2022
Małe eksperymenty ze szczęściem
Tytuł posta zaczerpnęłam z przeczytanej ostatnio książki ( mam nadzieję, że autor nie ma nic przeciwko ), którą swoją drogą gorąco Wam polecam. Ciepła, wzruszająca ale jednocześnie wesoła opowieść o życiu przemiłego starszego pana w holenderskim domu spokojnej starości. Trafiłam na nią przypadkiem i nawet kiedy już kupiłam to byłam trochę sceptycznie nastawiona. Chociaż myśli o starości póki co do siebie nie dopuszczam to jednak lektura książki sprawiła, że trochę cieplej myślę o tym co nieuchronne, aczkolwiek jakie mam szanse na to, że spędzę ostatnie lata życia w amsterdamskim domu seniora? No ale tak czy siak polecam bo to fajna książka, która rozgrzeje Wasze serca w te chłodne aczkolwiek wiosenne dni. Czytajcie w kolejności od lewej do prawej.
Eksperymentujemy ze szczęściem codziennie chociaż w kwestii uszczęśliwiaczy każdy ma swój zbiór niezmiennych i stałych pewników, poprawiających humor już samym faktem, że są. No ale bywa przecież i tak, że uszczęśliwiają nas nowe, nieznane dotąd rzeczy. Na przykład takie samochodowe opony. Nigdy, przenigdy w życiu nie myślałam, że tyle frajdy daje takie coś. Kiedy wracałam z warsztatu po ich wymianie to miałam wrażenie, że unoszę się nad ziemią albo sunę po ulicach bezszelestnie. Naprawdę czułam różnicę i było to doznanie z gatunku tych dobrych a przecież zwyczajnych zupełnie. W ogóle się tego po ogumieniu nie spodziewałam.
Albo takie dekielki na obiektyw, o! Dostałam jakiś czas temu dwa jako prezent z okazji braku okazji i powiem Wam, że możliwość ich przymocowania do aparatu żeby ich znów nie zgubić naprawdę odciąża głowę. Poprzednie dekielki z obu obiektywów zapodziałam i nawet nie wiem kiedy ani gdzie, co do jednego mam podejrzenia, że upadł mi gdzieś w litewski śnieg, ale wiecie, taki po kolana, którym cieszyłam się w grudniu. Najlepsze jest to, że tych nowych pilnuję jak oka w głowie w ogóle nie myśląc o tym, że są przecież przywiązane. Ale głowę mogę mieć spokojną bo teraz jak zgubię dekielek to od razu z aparatem 😀.
Wiecie, że jak ktoś się mnie pyta czy umiem coś, czego nigdy w życiu nie robiłam to ja zawsze ale to zawsze odpowiadam, że tak? Bo skąd niby ta pewność, że nie umiem nurkować, wspinać się po ściance wspinaczkowej albo jeździć quadem skoro nigdy wcześniej tego nie robiłam, zatem zakładam że umiem. Może to nurkowanie to akurat zły przykład bo głębokiej wody się boję i jakoś nie jestem sobie siebie wyobrazić kilka metrów pod wodą. I podobnie jest ze szczęściem, nigdy się nie dowiemy czy coś daje nam frajdę dopóki tego nie doświadczymy.
Co innego te uszczęśliwiające pewniki, te wszystkie fajne rzeczy wygładzające rysy twarzy już samym faktem, że są. Takie jak planowanie urlopu, zwłaszcza pierwszego po wiadomo czym a czego nazwy nie będę tu wymieniać żeby nie zanieczyścić wpisu. Co prawda zostały jeszcze prawie dwa miesiące ale już wiem, że będą to tygodnie pełne wyczekiwania i ekscytacji bo lecę zobaczyć kolejne miejsce z listy marzeń. Nie wiem czy używając słowa "lecę" nie igram z losem bo w ciągu minionych dwóch lat kilka razy tak leciałam a jak to się skończyło i gdzie wylądowałam to sami dobrze wiecie. Teraz nie dopuszczam do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak, żadne latające świnie, spadające meteoryty i piaski znad Sahary niech sobie niczego na przełom czerwca i lipca nie planują.
Wiecie co widzę, kiedy robię w myślach przegląd tego co mnie najbardziej uszczęśliwia? To, że jest tych rzeczy dużo i przeważają wśród nich drobiazgi, o które łatwo na codzień. Nie jestem w tym samouszczęśliwianiu się wybredna. Stojąc przy kuchennym oknie czekam w kuchni aż zrobi się poranne latte macchiato i nagle myk, biegną dwie wiewiórki. Zanim wstanę z łóżka proszę Alexę o włączenie ulubionego radia i od razu wstaję z przytupem bo jeden miły pan puszcza to co bardzo lubię. Na uratowanej spod śmietnika monsterze pojawia się kolejny dziurawy liść chociaż jak ją przyniosłam do domu to wyglądała żałośnie. Za radą koleżanki oberwałam wszystkie chore liście nie bardzo wierząc w to, że z takiego kikuta coś wyrośnie. A wyrosły cztery liście, a w zasadzie cztery i pół bo piąty w drodze. Zawsze cieszy mnie wizja czytania nowej książki. Wczoraj skończyłam jedną w drodze z pracy i końcówka podróży minęła mi na myśleniu, co czytać teraz. Perspektywa wyboru książki z kilkunastu, które kurier przyniósł mi kilka dni temu wywoływała szeroki uśmiech. Podobnie jak myślenie o ich szybkim przewąchaniu 😉.
Szczęście jest blisko, czasem jedynie w odległości dziesięciu minut samochodem od domu. Fajnie jest po krótkiej podróży wysiąść nad rzeką i usiąść w słońcu z książką i herbatą. Skoro plany na popołudnie i tak były czytelnicze to zdecydowanie lepiej robić to pod niebieskim niebem, nad wstęgą rzeki skrzącą się w słońcu.
Jak to mawiał jeden z bohaterów polecanych dzisiaj książek : carpe diem ale memento mori. I tak trzeba żyć zatem chyba lepiej żyć z całych sił, najlepiej jak się da, no nie?
Świetny post :) Warto cieszyć się każdą chwilą :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że umiejętność cieszenia się drobiazgami bardzo ułatwia życie 🙂
UsuńKontakt z naturą uczy nas cieszyć się z codziennych rzeczy i zjawisk. Warto się zatrzymać, spojrzeć w niebo, przypatrzeć się drzewom i poczuć wdzięczność za piękno wokół nas. Mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńDzisiaj miałam wolny dzień, jego połowę spędziłam na spacerze i nad rzeką. Jestem wypoczęta do tego stopnia, że cieszy mnie myśl o jutrzejszej pracy 🙂
UsuńJuż sama wzmianka o szczęściu wywołuje uśmiech 🙂 Fajny wpis takich jak najwięcej w naszej pokręconej rzeczywistości. Uściski!
OdpowiedzUsuńSamo myślenie o szczęściu uszczęśliwia. Pozdrawiam cieplutko.
UsuńWystarczy zajrzeć do Ciebie i od razu humor się poprawia. To jedna z tych rzeczy, których nie wymieniłaś. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za te przemiłe słowa. Zapomniałam również wspomnieć jak bardzo uszczęśliwiają takie komentarze. Cudownego piątku i dobrego weekendu.
UsuńKsiążkę czytałam, uwielbiam po prostu!
OdpowiedzUsuńSzukanie rzeczy, sytuacji, osób, które nas uszczęśliwiają to już szczęście, prawda?
Czytanie , ciekawe rozmowy, wycieczki, nowe smaki....wszystko może dać szczęście!
Gusta mamy zdecydowanie takie same i cieszą nas podobne rzeczy. Oby było ich jak najwięcej i w Twojej i w mojej codzienności.
Usuńczytałam te książki, to taki antydepresant ! Genialnie rozgrzewa serce i duszę :)
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
Tak tak, zgadza się! Skuteczny antydepresant i to bez recepty.
UsuńSzczęście jak wiadomo jest rzeczą względną, a z kolei sztuką jest cieszyć się małym szczęściem :) a Ty, kochana jesteś optymistką. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZ optymizmem u mnie różnie ale generalnie towarzyszą mi pozytywne moce 🙂. Uściski.
UsuńCiekawe rozważania, nie powiem. O wielu aspektach w ten sposób nie myślałem
OdpowiedzUsuńWraz z nadejściem wiosny włączyły mi się przemyślenia 🙂
UsuńO tej książce już gdzieś czytałam ciepłe słowa i z chęcią po nią sięgnę, zaraz postaram się zamówić, bo mnie bliżej do wieku autora niż Tobie, a wtedy ciekawią spostrzeżenia z innej perspektywy wiekowej. Uszczęśliwiaczem dla mnie także jest słowo urlop i jego planowanie. Pamiętam, jak dawniej dziwiłam się temu, o czym opowiadała mi ciotka mieszkająca we Włoszech. Otóż oni żyją pół roku planowaniem urlopu, potem jest sam urlop i kolejne pół roku wspominaniem urlopu. Teraz rozumiem ich doskonale. A że za jakieś ponad pół roku będę miała urlop bez końca to już sama myśl o tym działa jak najlepszy uszczęśliwiacz. Tak docenianie chwile, owe carpe diem, czy faustowskie trwaj chwilo jesteś piękna towarzyszą mi od wielu już lat. Memento mori choć z pozoru się z tym kłóci to przecież przypomina o tym właśnie, aby żyć, póki jesteśmy po tej stronie życia. Dzisiaj uszczęśliwiłam się kawą z mlekiem i śniadaniem podanymi na ulubionej porcelanie z widokiem na zieleń za oknem i nawet fakt braku słońca nie zmienił dobrego nastawienia, że będę dziś dalej planowała wakacyjny wyjazd, cóż z tego, że we wrześniu, skoro od lutego będę miała wakacje bez końca. Kolejny umilacz to leżąca na stoliczku nocnym książka, którą zamierzam dziś poczytać, a potem obiad na mieście w miłym towarzystwie, a potem, że już we wtorek znowu będzie miły, bo wolny od pracy dzień. Książka zamówiona - kolejne uszczęśliwienie. Ach, jak nam mało do szczęścia potrzeba i jeszcze, aby nic nie zastopowało nas w naszych wakacyjnych planach nic na żadną z liter alfabetu. Miłej majówki
OdpowiedzUsuńMemento mori może i brzmi trochę dramatycznie ale myślę że to poprostu inna wersja carpe diem. Cieszę się, że masz tak dużo powodów do radości a przede wszystkim cudny jest fakt, że je dostrzegasz i doceniasz. Wiele uszczęśliwiaczy mamy wspólnych : urlop, książka, poranna kawa w ulubionym kubku. Niech nigdy nam nie zabraknie powodów do radości, nawet tej najmniejszej. Dziękuję za cudny komentarz. Uściski.
UsuńGdyby tak wszyscy na świecie uważali, jak Ty, byłby on naprawdę piękny! Ale za wielu na nim malkontentów. I po co narzekać? Mamy tylko jedno życie, nie wiadomo jak długie, i powinniśmy je doceniać, celebrować i nim się cieszyć.
OdpowiedzUsuńZa polecenie lektury dziękuję. Rozgrzewania serca i duszy nigdy dość:)))
Ula dziękuję Ci za te ciepłe słowa. Chociaż czasem też narzekam to bardzo często słyszę od ludzi że jestem bombą optymizmu i lubią się ze mną spotykać bo zawsze dobrze na nich działam 😀. A na mnie zawsze dobrze działają Twoje komentarze.
UsuńPrzeczytaj te książki koniecznie, spodobają Ci się. Cudnej majówki, uściski.
Ale spokojnie tam❤
OdpowiedzUsuńBardzo! Dlatego tak lubię tam być.
UsuńWspaniale, że potrafisz cieszyć się każdą chwilą. Wbrew pozorom to nie takie proste w dzisiejszych czasach. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJa myślę, że cieszenie się z drobiazgów wydaje się trudne do czasu, kiedy nie zdamy sobie sprawy jakie to łatwe i miłe. Serdeczności.
UsuńUmiejętność uszczęśliwiania się przez drobiazgi jest bardzo ważna, bo one zdarzają się na co dzień, łatwo je znaleźć i nie trzeba czekać na jakieś spektakularne wydarzenia czy osiągnięcie celu. I uważam, że takie drobne fragmenty codzienności uszczęśliwiają najskuteczniej.
OdpowiedzUsuńRównież doceniłam opony po wymianie.;)
Dokładnie tak. Szczęśliwe drobiazgi przytrafiają nam się zdecydowanie częściej niż wielkie spektakularne wydarzenia zatem musimy doceniać te okruchy radości. A nowe opony to sztos 🙂
UsuńWirtualnie znamy się już wiele lat i cieszy mnie, że nie zmieniasz się. Byłaś, jesteś i z pewnością będziesz wieczną optymistką. Każdego dnia raduję się niezmiernie, że żyję, jestem szczęśliwa, mogę jeszcze poznawać świat i podziwiać piękno przyrody.
OdpowiedzUsuńŚlę Ci moc uścisków i pozdrowień:)
Żyjesz, jesteś szczęśliwa, poznajesz świat i się nim nieustannie zachwycasz i jeszcze dzielisz się tym z innymi. Nie można tego nie doceniać a Twój blog to cudowne odzwierciedlenie tego jaką dobrą i ciepłą osobą jesteś. Uściski.
UsuńA przepraszam Cię bardzo...dlaczego ja nic nie wiem, że gdzieś lecisz? Chmmmm ;)
OdpowiedzUsuńBo chciałam Ci to przekazać osobiście podczas rozmowy. Chociaż zaskoczona nie powinnaś być bo już Ci wspominałam że możliwe że tam polecimy ❤
UsuńMonis to ja jestem z tych co cieszą się każdym drobiazgiem, słońcem które świeci na już trzy miesiące, nową firankąw kuchni, nowym kubkiem, nową wełna na sweterek i tych przykładów mogłabym tu wymieniać tysiące :) a najbardziej cieszyłam się w tym roku z wyjazdu na Majaorke, do tego stopnia że chodziłam i prztulalam się do palm :) a moja córka pytała się co ja robię :) koniecznie to wyglądało i moja rodzina miała niezły ubaw że mnie ale dzięki temu oni też mieli radosny pobyt patrząc na mnie i na moją radość :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę chętnie przeczytam i dzięki za polecajke :)
Nie pytam gdzie lecisz ale wiem jak bardzo ma to czekasz i już dziś czekam na Twój powrót i relacje z przeżycia cudownych chwil :)
Ania, potrafię sobie Ciebie wyobrazić przytulającą się do drzew, mało tego, wcale mnie ta reakcja nie dziwi. Sama musiałam bardzo się pilnować żeby po pierwszym postpandemicznym locie nie paść na kolana i nie całować płyty lotniska. Dziękuję, że nie pytasz gdzie lecę, ciekawa tylko jestem czy Cię zaskoczę 🙂.
UsuńDzis dla mnie każdy wyjazd jest zaskoczeniem :) ale u Ciebie obstawiam dalszy kierunek... może Azja, albo Ameryka ;) u mnie znowu plany się pokrzyżowały ale spodziewałam się tego że z urlop spędzę w tym roku pod grusza 🙈 siła wyższa...
UsuńWzruszył mnie Twój post... Też staram się cieszyć każdym małym szczęściem. Od kilku lat prowadzę nawet zeszyt, w którym zapisuję plusy i minusy danego miesiąca. I na koniec roku okazuje się, że tych minusów wcale nie było tak dużo, a plusów tyle, że hoho. Zapisuję każdy tytuł przeczytanej książki i potem jest mi wesoło, że udało mi się tak dużo przeczytać. No i w ogóle jest fajnie, tylko człowiek czasem nie docenia. Książki mam w swojej bibliotece, nie raz koło nich przechodziłam. Nie myślałam, że są aż tak dobre. Muszę je zatem wypożyczyć ;)
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że w naszej codzienności jest więcej plusów niż minusów tylko te złe momenty ciężej przeżywamy, dlatego też czasami przysłaniają nam te wszystkie piękne chwile. Książki przeczytaj koniecznie, jestem ciekawa Twojej opinii.
UsuńPiękny post...
OdpowiedzUsuńMimo wszystkiego co mnie spotkało i spotyka, jest wdzięczna za każdym dzień.:) I cieszą mnie małe rzeczy...
Uściski posyłam.
To bardzo dobre podejście chociaż patrząc na wszystko co przeżyłaś, pewnie niełatwe. Musimy się cieszyć z małych radości bo przytrafiają się częściej niż spektakularne uszczęśliwiające wydarzenia.
UsuńŻyczę Ci pięknej wiosny i dużo, dużo zdrowia.
Jaki radosny ten wpis! Aż nie wiem co tu więcej napisać. Szczęście jest wśród nas. Czasami tak bardzo zatracamy się w jego poszukiwaniu, że zupełnie nie dostrzegamy, że to szczęście jest tuż obok nas.
OdpowiedzUsuńZgadza się. Czym szybciej za szczęściem biegniemy tym trudniej nam je dogonić.
Usuń