Jedno popołudnie w Sevilli miałam okazję spędzić w takim to otoczeniu:
Ciekawą historię tego miejsca i związane z nim anegdoty świetnie opisała Ania, która ma to szczęście, że bywa tam regularnie, odwiedzając koleżankę. Ja tych anegdot przytaczać nie będę, skupię się na rzeczach bardziej przyziemnych, np. na zachwycie :). Ale Was odsyłam do Ani i zachęcam do przeczytania o duchu co się zowie Eduardo - o tu!
Całkiem niepozorny z zewnątrz budynek ( tak niepozorny, że nawet nie mam zdjęcia ) kryje w sobie takie cudo. Gdyby nie Ania to nawet nie miałabym o tym miejscu zielonego pojęcia. I pewnie jak tysiące nieświadomych turystów przemknęłabym wzdłuż murów Corral del Conde szukając cienia...
Po przekroczeniu drzwi, a później bramy, człowiek przeżywa szok wymieszany z zaskoczeniem. Po chwili dają o sobie znać inne wrażenia, na czele z zachwytem i niedowierzaniem, że można mieszkać w takim miejscu. Bo pomimo tego, że mieszkania nie powalają metrażem i pewnie daleko im do standardów i wymogów nowoczesności, to klimat jaki oferują swoim mieszkańcom jest prawie niemożliwy do odtworzenia gdzie indziej. Z tego też względu, w mojej ocenie, Corral del Conde to nie miejsce dla każdego - ja widzę tam artystów, ludzi z klimatem, takich niedzisiejszych, trochę old schoolowych :). Nie potrafię tam sobie wyobrazić pani w garsonce ani poważnego biznesmena wychodzącego codziennie do pracy w korporacji.
Swoją drogą to właśnie tutaj miałam okazję być w najmniejszym mieszkanku jakie widziałam kiedykolwiek. Tradycyjna polska kawalerka wygląda przy nim jak M3. Jeden pokoik z aneksem kuchennym oraz łazienką - po trzech schodkach w górę. Klimat miejsca i mieszkania niesamowity ale ja bym tam się nie zmieściła. Wiem że teraz jest moda na minimalizm, ale ja jestem raczej vintage :).
Jedną z największych zalet tego miejsca jest bliskie sąsiedztwo z innymi mieszkańcami. A przynajmniej dla mnie to jest zaleta. Zmieścić w takim mieszkanku to bym się na pewno nie zmieściła, z tymi moimi wszystkimi książkami, kwiatkami, muszelkami, kamieniami...Nawet w jednym z tych większych miałabym problem...Ale za to pod względem towarzyskim pasowałabym tam idealnie. Kawka z sąsiadami, wspólna kolacja, rozmowy podczas wywieszania prania - co jak co, ale mieszkanie w takim miejscu zacieśnia więzy i zmusza do bratania się. Ludzie stają się sobie bardziej bliscy, otwarci na wzajemne problemy - wystarczy że stanie się na wspólnym balkonie, a już widać wszystko :)
Z tego co wiem od Ani, miejsce jest dostępne dla zwiedzających. To co dla nas jest atrakcją turystyczną, dla mieszkańców Corral del Conde jest zwykłym miejscem zamieszkania. Codziennością. Oryginalną, kolorową i zapewne często wzbudzającą zazdrość...
Cechą wspólną tego miejsca, i niewątpliwie jego wielką zaletą, jest dbałość sąsiadów o szczegóły i detale. Miejsce jest czyste, zadbane i udekorowane w klimacie jaki bardzo lubię. Stoliki i krzesła przed drzwiami zachęcają, żeby tam usiąść - i co jak co, ale jestem przekonana, że nikt by mnie stamtąd nie przegonił...Prędzej poczęstował kawą i zaczął rozmowę...
Z tym miejscem już na zawsze będę miała mnóstwo fajnych wspomnień - również towarzyskich. Praktycznie na środku tego dziedzińca dziewczyny ustawiły stół, przy którym zjedliśmy obiad. Rozmowy, międzynarodowe towarzystwo i fakt, że dosłownie w ciągu chwili pogoda zmieniła się z brzydkiej w piękną, ciemne chmury ustąpiły miejsca błękitowi a nas zalało słońce. Korzystając ze sprzyjającej aury ruszyłyśmy na ostatni spacer po Sevilli, następnego dnia - przynajmniej dla mnie - kończyła się przygoda...