We wcześniejszych postach z Walii wspominałam, że jest przecudowna, pełna zaskakujących i zapadających w pamięć miejsc. Zanim tam pojechałam w moich wyobrażeniach Walia była pagórkowato - górzystą krainą, pełną łąk, wrzosowisk, pastwisk z owcami oraz starych, klimatycznych domów oddzielonych jeden od drugiego kamiennym murkiem. Wszystko to się sprawdziło ale do tego doszły jeszcze klify, urwiste brzegi, zamki, ruiny fortec...No i ten obłędny kolor morza, którego nie powstydziłoby się żadne śródziemnomorskie państwo. W dodatku podczas mojego pobytu tam pogoda była prawie tropikalna co dodatkowo wzmacniało pozytywne doznania które towarzyszyły mi przez cały pobyt w Walii.
Podczas pobytu w Snowdonii zrobiliśmy sobie jednodniowy wypad na wyspę Anglesey a celem naszej wyprawy była latarnia morska na przylądku Holyhead - South Stack Lighthouse. Wypad był spontaniczny ale już pierwsze kroki wędrówki po raz kolejny upewniły mnie w przekonaniu, że to co spontaniczne jest najfajniejsze. I że nie trzeba mieć przewodników ani map, żeby dotrzeć do niezapomnianych miejsc. Czasami zdanie się na intuicję i zaufanie własnym krokom jest najlepszą rzeczą jaką możemy zrobić.
Częścią trasy do latarni są schody, występujące w ilości 400 sztuk, które trzeba pokonać zarówno schodząc do latarni jak i wracając. Widoki są obłędne, gdzie okiem sięgnąć tam skały, klify i bezkres błekitnej wody, co zdecydowanie poprawia samopoczucie podczas pokonywania stopni. Okolice latarni są też rezerwatem ptaków a ekipa pasjonatów pracująca tam chętnie pożycza lornetki i z entuzjazmem opowiada o mieszkańcach rezerwatu. Co prawda do ornitologa mi daleko a ptaki nie są tematem szczególnie mi bliskim ( aczkolwiek bardzo lubię słuchać np. w lesie ptasich treli ) to pani opowiadająca nam o ptakach miała w sobie tyle pasji, że siłą rzeczy człowiek słuchał z ciekawością.
Doszłam aż na sam koniec tego cypla i tam odbył się obiad :). Z pięknym widokiem na latarnię, morze i linię brzegową, i w doborowym towarzystwie :
Foka towarzyszyła nam przez cały czas a ja byłam taka przeszczęśliwa, że nawet sobie nie wyobrażacie. I nie wiem czy to zadziałała moja wyobraźnia ale wierzcie mi czy nie, ta foka reagowała na mój głos :). Jestem o tym przekonana i zdania nie zmienię, bo kto mnie zmusi :). Bo czym wytłumaczyć fakt, że do niej krzyczałam a ona podpływała, wychylała się z wody i tak sobie na mnie patrzyła :). Niestety aparat mam jaki mam, talent też, no ale foka jaka jest każdy widzi.
Droga na cypel wiodła w przecudnych okolicznościach przyrody. Było płasko, było trochę bardziej stromo, było zielono, było trawiaście i sucho, było skaliście. Jakkolwiek było, nie było nudo. Jeśli o mnie chodzi mogłabym tak iść bez końca. I nie chodzi tu tylko o moje "uczucie" jakie żywię do przemieszczania się na własnych nogach ale o całą otoczkę spaceru. I nawet pogoda się postarała. No ale każda droga kiedyś się kończy, zwłaszcza ta na cypel :)
Prawie jak Zakhyntos :)
Wiem, że sezon urlopowy w pełni i pewnie wyjazdy już zaplanowane, ale jeśli ktoś jeszcze się zastanawia, w którą stronę wyruszyć, to polecam Walię. Jedźcie, wypoczywajcie, zachwycajcie się, dajcie się ponieść nogom, nawiązujcie pogawędki z przemiłymi Walijczykami ( pod warunkiem, że nie będą mówić gwarą :) ) i wracajcie oczarowani i z apetytem na więcej - tak jak ja.