Nie płacz, że coś się skończyło. Ciesz się, że Ci się to przytrafiło. ( G.G. Márquez )

piątek, 23 lutego 2024

Powody do radości na dziś vol.7

 Systematyczność moich radosnych wpisów została zakłócona innymi tematami z czego zdałam sobie sprawę kilka dni temu, wracając z pracy do domu. Ostatnie powody do radości pojawiły się, co właśnie sprawdziłam, we wrześniu. O zgrozo, a nawet o dwie zgrozy. Pierwsza dotyczy mojego zaniedbania w tym temacie bo powodów do radości miałam w ostatnich miesiącach ogrom. Druga zgroza to upływający czas - gdybym nie miała tego na piśmie to w życiu bym nie uwierzyła, że od dnia kiedy ostatni raz chwaliłam się tutaj szczęśliwościami minęło - uwaga - pięć miesięcy. Spoko, rozumiem, że minęły ale ludzie kochani, kiedy??? Zatem dzisiaj ogłaszam powrót do tradycji, pozwólcie, że Wam przedstawię moje powody do radości na dziś:

  • minęła najfajniejsza jesień i powoli kończy się najlepsza pod wieloma względami zima ostatnich lat. Żadna to nowość, że wspomniane powyżej pory roku nie są moimi ulubionymi, nigdy się z tym nie kryłam. Jesienią i zimą regularnie dawałam tutaj upust mojej niechęci do niemal wszystkiego, co ze sobą niosą - w zimnie, deszczu, kałużach, błocie, ciemności i ograniczonej możliwości spędzania wolnego czasu tak jak najbardziej lubię nie umiałam dostrzec niczego dobrego. A w tym roku nic, żadnego spadku formy, gorszego samopoczucia, żadnych codziennych drzemek ( no ok, tutaj z małymi wyjątkami ale można je policzyć na palcach obu rąk ). Po raz pierwszy od dawna jestem bliska stwierdzenia, że jesień i zima są super a to spowolnienie było mi nawet potrzebne i dobrze je spożytkowałam



  • wiem, że może w to o czym teraz napiszę ciężko jest uwierzyć bo sama nie do końca to ogarniam, ale ani razu nie byłam przeziębiona. Kiedy przypomnę sobie wcześniejsze lata, jeszcze przedwirusowe, to bywało i tak, że jesienią i zimą bywałam chora średnio dwa razy w miesiącu. A jak nie przeziębiona to z bólem gardła lub z katarem. A w tym roku nic, gardło nie bolało mnie ani przez moment, nawet przez chwilę nie miałam kataru. Tych, którzy będą próbować szukać przyczyn tej sytuacji w szczepionkach pragnę uspokoić, że na nic się nie szczepiłam. Ani na grypę ani na to drugie coś, na co szczepionki były w modzie jeszcze do niedawna. I regularnie miałam kontakt z chorymi bo w pracy wiecznie ktoś chorował. Kiedyś nawet zastanawiałam się czemu mogę zawdzięczać tę wspaniałą odporność i nie wymyśliłam nic, z wyjątkiem dwóch rzeczy: od listopada nie noszę szalika. Kiedyś lubiłam się porządnie opatulić co skutkowało tym, że miałam wiecznie spoconą szyję zatem któregoś dnia poszłam do pracy bez szalika i tak chodzę do dzisiaj. Zapinam tylko kurtkę pod samą szyję ale i to nie zawsze. Wierzę też w to, że za sprawą mojego podejścia do zimy i jesieni uleczyłam duszę a dusza z kolei uleczyła ciało. Nie od dzisiaj wiadomo, że wszystko tkwi w głowie, może odporność na przeziębienia też?


  • już za tydzień czeka mnie pierwszy zagraniczny wyjazd w tym roku na myśl o którym bardzo się cieszę bo tę europejską stolicę chciałam zobaczyć już dawno. Napisałabym Wam z chęcią gdzie lecę ale mam w głowie ciekawy wpis stamtąd, który zamierzam napisać kiedy tam będę zatem bądźcie czujni i wybaczcie mi tajemniczość


  • mam już zaplanowaną większość tegorocznego urlopu, pozostaje mi tylko dopiąć szczegóły, ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to odwiedzę nawet 5 nowych krajów i to tylko w pierwszym półroczu tego roku. Nie da się ukryć, że perspektywa tych wyjazdów jest niezwykle ekscytująca ale to i tak nic w porównianiu z tym, że lecę do Martulinki Mojej Najkochańszej. Radość z faktu, że znów się spotkamy, przysłania wszystkie inne zaplanowane na ten rok podróże. Wielką radość czuję również na pierwsze spotkanie z inną blogującą koleżanką, będzie się działo


  • jesień i zima były okazją do przeczytania wielu książek, w zdecydowanej większości przefajnych. Mam w przygotowaniu wpis na ten temat, co będzie trochę odbiegało od ogólnie przyjętej tutaj tematyki ale z drugiej strony wiem, że zainteresuje większość z Was a Wasze dobro jest dla mnie najważniejsze ( zaraz po moim własnym 😊 )


  • doczekałam się w końcu drugiego sezonu hiszpańskiego serialu, który Wam już kiedyś polecałam, mowa tutaj o Machos Alfa ( po polsku to powinno być Samce Alfa ale nie zawsze można ufać tłumaczeniom a ja oglądałam w oryginale ). Tak jak i poprzedni również i ten dziesięcioodcinkowy sezon łyknęłam w dwa dni i co mogę napisać? Już czekam na kolejną serię. Początkowo chciałam sobie dawkować tę przyjemność ale uwierzcie mi, że w przypadku tego serialu naprawdę się nie dało


  • do kalendarzowej wiosny zostało 27 dni ale mam nadzieję, że do tej pogodowej trochę mniej. Z wielką ulgą zamieniłam zimową kurtkę na taką trochę cieńszą a kiedy po raz pierwszy od jesieni szłam do pracy w lekkich butach to niemal skakałam. Kolejny etap to będą już sukienki, sandały i herbatki na balkonie. Drineczki pod chmurką już miały swoją tegoroczną inaugurację


  • nad głową widać coraz więcej niebieskiego nieba


  • o tym, że zbliża się wiosna wiedzą już i ptaki, i rośliny, ba, nawet powietrze przyjemniej pachnie wzbogacone aromatem zbliżających się pięknych dni. I rano jest jaśniej, i po pracy dłużej dzień, aż mam ochotę się tą radością zachłysnąć

Wielkimi krokami zbliża się wszystko co najlepsze!



środa, 14 lutego 2024

Haut Königsburg. Alzacki zamek na wzgórzu

 Już już brałam się za pisanie o zamku, który zwiedziliśmy w Danii w tym cudownym czasie rozciągniętym pomiędzy kolejnymi przygodami z samochodem, kiedy zdałam sprawę, że w temacie zamków mam jeszcze zaległości z Alzacji. Myślę, że stało się to w następstwie naturalnego odruchu, kiedy to moje otulone szarugą myśli pomknęły do tych lepszych czasów, kiedy przez kilka dni codziennie świeciło słońce.

Pomimo tego, że zamek nie jest zbyt potężny widać go już z daleka. Położenie na samym szczycie wzgórza sprzyja rzucaniu się w oczy, zwłaszcza w taki dzień jak kiedy byliśmy tam my - słoneczny i bezchmurny, z niebem jak z marzeń.


Październikowa pogoda potrafi płatać figle ale nam w Alzacji sprzyjała, codziennie ofiarując słońce i obłędne, bezchmurne niebo. Przez cały nasz pobyt było cudnie co zdecydowanie ułatwiało cieszenie się każdą chwilą i bezproblemową realizację tego co było w planach, a nawet kilku rzeczy więcej.



Francja słynie z Alzacji a Alzacja z klimatycznych miasteczek, zamków i wyśmienitych win. Wina piliśmy, miasteczek odwiedziliśmy kilka ( wszystkie zachwycające ), tylko zamków było mało ale jeden to też coś. W temacie win i miasteczek mamy zdecydowanie bogatsze doświadczenia.




Haut Königsburg został zbudowany w strategicznej lokalizacji w Wogezach, na skalistym wzgórzu o wysokości 757 m n.p.m. Historia zamku jest długa i burzliwa, z dwoma tragicznymi momentami. Raz, w 1462 roku został zburzony po czym w latach 1479-1519 odbudowany. Podczas wojny trzydziestoletniej zamek został spalony w 1633 roku i ponownie odbudowany. Do 1919 roku zamek należał do Niemiec ale zgodnie z postanowieniami traktatu wersalskiego został przekazany Francji a od roku 1993 jest zabytkiem narodowym.

Pomimo matury z historii, w przekazywaniu suchych aczkolwiek historycznych faktów jestem słaba a całą wiedzę, którą się tutaj chwalę, mam z darmowej ulotki. Takie życie. Podróżuję sercem i jakoś niespecjalnie mam pamięć do przydatnych i z reguły mądrych faktów.


Zatem w dalszej części będzie po mojemu. Tym co chyba najbardziej utknęło mi w pamięci z pobytu na zamku były piękne widoki i tłok, pomimo października. Wśród zaparkowanych samochodów można było zauważyć tablice rejestracyjne z wielu europejskich krajów, od Hiszpanii po Norwegię, co chyba najlepiej świadczy o tym, że przyciąga tłumy. Nie chciałabym przekonać się co się tutaj dzieje w wakacje. Przy zamku nie ma parkingu zatem samochody parkują na poboczu drogi prowadzącej do zamku. My byliśmy po sezonie a i tak po zostawieniu samochodu czekała nas wcale nie taka krótka droga w górę.



Z niemal każdego, dostępnego turyście miejsca, rozciągają się z zamku przepiękne widoki na tę bliższą ale i dalszą okolicę. W połowie października alzacka jesień była jeszcza słabo widoczna, słabo też zauważalna w pogodzie, i na zdjęciach przypomina raczej późne lato. Jedynie po przygaszonych odcieniach zieleni można poznać, że prawdziwa jesień, objawiająca się ciepłymi kolorach liści, zacznie się niebawem.


Zamków w Alzacji mijaliśmy po drodze kilka ale to właśnie Königsburg wydał nam się najciekawszy i najbardziej wart przyjrzenia się mu z bliska. I chociaż ilość tych historycznych budowli sprawia, że można zwiedzać Alzację ich szlakiem, na trasie naszej wycieczki stanął właśnie ten. I to właśnie w nim, i na wzgórzu, na którym się znajduje, spędziliśmy ostatnie, alzackie przedpołudnie.

czwartek, 8 lutego 2024

Zanim wyjdzie słońce

 Runął właśnie mój misternie przygotowany plan kolejności wpisów. W Nowy Rok weszłam dynamicznie, niemal w podskokach, takim samym dziarskim krokiem wkroczyłam w blogowanie. Postanowiłam podejść do tematu trochę bardziej profesjonalnie i zarysowałam sobie plan kolejności publikowania wpisów, głównie po to, żeby nie zapomnieć co tam jeszcze mam w zanadrzu. Trzymanie się tego okazało się jednak bardziej skomplikowane niż mi się wydawało, bo "po drodze" wydarzyły się ciekawe wydarzenia, o których chciałabym wspomnieć w tym moim internetowym pamiętniku.


Nie zapominajmy, że mam jeszcze zaległe wpisy z Majorki, Alzacji i te ostatnie, z Danii w grudniu. Nie wiem kiedy ja się z tym uporam tym bardziej, że w niedalekiej perspektywie mamy wiosnę a to oznacza, że dużo będzie się działo. Dużo, ciekawie i w głównej mierze poza domem. Pierwszy zagraniczny wyjazd szykuje się już na początku marca.



Zanim jednak cofniemy się trochę do pięknej tegorocznej zimy mam pytanie? Czy Wam też słońce i niebieskie niebo dają takiego energetycznego kopa, że macie wrażenie unoszenia się nad ziemią? Ja tak mam dzisiaj. Umyłam okna, pranie się suszy na balkonie, wróciłam ze sklepu z pierwszymi w tym roku tulipanami a kiedy myłam okna ptaki śpiewały tak cudnie, że miałam ochotę przemeblować szafę i wyciągnąć ze schowka letnie ciuchy. Wszystko byłoby pięknie cudnie ale jakby nie było mamy luty, grube swetry przydadzą się jeszcze przez jakiś czas.



Zanim jednak zaczną się tutaj pojawiać tryskające słońcem i soczystą zielenią wpisy, również te z zaczętego już sezonu rowerowego, chciałabym uporać się z zimowymi kadrami, które długo czekały na swoją kolej. Zima w tym roku była piękna, chociaż krótka, ale tego się obawiałam zanim się zaczęła zatem kiedy nadeszła byłam już gotowa na to, żeby cieszyć się nią z całych sił.


Jak wiadomo wszem i wobec, las jest dobry na wszystko, na cieszenie się zimą też. To właśnie w leśnej scenerii można poczuć najwyraźniej, że zima otacza nas ze wszystkich stron, otulając białym puchem. Tego dnia przeszłam kilkanaście kilometrów, z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej zachwycając się magią, którą podarował mi ten dzień. Hojność z jaką świat obdarowuje nas szczęściem nigdy nie przestanie mnie uszczęśliwiać, te wszystkie dobrodziejstwa, które mamy ot tak wokół siebie. Dla niektórych nic takiego a dla mnie wielkie coś.



Po zimie, którą widać na tych zdjęciach, nie ma już niestety śladu. Bardzo prawdopodobne jest, że już jutro wspomnieniem będzie ten piękny, słoneczny, dzisiejszy dzień. Wszak umyłam okna zatem zgodnie z regułą jutro musi padać, innej możliwości nawet nie biorę pod uwagę. Cieszę się jednak, że uporałam się z zaległymi zimowymi kadrami, które do wiosny pasują średnio a ta już przecież za miesiąc i trochę. I chociaż prognozy pogody nie pozostawiają złudzeń to i tak wierzę w to, że wiosna zrobi nam niespodziankę i zacznie się wcześniej niż przewiduje to kalendarz.


 Na powrót zimy raczej już nie liczę, teraz energii dodaje mi myśl, że już niedługo będę cieszyć się moim lasem w zupełnie innej scenerii. Trzeba zrobić wiosenny przegląd ulubionych miejsc, przetrzeć dobrze znane szlaki i odkryć nowe. Jeszcze trochę i zacznie się codzienność jaką najbardziej lubię.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...