3/03
2015
2015
Valle de Ricote, kolejna odsłona - Abaran.
Mój ulubiony obszar spacerowy, którego znam dopiero małą część jak zwykle mnie nie zawiódł. Na szczęście nie zawiodła mnie również pogoda i dosłownie na jeden dzień wypogodziło się na tyle, że miałam nadzieję, ze to już wiosna. Po przebytej chorobie miałam taką ochotę ruszyć gdzieś przed siebie, że jak tylko obudziłam się i zobaczyłam słońce, to wyskoczyłam z łóżka i w ciągu kilkunastu minut byłam gotowa do drogi.
Bez namysłu podjęłam decyzję, gdzie jechać, tzn. w jakim kierunku. Bo wiedziałam, że konkretny cel wyklaruje mi się po drodze. Lubię tak zwiedzać okolicę - nigdy nie wiem gdzie dotrę i czy uda mi się zobaczyć coś fajnego. Najczęściej po drodze dostrzegam cel mojej wyprawy ( o tam! tam chcę być bo musi być fajnie ), po czym szukam miejsca do zaparkowania samochodu i zaczynam spacer wytyczonymi ścieżkami.
Jak zwykle w doborowym towarzystwie.
Jak czasem opowiadam znajomym o tych moich samotnych wyprawach w nieznane, to stwierdzają, że jestem niesamowita. I odważna. Myślę, że po prostu nie mają odwagi powiedzieć mi prosto w oczy że jestem głupia lub szalona :). Motywuje mnie fakt, że nigdy nie myślę o tym, że się zgubię lub zabłądzę. Zawsze dodaje mi energii przekonanie, że na pewno dotrę w fajne miejsce i ciekawie spędzę dzień. Uwielbiam być w towarzystwie, otoczona ciekawymi i inspirującymi ludźmi, ale lubię również te chwile kiedy sama dla siebie jestem jedynym ludzkim :) towarzyszem.
Moja radość z faktu, że mogę wreszcie wyjść z łóżka, ubrać się w coś innego niż piżama, i że nie boli mnie ani głowa, ani gardło, ani płuca skutkowała tym, że byłam o krok od tego by klaskać z radości. Serio! :). Radość ze słońca, niebieskiego nieba, motyli i perspektywy fajnego dnia sprawiała, że miałam wrażenie iż stąpam trzy metry nad ziemią.
Z termosem earl grey'a jest podobnie jak z Milą - podczas takich wypraw jest to obowiązkowy element wyposażenia. Koleżanka, od której dostałam termos stwierdziła, że mu zazdrości takiego życia :).
Zupełnie nie zauważałam upływu czasu ( co można tłumaczyć tym, że w ogóle nie patrzyłam na zegarek ) i niedowierzaniem zareagowałam na fakt, że szwędałam się prawie pięć godzin. Nie miałam jeszcze ochoty na powrót do domu, ale miałam trochę herbaty i książkę, więc usiadłam na chwilę nad rzeką.
Nie mogłam uwierzyć, że poprzedniego dnia było tak zimno, że owijałam się w koc i zakładałam dodatkową parę skarpet. Następnego dnia za to tak lało i wiało, że poprzedni dzień - tak ciepły i słoneczny - wydał mi się nierealny i gdyby nie zdjęcia to pewnie bym nie wierzyła, że wydarzył się naprawdę.
Taki mały przerywnik w niepogodzie był jak spełnienie największego z marzeń. Już nie mogłam się doczekać kiedy aura zmieni się na tyle, że będę mogła spędzić cały dzień w plenerze nie marząc o jak najszybszym powrocie do domu. Spokojny spacer, delektowanie się widokami i łapanie na twarz tak rzadkich o tej porze promieni słońca było tym, czego naprawdę bardzo potrzebowałam.
Ten jeden dzień napełnił mnie energią, poprawił humor, zrelaksował i uświadomił, że zima - nawet ta najdłuższa - nie trwa wiecznie. I kiedy się skończy to będzie zielono, kolorowo, słonecznie i cudnie, ciemniejsze myśli pójdą precz ustępując miejsca tym pozytywnym, nie pozwalającym usnąć z ekscytacji.
Piękne krajobrazy. Po prostu rewelacja. Nie dziwię się,że bycie w takim miejscu powoduje u nas przeróżne przemyślenia. Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńJa też zazdroszczę temu termosowi:) Cudowne widoki.
OdpowiedzUsuńJesteś odważna naprawdę, nie ma to nic wspólnego z głupotą, po prostu realizujesz coś na co innym nie starcza odwagi, a czasami czasu. Osobiście zazdroszczę Ci takiego spontanu:) Zdrowia życzę:)
Dziękuję. A spontany są najlepsze!
UsuńNo to miałaś wielkie szczęście z pogodą i spacer z Milą był wspaniały. Wybrałaś piękne miejsce do spaceru. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMnie tez grypa gniecie, mięsnie bolą, sluzówki pieką, ale miejsca spacerowe to masz niesamowicie piękne.
OdpowiedzUsuńEkscytacja nasila się wprost proporcjonalnie do ciepełka któremu ustępuje zima. Choć wiem , ze wiosna w Stavanger to zimne wiatry i mniej sprzyjające ciepełko niż w zimie i tak czekam na wykwit roślinności i więcej słońca!
OdpowiedzUsuńA spontan i wycieczki być muszą, wiecej nas, takich szalonych włóczykijów odkrywców. I to jest fenomenalne, bo teraz mogę popodziwiać sobie dzięki Tobie hiszpańskie zakątki ;) ! Uściski:*
W taki piękny dzień to aż grzech byłoby siedzieć w domu, kiedy można pospacerować i miło spędzić czas na świeżym powietrzu, a za towarzystwo mieć Milę i piękne widoki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńjejku! co za widoki. boskie! no i towarzysz idealny, zdecydowanie; a piłka się nie zawieruszyła w tych przepaściach? :)
OdpowiedzUsuńściskam!
Jedną piłkę zawsze mamy w zapasie tak na wszelki wypadek :). Nie zgubiła się ale piłkowe zapasy Mili zmniejszyły się o jedną bo jej się sturlała kilka dni temu w Sierra Nevada :)
Usuńno tak, piłki mają to do siebie, że lubią się gubić :)
Usuńz Tobą to się pieseł nazwiedza :)
OdpowiedzUsuńz Tobą to się pieseł nazwiedza :)
OdpowiedzUsuńTo fakt. Często słyszę, że wielu ludzi nie widziało tyle świata co ona :)
UsuńChyba przestane ogladac Twojego bloga:( Za kazdym razem jak tu wchodze, pozniej sprawdzam bilety samolotowe i gptowa jestem wsias do pierwszego lepszego, ale jak na zlosc, a to za drogo, a to pracuje, a to jeszcze cos...
OdpowiedzUsuńA temu termosowi to też zazdroszczę! Piękne widoki, cudowne miejsce:) Chciałoby się tam być, już, teraz, zaraz, natychmiast!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że już wyzdrowiałaś i mogłaś pozwolić sobie na tak piękny spacer.
OdpowiedzUsuńJa mam ostatnio tak obniżoną odporność, że już 2 raz w przeciągu miesiaca jestem chora.
Najpierw bakteria i 2 tyg w domu.
Teraz grypa i leżę w łóżku połamana i z gorączką.
Jedyną pociechą blog i zaprzyjaźnione blogi....
Ja w tym okresie jesienno-zimowym w ogóle nie miałam odporności :). Rzadko choruję i mam wrażenie, że w tym roku nadrobiłam wszystkie chorobowe zaległości. Zdrówka :)
UsuńMnie ostatnio kusi na taką samotna wyprawę. Ale muszę przyznać, że wolałabym z psem. Choć to my sami stawiamy sobie granice.
OdpowiedzUsuńTwój komentarz dał mi do myślenia bo ja w sumie nie pamiętam jak to jest szwędać się bez psa :).
UsuńAleż piękna wycieczka Ci się udała :-) I pogoda cudna, i widoki wspaniałe - nic dziwnego, ze czasu nie liczyłaś.
OdpowiedzUsuńPrzepięknie.... to jest niesamowite, że tak niedaleko od domu masz takie widoki... Spacer w takim niezwykłym miejscu. Zazdroszczę! Ale mam dokładnie tak samo jak Ty, choćbym nie wiem jak chorowała i źle się czuła to jak zobaczę słoneczko za oknem to już nie mogę wytrzymać, po prostu MUSZĘ się ruszyć z domu i zaczerpnąć świeżego powietrza i promieni słońca :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)
Ja, wbrew rozsądkowi, bardzo lubię ten stan wracania do zdrowia po chorobie - wstępuje we mnie nowe życie, wszystko mnie cieszy a energii mam tyle, że bym mogła się nią podzielić ze sporym tłumem :)
UsuńTe Twoj radosc i energie to normalnie czuc na tych zdjeciach!
OdpowiedzUsuńPięć godzin?! To był dluugi spacer. Ale w takiej okolicy to można spacerować. I w takim towarzystwie ;)
OdpowiedzUsuń