Zwiedzanie miast może przybierać rożne formy i chociaż ja najbardziej lubię tę pieszą, to cieszę się, że istnieją miejsca, gdzie można zwiedzać pływając. Jednym z nich jest Hamburg i pomimo tego, że poruszając się kanałami nie zobaczy się zbyt wiele jeśli chodzi o najważniejsze zabytki to fajnie czasem oderwać się od stałego lądu.
Punkty wynajmu sprzętu pływającego znajdują się w kilkunastu miejscach a mapę z nimi otrzymamy w każdym punkcie informacji turystycznej oraz znajdziemy taką w internecie.
Hamburg to miasto na wodzie i myślę, że fakt, iż jest poprzecinane siecią kanałów zdecydowanie ułatwia życie w tym zbyt wielkim jak dla mnie mieście. Zawsze przyjemniej zaakceptować blokowiska odbijające się w tafli wody.
Hamburg to setki kanałów, w których odbijają się liczne twarze miasta. Jeśli wierzyć temu co mówią ilość mostów w Hamburgu przewyższa te z Wenecji i Amsterdamu razem wzięte. Mnóstwo tu też kanałów co daje świetną okazję aby porzucić komunikację miejską na rzecz przyjemności wynikającej z wiosłowania ( jeśli ktoś lubi oczywiście ).
Żółwie też są.
Z wiosłowania radość miałam tak ogromną, że dopiero niedawno zagoiły mi się odciski od tego entuzjazmu i zaangażowania. Wielokrotnie zazdrościłam mieszkańcom mijanych domów bezpośredniego dostępu do wody - to musi być czad mieć ogród ze "swoim" kawałkiem kanału. Posiadanie kajaka lub łódki jest w takim przypadku czymś normalnym i niemalże obowiązkowym, widzieliśmy takich mnóstwo "zaparkowanych" przy ogrodzie.
A mieszkanie na wodzie to już jest jakiś kosmos i całkiem inny wymiar szczęścia. Kiedyś zazdrościłam tego namiętnie wówczas czytanemu W. Whartonowi ( tego, że mieszkał w domu przerobionym z wiatraka też ). Mnie, dziecku z bloku z wielkiej płyty łatwo było zaimponować,
Podczas naszego kilkugodzinnego rejsu zazdrościłam mieszkańcom co drugiego domu i oczami wyobraźni widziałam siebie siedzącą na pomoście w towarzystwie herbaty i książki. W tym hamaku też siebie widzę tym bardziej, że z podobnego, przywiezionego z Kambodży, korzystam regularnie na balkonie.
Na głodnych i spragnionych czekają liczne kawiarnie, wystarczy do nich podpłynąć i zadzwonić w specjalnie w tym celu zamocowany dzwon. Wtedy pojawi się obsługa i przyjmie zamówienie a już gotowe dostarczy nam bezpośrednio do kajaka. Można też zacumować i wypić kawę lub herbatę w bardziej tradycyjny sposób - na suchym lądzie.
Nie widać tego na zdjęciach ale naprawdę momentami było tłoczno. Wielu mieszkańców i turystów postanowiło spędzić niedzielę "na wodzie" i kanały zapełniły się kajakami, rowerami wodnymi i deskami SUP (Stand Up Paddleboarding, to takie deski do pływania na stojąco odpychane wiosłem). Widzieliśmy też ludzi spokojnie unoszących się na wodzie albo ukrytych gdzieś w cieniu wśród drzew i czytających książki, medytujących albo opalających się. Myślę, że w takim mieście jak Hamburg spędzanie wolnego czasu na wodzie to styl życia.
W centrum Hamburga znajdują się dwa połączone ze sobą jeziora co uważam za jedną z największych zalet miasta. Ale jeszcze większą jest to, że pracuję niedaleko i mam do nich bardzo blisko. Jeden z najfajniejszych widoków to tafla wody upstrzona białymi żaglami. W pobliżu jeziora ciężko uwierzyć, że jesteśmy w drugim co do wielkości mieście Niemiec.
Widzicie tego pana czytelnika w łódce powyżej?
Rejs po Hamburgu to naprawdę wspaniały relaks i ciekawy sposób na spędzenie wolnego dnia. Jestem z siebie dumna, że tym razem potrafiłam skupić się na czymś jeszcze oprócz wiosłowania bo poprzednim razem całkiem zapomniałam, że mam ze sobą aparat.
Nie wiem czy jeszcze w tym roku uda mi się popływać po Hamburgu bo lato się kończy powoli a ja po powrocie z jednego urlopu za dwa tygodnie lecę na kolejny, ale plan mam taki, że teraz popływam wodnym rowerem. Moją pasję do pedałowania przeniosę na szerokie wody i nic to, że słowo "szerokie" jest na wyrost bo kanałom do szerokich daleko. Ja rowerzystka od dziecka z pasji i zamiłowania z chęcią zmienię rowerową trasę i otoczenie. No i sprzęt. Chociaż serce zawsze będzie z rowerem.