, że ciężko je ogarnąć i wzrokiem, i rozumem.


Po tym cudownym poranku, jednym z najpiękniejszych w całym urlopie, pojechaliśmy do miasteczka na śniadanie i tam umarłam z zachwytu po raz drugi. Wszystko to, co wczoraj schowane było w ciemności nocy objawiło nam się dzisiaj niczym przyrodniczy cud. 



Czy Wy to widzicie? Zachwyca Was to tak samo jak mnie? W jednej sekundzie przestałam czuć głód, a jeść uwielbiam, straciłam ochotę na zimną kawę w jakimś cudownym miejscu wśród kamiennych murów, zapomniałam o magnesie do kolekcji bo jedyne czego pragnęłam to żeby świat i codzienność zostawiły mnie w spokoju i pozwoliły stać tu gdzie stoję, najlepiej do końca świata.



Omiš jest przewspaniały, miasteczko wciśnięte jest między morze a góry ale o tym napiszę w przyszłości. Dzisiaj nie miałam innego wyjścia jak tylko skupić się na tym co mi się tutaj najbardziej podobało bo gdybym zawarła wszystko w jednym wpisie tworzyłabym go w nieskończoność a Wy podczas czytania nigdy nie dotrwali do końca. Połączenie morza i gór zachwyca mnie nie od dzisiaj ale w Omiš ten zachwyt występował w zwielokrotnionej formie. Intensywność pięknych wrażeń stawia Omiš w czołówce najpiękniejszych miasteczek, w jakich byłam, chociaż regularnie bliska jestem stwierdzeniu, że nigdzie nie było tak cudnie jak tu...

piątek, 10 maja 2024

Chorwacja. Zakochanie bez pamięci

 Siedząc na lotnisku w Zadarze i czekając na lot powrotny do domu robiłam dwie rzeczy. W sumie trzy jeśli liczyć tęsknotę za krajem którego nawet jeszcze nie zdążyłam opuścić - domyślacie się zatem co ze mną zrobiła Chorwacja. Tęskniłam,  szkicowałam w myślach plan powrotu najszybciej jak się da, chociażby na trzy dni, no i co za tym idzie szukałam atrakcyjnych cenowo lotów bo ja moi mili zakochałam się w Chorwacji bez pamięci. Chorwackie wspominki chciałam zacząć od miejsca, w którym podobało mi się najbardziej ale sprawa wygląda tak, że wszędzie ale to absolutnie wszędzie, było cudnie. Zacznę zatem od wszystkiego a rozdrabniać będę się w kolejnych wpisach. 

Nawiązując jeszcze do wspomnianej powyżej miłości, nie tylko do Chorwacji ale miłości w ogóle, sprawa wygląda tak, że z ostatniego urlopu wróciłam jako narzeczona. Wielkie nieba, trochę w to jeszcze nie wierzę ale jest jak jest 😉.

Już lecąc do Chorwacji pojawiło się we mnie przeczucie, że to będzie urlop wyjątkowy i nie chodzi mi tutaj o zaręczyny bo tych to się nie spodziewałam w ogóle. Lot był cudowny, przez cały czas świeciło słońce, przeczytałam 115 stron książki i jak się okazało tyle dzieliło mnie od bycia w raju. Tych stron mogłoby być więcej ale sami rozumiecie, widoki... Po wyjściu z lotniska drogę przebiegła mi cudna jaszczurka i tyle wystarczyło żebym uwierzyła, że otaczają mnie małe cuda. Kolejne dni tylko mnie w tym utwierdziły bo i widywałam regularnie jaszczurki i doświadczałam cudów, przyrodniczych głównie. 

Nie spodziewałam się, że w Chorwacji jest aż tak pięknie chociaż miałam pewne podejrzenia. Już dawno nie widziałam aż tak oszałamiającego lazurem koloru wody, te wszystkie małe mieścinki usytuowane tuż przy brzegu Adriatyku, rajskie zatoki albo morze po jednej stronie i góry po drugiej ... tyle cudowności, że nie można tego ogarnąć umysłem, nawet tak wybujałym jak moim.

W Chorwacji podobało mi się absolutnie wszystko, może jedynie z wyjątkiem cen w niektórych, popularnych turystycznie miejscach no bo sorrki, 8,50 euro za latte macchiato to trochę dużo, nawet wino bywało tańsze. W związku z tymi cenami sama sobie obiecałam, że przez następne powiedzmy trzy wypłaty nie będę sprawdzać stanu konta bo sknerą nie jestem, na urlopach zwłaszcza.

Ale ale, skupmy się lepiej na pozytywach bo tych był cały ogrom. Słońce, ciepełko, widoki tak cudne, że miałam w oczach łzy. Moim nieodłącznym towarzyszem było zdumienie tym, że świat może być aż tak piękny i wdzięczność za to, że mogę się o tym przekonywać. I pomimo tego, że na urlopie byłam tylko osiem dni mam wrażenie, że trwał dużo dłużej, pewnie dzięki temu, że tak wiele się działo. Wiele i pod każdym względem cudnie.

Każdy dzień raczył mnie ogromem dobrodziejstw, wypoczęłam i pokochałam życie jeszcze mocniej. Nasza urlopowa codzienność usytuowana była pomiędzy szczytami gór a brzegiem pięknego, aczkolwiek trochę jeszcze zimnego morza. Takim życiem nie można się nie zachwycać, robiłam to na tym urlopie codziennie, praktycznie bez żadnej przerwy, no chyba że spałam chociaż podejrzewam, że nawet spałam z uśmiechem na ustach.

Morze było takie piękne a niebo przejrzyste i głębokie, w jedno i w drugie mogłabym się wpatrywać godzinami zwłaszcza że odzielała je jedynie prawie niewidoczna linia horyzontu. Zresztą w horyzont też bym się mogła wpatrywać bez końca.

Pomimo wiosny, nareszcie cieplejszej niż jeszcze kilka dni temu, mogłabym się otulić tymi chorwackimi wspomnieniami jak kołderką. Dobrze mi i wygodnie w tej chmurze niezapomnianych wspomnień ale nie będę ukrywać, że otuchy dodaje mi myśl, że za miesiąc o tej porze znów będę na urlopie. Istnieje ryzyko, że znów się zakocham bez pamięci.

Ale mamy szczęście, że żyjemy na takim pięknym świecie no nie?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...