Nie płacz, że coś się skończyło. Ciesz się, że Ci się to przytrafiło. ( G.G. Márquez )

środa, 23 sierpnia 2023

Fajnie czasem uciec do Harz

 W zeszły piątek, wprost z zapracowanej i bardzo ostatnio zawodowo stresującej rzeczywistości, uciekłam w ciszę, spokój, kojącą moc przyrody i dobrą moc miasteczek w klimatach jakie lubię. I chociaż to były tylko dwa dni - dwa, ale za to jakie! - to idąc w poniedziałek do pracy czułam się tak, jakbym wracała po urlopie. Bardzo tego weekendu z dala od domu potrzebowałam, czerpałam z niego pełną mocą, i chyba nie dziwi mnie fakt, że organizm poczuł, że mamy wakacje. Sama tak się czułam a w te dwa dni sprytnie upchnęłam tyle, że spokojnie mogę sama siebie oszukiwać, że nie było mnie w domu trochę dłużej. Dokładnie teraz widać, że w te ciężkie okresy pomiędzy urlopami chwytam się czego się da, nawet oszukańczych złudzeń.


Było krótko ale treściwie, w te dwa weekendowe dni udało nam się upchnąć naprawdę sporo. Sobota była intensywna i trochę wyczerpująca, za to niedziela już spokojna a ja przysiadałam chociaż na moment wszędzie tam gdzie się dało, głównie w kawiarniach. Mojemu lenistwu sprzyjał fakt, że niedzielę spędzaliśmy w miasteczku a nie na intensywnej wędrówce jak dzień wcześniej.





I chociaż wyjazd do Harz, pasma górskiego w środkowych Niemczech, planowaliśmy już od jakiegoś czasu, regularnie też poruszaliśmy ten temat w naszych rozmowach to doszedł do skutku kiedy po prostu stwierdziliśmy, że w następny piątek jedziemy. I wtedy dopisało i zgrało się wszystko bo i nasze chęci, i znaleziony na szybko nocleg, i podróż bez korków ( w obie strony! ) i wreszcie przepiękna, niemal tropikalna pogoda.




O mojej miłości do domków w kratkę pisałam tutaj nie raz. W swojej najbliższej okolicy widziałam już w tym temacie wszystko co się dało, przemierzając wzdłuż i wszerz te najbardziej klimatyczne zakamarki hanzeatyckich miast. Ale po raz pierwszy byłam w miejscu, gdzie domów szachulcowych było aż tyle! Całe mnóstwo dosłownie, oprócz nich nie było żadnych innych. Gdziekolwiek by nie spojrzeć, w którąkolwiek by nie skręcić uliczkę, zewsząd otaczała mnie architektura w moim ulubionym stylu. Czy muszę Wam pisać, że byłam wniebowzięta? 


A kiedy po takich klimatycznych uliczkach jechaliśmy do celu podróży miałam ochotę wyskoczyć z samochodu i od razu ruszyć na zwiedzanie. Baśniowego klimatu moich ulubionych miasteczek nie da się porównać z niczym innym, pod względem architektonicznym ciężko też mu dorównać.

Idealna w proporcjach mieszanka przyrody i miasteczek w uwielbianym przeze mnie stylu sprawiła, że cudownie odpoczęłam i zregenerowałam siły a w nowy tydzień wskoczyłam zwinnie i z szerokim uśmiechem na ustach. Nie zmienia to faktu, że i tak tęsknie wyczekuję kolejnego urlopu, który już niedługo. A do Harz wrócę zimą bo dwa dni to może i wystarczająco, żeby odpocząć ale zbyt mało żeby się pobytem tam odpowiednio nacieszyć.

sobota, 12 sierpnia 2023

Sceny z życia po pracy

 O tym, że sierpień będzie ciężki wiedziałam już od dawna, wielką niewiadomą była jedynie siła rażenia tej ciężkości. Nie da się ukryć, że jest to dla mnie najbardziej pracowity miesiąc w roku, pełen nowych wyzwań, zadań i obowiązków, którym często muszę podołać w pojedynkę. Psychicznie przygotowywałam się na sierpień już od jakiegoś czasu i pomimo tego, że mam do ogarnięcia sporo spraw to i tak jest łatwiej niż myślałam, a przynajmniej w większości przypadków. Sprawdziło się to, co po cichu podejrzewałam już od jakiegoś czasu - ja to jednak lubię rządzić 🙂.

Rozterek dostarcza mi myśl o wrześniu, bo i czekam na niego, i nie, bo do pewnego momentu będzie cudnie a potem to przecież nie wiadomo. W chwili obecnej myśląc o wrześniu widzę siebie w pięknym świecie na zasłużonym urlopie, do którego został niecały miesiąc. Jak będzie po tym urlopie czas pokaże, wszak aura połowy września może mieć wiele twarzy, w swoim optymizmie wierzę jednak w najcudowniejszą z możliwych końcówkę lata a myśli o jesieni nie dopuszczam do świadomości w ogóle.


Motywowana jesiennym początkiem sierpnia kupiłam sobie kurtkę przeciwdeszczową, którą jestem przezachwycona, a która swoją uliczną premierę miała chwilę po tym jak odebrałam przesyłkę zostawioną przez kuriera u sąsiadów. Powoli również zaopatruję się w świeczki, obrazy do malowania po numerach i szukam innych zainteresowań, które mogłyby przypaść mi do gustu. Wierzę, że jeszcze wróci piękne lato ale co zrobię, jeśli nie? Biorę pod uwagę każdy możliwy scenariusz, przede wszystkim jednak ten lepszy. 

Po pracy często spaceruję żeby trochę ochłonąć, poza tym ostatnio jest to bardzo często jedyna z moich popracowych aktywności, jak już wracam do domu to z czynności niewymagających siedzenia praktykuję mało co ( spacerów do lodówki i szafeczki z łakociami nie liczę ). Z rzeczy hiper ciekawych niewiele się dzieje, wykradam zapracowanej codzienności skrawki dobrych chwil i się nimi cieszę. Powróciłam do corocznej zabawy w turystkę i odkrywam nieznane w dobrze znanym mieście. 

I tak właśnie mija mi sierpień, średnio ciekawie raczej. I jakby było mało nieszczęść to za kilka dni znów będę o rok starsza, chociaż starzeć się nie zamierzam, a przynajmniej nie w ciągu najbliższych kilku dekad. 


Ja pierdykam, całkiem zapomniałam - następny weekend będzie na wyjeździe. W samą porę bo już powoli zapominam jak to jest podróżować i spać poza domem. Trzymajcie kciuki za dobrą pogodę. 


Tylko mi nie mówcie, że nie znacie ( i nie lubicie ) Jakuba Małeckiego?


czwartek, 3 sierpnia 2023

A blisko domu raj

Dzisiaj będzie trochę zdjęć znad Łaby bo dawno nie było, mnie nad Łabą zresztą też a przecież to mój raj, moje prywatne Malediwy. Nigdy nie przestanę doceniać faktu, że mam takie cuda blisko domu ani się nimi chwalić. Nigdy też nie zapomnę tego ciepłego, letniego dnia kilka lat temu kiedy myśląc, że się zgubiłam na rowerze odkryłam raj.





Regularnie korzystam z przyrodniczych dobrodziejstw, które mam w zasięgu stóp, o których mowa była w poprzednim wpisie, roweru, ewentualnie krótkiej drogi samochodem. Moja plaża nad Łabą skutecznie łagodzi brak urlopu w odstępach czasu pomiędzy nimi, świetnie się sprawdza w roli czytelni albo piaszczystej herbaciarni, w której sama sobie serwuję earl grey'a z termosu.



W moim miejscu nad Łabą jest pięknie o każdej porze roku. Nawet kiedy zimno skutecznie pozbawia możliwości lenistwa w bezruchu spacer szeroką plażą skutecznie i rozgrzewa, i dodaje animuszu.


Nie da się ukryć, że większość z tych zdjęć zrobiłam jeszcze wiosną, co dobrze widać po smutnych drzewach. Ale obiecuję Wam i sobie, że następnym razem znów wezmę nad Łabę aparat i nacieszę się tym miejscem trochę intensywniej niż tylko rozłożona na kocyku. Niech tylko przestanie padać, wiać a z nieba znikną ciężkie ciemne chmury bo jestem już na granicy psychicznej wytrzymałości 🙂.



Ten mój raj nad Łabą to jedno z moich ulubionych miejsc świata. Już nawet sama myśl o nim jest kojąca, zwłaszcza w takie dni jak ostatnio, kiedy hektolitry wody leją się z nieba już czwarty dzień z rzędu niemal bez przerwy. Gdybym akurat teraz wybudzała się z zimowego snu to byłabym pewna, że przespałam i wiosnę, i lato, i ocknęłam się w głębokim październiku. Jeżeli taka ma być reszta lata to ja naprawdę wolę, żeby od razu sypnęło śniegiem.

Pozdrawiam Was cieplutko mimo wszystko, idę sobie nalać likierku na rozgrzewkę, aura jest taka, że muszę już chwytać ostatnie deski ratunku.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...