2021
Cisza wielkiego miasta ( ale może koniec tego cyrku jest blisko? )
Wiecie co mi się ostatnio przytrafiło? Na jeden dzień życie nabrało rozpędu bo byłam w wielkim mieście. Okazją ku tej wyprawie było piątkowe zebranie w pracy, które wprowadziło sporo ekscytacji do mojej nudnej, dresowo-kaloszowej codzienności. Fajnie było ubrać się trochę bardziej elegancko. I jechałam pociągiem po dwóch miesiącach przerwy. Coś co kiedyś było codziennością teraz ekscytowało mnie niemal jak podróż na księżyc, do tego stopnia że zamiast czytać książkę ( co zawsze umila mi drogę do i z pracy ) całą drogę patrzyłam przez okno ciesząc się jak dziecko. Nie mam na to dowodów ale jest duża szansa, że miałam rumieńce.
Wykorzystując fakt, że wybrałam się do metropolii, postanowiłam zabrać ze sobą aparat. Pogoda miała być wiosenna zatem to była świetna sposobność ku temu, żeby pobyć trochę wśród cywilizacji i przypomnieć sobie, że istnieje wielki świat, za którym szczerze mówiąc nie tęsknię. Niemniej jednak taka krótka odmiana od raczej monotonnej obecnie rzeczywistości była fajna. Nie ciągnie mnie do dużego miasta, w mojej mieścince mam wszystko czego potrzebuję a nawet więcej, no ale chciałam zobaczyć Hamburg w innej odsłonie. Takich pustek i ciszy nie doświadczyłam tutaj jeszcze nigdy.
Trochę miasto widmo. Mam nadzieję, że nie będzie gówniano, ale szczęśliwie ;)
OdpowiedzUsuńJa od wczoraj próbuję coś napisać, ale jak na razie wszystko wylądowało w koszu. Na szczęście moje piesze wędrówki mają się dobrze. I teraz powinno już być tylko lepiej, bo dzisiaj pootwierali nam restauracje, więc na szlakach powinno się rozluźnić :)
Pozdrawiam
Chciałam nawet użyć słowa widmo w tytule ale później pomyślałam o ciszy :). Tu otworzyli niektóre sklepy takie jak centra ogrodnicze i księgarnie, na pozostałe atrakcje musimy czekać póki co do kwietnia.
UsuńPogoda sprzyja wędrówkom i rowerowaniu zatem też jestem ciągle w ruchu. Dzisiaj dla odmiany mam dzień w domu, na zakupy i sprzątanie, chciałabym też trochę odpocząć bo wczoraj przesadziłam z rowerem, jestem dumna, że w ogóle przeżyłam powrot do domu ha ha ha. Miłych i owocnych w piękne widoki i wrażenia wędrówek.
Dla mnie miasta wyglądają teraz jak wymarłe, co mnie trochę przeraża. Z utęsknieniem czekam na czas, aż będzie można znów normalnie żyć.
OdpowiedzUsuńJa też tęsknię za normalnością ale chociaż takie puste miasta wydają się być trochę przerażające to za tłumami nie zatęsknię chyba nigdy. Brakuje mi tylko trochę tej powszedniej krzątaniny, kawarnianego gwaru, możliwości wyjścia na obiad do ulubionej restauracji bo jednak zamówienie jedzenia do domu to trochę co innego ( chociaż tak samo pyszne ).
UsuńTeż lubię, gdy miasto zwalnia np w święta rano można się delektować ciszą w mieście. Spodobał mi się Hamburg poznany tylko poprzez Twoje posty, może kiedyś poznam osobiście ? Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię świąteczne i weekendowe poranki kiedy miasto jeszcze śpi. W imieniu Hamburga zapraszam, jestem pewna, że Ci się spodoba. Tak jak Ty pomogłeś mi zaplanować mój urlop w Czechach tak ja pomogę Ci stworzyć listę najładniejszych miejsc blisko Hamburga oraz ciekawych atrakcji w samym mieście.
UsuńFajnej końcówki tygodnia. Pozdrawiam Cię ciepło.
Nie wiem czy to normalny objaw, ale wolałam, jak moje miasto było bardziej bezludne. Teraz już omijam centrum, jest zbyt gwarno. A przecież to małe miasteczko. Myślałam, że ludzie jakoś zmienią się wyciszą, ale kiedy oglądałam zdjęcia z Karpacza czy Szklarskiej P. w czasie poluzowania, to mnie strach ogarniał. Hamburg pięknym miastem jest chętnie obejrzałam Twoje zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa na widok scen z Krupówek przypomniałam sobie jak wygląda turystyczna normalność i chyba trochę zatęskniłam za swobodą i wolnością. Ale tłumów nie polubię chyba nigdy, mogę je jedynie chwilowo tolerować jeśli są tego warte bo dzieje się coś fajnego albo miejsce jest godne uwagi.
UsuńSerdeczności, wszystkiego dobrego.
Podoba mi się Hamburg w każdej odsłonie. Nawet w tej lodowej wygląda ciekawie, no i bez tłumów, więc można skupić się na architekturze. A tak poza tym ubawiłaś mnie ogromnie opisem tej Twojej "przygody", dawno nie śmiałam się tak głośno sama do siebie. Może trochę to był też nerwowy śmiech, bo nie wiem do czego to wszystko zmierza i kiedy się skończy.
OdpowiedzUsuńAle, ale... To było na pewno klepanie optymistyczne, na pewno!!!
Pozdrawiam:)))
Cieszę się, że Cię rozbawiłam :). Ja miałam trochę mniejszy ubaw czyszcząc tego kleksa i wracając później do domu z wielką plamą na jasnym płaszczu ha ha ha. Nie wiem co te mewy jedzą a przede wszystkim ile? Zapaskudziła mi pół ramienia.
UsuńTeż nie wiem kiedy to się skończy ale ostatnio przypomniałam sobie, że w lipcu ub. roku byłam w Düsseldorfie i to było jak powrót do normalności. I wiesz, że ja już wtedy optymistycznie byłam przekonana, że lada chwila skończy się to wszystko? Ha ha ha. Nie wiem czy ja bardziej jestem głupia czy naiwna :).
Czekam dalej.
Uściski i dziękuję za komentarz.
Bardzo ciekawą architekturę ma to miasto. Tłumy ludzi/turystów mogą przeszkadzać w trakcie podróży czy też życia w metropoliach, ale ja jednak wolę tłumy i wszystko to, co jeszcze rok temu było codziennością niż aktualne pustki i ograniczenia. Oby mewa faktycznie przyniosła szczęście! :)
OdpowiedzUsuńNie lubię ani tłumów ani kurortów, brakuje mi tylko swobody życia objawiającej się m.in. wyjściem do restauracji, kina itp. Mewa musi przynieść szczęście, innej opcji nie biorę pod uwagę :).
UsuńChcę wierzyć, że będzie dobrze, ale mewa to generalnie zostawia zniszczone ciuchy, a nie nadzieję na szczęście😉
OdpowiedzUsuńPół ramienia mi zapaskudziła ale wszystko ładnie się sprało. Zatem pozostawiła mi jedynie nadzieję :) i tej wersji będę się trzymać rękoma, nogami, zębami i czym tam jeszcze się da :).
UsuńTo ja się trzymam Twojego ramienia😁
UsuńDobra! :)
UsuńKochana! Ciebie powinno się zapisywać na receptę tym, którzy potrzebują poprawy nastroju! Chciałam skupić się na zwiedzaniu Hamburga - a Ty opowieścią o mewie rozwaliłaś system! Bawisz, rozśmieszasz i tak trzymaj, bo ja też mocno wierzę w to, że będzie różowo ;-))
OdpowiedzUsuńŚciskam i słonecznie pozdrawiam!
Anita
Też w to wierzę. Przetrwaliśmy już tyle, że jeszcze trochę chyba też damy radę co? W końcu jednak musimy zobaczyć tęczę w pełnej okazałości :).
UsuńWszystkiego dobrego, niech moc będzie z nami.
Fajny klimat zdjęć ❤
OdpowiedzUsuńFajny ale trochę pandemiczny :).
UsuńBardzo klimatyczne zdjęcia, a to ostatnie zrobione ze świetnej perspektywy. <3 Tak, ja też wolę taką wersję dużych miast, nie lubię tłumów. Szczerze, to ja staję się nerwowa, kiedy jest za dużo ludzi. Wolę mniejsze miasteczka, nie za dużo ludzi i miejsca, gdzie mogę być niemal, bądź całkowicie sama. Kiedy jest za dużo ludzi, ja jakbym się męczyła i wręcz musze 'uciekać'. hehe Chyba zwyczajnie wolę spokój, za młodu było inaczej, ale teraz wolę spokój od gwaru. :) Będzie dobrze, nie poddamy się w pozytywnym myśleniu, nie ma mowy. ;))))) Uściski kochana. :)))) No i jeszcze ta mewa....myślę, że przyniesie szczęście. Mnie kiedyś w Krakowie, przy tłumie ludności obsrał gołąb i to na czubek głowy, a po sekundzie na grzywkę, DNA gołębia pięknie chciało mi spłynąć na twarz... wszyscy się gapili, ja to ścierałam i śmiałam się chyba na cały Kraków. hahaha Do teraz mi śmiesznie, jak to wspominam. :D
OdpowiedzUsuńJa przed chwilą wróciłam z roweru i spotkało mnie coś niesamowitego - trochę zabłądziłam chcąc odkrywać nowe szlaki i dojechałam do miejsca, gdzie panowała niezwykła cisza. Nie słychać było żadnego dźwięku, ani ptaków, ani samochodów, ani nic. Wokół siebie miałam pola i łąki poprzecinane drzewami, przed sobą stado saren a wokół cisza absolutna, której nie doświadczam zbyt często. Cieszę się, że odkryłam to miejsce i mam nadzieję, że zawsze tam jest tak cicho bo mam zamiar jeździć tam regularnie aby się wyciszyć.
UsuńHa ha ha, uśmiałam się czytając o Twojej krakowskiej "przygodzie". Wariatka :).
przepiękne zdjecia! takie klimatyczne!
OdpowiedzUsuńa co do tej ciszy w miescie - mam to samo! Nie tesknie za wysypem padnemii na naszych norweskich, bergenskich ulicach ale cisza, którą pandemia zostawiła jest po prostu cudowna.
Takie wyludnienie, zwłaszcza w miejscach, w których normalnie panuje tłok jest niesamowite ale również jakieś takie złowieszcze. Ale to jedna z niewielu dobrych rzeczy w związku z panującą sytuacją - świat zwolnił i się trochę wszystko wyciszyło. Kiedyś będzie mi tego bardzo brakować.
UsuńZdjęcia wielkiego miasta bez tłumów ludzi, to jest jednak jakiś ewenement niemożliwy w tzw. normalnych czasach. Zdjęcia jak zwykle cudne. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPandemiczny ewenement...Spokój i cisza to dobro.
UsuńBardzo ładne zdjęcia, choć miasto bez ludzi wygląda dość dziwnie. Wiele lat temu też miałam przygodę z mewą. Pojechałam nad Bałtyk, wyciągnęłam dopiero co kupiony aparat fotograficzny i po kilku cyknięciach, ciap - mewa narobiła na aparat i moją rękę. Aparat służy do dziś. Pozdrawiam optymistycznie.
OdpowiedzUsuń:). Skoro aparat świetnie działa to może ta mewa to jednak dobra wróżba? Zrobiłaś mi nadzieję i będę się trzymać tej myśli. Dziękuję.
UsuńMoc serdeczności na nowy tydzień, dużo uśmiechu.
Bardzo ładne fotografie, niektóre zupełnie jak pocztówki, zwłaszcza, że widać, że faktycznie ludzi prawie wcale. ;) Wierzę, że to na szczęście, przynajmniej ja powtarzam tak sobie po każdej takiej przygodzie. :D
OdpowiedzUsuń:). Ja nie miewam takich "przygód" więc może dlatego staram się wierzyć, że przynoszą szczęście niczym czterolistna koniczyna :)
UsuńNigdy nie byłam w Hamburgu. Ale ogólnie cieszy mnie, gdy nie ma aż tyle ludzi na ulicy, nie lubię zgiełku :)
OdpowiedzUsuńJa też stronię od tłumów, większość miejsc zyskuje na wartości kiedy możemy podziwiać je bez zgiełku.
UsuńWitaj Moniś :) pstatno zastanawiałam się co u Ciebie, no i znalazlam chwilę żeby zajrzeć :) ładne to duże miasto i z chęcią bym je odwiedziła. Mieszkam w Kainie fiordow i gór to czasami lubię do miasta się wyrwać innego niż Oslo i innego niż w Norwegii...
OdpowiedzUsuńMoniś z tym ptaszyskiem oby się nasze przyślowoe w gówno nie obróciło i faktycznie szczęście Tobie przyniosło :)
Ty wiez że jak my byliśmy na placu Św. Marka to żaden gołąb na nas nie narobił , bylosmy tam z dobra godzinę w samym centrum "gołębnika " Ola karmiła je ciasteczkami i żaden z nas nie uszczęśliwił :)
Też karmiliśmy gołębie na placu Św. Marka i na mnie w podzięce jeden narobił, na głowę, ale to był początek stycznia i miałam czapkę :). Uściski.
Usuń