Nie wiem jak Państwo ale ja ostatnio ciągle jestem w rozjazdach. Bez pakowania walizki, obaw o bezpieczny lot i szukania chętnych do podlewania roślin kiedy mnie nie będzie. Bez kolejek do odprawy, najczęściej w piżamie lub w dresie i w grubych wełnianych skarpetach. Niby za darmoszkę ale kto wie czy serce w milionie kawałków i zgrzyt zębów z bezsilności to nie jest i tak zbyt wysoka cena za te wirtualne wojaże.
Nie wiem co jest w tym wszystkim smutniejsze? To, że sama sobie nie dowierzam, że kiedyś tak żyłam czy to, że sama sobie zazdroszczę. Jak sobie przypomnę te wszystkie obawy o nadbagaż, o wiecznie za małą walizkę albo czy zamrożone owoce morza przetrwają podróż...Największym moim zmartwieniem była wiecznie za mała ilość dni urlopowych i tak nimi zarządzanie, żeby wykorzystać je najlepiej jak się da. Ja pierdykam, ale ja miałam zmartwienia. Ten rok dosadnie pokazałam nam wszystkim co to są komplikacje i ograniczenia, to wszystko co było przed to był jakiś raj. Dopiero teraz to widzę aż nazbyt dobrze. Gdyby nie to, że jestem przeciwniczką przemocy to już dawno biłabym się w czoło otwartą dłonią. Tym wpisem się nie chwalę tylko sama sobie udowadniam, że tak kiedyś żyłam i na takie życie niedługo mam nadzieję.
No bo weźcie na ten przykład Kambodżę. Na liście moich marzeń odkąd byłam dzieckiem i w ogóle dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak Angkor Wat. Teraz już o Kambodży nie marzę tylko ją wspominam chociaż powiem Wam że oglądając zdjęcia mam wrażenie, że to było w zupełnie innym życiu. No niech mnie ktoś uszczypnie. Kambodżańskie świątynie, zbaczanie na skuterze z turystycznych szlaków i kambodżański ślub. Na serio przeżyłam to wszystko? To i jeszcze więcej?
Zdjęcia nie kłamią zatem tak - wyznawałam miłość na Wyspie Bambusowej
i uciekałam przed agresywnymi małpami na Phuket.
Budził mnie głos muezina wzywający do modlitwy i jadałam śniadania z widokiem na Plac Dżama al Fna.
W zeszłym roku byłam dwa razy w odkładanej ciągle Portugalii, którą pokochałam całym sercem i którą z tęsknotą wspominam
( spektakularny upadek na mokrej po deszczu ulicy w Lizbonie też ).
Spędziłam Sylwestra w Paryżu i chociaż była to najgorsza sylwestrowa noc w moim życiu to jak by nie było był to Paryż.
Zdecydowanie milej wspominam sylwestrową jazdę na łyżwach w Bergamo. W ogóle ten włoski wyjazd był wyjątkowy z wielu względów.
Byłam w jedenastu europejskich stolicach, w niektórych kilkakrotnie. Kilka razy celebrowałam tea time angielską herbatą w Londynie.
Regularnie wracam do Wilna. Cieszy mnie to, że potrafię już bez mapy trafić do ulubionych miejsc. Stolica Litwy to jedno z moich ulubionych europejskich miast, mam do niej wielki sentyment.
Uczestniczyłam w kilkunastu hiszpańskich fiestach z ciekawością przyglądając się tradycjom.
Myślę, że ten rok wszystkim nam pokazał jak łatwe było podróżowanie chociaż kiedyś twierdziliśmy, że bywa skomplikowane. Bo trzeba ogarnąć bilety, noclegi, zaplanować trasę. Aż nadeszło to, czego nie dało się ogarnąć w żaden sposób ( w moim przypadku najbardziej nie mogę tego ogarnąć umysłem ) i dopiero wtedy ze zdumienia przetarliśmy oczy. Zdarzało mi się kupować bilety z nudów albo spontanicznie jak na przykład te do Algarve - tydzień po powrocie z Portugalii miałam już bilety na powrót tam. Gdzie są czasy, że bilety na samolot kupowałam jadąc metrem?
Nigdy nie marzyłam o Wenecji ale byłam tam dwa razy i mogłabym wrócić i trzeci.
Marzyłam za to o Dolomitach i to był prawdziwy sztos!
I jakby tego wszystkiego było mało to jeszcze skoczyłam ze spadochronem i jeśli chodzi o spadochron to nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa :).
W styczniu w samolocie świętowałam swój pięćdziesiąty lot nawet nie przypuszczając że pięćdziesiąty pierwszy będzie jeszcze większą okazją by się cieszyć. Nie wiem kiedy dojdzie skutku bo plany to jedno a możliwości to coś zupełnie innego, no ale impreza będzie tak czy siak. Nienawidzę pandemii za milion rzeczy ale najbardziej chyba za to, że mnie ograbiła z optymizmu. Jeżeli kiedykolwiek zdarzy mi się narzekać na to, że mało podróżuję to weźcie mnie proszę postawcie do pionu ( krzyki i wyzwiska mile widziane ). Sama bym teraz siebie z chęcią trzepnęła w ucho za te wszystkie narzekania na kolejki do toalet lub spóźniony o godzinę samolot, albo że jeszcze muszę się spakować...ojejku jejku, biedna ja. Teraz bym wszystkie te wymyślone utrudnienia przyjęła z pocałowaniem w ...czoło a może i do nich dopłaciła.