Pomimo niezbyt miłych wrażeń po pierwszym wieczorze i sylwestrowej nocy w Paryżu każdy kolejny dzień był lepszy od poprzedniego, a ostatni to już przebił wszystko. Na ten dzień zaplanowaliśmy Montmartre, na który cieszyłam się jak dziecko i wobec którego miałam wielkie oczekiwania. I pewność, że to będzie fajny dzień a Montmartre swoim artystycznym klimatem idealnie wpasuje się w moje gusta. Podczas poprzednich wizyt na Montmartre zabrakło mi czasu więc teraz na liście obowiązkowych paryskich miejsc zapisałam tę dzielnicę wielkimi literami i dodatkowo podkreśliłam jaskrawym markerem. Mogłam zrezygnować z czegoś innego ale z Montmartre nie.
Bardzo się cieszę, że zostawiliśmy sobie Montmartre na koniec. Z wielu względów. To był zdecydowanie nasz najlepszy z tych pięciu dni. Pomimo tego, że i w tych poprzednich nie brakowało fajnych i niezapomnianych momentów, to jednak ten był najprzyjemniejszy od samego rana aż do wieczora, bo zakończył się w Luwrze. Codziennie padał deszcz, dobrze że nie cały czas, i było szaro i raczej ponuro a w ostatni dzień wyszło piękne słońce a niebo miało oszałamiająco niebieski kolor. I tylko chłód i zimowe ubrania przypominały nam, że mamy styczeń.
O tym, że Paryż jest romantyczny i ma artystyczny klimat pisać nie muszę, bo z tego słynie. Montmartre to taka kwintesencja paryskiego klimatu, skupisko wszystkiego co jest w Paryżu najfajniejsze i co tak bardzo lubię. Brukowane ulice, sklepy z rękodziełem, uliczni malarze, przytulne kawiarnie, klimatyczne knajpki i "makaronikarnie". Nie brakuje też sklepów z pamiątkami wszelkiego typu, również Made in China, ale to pomińmy bo są też pamiątki Made in France a nawet hand made na miejscu. Można sobie kupić dopiero co namalowany obraz albo zakładkę do książki, albo ręcznie zdobioną puszkę na herbatę. Ja przywiozłam z Montmartre wszystko wcześniej wymienione, plus breloczek do kluczy, dwa ołówki, kilka magnesów i portfel na drobniaki. W ogóle jeśli chodzi o pamiątki to w Paryżu szalałam, ostatnim razem tyle pierdół przywiozłam chyba z Tajlandii ☺.
Nie dziwię się, że Montmartre przyciąga tłumy bo ma w sobie urok którym nie sposób się nie zachwycić. W tym dniu naprawdę poczułam, że jestem w Paryżu na urlopie a mojej radości nie przyćmiewał nawet fakt, że jutro wracamy ( bo podczas tego wyjazdu momentami bardzo chciałam do domu ). Było miło i przyjemnie a co najważniejsze nie padało ( no dobra, raz, ale akurat byliśmy w restauracji na obiedzie ) co było miłą i niepodziewaną odmianą po wcześniejszych dniach.
Jedną z najbardziej charakterystycznych budowli jest Moulin Rouge na którego deskach narodził się kankan. W tym kabarecie, założonym w 1889 r. występowało wielu znanych artystów ale mnie nie obeznanej w temacie ich nazwiska nic nie mówią. Przez ciekawość sprawdziłam harmonogram i cennik przed wejściem i byłam w sporym szoku kiedy przeczytałam, że na spektakl kabaretowy wraz z kolacją bilety kosztują 130 euro. Ale pewnie znając życie chętnych i tak nie brakuje.
Jak widać Czerwony Młyn to nie jedyny wiatrak w okolicy.
Bardzo się cieszę, że zostawiliśmy sobie Montmartre na ostatni dzień i to nie tylko dlatego, że w końcu wyszło słońce. Ten krótki urlop był jedynym podczas którego byłam bliska zarezerwować sobie lot powrotny na dwa dni po przylocie. Nie potrafiłam się cieszyć miastem kiedy przez pierwszy dzień mogłam się skupić jedynie na masowej ilości uchodźców i policji dosłownie wszędzie. Wiem, że Nowy Rok to nie jest zwykła data ale powiem Wam że chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak niekomfortowo i niepewnie. Montmartre odciągnął moją uwagę od zmian jakie zaszły w Paryżu odkąd byłam tam ostatni raz i pozwolił odnaleźć klimat który tak bardzo lubię. Dzięki temu wracałam do domu w zdecydowanie lepszym humorze.
Na Montmartre można kupić wszystko a tradycyjne "mydło i powidło" ma tutaj pasujące jak ulał zastosowanie, bo oprócz mydeł i powideł można kupić obrazy, ubrania, słodycze, miód, biżuterię, rękodzieło, książki oraz mnóstwo innych gadżetów i pamiątek.
Kolejną najbardziej znaną budowlą nie tylko Montmartre ale i całego Paryża jest Sacre-Coeur. Nie ważne z którego miejsca by nie oglądać panoramy miasta nasz wzrok w końcu odnajdzie jasne kopuły tej bazyliki. Jest piękna chociaż jak dla mnie trochę chaotyczna, może za sprawą połączenia stylów bizantyjskiego i romańskiego. Mieszanka taka trochę orientalna. Wstęp do bazyliki jest bezpłatny i nie zrażajcie się kolejką bo wszystko idzie sprawnie a kolejka wynika jedynie z tego, że przed wejściem czeka nas szybka i sprawna kontrola w wiadomym celu.
Montmartre zawsze było i nadal jest jedną z najciekawszych i
najbardziej malowniczych dzielnic Paryża. Leży na wapiennym wzgórzu skąd
rozpościera się niesamowity widok na panoramę miasta. Warto poświęcić chwilę żeby spojrzeć na Paryż z trochę innej perspektywy. My byliśmy tam na chwilę przed zachodem słońca a że dzień był słoneczny i bezchmurny to i zachód słońca piękny.
Zwieńczeniem tego dnia był spontaniczny Luwr ( bo raczej nie planowaliśmy ) i spacer po wieczornym Paryżu jako pożegnanie z miastem. To był niezapomniany dzień ale powiem Wam szczerze, że jak jeszcze nigdy cieszyłam się na powrót do domu z urlopu. Życzę miastu jak najlepiej ale nie wiem czemu jestem przekonana, że zmiany które zauważyłam nie idą w dobrym kierunku.