17/07
2013
2013
Calpe - historia pewnej widokówki.
Dawno, dawno temu ( pewnie przed jakimiś dwudziestoma laty ) dostałam od koleżanki kartkę z wakacji. Było to w czasach, kiedy część każdych wakacji spędzałam na kolonii, co roku w innych górach - co jest zrozumiałe bo byłam dzieckiem znad morza. Kolonie uwielbiałam, pomimo tego, że wracałam do domu po 3 tyg i powinnam być stęskniona za rodzicami, to zawsze towarzyszył temu płacz. Już następnego dnia po powrocie oznajmiałam rodzicom, że w domu siedzieć nie zamierzam bo nie po to są wakacje i że niech mnie pakują bo jadę do cioci Krysi / Marysi / Bogusi (od małego miałam charakter :) ). Oczywiście za mała byłam na samodzielne wojaże więc musieli mnie wieźć. Zawozili, a ja spędzałam sielskie wakacje na wsi na Kaszubach, na pojezierzu lub na Helu. O wyjazdach za granicę nawet nie marzyłam...Tzn. wiedziałam, że jak już będę "duża" i "dorosła" to zrobię wszystko, żeby zobaczyć te wszystkie Paryże, Barcelony, Pragi, Berliny a może też Nowe Jorki. Póki co z zapartym tchem oglądałam "Pieprz i Wanilia" i to był jak dla mnie program kultowy. Ale ale, miało być o kartce. Chciałam nawet sprawdzić, kiedy została wysłana, bo gdzieś ją mam napewno - w jakimś albumie, pamiętniku itp. bo nawet niedawno sobie wspominałam. Ale oczywiście zlokalizowanie jej w tym momencie przekracza moje możliwości :). Niektórzy zwą to złośliwością rzeczy martwych, ja na to mówię skleroza.
Więc ta moja koleżanka miała dwie ciocie, jedną w Niemczech, drugą na Węgrzech. I sobie tak w każde wakacje te ciocie odwiedzała, a dla nas, dzieci z podwórka było to jak podróże na inną galaktykę. Bo nieważne, że Niemcy to zaraz za miedzą - najważniejsze było, że to "zagranica". I któregoś lata Kasia oznajmiła, że ciocia z Niemiec przyjeżdża po nią i ją zabiera na wczasy...do Hiszpanii. I lecą tam samolotem. Jednym z tych, do których się krzyczało "panie pilocie dziura w samolocie" i rozpaczliwie machało rękoma z najwyższego szczebelka drabinek, święcie wierząc, że nas widać. I że może kiedyś ktoś nam też pomacha.
Dostałam od Kasi widokówkę z Calpe, na której długopisem dorysowała ludzika na szczycie wielkiej skały i dopisała - tu byłam. Pamiętam, że wtedy sobie pomyślałam, że też bym chciała. I naprawdę uwierzyłam, że to jest możliwe. I jakiś czas temu marzenie się spełniło. Może i miejsce nie jest jakieś super spektakularne, bo to kurort, a za nimi nie przepadam. No ale wpaść tam na chwilę tylko po to, żeby się wdrapać na skałę z widokówki i spełnić marzenie z dzieciństwa - warte zachodu.
Lata mijały, ja co prawda pamiętałam o Calpe, ale na mojej liście miejsc do zobaczenia były ważniejsze punkty. I pewnego dnia pojawiła się taka możliwość, aczkolwiek plany na ten dzień były zupełnie inne. Jak tylko sobie zdałam sprawę, że będę przejeżdżała tak blisko, i jak zobaczyłam na horyzoncie górę z widokówki, wiedziałam, że "oto nadeszła ta chwila".
Może i wejście na sam szczyt do najłatwiejszych nie należy ( momentami było ciężko bo droga kamienista, kamienie obsuwały się przy każdym kroku, no i było gorąco ), a ja byłam w sandałach na płaskiej, elastycznej podeszwie i w spódnicy, ale myśl o spełnianiu marzenia z dzieciństwa pchała mnie do przodu.
Nie wiem czy kiedykolwiek przyjechałabym do Calpe gdyby nie pamiętna widokówka. Większość krajobrazu miasta stanowią wysokie hotele i apartamentowce, restauracje, bary, sklepy z pamiątkami oraz plaże pełne turystów. Nie wiem jak jest teraz ale kilka lat temu większość mieszkańców Calpe stanowili obcokrajowcy, głównie Niemcy i Anglicy.
Pamiętam za to myśl, jaka mi się nasunęła jak stanęłam na szczycie - że spełnienie małego marzenia z dzieciństwa cieszy równie mocno co spełnienie tego większego. I że nie tylko dotarłam do Calpe, ale też do tych miast wyśnionych co to kiedyś były "za granicą" a jak dorosłam okazało się, że ta "zagranica" wcale nie jest tak daleko. I że samolotem będę częściej latać niż jeździć PKP. I że może teraz też dzieci krzyczą czasem do pilota albo machają do nieba...Jak już będę miała dzieci to będziemy machać napewno :)
Szkoda, że z Kasią nie mam kontaktu bo też bym jej wysłała kartkę z Calpe, z dorysowanym ludzikiem i dopiskiem " też tu byłam".
***
Wzięłam udział w konkursie u Ajki i Was też zachęcam do tego i serdecznie namawiam. Do wygrania przysmaki i gadżety prosto z Portugalii, więc naprawdę warto przyłączyć się do zabawy.Po szczegóły zapraszam TU.
***
Wzięłam udział w konkursie u Ajki i Was też zachęcam do tego i serdecznie namawiam. Do wygrania przysmaki i gadżety prosto z Portugalii, więc naprawdę warto przyłączyć się do zabawy.Po szczegóły zapraszam TU.
jak tam cudownie:D:D:D!!!
OdpowiedzUsuńZagranica, jako dziecko slyszalam, ze ludzie w Anglii maja maszyny w scianach i tam moga pobierac pieniadze:) wtedy ciezko to sobie bylo wyobrazic. Do samolotow tez machalam. Milo jak marzenia z dziecinstwa sie spelniaja.
OdpowiedzUsuńZagranica, jako dziecko slyszalam, ze ludzie w Anglii maja maszyny w scianach i tam moga pobierac pieniadze:) wtedy ciezko to sobie bylo wyobrazic. Do samolotow tez machalam. Milo jak marzenia z dziecinstwa sie spelniaja.
OdpowiedzUsuń...ciekawa, a i niebanalna historia jednej widokówki... Szkoda, masz rację, że nie masz kontaktu z koleżanką z dzieciństwa...karta pocztowa z dedykacją dla niej byłaby niemałym zaskoczeniem:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
PS. Świetne fotografie!!!
Taka "historia jednej widokówki" :)) Bardzo piękny post. Wszystkie marzenia są warte spełnienia, te małe, te duże... Fajnie, że Ci się udało :) I my wołaliśmy jako dzieci "panie pilocie dziura w samolocie" :))) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post - z dużą dozy wiary w siebie, wiary w spełnianie marzeń, sensu podróży.
OdpowiedzUsuńPrzez cały czas, prawie do końca czekałam, aż napiszesz, czy kupiłaś pocztówkę i wysłałaś komuś z dorysowanym ludzikiem. Żeby zainspirować kogoś innego :)
N - kurczę, teraz żałuję, że wtedy o tym nie pomyślałam...
OdpowiedzUsuńJeju, Twoja opowieść jest aż lekko wzruszająca... A jak jeszcze dodać te machające do samolotu dzieci i odpowiedź N., że mogłaś wysłać tę kartkę do kogoś innego, żeby go zainspirować, to powiem Ci tak: jadę wkrótce na wakacje i chyba sama spapuguję ten pomysł, bo tak mi sie strasznie spodobał! :)
OdpowiedzUsuńjaka piękna historia. Przeczytałam jednym tchem :) cieszę się, że spełniasz swoje marzenia :) a widoki są cudowne! Jak tam kiedyś trafię to wyślę Ci kartkę :)
OdpowiedzUsuńPięknie tam:)
OdpowiedzUsuńDawno nie czytalam tak wspanialego posta :) Piekny, gleboki, wrecz prawie wzruszajacy :) Cudownie jest moc spelniac marzenia, szczegolnie te z dziecinstwa...
OdpowiedzUsuńWspaniale napisane :) Warto marzyć i spełniać marzenia i nieważne kiedy :) Samo dążenie do ich spełnienia może być fascynujące :)
OdpowiedzUsuńPowtórzę, że warto marzyć! ja tak miałam z Florencją, byłam we Włoszech wielokrotnie ale nie w tym mieście i jak dotarłam pozdzierałam skórę na podeszwach, miałam odciski ale co tam!
OdpowiedzUsuńA marzenia już następne czekają?
Zdjęcia cudowne!
Piękna historia, cudowne malownicze widoki:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWarto spełniać marzenia z dzieciństwa. One mają to coś w sobie. :)
OdpowiedzUsuńWspaniała historia. Życzę żeby tak samo spełniły się inne marzenia, podróżnicze i nie tylko:)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia !
OdpowiedzUsuńCudownie opisałaś swoje marzenia z dzieciństwa i drogę do jego realizacji. Nawet na górę weszłaś, aby marzenie się spełniło w 100%. Widok z niej na morze był śliczny. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCudne miejsce. Hiszpania jest piękna. Zazdroszczę podróżowania :-)
OdpowiedzUsuńAle wysoko zaszłaś ;-)
OdpowiedzUsuńw tych czasach nikt by sie nie odwazyl krzyczec ze "panie pilocie dziura w samolocie":P nawet dziecko:P swietne miejsca, bardzo ladne zdjecia:)
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci konsekwencji w realizacji Swych marzeń. Nie ma chyba nic przyjemniejszego niż ich spełnianie. I nie ważne, że w naturze, trochę inaczej wyglądają miejsca z wyobraźni, z dzieciństwa - nic to!
OdpowiedzUsuńWażne, że dotarłaś, zobaczyłaś:)
pozdrawiam Cię Podróżniczko-Konsekwentna:)
- cieszę się, że dzięki Twoim wpisom podróżuję dalej i ja:)
oł, jakie piekne widoki <3
OdpowiedzUsuńO matko, niesamowite! O taaaaak zazdroszczę! :)
OdpowiedzUsuńO matko, niesamowite! O taaaaak zazdroszczę! :)
OdpowiedzUsuńZaczarowała mnie Twoja historia. Zwyczajnie piękna .I jak dobrze, że są pocztówki, które uwielbiam i jak dobrze, że dają nam szansę na marzenia :)
OdpowiedzUsuńjak miło mieć świadomość, że się spełnia własne, dawne marzenia ;) i dzieci nadal machają i do samolotów i do pociągów też ;)
OdpowiedzUsuńP.S. My do granicy mieliśmy stosunkowo blisko, pamiętam w podstawówce w ferie jeździłyśmy z koleżanką do Goerlitz, z bijącym sercem przekraczałyśmy granicę i wchodziłyśmy w inny świat ;), sentyment do tego miasta mam do dziś i spacer po nim relaksuje mnie i przenosi w czasie jak nigdzie indziej ;)