Czepiam się szczegółów, do czego przyznawałam się publicznie tutaj już nie raz. Może w życiu codziennym nie zawsze ma to zastosowanie, za to w podróżowaniu ta przypadłość objawia się ze zdwojoną mocą. Lubię się rozglądać i wyszukiwać mniejsze i większe szczegóły na które inni niekoniecznie zwracają uwagę.
Rozglądam się na boki, patrzę pod nogi, zadzieram wysoko głowę żeby znaleźć jak najwięcej drobiazgów i detali typowych dla danego miejsca. I pomimo tego, że bardzo się staram wiem, że i tak wiele mi umyka. Granica między patrzeniem a dostrzeganiem jest cienka ale za to różnica między tymi dwoma czynnościami bywa kolosalna - nad czym ubolewam. Bo czasem patrzę i nie widzę. Widzę a nie dostrzegam.
Miasta takie jak Barcelona, bogate w zabytki i cuda architektury, niestety skutecznie odciągają uwagę od wyszykiwania detali. Dobra wiadomość jest taka, że i detali w takich miejscach więcej. Kreatywność mieszkańców i artystów przybiera najróżniejsze formy, a niezgoda na szarą rzeczywistość wyraża się na wiele sposobów. Pomysłowość niektórych twórców naprawdę potrafi zaskoczyć.
Czasem jak widzę takie fajne płyty chodnikowe to z szacunku dla miejsca mam ochotę ściągnąć buty :).
Pamiętam, że w Barcelonie często miałam dylemat, czy coś jest jeszcze detalem czy już sztuką na wielką skalę.
Ja, używająca słowa JUPI zawsze kiedy się cieszę lub coś mi się podoba, byłabym ulicy Jupi idealnym mieszkańcem i jej godnym reprezentantem.
Nie wiem co to ma być ale ja tam widzę gałki oczne :).
Otóż to Moi Drodzy, otóż to...