O La Mandze wspomniałam w poście na przełomie poprzedniego i obecnego roku. Moim celem nie było aby tam dotrzeć - bo byłam tam nie raz, ale ja tam chciałam dojechać siedząc za kółkiem. Sama siebie tam zawieźć, o tym marzyłam. Mam takie naleciałości z czasów, kiedy nie posiadałam dokumentu uprawniającego do poruszania się po drogach w sposób inny niż pieszo, rowerem lub środkiem lokomocji publicznej. Wielkokrotnie siedząc na miejscu pasażera i jadąc jakąś fajną drogą wyobrażałam sobie jakie to musi być fajne uczucie jadąc tą drogą jako kierowca. Najczęściej takie myśli pojawiały mi się na fajnej, pustej drodze, gdzie rozwijająca się przede mną asfaltowa wstęga jawiła się jako morze możliwości.
La Manga jest kurortem, to półwysep, taki hiszpański Hel. Na prawo morze, na lewo morze, a pośrodku cywilizacja -sklepy, kawiarnie, restauracje i agencje nieruchomości. Na szczęście w lutym jest tam spokojnie i cicho, chociaż lepiej pasuje określenie, że La Manga wymarła...Odżyje zapewne na przełomie kwietnia i maja, póki co można się cieszyć spokojem i ogromną ilością miejsc parkingowych :). Bo latem znalezienie miejsca parkingowego graniczy z cudem.
Zrobiliśmy sobie mały odpoczynek pod latarnią :)
Niektórzy z nas rozpoczęli już sezon kąpielowy.
Nic. Cisza tylko. Mogłabym tam siedzieć w nieskończoność.
Wyludnione plaże kontrastowały z zaludnieniem restauracji i kawiarni, w niektórych z nich ciężko było znaleźć wolny stolik. Pewnie nie byliśmy jedynymi, którzy tego dnia postanowili zjeść obiad z widokiem na morze a niedzielny spacer wzdłuż cypla oprócz nas miała w planach jeszcze całkiem spora grupa mieszkańców regionu.
Zdecydowanie wolę plaże poza sezonem. Nie ma problemu ze znalezieniem miejsca a kojącego szumu fal nie zagłuszają rozmowy i krzyki. I można zostawić ślady na piasku na trochę dłużej niż na chwilę...
Przez miesiąc szeregi naszej familii zasilalają cztery krótkie i małe łapki. Przekochany Pepe to pies znajomych, porzucony przez wcześniejszych właścicieli, którzy wyprowadzili się do Ameryki a Pepe znalazł się w zbędnym nadbagażu. Jest kochany, grzeczny i spragniony przytulania, gdyby mógł to cały czas spędzałby zwinięty w kłębek na kolanach. Ta wyprawa nad morze była jego pierwszą, początkowo nie wiedział co jest grane ale szybko się rozkręcił, i to do takiego stopnia, że kopał w piasku, biegał w kółko i próbował zjadać muszle :)...
W chwili obecnej jedynymi mieszkańcami La Mangi są obcokrajowcy, przeważnie Niemcy i Anglicy. W sezonie tę grupę zasilą jeszcze inne narodowości, z przewagą Hiszpanów, którzy niemal z całego kraju zjadą do swoich letnich mieszkań i domków. Puste teraz plaże zapełnią się ludźmi, kolorowymi parasolami, dmuchanymi delfinami i zamkami z piasku a wyludnienie cypla będzie tylko mglistym wspomnieniem...