Jestem z tych co to przez całą drogę do i z pracy czytają książkę. Zatopiona w lekturze rzadko spoglądam w okno. Po dwóch latach przemierzania tej samej trasy nie jestem nawet w stanie wymienić wszystkich stacji po kolei. Czasem tylko zerknę na jakieś wiadomości wyświetlane na monitorach i to właśnie podczas jednego z takich "rzutów okiem" dowiedziałam się o Bobergen Dunen.
Miniony weekend był jednym z tych bez konkretnych planów. Sobota przebiegła bezszelestnie, leniwie i za szybko zdecydowanie więc nie mogłam pozwolić żeby tak samo stało się z tak przeze mnie lubianą niedzielą. Podczas śniadania przypomniałam sobie o Bobergen Dunen, a że dzień był ciepły i słoneczny a miejsce niewymagające specjalnego szykowania się - ruszyliśmy.
Bobergen Dunen to wydmy na obrzeżach Hamburga. Dojechać tam można metrem lub podmiejską kolejką, a później kilka przystanków autobusem. Wydmy pełnią funkcję plaży, ludzie się opalają, czytają, grillują albo uprawiają sport. Obszar jest spory więc nawet przy dużej liczbie ludzi nie jest trudno znaleźć miejsce gdzie będziemy tylko my. Co prawda kiedy wysiedliśmy z autobusu trochę nas przeraziła ilość ludzi idących w stronę wydm bo szukaliśmy odludzia więc trochę zrzedły nam miny. Na szczęście okazało się, że każdy poszedł w innym kierunku. Chociaż jednocześnie ten tłum był dla tego miejsca dobrą rekomendacją.
Dużo ludzi biwakuje, rozbite namioty to częsty widok. Sporą atrakcją, zwłaszcza w takie upalne dni, jest jezioro (z wydzieloną częścią dla nudystów !). I to właśnie miejsca mające dostęp do jeziora cieszą się największym powodzeniem. W pozostałej części wydm jest cicho i spokojnie, rzadko spotyka się ludzi i tego właśnie szukałam jadąc tam.
Bobergen Dunen i okolice to świetny teren rowerowy z kilometrami wydzielonych ścieżek. Gdybym o tym wiedziała to zabralibyśmy rowery a tak musimy wrócić tam jeszcze raz bo rowerowanie w takim miejscu to niesamowita frajda i relaks. Z zazdrością patrzyłam na wszystkich tych którzy spędzali niedzielę na rowerach a tych którzy nie wiedzą o co mi chodzi odsyłam dwa wpisy wstecz :). Chociaż muszę przyznać że zatopienie stóp w ciepłym i aksamitnie gładkim piasku też było wspaniałe, i ja i stopy potrzebowałyśmy bardzo takich wrażeń.
Może i widoki dalekie od egzotycznych i oszałamiających za to miejsce na pewno warte opisania i zobaczenia. W takiej swojskiej prostocie i zwyczajności drzemie wielki potencjał będący gwarancją relaksu, spokoju i odzyskania równowagi ( zwłaszcza w czasie, kiedy w pracy urwanie głowy ). Ten zwyczajny spacer napełnił mnie spokojem i przygotował na kolejny pracowity tydzień.
No dobra, wiem że latam na inne kontynenty w poszukiwaniu wrażeń i spełniać marzenia ale wierzcie mi że takie widoki też mnie zachwycają. Już samo niebo mnie uszczęśliwia. Każdy wyjazd mnie cieszy i nawet krótka jednodniowa podróż sprawia radość. Do zachwytu nie potrzebuję niecodziennych wrażeń.
I to nie jest banał że w takich zwyczajnych krajobrazach jest wszystko to co wystarczy aby odpocząć. Egzotyka też jest fajna, ale raz na jakiś czas.
Na terenie wydm znajduje się lotnisko dla awionetek a do samolotów mam słabość wielką. Earl grey z widokiem na lądujące i startujące samoloty to była jedna z atrakcji dnia.
Czy to nie są piękne widoki?
Wydmy zajmują obszar 350 hektarów więc łatwo znaleźć miejsce gdzie oprócz ciszy nie słychać nic. A ja właśnie takie oczekiwania miałam wobec tej zwyczajnej niedzieli w dresie i na bosaka.