Z obawy przed tym, że nigdy nie uporam się z podróżniczymi zaległościami z najpiękniejszych dni w roku ( mowa o tych urlopowych ) lepiej będzie jeśli zacznę od miejsc, które najbardziej mnie zachwyciły. W kolejce czeka bowiem jeszcze seria wpisów z Majorki i Alzacji a przecież wiadomo, że oba miejsca to sztos. Nie wypada się z nimi na blogu nie pochwalić.
Alzacja jest cudna i myślę, że nawet Ci którzy nie podróżują zbyt wiele albo podróżują sporo ale niezbyt daleko kiedy słyszą Alzacja potrafią przywołać sobie w myślach tamtejsze krajobrazy. Ten francuski region słynie z winnic ale również z zamków i pięknych miasteczek wśród których pod względem atrakcyjności Eguisheim zajmuje wysoką pozycję. W moim osobistym rankingu jest numerem jeden, znajduje się też w ścisłej czołówce najpiękniejszych europejskich miasteczek, które odwiedziłam kiedykolwiek.
Do Eguisheim przyjechaliśmy rano, dzień był chłodny ale słoneczny, gdyby nie niska temperatura można by spokojnie pomyśleć, że jest pełnia lata. Słońce i niebieskie niebo bez ani jednej chmurki wprowadzało złudne przekonanie, że są wakacje. Pamiętam, że to tu pierwszy raz w tym roku poczułam, że zbliża się jesień i cieplej to już raczej nie będzie, z kominów wielu domów wydobywał się dym który towarzyszył naszemu spacerowi przez niemal cały czas. Ja akurat ten zapach uwielbiam i co tu dużo ukrywać - za ten dym ma u mnie Eguisheim kilka punktów więcej.
Jest też jedna rzecz, z której nie wyrosnę chyba nigdy, czas pokaże chociaż myślę że w tej kwestii nie ma już dla mnie ratunku. Za każdym razem zdumiewa mnie fakt, że nie jestem w scenerii z baśni a w tych baśniowych domach żyją ludzie jak najbardziej rzeczywiści. Gdzieś tam w środku stoją pralki, zmywarki, routery, wanny z hydromasażem, zestawy wypoczynkowe od najbardziej znanego szwedzkiego meblowego potentata a nie, że skrzynie na ubrania, bujane fotele, balie do kąpieli, kominki i lampy naftowe tak jak to widzę w mojej głowie.
Gdyby treścią wystarczającą dla opisania wrażeń były jedynie ochy, achy, piski zachwytu, klaskanie i podskoki to uwierzcie mi, że ten wpis właśnie tak by wyglądał. Dla tak wielkiej miłośniczki domków w kratkę jak ja całe miasteczka w takim stylu to architektoniczny raj, pełnia szczęścia, uśmiechy od ucha do ucha i takie tam.
Eguisheim nie można się nie zachwycać - wąskie brukowane uliczki, różnokolorowe okiennice, mnóstwo zieleni i przykuwających uwagę detali no i rzecz jasna klimatyczne domki w najpiękniejszym możliwym stylu. Taki zestaw wizualnych i duchowych wrażeń skruszy nawet najbardziej odporne na piękno serca. W każdym zakamarku miasteczka czuć jego wyjątkowy klimat. Mam świadomość tego, że pisząc o tym, że Eguisheim zabiera nas w podróż w czasie mogę zabrzmieć banalnie ale trudno, tak właśnie jest i myślę, że głównie to sprawia, że Eguisheim na zawsze zapada w pamięć.
Bajkowa sceneria powoduje szybsze bicie serca i dostarcza wielu powodów do wzruszeń. Często piszę o tym, że mam łzy w oczach na widok wyjątkowych miejsc i tak też było tutaj. Wyobrażacie sobie jak musi być tutaj cudnie zimą?
À propos zimy - u mnie też biało chociaż do mojej ulubionej wersji zimy jeszcze daleko. Obawiam się jednak, że ta północnoniemiecka biel nie zabawi długo kończę zatem herbatę i idę nacieszyć się śniegiem. Sypie dużo i gęsto ale temperatura na plusie co sprawia, że na chodnikach błoto. Gdyby był mróz to bylibyśmy teraz nieźle zasypani a ja przeszczęśliwa. Wybrzydzać jednak nie będę i idę się cieszyć tym co mam a zwłaszcza póki mam. Pozdrawiam Was wszystkich przegorąco. Fajnego dnia.