Jak dla mnie Alzacja jest rajem. Pięciogwiazdkową ucztą dla najważniejszych zmysłów. Pomimo tego, że niestety, najczęściej bywam tam przejazdem i większość regionu znam z okien samochodu, to jednak wystarczyło żebym się zakochała w tym co widzę.
To duży i ceniony ośrodek produkcji wina co jest tylko jedną z zalet. Ale bardzo ważną :).
O Colmar kiedyś już pisałam TUTAJ. Moim zachwytom nie było końca i lojalnie ostrzegałam, że jeszcze wrócę do tematu. Już w momencie wysiadania z samochodu wiedziałam, że Colmar mnie oczaruje i błyskawicznie do siebie przekona swoim klimatem i urokiem. To miasto zdecydowanie w moim stylu, gdzie bajkowa architektura cudownie współgra z fantastycznym klimatem i serdecznością mieszkańców.
Kościół św. Marcina.
Nie nie, to nie Bruksela. To ciągle Colmar.
Małe i "ciasne" uliczki, zadbane fasady domów w najcudniejszych odcieniach palety barw, drewniane okiennice, przytulne kawiarenki oraz zakątki i bramy, do których najzwyczajniej w świecie nie wypada nie zajrzeć. Oto Colmar w pełnej krasie. Fantastyczna mieszanka wszystkiego co dla mnie ma decydujący wpływ na to, czy zostawię w danym miejscu kawałek serca. W Colmar zostawiłam.
Wybieranie zdjęć do dzisiejszej pisaniny rozbudziło moją tęsknotę a wraz z nią apetyt na to, żeby kiedyś mianować Alzację wakacyjnym celem. Zdecydowanie zasługuje na to by być nie tylko przystankiem w drodze ani kolażem pięknych kadrów przewijających się za szybą samochodu. Bardzo lubię być kierowcą i często wymuszam tę rolę na towarzyszach podróży. Ale Alzacja to jedno z niewielu miejsc gdzie bez żalu zamieniam się z kierowcy w pasażera i chłonę to co widzę.
Jak dla mnie Colmar jest bajkowe i nierzeczywiste. W miejscach takich jak to zawsze mnie zdumiewa fakt, że to co dla mnie jest takie zachwycające i powodujące niekontrolowany odruch wzdychania i robienia miliona zdjęć, dla mieszkańców jest scenerią zwykłej codzienności.
Nieustannie mnie zachwyca pomysłowość i zapał ludzi by było milej, weselej i fajniej.