Kopenhaga nie powala na kolana piękną architekturą. Nie deklasuje innych europejskich stolic jeśli chodzi o ilość zabytków, nie ma tu dzieł na miarę Gaudi'ego ani miejsc, do których turyści zjeżdżają się tłumnie z całego świata. Dla większości liczba znanych kopenhaskich atrakcji ogranicza się do dwóch, listę zaczyna Syrenka a kończy Nyhavn - przystań turystyczna z charakterystycznymi kolorowymi kamienicami.
Są tacy, którzy uważają, że weekend w Kopenhadze to za długo. Nie będę podważać tej tezy bo prawda jest taka, że nam spokojnie wystarczył jeden dzień na zobaczenie najważniejszych atrakcji miasta w tempie spacerowym, rejs po kanałach a nawet na kupno pamiątek. Nasz plan wycieczki nie uwzględniał żadnych wstępów do muzeów bo ani ja nie jestem fanką takich atrakcji, ani towarzysząca mi w Kopenhadze dwunastolatka.
W Kopenhadze wszystkie drogi prowadzą do przystani ale to tylko zaleta bo kolorowe kamienice nad kanałem są piękne i oryginalne. Miasta poprzecinane kanałami mają ze sobą wiele wspólnego i wyglądają podobnie ale Kopenhaga wyróżnia się wśród nich kolorami.
W dniu przyjazdu, a przyjechałyśmy do Kopenhagi wcześnie rano, udało nam się zobaczyć chyba wszystko co interesujące. Na dzień drugi nie miałam absolutnie żadnego planu więc szwędałyśmy się po centrum miasta. Na mapie udało nam się znaleźć kilka interesujących miejsc i do nich poszłyśmy. Pogoda była cudowna a ja naprawdę wypoczywałam. Przysiadałyśmy na placach i skwerkach żeby popatrzeć na ludzi, dokupywałyśmy pamiątki i prezenty dla bliskich, wąchałyśmy książki w księgarniach.
Ten wyjazd był bardzo spontaniczny, Kopenhaga nigdy nie była na liście moich wymarzonych destynacji ale też nie była miejscem, do którego jechać nie chciałam. Byłam tam i bardzo się cieszę ale gdybym nie była, to też nic by się nie stało. Korzystam z każdej sposobności do podróży, o pewnych miejscach marzę długo, inne należą do średniej kategorii tych "w sumie czemu nie". Kopenhaga to było właśnie takie "jak nadarzy się okazja, to nie odmówię". Nie nadarzyła się, sama ją stworzyłam, a w sumie to z entuzjazmem zareagowałam na pomysł mojej młodej towarzyszki.
Jednym z najbardziej znanych zabytków miasta jest Zamek Rosenborg. W środku nie byłam ale podobno jest bardzo bogato i luksusowo. Polecam za to otaczający go Królewski Ogród z fontannami, rzeźbami, licznymi kawiarniami a nawet teatrem lalek.
Pomimo mojego wcześniejszego mało entuzjastycznego nastawienia do duńskiej stolicy wróciłam przemile zaskoczona. Nie ilością ani wartością historyczną zabytków, które widziałam ale miastem samym w sobie. Pogoda była przepiękna co sprawiało, że czułam się jak w jednym z krajów śródziemnomorskich. To uczucie potęgowały liczne place i placyki zastawione kawiarnianymi stolikami. Miasto jest czyste i jasne, ludzie uśmiechnięci i mili.
Uwielbiam "pływające" miasta zatem położona wśród kanałów i poprzecinana mostami Kopenhaga już na starcie miała u mnie wielki plus. Możliwość przemieszczania się barkami pełniącymi funkcję komunikacji miejskiej to coś czego zawsze zazdrościłam mieszkańcom miast na wodzie. Teraz w Hamburgu sama z tego korzystam i jeśli tylko mam okazję to płynę gdzieś zamiast jechać. Czasem z koleżankami kupujemy sobie coś do picia i po prostu płyniemy barkobusem żeby wypić kawę lub herbatę "na wodzie". Mała rzecz a cieszy.
Kopenhaga jest zielona, zaskakuje ilością i pomysłowością detali, z wielkim zapałem fotografowałam okna, drzwi i ... rowery, których w mieście multum. Rowerzyści są wszędzie bo wszędzie są ścieżki rowerowe i rowerowe parkingi.
Byłam zaskoczona iloscią turystów i łatwością z jaką zatłoczone miejsca przechodzą w te zupełnie wyludnione. W Kopenhadze tak jak wszędzie większość przyjezdnych idzie zwartym nurtem a tylko nieliczni wyłamują się żeby stworzyć własny szlak.
Dwa dni w Kopenhadze dały mi wytchnienie którego potrzebowałam. Nie musiałam biegać ani tak manewrować czasem, żeby niczego nie przeoczyć. Mogłam sobie pozwolić na letnie spowolnienie bo nie towarzyszyła mi obawa, że czegoś nie zobaczę. I chociaż najczęściej dwa dni to dla mnie za mało w przypadku Kopenhagi tyle wystarczy.
Bardzo mi się podoba w Kopenhadze pomieszanie stylu. Starsze części miasta łagodnie się łączą z nowoczesną metropolią. Odnajdywałam w Kopenhadze i Hiszpanię, w której przecież mieszkałam i byłam wielokrotnie, i Nowy Jork, w którym nie byłam ale który każdy z nas dobrze zna.
Byłam przekonana, że Skandynawowie to raczej chłodni i opanowani ludzie a okazało się, że mają temperament, śpiewają i tańczą na ulicach, są pełni energii i entuzjazmu. Są uśmiechnięci i przyjaźni, chętni do pomocy i udzielania informacji. Nie wiem czemu ale myślałam, że Kopenhaga jest smutniejsza a w rzeczywistości okazała się ładna i kolorowa, a skąpana w letnim słońcu to już w ogóle robiła miłe wrażenie. I chociaż nie powala ilością atrakcji to nadrabia urokiem i fajną atmosferą a to też się liczy.
Po prawej na dole Hans Christian Andersen, bohater mojego dzieciństwa. Bo kto nie zna Księżniczki na ziarnku grochu, Królowej Śniegu, Dziewczynki z zapałkami albo Brzydkiego kaczątka. Z mojego pokolenia znają go wszyscy. Baśniopisarz patrzy na Park Tivoli Gardens, drugi najstarszy park rozrywki na świecie. Nie pamiętam ceny wstępu ale pamiętam szok w jaki wprowadziło mnie czytanie cennika zatem musiało być drogo.
Tych, którym pierwsza część umknęła a chcieliby to nadrobić, zapraszam
TUTAJ.