14/03
2015
2015
Pierwszy ciepły weekend.
Następnego dnia po powrocie ze Sierra Nevada, podczas porannego spaceru z Milą, zobaczyłam sąsiadów pakujących się do samochodu. Podeszłam pogadać i dowiedziałam się, że jadą na weekend nad morze. Zapytali, czy mam chęć się przyłączyć
( Marcin niestety wrócił już do pracy i był w drodze do UK ) na co odpowiedziałam : "no pewnie". I dalej sobie gadaliśmy bo ja nie wzięłam tego na poważnie. Pedro się krzątał przy samochodzie a Paqui wnosiła z domu pakunki. Po chwili powiedzieli, że co prawda im się nie spieszy ale może lepiej żebym już szła się szykować bo czym szybciej dojedziemy, tym będziemy mieć więcej czasu na przygodę :). Upewniłam się tylko, czy mówią poważnie, a że mi wyjazdowych propozycji nie trzeba powtarzać dwa razy, w ciągu 15 minut byłam gotowa do drogi.
Spakowanie się polegało na wyrzuceniu na łóżko ciuchów ze Sierra Nevada ( bo jeszcze nie zdążyłam się rozpakować ) i wrzuceniu czystych na najbliższe dwa dni. Dorzuciłam kosmetyczkę, ręcznik, karmę dla Mili i kilka piłek, zarzuciłam torbę z aparatem, i już. Naprawdę mało jest rzeczy które potrafią mnie tak zmobilizować :).
Ci znajomi mają furgonetkę, której tył przerobiony jest na pokój - mają materace do spania, szafki, światło a nawet telewizor. Warunki komfortowe do podróżowania i nie martwienia się, gdzie spać, aczkolwiek na ten weekend mieliśmy zarezerwowany nocleg w hostelu. Mila została ulokowana w "części mieszkalnej" razem z dwoma psiakami znajomych, a my w świetnych humorach ruszyliśmy w drogę.
Po około dwugodzinnej podróży dotarliśmy na miejsce gdzie czekała na nas reszta ekipy. Ulokowaliśmy się w pokojach, przebraliśmy ( 27 stopni to wystarczający powód, żeby wyskoczyć z długich spodni i z polarów - jak wyjeżdżaliśmy to nic nie zapowiadało takich upałów ) i wyruszyliśmy na szlak. Naszym celem na dzisiaj był spacer wzdłuż linii brzegowej morza.
Wspinaliśmy się na klify, schodziliśmy do zatok i na małe plaże tylko po to, by za chwilę znów wspinać się wysoko. Pogoda fantastyczna, piękne widoki, morska bryza, w tle szum fal oraz pyszny prowiant na piknik po drodze - pamiętam, że wtedy sobie pomyślałam, że nie chciałabym być nigdzie indziej. I że chwilę, która trwa bez namysłu zaliczyłabym do tych idealnych.
Mila otworzyła swój sezon kąpielowy, jak zwykle wbiegła do wody zanim się zorientowałam i jej na to pozwoliłam. Tylko z jej miny mogłam wyczytać pytanie : "no ale przecież mogłam, nie?" :). Przez prawie dwa dni pobytu nad morzem niewiele było chwil, w których Mila sucha była. Jej szczęście moim szczęściem więc co innego mogłam zrobić oprócz rzucania jej piłek żeby je z morza aportowała :).
Wiecie jak to jest, kiedy człowiekowi jest fajnie i miło...To oderwanie od rzeczywistości, skleroza dotycząca upływającego czasu wymieszana z głupią nadzieją, że może dzisiaj - tak wyjątkowo - czas na moment się zatrzyma. Niestety, zachodzące powoli słońce uprzytomniło nam, że pora wracać, na szczęście szło nam zdecydowanie szybciej bo już wszystko, co powinno być zatrzymane w kadrach, zostało uchwycone. I nie robiliśmy długich postojów na zdjęcia. Aczkolwiek jedyna Polka w grupie nadal pstrykała jak szalona :).
Nie byłabym sobą gdybym nie nazbierała kamieni. W ciągu dwóch dni napełniłam średnią reklamówkę. Co kamień to ładniejszy, niepowtarzalny i wyjątkowy. No wiecie, takich okazów nie znajduje się codziennie :). I jak nie ja to pewnie inni by wzięli a na to przecież pozwolić nie mogłam :). Nie?
Wieczorem poszliśmy na spacer po mieście i na kolację, z której najbardziej pamiętam najpyszniejszą sangrię świata :). W kielichu mogącym spokojnie posłużyć za małe akwarium :). Następnego dnia czekała nas wspinaczka na wielgachną skałę - ale o tym niedługo. Czyli za pół roku pewnie :).
Mnie nie trzeba by było dwa razy powtarzać propozycji. Ja po pierwszej, mając nadzieję szczerej, pobiegłabym się pakować. Cudowny wyjazd, cudowne widoki i morze za którym już tęsknię. Mila też była przeszczęśliwa z pewnością. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńto ja taki ciepły poproszę na już ;)
OdpowiedzUsuńTakich sąsiadów podróżników to ja rozumiem :) 27 stopni... Aż trudno mi sobie to teraz wyobrazić! Ale piękne widoki... Klify, morze, słońce. Czego chcieć więcej? I Mila pewnie też zachwycona takimi podróżami i to jeszcze z innymi pieskami.
OdpowiedzUsuńA taka furgonetka to moje marzenie... Można po prostu gdzieś wyruszyć i niczym się zupełnie nie przejmować. Zatrzymywać się wszędzie tam, gdzie dusza zapragnie.
Pozdrawiam cieplutko :)
Co za widoki co za pogoda! Co za sąsiedzie, można tylko pomarzyć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Czyli spontan na całego! O jak ja to lubię, bardzo, a nawet bardziej!
OdpowiedzUsuńAjć, widoki po prostu omamiły mnie i jeszcze to ciepełko....ach...! ( i tu wyobraź sobie rozmarzoną wzdychającą Mig
zapatrzoną w Twoje foty)...
No ale jak za pół roku, to co na tej skale tam... tyle?
Ja tu czekam na cd ;)!
Po ciepełku niestety nie ma śladu nad czym ubolewam bo nabrałam wiatru w żagle i ciężko mi usiedzieć w domu.
Usuń27 stopni? Kobieto, Ty to masz dobrze! Super, że tak szybko się zdecydowałaś, z pewnością decyzji nie żałowałaś :)
OdpowiedzUsuńBuuuu 27 stopni , sumienia nie masz tak sobie o tym pisać...;) A u nas aż +4.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę okropnie tego ciepła, tego morza, tej cudownej Hiszpanii. Ten Twój spontan jest naprawdę godny podziwu! Pozdrawiam:)
Pocieszę Cię bo tutaj znów zimno, wietrznie, smutno i ponuro. Wiosny na razie nie widać niestety...
UsuńZazdroszczę tych stopni, widoków, morza, plaży. Ahh, jak z chęcią bym się przeniósł :)
OdpowiedzUsuńZupełnie Ci się nie dziwię, ze spakowałaś sie w 15 minut! Pewnie zrobiłabym to samo! ;D
OdpowiedzUsuńA co do Sangrii, to zdarza mi sie pijać ja latem w Pl, przypominając sobie smak tej z Blanes (bo tam piłam najpyszniejszą)...... :))))
O tej sangrii jeszcze będzie bo jest warta opisania :). Za to poranek po jej konsumpcji już niekoniecznie :)
UsuńAleż Ty masz fajne życie! :-)
OdpowiedzUsuńTeż bym się pogrzała na ciepłej plaży, że o fotografowaniu cudownych krajobrazów nie wspomnę :-)
Ja też nabrałam ochoty na fajne plenery niestety po tych ciepłych dniach znów wróciła hiszpańska zima...
UsuńPiękne miejsce:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jak nie mam takich sąsiadów, którzy by mnie zabrali tak z drogi na weekend nad morzem. Świetne zdjęcia. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPojadę! Na pewno:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Jedź koniecznie :). Również pozdrawiam.
UsuńNo ja to się nie dziwię, że tak szybko spakowana byłaś, zapewne zrobiłabym to samo. Tacy sąsiedzi to skarb! A Mila wygląda na prze szczęśliwą:) Podobają mi się te kadry z kamieniami!
OdpowiedzUsuńJuż pierwsze zdjęcie powaliło mnie na kolana, co za widoki. Patrzę i czytam z zazdrością :)
OdpowiedzUsuńMila aportuje piłki... Nasz Miko z kolei ma ciekawy pogląd na aportowanie. Po ówczesnym wymuszeniu (poprzez męczące i niekończące się szczekanie) rzucenia mu czegoś, nigdy niczego nie oddaje ani nie przynosi :) Co do wyjazdu - super, tak spontanicznie, raz-dwa, bez główkowania "a może wzięłabym jeszcze to, albo to nie, a może jednak..." :) No i pozazdrościć takich fajnych sąsiadów! Uściski :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o aportowanie to Mila przynosi piłki za każdym razem i nawet umie podawać nam je prosto do rąk :). Woda to jej wielka miłość :) i jak jesteśmy na plaży to prawie wcale z niej nie wychodzi. Najchętniej to by tylko pływała ale czasem gdy nam już się nie chce rzucać jej piłek to sobie leży w wodzie przy brzegu i i tak jest szczęśliwa :)
UsuńAle masz fajnych sąsiadów ;) I ta temperatura... Wspaniała, spontaniczna wycieczka.
OdpowiedzUsuńJak tam dziko!
OdpowiedzUsuńW sumie takie podroze nieplanowane sa najfajniejsze.
Sangriaaa, w Hiszpani, bardzo chce!
Kasia, zapraszam! :)
Usuńależ klify...
OdpowiedzUsuńChyba bym się tam wściekł z radości, jak bym mógł poskakać po takich terenach.