21/07
2023
2023
Powody do radości na dziś vol.5
Jesteście gotowi na kolejną dawkę życiowych dobrodziejstw, które wywołują uśmiech i sprawiają, że mierzenie się z nie zawsze łatwą codziennością staje się być odrobinę fajniejsze? Ja tak zatem startujemy!
- co tu ukrywać, pod względem pogody polubienie końcówki czerwca i początku lipca było nie lada wyzwaniem, z tej szalonej mieszanki lubię chyba tylko letnie burze i nocne ulewy, którymi cieszę się otulona kołderką, z miłą świadomością tego, że do rana mogę sobie smacznie spać. Dyskretnie pominę fakt, że ostatnie dni bardziej przypominają październik bo dziś przecież skupiamy się na radości
- chwilę temu wspomniałam o pogodzie a tu proszę, tylko patrzcie na to! Wyszło takie słońce, że przeniosłam się na balkon
- nawet jeśli ostatnio nie sprzyja pogoda i częściej można mnie zobaczyć w kaloszach niż w sandałach, to nie mogę się nie cieszyć tym, że wychodząc z domu wchodzę prosto w ukwieconą ścieżkę. Niby to nic wielkiego ale skutecznie odciąga uwagę od ciemnych chmur
- uwaga, uwaga, teraz będzie sztos! Po wielu przejściach i niezliczonych próbach uporałam się wreszcie z pojemnikiem na brudy. Nie wiem jak to się działo ostatnio, że wiecznie się z niego wysypywało, o zamknięciu nawet nie było mowy. Dobrze, że i pralkę i kosz mamy w pomieszczeniu gospodarczym zatem nie musiałam nigdzie go ukrywać przed znajomymi, wystarczyło, że zamknęłam drzwi. Jesteśmy tylko we dwójkę, nie przebieramy się kilka razy dziennie, zawsze jakoś to pranie ogarnialiśmy a teraz pomimo regularnego prania i tak zawsze czekał stos. Z niedającej się niczym ujarzmić radości z pustego kosza i korzystając z okazji, wymyłam go gruntownie. Sami widzicie jak łatwo można sobie poprawić humor, wystaczy zrobić kilka prań i już mamy kolejny punkt do szczęśliwej wyliczanki
- przywiozłam sobie przed chwilą na rowerze paczkę z książkami, w pasującej do sytuacji torbie. Nie schowałam roweru do piwnicy bo plan na popołudnie był taki, żeby zrobić małą rundkę korzystając z tego, że nie pada. Spontanicznie jednak pojawiła się propozycja towarzyskiego spotkania w azjatyckiej restauracji a co tu ukrywać u mnie jedzenie wygrywa ze wszystkim. Nie oszukujmy się, dla takiego głodomora jak ja jedzenie zawsze będzie priorytetem a błysku w oku jaki mam na słowo "restauracja" nie można pomylić z niczym innym
- po długich namysłach uległam dobrym radom i ucięłam czubek fikusa, który stał w miejscu od dłuższego już czasu i uparcie się wzbraniał przed wypuszczaniem nowych liści. Poziom mojego ogrodnictwa jest raczej niski o czym świetnie świadczy fakt, że zbytnio w to ucinanie nie wierzyłam. A tu proszę, fikus-uparciuch rośnię w siłę w postaci dwóch nowych liści. No sami powiedzcie czy nie powinnam być z niego dumna?
- chyba powoli uczę się dobrze spać, takiego apetytu na sen nie miałam już dawno, już dawno też sen nie dawał mi aż tyle radości. Kładę się spać późno i to raczej z musu, wtedy kiedy każdy normalny człowiek kładzie się spać ja mam jeszcze mnóstwo energii i różnorakich pomysłów. To dla mnie najlepsza pora na układanie książek, przesadzanie i podlewanie roślin, tylko ze wzlędu na miłych sąsiadów powstrzymuję się przed przemeblowaniem i wprowadzaniem w życie pomysłów aranżacyjnych wtedy, kiedy wszyscy już śpią. Dla mnie w większości przypadków sen jest złem koniecznym i niczym innym jak tylko stratą czasu, co to w ogóle znaczy spać do południa albo być w łóżku już o dwudziestej? Od jakiegoś czasu trochę się w tym względzie zmieniło i staram się kłaść "najpóźniej" o dwudziestej trzeciej chociaż wstaję o siódmej i czasami perspektywa utraty ośmiu godzin na sen trochę mnie przeraża 😊
- popracowe życie na rowerze! Kocham lato za to, że nawet po pracy można żyć z całych sił
- dzieki uprzejmości kolegi spędziliśmy weekend na łódce w porcie jachtowym oddalonym 20 km od domu. I chociaż może się wydawać, że to nic takiego, bo nawet na chwilę nie odbiliśmy od brzegu, to frajdę mieliśmy nieziemską, zwłaszcza ja, ekscytująca się najmniejszą nawet rzeczą. Jakiś czas temu dwóch naszych kolegów kupiło "na spółkę" łódkę ale póki co żaden z nich nie ma jeszcze uprawnień żeby nią pływać ha ha ha. Nigdzie jednak nie jest powiedziane, że na łódce nie można poprostu być. Wzięliśmy zatem od kolegi klucze i byliśmy na łódce od sobotniego popołudnia do niedzielnego wieczora czując się jak milionerzy. A kiedy wróciliśmy do domu to miałam wrażenie, że byłam gdzieś na urlopie tak mnie to oderwanie od rzeczywistości zrelaksowało. Jak się okazało kwadrans drogi od domu można znaleźć raj i najprostszą receptę na piękną niedzielę, którą spędziłam najzwyczajniej w świecie - siedząc na łódce z książką w ręku, z nogami w wodzie
- i ostatnie już dwa punkty wyliczanki, krótkie i konkretne, ale jakże ważne: czereśnie!
i chłodnik litewski w wykonaniu prawdziwego Litwina. Dziękuję wszechświatu za wiecznie dopisujący apetyt i pojemność brzucha 😊
Tradycyjnie już czekam na Wasze szczęśliwości, nie żałujcie sobie. Uściski.
W takie upały, jak ostatnio były (dziś nie jest źle) chowam sie w domu i do szczęścia brakuje mi właśnie balkonu, no ale cóż, nie mozna miec wszystkiego ;) w czerwcu dwa tygodnie nad morzem, sierpień planuję bardziej wyjazdowy, z nadzieją na lepszą, czytaj chłodniejszą, pogodę. Ten twój chłodnik wygląda tak ładnie, że choć nie przepadam, zastanawiam się, czyby nie zrobić 😉 Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńU mnie od wczoraj pada i taki ma być cały tydzień zatem możliwe, że u Ciebie też już chłodniej i jesteś zadowolona :).
UsuńTeż nie lubiłam chłodnika litewskiego ale w wykonaniu mojego osobistego Litwina mogłabym jeść go dzień w dzień. Polecam Ci również gazpacho, na ochłodę pycha!
Ściskam mocno.
Może się skuszę, choć i u nas zapowiadają lekkie ochłodzenie:)
UsuńOooo jak fajnie Kochana, naprawdę. Duuuuuużo powodów do radości. Zdjęcia piękne, pełne życia i smaku. Aż się miło na nie patrzy. Chłodniczek super, dawno nie jadłam takiego. Babcia zawsze robiła taki że palce lizać. Muszę się nauczyć. Dziękuję za pamiec :)
OdpowiedzUsuńBuziaki
Kasine bziki
Ja za młodu chłodnika nie lubiłam a teraz patrz, wcinam aż mi się uszy trzęsą :)
UsuńPozdrawiam cieplutko.
Z nowych książek do czytania i ja bym się ucieszyła. Czereśnie i chłodnik wprost zachęcają do zjedzenia ich ze smakiem. Weekend na łódce w takie upały to coś wspaniałego, tak samo jak niebo nad nami, które znakomicie udało Ci się uchwycić. A tak pięknie ukwieconą ścieżką to aż chce się przejść. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo prawda, ten weekend na łódce był super pomimo tego, że nawet nie odbiliśmy od brzegu a port znajduje się 15 minut samochodem od naszego domu. Ale na łódce całkiem inaczej się śpi, inaczej smakuje śniadanie i herbatka na pokładzie, czytanie książki "na falach", na statku wszystko jest inne :). Skoro tak się cieszyłam nawet nie odbijając od brzegu to wyobrażasz sobie moją radość jak już zaczniemy pływać? :)
UsuńPięknego tygodnia.
U nas w domu zazwyczaj gwarno, ale żona pojechała na kilka dni do sanatorium, wnuki zostały z rodzicami i zrobiło się cicho i to jest mój spory powód do radości. Mimo iż kochamy nasze wnuczęta to czasem aż tęskni się za ciszą. Znalazłem czas na poczytanie i takie wolniejsze tempo życia. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że taka chwilowa samotność ma prawo się podobać i nie ma w tym nic złego. Też lubię zostawać sama chociaż u mnie mniej gwarno niż u Ciebie i często mam spokój spowodowany byciem w domu w pojedynkę. Też mam wtedy wrażenie, że zwalniam.
UsuńSerdeczności. Fajnego tygodnia.
Mniam, ale zrobiłaś mi apetyt na koniec posta. Obiecaliśmy sobie z mężem że zaczniemy znów pedałować na rowerze, ale ciężko nam idzie. On na rano, ja na drugą zmianę itd... Serdeczności w te upalne dni.
OdpowiedzUsuńJa często, chyba nawet najczęściej, jeżdżę na rowerze sama bo bywa, że pracuję w weekendy a kiedy mam wolne w tygodniu, to Niemąż pracuje. Ale w pojedynkę też jest fajnie. Moja miłość do roweru jest silniejsza niż wszelkie wymówki i obawy :). Pozdrawiam cieplutko.
UsuńJa się cieszę, że dałam radę w tej Anglii i Szkocji. No i że nie dokarmiałam ryb na Morzu Północnym w drodze powrotnej, choć "pięknie" falowało...
OdpowiedzUsuńI jeszcze to, że nasze dziecko poinformowało nas, że za dwa miesiące bierze ślub i mamy wesele!!!
O kurczę, ale fajnie z tym ślubem, to jest dopiero powód do radości!
UsuńSztormu nie zazdroszczę zwłaszcza jeśli ktoś źle to znosi, dla mnie duże fale to zawsze powód do radości. Wracając promem z Maroka do Hiszpanii już zaczynałam mieć obawy, że mam chorobę morską ale po dotarciu do Hiszpanii okazało się, że umierałam trzy dni bo to była "tylko" jelitówka.
Ściskam z całych sił, dobrego weekendu.
Wooow ale super wpis! Od razu piękniejsza sobota 👍👍👍
OdpowiedzUsuńRobienie listy szczęśliwości pomaga uzmysłowić sobie, że nawet na pozór nic nieznaczące drobiazgi odgrywają wielką rolę w poziomie naszego uszczęśliwienia. W tym temacie wszystko ma znaczenie, wszystko.
UsuńZgadza się! :)
UsuńJa w końcu zabrałam się za pranie firan, czego bardzo nie lubię, ale bardzo lubię, kiedy już mam tę nieprzyjemność za sobą. Odbyłam coroczną wizytę kontrolną u nieulubionego lekarza, którego kocham, jak już wyjdę od niego z gabinetu. Kupiłam sobie bolerko do letniej sukienki, którego szukałam od miesiąca i nowy kwiatek doniczkowy, aby przystroić mój parapet w saloniku. Odkryłam ciekawe wykłady na y-t. No i w końcu nie ma upałów, które pozbawiały mnie energii do życia i powodowały trwające po kilka dni migreny. A zatem jest cudnie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMało tego, że nie ma upałów to, przynajmniej u mnie, jest deszcz i tak ma być przez tydzień przynajmniej nad czym ubolewam całą mocą.
UsuńTemat mycia okien i prania, prasowania i zmiany firan to jeden z moich ulubieńców, nawet jesienią i zimą myję okna regularnie bo tę czynność najzwyczajniej w świecie uwielbiam.
Dużo się u Ciebie dzieje, dużo i dobrze, cieszę się. I niech ten stan trwa w nieskończoność.
Serdeczności na nowy tydzień.
No dobrze..ja wczoraj wyruszyłam do ogrodu botanicznego w Powsinie, przez las kabacki, zrobiłam w sumie 13 km i 19000 kroków, spaliłam 650 kalorii, w ogrodzie było och i ach cały czas i drożdżówka z kawą, po południu kilka godzin na dachu naszego budynku u blokowej koleżanki, omawiałyśmy naszą wyprawę w środę do Białowieży...dzisiaj idę do Łazienek na koncert chopinowski a potem na kawę tamże z przyjaciółką, której nie widziałam 3 miesiące ..ale będzie gadania..wieczorem robię tort bo brat obchodzi urodziny..chyba jest ok..prawda? a tak w ogóle jestem w euforii bo 6 miesięcy z walką z wenezuelską biurokracją skończyło się uzyskaniem zgody na przedłużenie mego wenezuelskiego paszportu...uffff
OdpowiedzUsuńCiebie jak zwykle ciężko przebić :). I pięknie, tak trzymaj. Żyjesz z całych sił i wykorzystujesz każdy dzień, dużo się u Ciebie dzieje, i różnorodnie, nie sposób Ci nie zazdrościć ale też nie dopingować. Niech ta dobra passa trwa również w tym tygodniu i do końca świata. Pozdrawiam przeserdecznie.
UsuńKochana, czytając twój wpis stwierdzam, że największemu malkontentowi wróci apetyt na życie!
OdpowiedzUsuńJa obżeram się teraz owocami różnego kalibru, no i grilla zaliczyłam u znajomych na wsi!
Niech żyją wakacje!
jotka
Mnie samej poprawia się humor jak sobie spiszę te punkty a później je przeczytam. Ale cieszę się, że na innych też to działa bo ze wszystkich rzeczy na świecie to właśnie radość i szczęście powinny być jak najbardziej zaraźliwe.
UsuńNiech żyją!
Właśnie zakończyłam najgorszy urlop w życiu, ale pod wpływem Twojego tekstu wracam do siebie, żeby wyciągnąć z niego kilka plusów. Dziękuję❤️
OdpowiedzUsuńWierzę w to, że ten urlop nie był tak całkowicie zły, na pewno były dobre chwile a jeśli nie dobre, to może też nie aż tak do końca złe? Dobra wiadomość jest taka, że już jest po urlopie i możesz odzyskiwać siły i żyć po swojemu :)
UsuńO, kwiaty i roślinki zawsze są źródłem małej radości - i te domowe, kiedy ładnie rosną, i te na zewnątrz, które umilają spacery. :)
OdpowiedzUsuńChłodnik też wygląda bardzo zachęcająco.
A spać to ja uwielbiam. :D I kiedy za mało śpię, jestem nie do życia i z tego dodatkowego czasu i tak nic nie mam...
Dla mnie sen to strata czasu a czym więcej śpię tym po obudzeniu jestem bardziej zmęczona, dokładnie jak Ty po za małej ilości snu. Lubię za to drzemki w hamaku albo jesienno-zimowe krótkie drzemki po pracy, wtedy się budzę i czuję, że to był dobry sen :)
UsuńAch te popracowe rowery ... skąd ja to znam :)
OdpowiedzUsuńDla mnie takim powodem są ostatnio spacery zaraz obok naszego domu i zbieranie jeżyn. Co kilka dni wychodzę i mam wrażenie, że przynoszę do domu coraz więcej :D A jaka radocha i odprężenie :)
Radocha, odprężenie i przepyszna owocowa uczta, w dodatku zupełnie darmowa :)
UsuńJa w tym roku jeszcze nie siadłam na rower! Najpierw palec w szynie przez ponad miesiąc, potem rehabilitacja, i jak mogłam to 2 tygodnie choroby. A teraz ciągle pada. Może sierpień będzie trochę rowerowy?
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
Faktycznie tego lata masz trochę pod górkę. Na szczęście mamy jeszcze sierpień, też pokładam w nim wielkie rowerowo-spacerowo-wycieczkowe nadzieje. Niech się spełnią a Tobie niech nie przydarzy się nic niemiłego, co pokrzyżuje Ci plany.
UsuńNie narzekam na brak radości w ostatnim czasie, ale taką największą radością tego miesiąca okazała się przeprowadzka, dzięki której jestem spokojniejsza, mniej zestresowana, lepiej się wysypiam, nareszcie potrafię się wyłączyć, oddzielić pracę od życia prywatnego, mam więcej czasu dla siebie, no i nawet wreszcie udało mi się coś napisać i zacząć nadrabiać zaległości na Waszych blogach. Minusy też są, ale pozytywy znacznie je przyćmiły.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Taka zmiana to powód do ogromnej radości, tym bardziej, że przyniosła Ci wiele dobrych rzeczy. Cieszę się razem z Tobą ze wszystkiego o czym wspomniałaś i wysyłam Ci ogrom dobrych myśli.
UsuńŻycie to składowa chwil o różnym zabarwieniu emocjonalnym. Ty masz wiele powodów do radości. Uwielbiam latem wstawać bardzo wcześnie i obserwować wschód słońca. Cieszę się letnimi nocami i siedzę na huśtawce w ogrodzie długo po zmroku. Kocham słońce i upalne lato. Niestety, dobija mnie psychicznie aura jaką mamy obecnie a więc deszcz, pochmurne niebo i temperatura 20st.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam serdeczności:)
Ja też czuję się trochę przybita bo, w co i mnie samej ciężko czasem uwierzyć, pada u mnie niemal bez przerwy już trzeci dzień z rzędu. W ciągłym użyciu są kalosze, parasol, a wczoraj kupiłam przeciwdeszczową kurtkę bo z taką ilością wody żadna inna odzież nie daje sobie rady. W poniedziałek tak lało, że parasol uginał się od ulewy, takie mamy lato obecnie.
UsuńPrzesyłam Ci cieplutkie pozdrowienia, na przekór pogodzie.
Kocham czereśnie, groszek cukrowy, fasolkę szparagową i wszystkie kwiaty. Och zapomniałam. Cudne są Twoje zdjęcia, autentycznie oglądam je kolejny raz:)
OdpowiedzUsuńWymieniłaś same pyszności i wspaniałości, ja jeszcze uwielbiam morele i maliny, i poziomki, w ogóle lato jest przepyszne i smakuje samymi cudownościami.
UsuńKażda piękna chwila warta jest utrwalenia, jaką by nie była i wiadomo że podczas lata żyjemy jakby podwójnie z racji widności, ciepła i ogólnie chęci korzystania z takiego łaskawego czasu. Co do spania, ja ostatnio ciągle mam niedosyt, choć długość spędzania czasu w łóżku aż mnie czasem przeraża, zważywszy że to przecież nie zimowe dni, cóż może to jakieś letnie przesilenie, aż się boję myśleć o przesileniu jesiennym czy zimowym właśnie ..
OdpowiedzUsuńPamiętam, że dwa lata temu jesienią mogłabym spać i spać, zwłaszcza po przyjściu z pracy. Nie było popołudnia żebym się nie zdrzemnęła. Tak się wtedy wyspałam, że chyba trzyma mnie aż do dziś :)
Usuń