Jeszcze na dobre nie ochłonęłam po chorwackich wakacjach a niedługo wyruszam na kolejne, na myśl o których czuję taką ekscytację, że głowa mała. No ale póki co zapraszam Was do Omiš, miasteczka, które jeśli chodzi o Chorwację najbardziej mnie zachwyciło. A zachwyt ten był zwielokrotniony przez fakt, że był niespodzianką bo, jeśli mam być szczera, miał być tylko miejscem noclegowym podczas pobytu w Splicie. Z internetu wiedziałam, że będzie ładnie, że będziemy mieć piękny widok z balkonu i plażę w odległości kilku kroków. Ale to, co zobaczyłam o poranku zachwyciło mnie tak bardzo, bardzo, bardzo, że nawet teraz jak o tym piszę mam gęsią skórkę, która nie jest spowodowana zimnem bo u mnie upał.
Do Omiš przyjechaliśmy późnym wieczorem, miasto otulała już nocna ciemność i pomimo tego, że zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem nad morzem i gdzieś tam w pobliżu są jakieś góry to to, co zobaczyłam wcisnęło mnie w balkon, na którym stałam. Nie wiedziałam czy mam patrzeć, czy biec po aparat, czy może skakać z zachwytu zatem wybrałam najbliższą mi opcję, tę ostatnią.
Przed sobą miałam morze, rozciągnięte na całej linii horyzontu, a za sobą góry. O matko, ale to była uczta dla serca! Naciągnęłam tylko bluzę na piżamę, chwyciłam aparat i zmusiłam najbliższą sercu osobę żeby mi towarzyszyła. Celem była plaża, którą mieliśmy koło domu i na której jak się okazało byliśmy jedynymi osobami. Niemalże piałam z zachwytu a kiedy w końcu po zrobieniu miliarda zdjęć usiadłam sobie na brzegu stwierdziłam, że mogłabym spędzić tak cały dzień.
To również tego poranka sama sobie obiecałam, że wrócę kiedyś od Omiš tylko po to, żeby czytać na plaży, maleńkiej, kamienistej ale bardzo klimatycznej. Co komu przeszkadzają kamienie wbijające się w pośladki skoro gdzie okiem sięgnąć widać takie cuda, że ciężko je ogarnąć i wzrokiem, i rozumem.
Po tym cudownym poranku, jednym z najpiękniejszych w całym urlopie, pojechaliśmy do miasteczka na śniadanie i tam umarłam z zachwytu po raz drugi. Wszystko to, co wczoraj schowane było w ciemności nocy objawiło nam się dzisiaj niczym przyrodniczy cud.
Czy Wy to widzicie? Zachwyca Was to tak samo jak mnie? W jednej sekundzie przestałam czuć głód, a jeść uwielbiam, straciłam ochotę na zimną kawę w jakimś cudownym miejscu wśród kamiennych murów, zapomniałam o magnesie do kolekcji bo jedyne czego pragnęłam to żeby świat i codzienność zostawiły mnie w spokoju i pozwoliły stać tu gdzie stoję, najlepiej do końca świata.
Omiš jest przewspaniały, miasteczko wciśnięte jest między morze a góry ale o tym napiszę w przyszłości. Dzisiaj nie miałam innego wyjścia jak tylko skupić się na tym co mi się tutaj najbardziej podobało bo gdybym zawarła wszystko w jednym wpisie tworzyłabym go w nieskończoność a Wy podczas czytania nigdy nie dotrwali do końca. Połączenie morza i gór zachwyca mnie nie od dzisiaj ale w Omiš ten zachwyt występował w zwielokrotnionej formie. Intensywność pięknych wrażeń stawia Omiš w czołówce najpiękniejszych miasteczek, w jakich byłam, chociaż regularnie bliska jestem stwierdzeniu, że nigdzie nie było tak cudnie jak tu...