Czytam, więc jestem, uwielbiam się przemieszczać, i nie ważne czy samolotem, czy rowerem,zapamiętywać chcę - sercem i aparatem, a żyć nie mogę bez książek, podróży, roweru, spacerów, rozmów i moich licznych pasji. Dzięki hektolitrom herbat wszelakich wypijanych codziennie trzymam się jakoś w pionie:)

W razie pytań lub chęci kontaktu: malamo@op.pl :)

Warto przeczytać


18/01
2025

Jak mi się żyło w 2024 roku

 Nie mogę uwierzyć, że minął rok od czasu kiedy ostatni raz pisałam tutaj, że uwierzyć nie mogę w to że minął rok. Zdecydowanie za szybko to zleciało, w dodatku jak zawsze o tej porze nie wiem kiedy. Dobrze, że to był dobry, pomyślny i szczęśliwy rok pod każdym niemal względem, łagodzi mi to trochę te gorsze odczucia związane z upływem czasu.

Lojalnie Was uprzedzam, że lepiej nie zaczynać czytania tego długaśnego tekstu bez kawy lub herbaty, łasuchom przyda się pewnie jakaś przekąska. Nie zapominajcie, że podsumowuję cały rok zatem przebrnięcie przez ten tekst może wymagać odwagi. Zaczynamy!

Udało mi się dopiąć swego i odwiedzić cztery nowe kraje tak jak to sobie zamarzyłam na początku roku. Byłam w Szwecji, Chorwacji, Bośni i w Norwegii, w tej ostatniej to nawet dwa razy. Oprócz tego odwiedziłam Włochy i Litwę, no i trzy nowe stolice: Sztokholm, Oslo i Rzym. 

SZTOKHOLM

OSLO

RZYM

Samolotem leciałam 14 razy co jest rocznym rekordem mojego życia i z czego, co tu ukrywać, jako miłośniczka latania bardzo się cieszę. 



Na własne oczy zobaczyłam jak wyglądają białe noce i przekonałam się, że to nie bujda że są miejsca, gdzie przez całą dobę jest jasno i świeci słońce. 

LOFOTY, GODZ. 22:30

Sprawdziłam ile czasu i sprytu potrzeba żeby dopchać się do fontanny di Trevi


i czy woda w Plitwickich Jeziorach naprawdę ma tak obłędny kolor. 


Zachwycałam się magią Mostaru



i niesamowitymi, różnorodnymi krajobrazami Chorwacji.



Byłam na wrzosowiskach 


i na torfowiskach. 


Z wielką radością przemierzałam na rowerze moje lasy, łąki i pola oraz ulubioną trasę nad Łabą. Na rowerze pobiłam rekord życia i w ciągu kilku godzin przejechałam 73 km, czego w ogóle nie planowałam. 




Blogowo było przewspaniale. Pisałam często i regularnie ( w moim mniemaniu 🙂 ), a że dużo i ciekawie się działo to tematów miałam bez liku. Mało tego, zaległości mam takie, że powoli tracę nadzieję, że się z nich wykaraskam a żal mi zostawić je tylko dla siebie. Nie pamiętam dokładnie ile pojawiło się wpisów ale pod koniec roku je policzyłam i wyszło mi bodajże 47. Pewna nie jestem zatem trzymajmy się wersji, że pamięć mam dobrą i długą wystarczająco żeby zapamiętać od końca grudnia do teraz.

LOFOTY

Dobra, teraz będzie akapit przechwałkowy ale piszę to z nadzieją, że większość z Was mnie zrozumie i rozgrzeszy. Myślę o tym za każdym razem kiedy piszę podsumowanie kolejnego przeżytego roku, zawsze też bardzo się z tego cieszę, o czym regularnie tu wspominam. Bo może i nie żyję nie wiem jak przebojowo, mojej codzienności nie towarzyszą nieustanne werble i fanfary, to życie mam dobre i satysfakcjonujące, chociaż często może i nudne. Jestem przeszczęśliwa, że od lat jestem wierna swoim największym pasjom, niektórym nawet od dzieciństwa, a podróże, książki, rower, łyżwy, wędrówki i plenery z aparatem są stałą mojej codzienności. Niezmiernie zachwycają mnie te same pobliskie miejsca, do tego stopnia, że niektóre zyskały miano "moje". I chociaż w moim życiu co i rusz pojawia się jakieś nowe hobby to cieszę się, że tym najważniejszym nadal jestem wierna. I że daleka podróż uszczęśliwia mnie tak samo jak wolny dzień spędzony na mojej plaży nad Łabą, z książką i herbatą. Tej radości z dobrej codzienności nie zamieniłabym za żadne skarby świata. 

Tradycyjnie już dużo czytałam, czytelniczo przekroczyłam siedem dyszek i w zdecydowanej większości były to dobre i ciekawe książki. Po kilku latach posiadania czytnika zrobiłam w końcu z niego użytek i kilka książek przeczytałam w wersji elektronicznej. Fanką nie jestem ale mieści się w małej torebce czego ciężko nie uznać za zaletę.

WILNO

Przeżyłam chyba już drugą z kolei najfajniejszą i najłagodniejszą pod względem własnych emocji jesień życia. Niewiele już we mnie buntu przeciw tym najgorszym porom roku, mało tego, ja się zaczynam z nimi zaprzyjaźniać. I chyba już trzeci rok z rzędu nie byłam ani razu przeziębiona. Wiem, że dla wielu z Was nie ma w tym nic nadzwyczajnego ale ja zbyt dobrze pamiętam jesienie i zimy kiedy naprzemiennie, w systemie tygodniowym, byłam raz przeziębiona, raz zdrowa. 

Ostatniego dnia roku, oprócz tego że nabiłam sobie dwa spektakularne guzy, zaprosiliśmy do siebie znajomych a nowy rok powitaliśmy nad Łabą, skąd każdego roku można podziwiać przeogromne fajerwerkowe show.

Najlepsze jednak zostawiłam na koniec bo ten rok był przewspaniały i wyjątkowy pod jednym ważnym dla mnie względem. Minione 12 miesięcy podarowało mi czworo nowych przyjaciół a urlop na Lofotach z "nieznajomymi" odmienił moje życie i bardzo je wzbogacił. W czerwcu poleciałam na Lofoty żeby spędzić urlop z ludźmi, z których z internetowych rozmów znałam tylko Anię. Spodziewałam się, że będzie fajnie i taką miałam nadzieję ale to jakich fajowych ludzi poznałam przekroczyło moje najśmielsze fantazje. Błyskawicznie załapaliśmy świetny kontakt a nasz  sześcioosobowy "turnus", jak zwykliśmy to nazywać, to najfajniejsza grupa świata. To, że spotkaliśmy się ponownie we wrześniu na fiordach już wiecie, nie wiecie jednak że już w następną sobotę spotykamy się trzeci raz. Nie wiem komu dziękować za to, że postawił na mojej drodze tak wspaniałych ludzi zatem dziękuję losowi, dobrym aniołom, przeznaczeniu i magicznym mocom. Chwała niech będzie też internetowi bo to od niego wszystko się zaczęło. 

WŚRÓD NORWESKICH FIORDÓW

Uff, to by chyba było na tyle a przynajmniej jeśli chodzi o te ważniejsze rzeczy. Miniony rok jest historią a ja jak zawsze o tej porze cieszę się, że czytając ten wpis będę sobie mogła do niego wracać. Ten rok też zaczął się super, miałam fajowego gościa i kupiłam nowe łyżwy, którymi nie mogę się nacieszyć. Dobrze, że moje lodowisko zamykają dopiero w połowie marca i mam na nie z pracy przysłowiowy rzut beretem. Za tydzień o tej porze będę już w drodze ku pierwszej w tym roku zagranicznej destynacji. Ale czad!

Korzystając z okazji dziękuję Wam przeogromnie za to, że swoją tutaj obecnością sprawiacie, że blogowanie jest dla mnie jedną z najfajniejszych przygód życia. Miła jest świadomość, że mnie czytacie i zostawiacie dobre słowa. Dla mnie to zawsze największa motywacja i nagroda. Trzymajcie się radośnie Kochani, w podobnym podsumowaniu widzimy się za rok czyli sądząc po tym jak pędzi czas, za niedługo. 

Uściski.



Komentarze

  1. Nadal robi na mnie ogromne wrażenie ilość Twoich ubiegłorocznych podróży i różnorakich aktywności. Czasami mi się wydaje, że masz jakąś tajemniczą moc zatrzymywania lub spowalniania czasu. Tyle wyjazdów i wycieczek, hobby, spotkania z ludźmi, do tego praca, dom... i przecież w tym wszystkim znajdujesz też czas na leniuchowanie...
    Życzę Ci, aby i ten rok był pełen wrażeń i cudownych momentów, żebyś nadal potrafiła czerpać radość z drobnostek i żebyś nas tutaj regularnie tym optymizmem zarażała. No i zdrówka oczywiście, bo bez tego ani rusz.
    Udanego wyjazdu! Trzymam kciuki za piękną pogodę.
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, na kilka osób by starczyło! Brawo, to się nazywa żyć pełną piersią!
    Oby ten rok był równie udany.
    Co to znaczy mało spektakularnie? Liczą się emocje, wrażenia, zachwyty!
    Szczęście idzie do nas bez rozgłosu, ale je czujemy i o to chodzi!

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że ubiegły rok był dla Ciebie bardzo ciekawy i obfity w podróże, które wspominasz z radością. Niech ten rok będzie dla Ciebie równie wspaniały. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ ZA CZAS POŚWIĘCONY NA MOJĄ RADOSNĄ TWÓRCZOŚĆ. KAŻDY KOMENTARZ MNIE CIESZY I ZA NIE RÓWNIEŻ SERDECZNIE DZIĘKUJĘ.