W Berlinie spędziłam trzy dni pod koniec lipca ubiegłego roku. Miasto od dawna znajdowało się na mojej podróżniczej liście i nie wiem czemu tyle czasu zajęło mi dotarcie tam. A przecież wystarczyło podjąć żeńską decyzję, zorganizować kilka dni wolnego, kupić bilet na pociąg i poprostu ruszyć " na wschód".
Bramy Branderburskiej nikomu nie trzeba przedstawiać :)
Jeśli chodzi o Berlin to miałam o nim swoje wyobrażenia. I oczekiwania. Miasto wolne, tolerancyjne, wielokulturowe, z bogatą ofertą kulturalną, gdzie dużo się dzieje i nie sposób narzekać na monotonię i nudę. Dwie dekady temu słysząc Berlin wyobrażałam sobie inny, lepszy świat. Taką prawie Amerykę :).
Niemiecki Parlament.
Kolumna Zwycięstwa. Wewnątrz kolumny znajdują się schody prowadzące na umieszczony na wysokości 50 metrów taras widokowy, z którego podziwiać można panoramę całego Berlina. Na szczycie wieży znajduje się posąg Nike. Plac przed wieżą jest w Berlinie miejscem kultowym - to stąd wyruszyła w 1989 r. Love Parade.
Widok z kolumny na Berlin Wschodni.
Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek od kogokolwiek usłyszała negatywną opinię o Berlinie. Wszyscy wracali zachwyceni. Cóż, to chyba ja będę pierwsza, która się wyłamie. I nie chodzi tu o to, że miasto mi się nie podoba a wyjazd nie był udany. Wręcz przeciwnie. Cieszę się bardzo, że tam byłam, i cieszę się, że z Tobą - Moja Jo. Tylko poprostu zabrakło mi takiego zachwytu i zachłyśnięcia się miastem. Zabrakło widoków na zawsze zapisujących się w pamięci, zabrakło zachwytów zapierających dech...Owszem, miasto ładne, fajna atmosfera, dopisała nam pogoda. Ale daleka byłam od zachwytu. Może poprostu czas nie ten...
Katedra.
Tak czy siak cieszę się bardzo, że tam byłam. Mniejsza o to, że Berlin nie powalił mnie na kolana - nie zawsze o to chodzi w wyjazdach. Spędziłam fajnie czas, prowadziłam liczne rozmowy o wszystkim i o niczym, siedziałam i patrzyłam na berlińskie życie, dostałam fajne prezenty :). Może i architektonicznie miasto mnie nie oczarowało, no ale nie oszukujmy się - do najbrzydszych też nie należy. U mnie mieści się w połowie mojej skali. No może o stopień wyżej :).
Słynna Wieża Telewizyjna ( ta z prawej :) ). Wewnątrz kuli znajduje się taras widokowy a nad nim obrotowa platforma z restauracją. Odżałować nie mogę tego, że nie wjechałam na górę. Naprawienie tego błędu to mój główny cel kolejnego pobytu w Berlinie. Uwierzyć nie mogę, że stwierdziłam, że szkoda mi kasy :). I to mnie, kochającej wysokość i patrzenie na świat z góry. Pamietam, jak chyba sto lat temu dostałam od wujka taki duży długopis w kształcie tej wieży. A jak usłyszałam, że w " kulce" znajduje się obrotowa restauracja, myślałam, że to czary jakieś. I do dzisiaj pamiętam, że wtedy sobie pomyślałam, że ten daleki, egzotyczny świat musi być fascynujący :). I nie ukrywam, że smutno mi z tego powodu, że jednak będąc już w "tym dalekim świecie" nie spełniłam dziecięcego marzenia...
Pałac Charlottenburg.
Oryginalny i nowoczesny, ale o historycznym znaczeniu, pomnik upamiętniający zagładę Żydów podczas II Wojny Światowej. Zwykłe - niezwykłe betonowe bryły skłaniają do zadumy.
Jestem przekonana, że Berlin jest pełen takich zakątków jak te na poniższych zdjęciach. I mam nadzieję, że wrócę do Berlina i je odkryję. Miasto ma w sobie potencjał i zasługuje na to, żeby dać mu drugą szansę. Trzy dni w Berlinie sprawiły, że może i nie poczułam bezgranicznego zachwytu, ale za to odczułam niedosyt...A nie będę ukrywać, że niedosyt mnie deprymuje :). I motywuje do działania. Marzy mi się Berlin Rowerowy.
Podsumowując, Berlin to ładne miasto z fajną atmosferą. Ale chyba oczekiwałam czegoś więcej. I chyba właśnie tego czegoś mi zabrakło. Może poprostu tego nie odnalazłam jeszcze bo jestem przekonana, że Berlin ma "to coś". I to pewnie w ilościach hurtowych. Dlatego Berlinie, obiecuję, że wrócę. Oboje zasługujemy na kolejną szansę. Ja - by Cię lepiej poznać, Ty - by dać mi kolejną okazję do poznania Cię trochę lepiej...