Nie płacz, że coś się skończyło. Ciesz się, że Ci się to przytrafiło. ( G.G. Márquez )

wtorek, 21 sierpnia 2018

Rejs. Jeden dzień na morzu.

To był jeden z najfajniejszych i najbardziej leniwych dni naszego azjatyckiego urlopu, pomijając te kambodżańskie podczas których prawie nie wychodziliśmy z hamaków. Był to też dzień odpowiedni żeby powoli zacząć przyzwyczajać się do myśli, że koniec tego magicznego czasu jest bliski a do wylotu w kierunku domu zostały nam trzy dni.

Urlopy zawsze są za krótkie, nieważne jak się człowiek nakombinuje żeby tak nie było. Ograniczeni czasem zmuszeni byliśmy skorzystać z kompaktowej formy zwiedzania i żeby dotrzeć chociaż na chwilę tam gdzie chcieliśmy i zobaczyć widoki z listy marzeń, popłynęliśmy w jednodniowy rejs po Morzu Andamańskim. Po dwóch wcześniejszych nieudanych doświadczeniach ze zorganizowanymi wyjazdami długo szukaliśmy najbardziej pasującej nam oferty. Możliwości, żebyśmy zobaczyli wszystko co chcemy w jeden dzień nie oferował nam żaden z organizatorów ale w końcu zupełnym przypadkiem udało nam się wykupić rejs pokrywający w dużej mierze nasze plany.


Za dwie osoby zapłaciliśmy ( po targowaniu się ) ok. 90 euro a cena obejmowała transfer z hotelu do portu i z powrotem, obiad na wyspie Ko Phi Phi, zimne napoje i przekąski podczas całego rejsu oraz - z czego byłam najbardziej zadowolona - dwie lodówki pełne najbardziej egzotycznych owoców świata. Oprócz widoków i przesympatycznych organizatorów to właśnie zimnego i przesłodkiego ananasa wspominam z największą tęsknotą.




Chyba najbardziej przez wszystkich wyczekiwanym punktem każdego rejsu jest Maya Bay rozsławiona przez Leonardo DiCaprio w filmie pt. "Niebiańska plaża". Te widoki kojarzą chyba wszyscy, niezależnie od tego czy widzieli ten film lub nie. Maya Bay to jedna z wizytówek Tajlandii a otaczające wyspę skały i obłędnie lazurowa woda to jeden z widoków który najczęściej przywołuję gdy mam spadek formy. Mam to szczęście, że Maya Bay odwiedziłam już drugi raz i pomimo tego, że nie jestem zwolenniczką powtarzania destynacji to nie miałabym nic przeciwko temu, żeby wrócić tam raz jeszcze.


Nasz rejs pozwolił nam dotrzeć do takich cudownych miejsc jak Maya Bay, Loh Samay Bay, Viking Cave, Ko Phi Phi i Bamboo Island. Trzy dni kończącego się urlopu spędziliśmy na Phuket i to właśnie z tamtąd wyruszyliśmy w rejs. Samo Phuket jest mało ciekawe i jeszcze mniej egzotyczne ale o tym kiedyś napiszę bo kolonialna architektura pomimo tego, że mało azjatycka to może się podobać.




Nasz dzień na motorówce zaczął się mało przyjemnie co zapowiadały wiszące nad wyspami chmury. Chwilę po tym jak odbiliśmy od brzegu lunął taki deszcz że w kilka sekund mieliśmy mokre dosłownie wszystko a ukryć się nie było gdzie bo skromny dach nie chronił przed zacinającym z boku deszczem. Za parasol służyły nam wyśmienite humory i fantastyczni organizatorzy, dzięki którym czym bardziej padało tym głośniej się śmialiśmy. Towarzystwo było międzynarodowe z czego połowę z dwunastoosobowej grupy stanowili Włosi.



Jednym z punktów wycieczki była Jaskinia Wikingów na której ścianach można zobaczyć liczące kilkaset lat malowidła naskalne przedstawiające statki Wikingów. Legenda głosi, że w jaskini znaleźli schronienie Wikingowie uciekając przed potężnym monsunem. Jaskinia jest niedostępna dla turystów a malowideł można jedynie wypatrywać z wycieczkowych motorówek. Ja nic nie widziałam pomimo tego, że na codzień wspierają mnie szkła kontaktowe.



Przepływaliśmy koło Monkey Beach gdzie z otaczających wyspę skał przyglądali nam się zaciekawieni jej główni mieszkańcy. Podczas pobytu na Phuket kilkakrotnie miałam styczność z tymi zwierzakami co pozwoliło mi utwierdzić się w przekonaniu, że nigdy ich fanką nie będę bo pomimo tego, że potrafią być śmieszne i rozkoszne to jednak częściej są złośliwe i agresywne.



Dziewięć lat temu spędziłam cztery dni na wyspie Ko Phi Phi na której teraz mieliśmy zarezerwowany obiad. Pomimo tego, że oprócz posiłku i krótkiego spaceru po straganach na nic więcej nie starczyło czasu, zdążyłam zauważyć jak bardzo przez ten czas zmieniła się wyspa. Nie widziałam nic oprócz hoteli, straganów i restauracji a między tym wszystkim dzikie tłumy. A jak byłam poprzednim razem to może wyspa do dzikich nie należała to jednak było i ciszej i spokojniej. Zapamiętałam Ko Phi Phi jako namiastkę raju i niestety wspominanie jej takiej po tegorocznej wizycie będzie już trudne.



Przez kilka godzin dysponowaliśmy wolnym czasem na rajskiej wyspie. Biały aksamitny piasek, przezroczysta woda a wyspa pomimo tego, że mała, to różnorodna. Jej największy plus to chyba brak infrastruktury, pomijając drewnianą budkę sprzedającą zimne napoje oraz toalety.




Bamboo Island mają w swojej ofercie prawie wszyscy organizatorzy takich jednodniowych wycieczek więc trzeba się liczyć z tym, że w szczycie sezonu może być tłok bo łódki przypływają na wyspę regularnie a z każdej "wysypuje" się kilkanaście osób.


Przez cały dzień coś mnie kłuło systematycznie - a imię tego czegoś zazdrość. Bo jak sobie pomyślałam o dniu pracy chłopaków będących nam przewodnikami i swoim zawalonym papierami biurku, fakturach, zamówieniach i mailach to niesprawiedliwość losu bolała mnie bardzo. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie jakie to musi być fajne kursować tak codziennie między wyspami a jako dress code mieć kąpielówki.



Aksamitny piasek, lazurowa woda i pocztówkowe widoki na pobliskie wyspy a wśród tego wszystkiego nadal niestety można znaleźć ślady zniszczeń po pamiętnym tsunami.


Byliśmy tam pod koniec kwietnia, czyli praktycznie pod koniec azjatyckiego sezonu turystycznego, co pozwoliło nam uniknąć tłumów. Nie musieliśmy się wysilać żeby pospacerować w spokoju, nie było wrzasków, głośnej muzyki a nawet parawanów :). Pomijając Angkor Wat to właśnie na Wyspie Bambusowej najbardziej cieszyłam się z faktu, że przed urlopem kupiliśmy statyw mieszczący się w plecaku bo właśnie tu - z braku chętnych mogących zrobić nam zdjęcie - najczęściej z niego korzystaliśmy.


Na Bamboo Island pierwszy raz piłam wodę kokosową, która szczerze mówiąc byłaby pyszna gdyby nie była taka słodka. Zdecydowanie wolę mleko kokosowe, które gdybym mogła to dodawałabym do wszystkiego.


Jedną z najbardziej odczuwalnych wad jednodniowych zorganizowanych wycieczek jest brak czasu. Na wszystko. Na cieszenie się chwilą powoli. Smakowanie jej po swojemu. Nie istnieje słowo później ani za chwilę bo za chwilę to już trzeba wracać na stały ląd. I chociażby nie wiem jak sympatyczni byli organizatorzy i jak fajnie wszystko byłoby zorganizowane to jednak takie zwiedzanie "w pigułce" pozbawia nas wielu rzeczy. Powierzchowność słabo toleruję w każdej dziedzinie życia, w podróżowaniu też. Zawsze chcę mocniej, bardziej, więcej chociaż często codzienność nie pozostawia nam wyboru i musimy cieszyć się tym co mamy. Żałuję, że spędziliśmy tutaj tylko kilka godzin bo jestem przekonana, że cały dzień w takim miejscu ma zbawienny wpływ na stan zdrowia psychicznego zmęczonej życiem Europejki :).

15 komentarzy:

  1. Piękne widoki :) Zwiedzanie ,,w pigułce" też ma swoje uroki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem nie ma wyjścia i takie zwiedzanie to jedyna możliwość jaką mamy. Nie jestem fanką takiej turystki i aczkolwiek niechętnie, to czasem korzystam. Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Tak już jest. Chcemy dłużej, więcej w swoim tempie. No niestety nie zawsze tak jest...
    Ja chciałabym zobaczyć te przepiękne miejsca chociaż w pigułce.
    Cudnie tam.
    Piękna relacja Mo, ach rozmarzyłam się...
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również przesyłam pozdrowienia. Jeśli marzysz o takich dalekich podróżach to z całego serca tego Ci życzę.

      Usuń
  3. This place looks absolutely stunning. I would love to go on a vacation like this someday and enjoy the sites and scenery. Thanks for the share, hope you had a fantastic weekend. Keep up the posts.
    World of Animals

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla Ciebie rajskie wakacje dla nich ciężka praca, co gorsza Ty za swoje zarobione pieniądze bez wysiłku możesz przyjechać do ich kraju na wypoczynek, ich najpewniej nigdy nie będzie stać na podróż do Europy... A jeśli już to także do ciężkiej pracy.

    Ale miejsce piękne, i w takiej awanturniczej wyprawie wikingów to bym chciał je odwiedzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym samym pomyślałam :(, że dla nich to na pewno nie jest aż taka przyjemna praca, niestety. I o finansach również :( . Ale widoki faktycznie zapierające dech w piersiach. Pozdrawiam, M.-ta od naparstków ;) .

      Usuń
    2. To miłe. Mile jest wiedzieć, że nie jest się osamotnionym w myśleniu. że nie tylko achy i ochy ale i dostrzeżenie czyjegoś wysiłku.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    3. Tylko ja wiem ile wyrzeczeń kosztowały mnie te wakacje więc ze stwierdzeniem "bez wysiłku" się nie zgadzam. Nie jestem milionerką i jeszcze po powrocie spłacałam kartę kredytową. Gdyby zorganizowanie tego wyjazdu od strony finansowej było takie łatwe to -uwierzcie mi- nie czekałabym tyle lat. Pracuję w hotelarstwie i wakacje innych to dla mnie najcięższy sezon. Nie czuję się winna temu że stać mnie było na realizację największego z marzeń. Korzystałam z usług wielu ludzi ale za wszystko płaciłam.

      Usuń
    4. Mo! Ależ bez obrazy! Ja wiem że i u nas w Europce nie jest lekko. Sam spłacam hipotekę to znam ten ból. Po prostu chodzi mi o to że nam w porównaniu z nimi jest o wiele łatwiej.
      Sam nieraz prowadzę rajdy w góry czy na Pogórze, super, kocham te miejsca, ale co innego iść samemu czy z paczką przyjaciół, a co innego z osobami obcymi którym trzeba zapewnić komfort, bezpieczeństwo i ... atrakcje.
      Tyle i tylko tyle.
      Nie gniewaj się Mo. Nie miałaś wyjść na Krezuskę szastającą szmalem.

      Usuń
  5. Fajna wycieczka i mam nadzieję wybrać się w tem miejsce będąc na Phuket :) zbieram już powoli informacje o samym Phuket i okolicy żeby zobaczyć jak najwięcej. Ale i tak na miejscu okaże się jak to będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo Phuket jest mało ciekawe ale to tylko moje zdanie. Za to jest świetną bazą wypadową na pobliskie wyspy które są przepiękne.

      Usuń
  6. Tak się cieszę, że Twój wyjazd był spełnieniem marzeń.
    Zaś my podziwiamy przepiękne krajobrazy i czytamy Twoją relację z wypiekami na twarzy.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, ja również się z tego cieszę i serdecznie gratuluję ;)

      Usuń

DZIĘKUJĘ ZA CZAS POŚWIĘCONY NA MOJĄ RADOSNĄ TWÓRCZOŚĆ. KAŻDY KOMENTARZ MNIE CIESZY I ZA NIE RÓWNIEŻ SERDECZNIE DZIĘKUJĘ.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...