O tym, że małe miasteczka mają w sobie dużo uroku przekonałam się już niejednokrotnie. Na pierwszy rzut oka wyglądające niepozornie mieścinki prawie zawsze zaskakują mnie ilością pięknych zakamarków oraz przepełniają radością z ich odkrywania. Małe jest piękne i nie myślę tak tylko dlatego, że mam metr sześćdziesiąt :). Małe miasteczka też są cudne tylko trzeba dać im szansę.
Hiszpanię zwiedzam bez przewodnika a do większości miejsc docieram albo przypadkiem albo przejeżdżając przez nie w drodze zupełnie gdzie indziej. Wtedy sobie zapisuję nazwę i tam wracam albo jeśli czas pozwala zatrzymuję się od razu. Zaszywam się w gąszczu wąskich uliczek, zaglądam ludziom do okien
( tak tak, wiem...nie wypada i jestem tego świadoma :) ), zachwycam się detalami i chłonę senną atmosferę miejsca.
Takiej uliczki nie widziałam wcześniej chyba nigdzie. Po jej obu stronach mieszkańcy poustawiali donice z kwiatami i drzewkami, rośliny wiszą również na ścianach domów i stoją na parapetach. W tym przypadku miejska dżungla nabiera trochę innego znaczenia.
Dbałość ludzi o najbliższe otoczenie i o to, żeby dodać trochę kolorytu i radości miejscu, w którym przyszło im żyć wywołuje u mnie zawsze najcieplejsze uczucia. Im mniejsza społeczność tym większe poczucie przynależności do miejsca gdzie sąsiad jest kimś więcej niż tylko osobą mieszkającą obok lub w tej samej uliczce.
Nie bez znaczenia jest zapewne fakt, że nikomu nie przyjdzie do głowy zniszczenie czegokolwiek dla głupiej zabawy i zniszczenie tego, w co mieszkańcy wkładają tyle pasji i serca.
Ojós to jedno z tych miasteczek, gdzie wszyscy się znają a anonimowość nie istnieje nawet w przypadku kogoś przyjezdnego, bo zawsze znajdzie się ktoś chętny do pogawędki i małego przepytania skąd jesteśmy i czy nam się podoba dane miejsce.
Mila wywoływała przerażenie wśród kotów - widać to świetnie w ich oczach. Szkoda, że do nich nie dociera, że Mila ma jak najbardziej pokojowe zamiary i podobnie jak jej pani, kocha inne zwierzaki :). I nigdy by żadnego nie skrzywdziła.
Wieczorami parki i place zapełniają się ludźmi. To najlepsza pora na wymianę informacji i plotek, ogrania sąsiadkę w karty lub przegrania z sąsiadem w warcaby. Czymś normalnym są wspólne posiłki na świeżym powietrzu, grillowanie lub wspólne oglądanie telewizji, przy czym najczęściej telewizor zostaje wystawiony przed dom a wokół niego zasiadają widzowie :).
To jedno z miejsc, które odkryliśmy przypadkiem jadąc całkiem gdzie indziej. Takie przypadkowe miasta to również pewność, że nas nie rozczarują. Nie mając pojęcia o ich istnieniu nie mamy wobec nich żadnych oczekiwań ani wyobrażeń. Mogą nam się jedynie spodobać lub nie...
Ojós nas zachwyciło od pierwszego wejrzenia i to uczucie towarzyszyło nam cały czas, wykazując tendencję wzrostową z każdym kolejnym krokiem...