8/12
2020
2020
Wiecznie w rozjazdach ( chociaż na sofie ).
Nie wiem jak Państwo ale ja ostatnio ciągle jestem w rozjazdach. Bez pakowania walizki, obaw o bezpieczny lot i szukania chętnych do podlewania roślin kiedy mnie nie będzie. Bez kolejek do odprawy, najczęściej w piżamie lub w dresie i w grubych wełnianych skarpetach. Niby za darmoszkę ale kto wie czy serce w milionie kawałków i zgrzyt zębów z bezsilności to nie jest i tak zbyt wysoka cena za te wirtualne wojaże.
Nie wiem co jest w tym wszystkim smutniejsze? To, że sama sobie nie dowierzam, że kiedyś tak żyłam czy to, że sama sobie zazdroszczę. Jak sobie przypomnę te wszystkie obawy o nadbagaż, o wiecznie za małą walizkę albo czy zamrożone owoce morza przetrwają podróż...Największym moim zmartwieniem była wiecznie za mała ilość dni urlopowych i tak nimi zarządzanie, żeby wykorzystać je najlepiej jak się da. Ja pierdykam, ale ja miałam zmartwienia. Ten rok dosadnie pokazałam nam wszystkim co to są komplikacje i ograniczenia, to wszystko co było przed to był jakiś raj. Dopiero teraz to widzę aż nazbyt dobrze. Gdyby nie to, że jestem przeciwniczką przemocy to już dawno biłabym się w czoło otwartą dłonią. Tym wpisem się nie chwalę tylko sama sobie udowadniam, że tak kiedyś żyłam i na takie życie niedługo mam nadzieję.
No bo weźcie na ten przykład Kambodżę. Na liście moich marzeń odkąd byłam dzieckiem i w ogóle dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak Angkor Wat. Teraz już o Kambodży nie marzę tylko ją wspominam chociaż powiem Wam że oglądając zdjęcia mam wrażenie, że to było w zupełnie innym życiu. No niech mnie ktoś uszczypnie. Kambodżańskie świątynie, zbaczanie na skuterze z turystycznych szlaków i kambodżański ślub. Na serio przeżyłam to wszystko? To i jeszcze więcej?
Zdjęcia nie kłamią zatem tak - wyznawałam miłość na Wyspie Bambusowej
i uciekałam przed agresywnymi małpami na Phuket.
Budził mnie głos muezina wzywający do modlitwy i jadałam śniadania z widokiem na Plac Dżama al Fna.
W zeszłym roku byłam dwa razy w odkładanej ciągle Portugalii, którą pokochałam całym sercem i którą z tęsknotą wspominam
( spektakularny upadek na mokrej po deszczu ulicy w Lizbonie też ).
Spędziłam Sylwestra w Paryżu i chociaż była to najgorsza sylwestrowa noc w moim życiu to jak by nie było był to Paryż.
Zdecydowanie milej wspominam sylwestrową jazdę na łyżwach w Bergamo. W ogóle ten włoski wyjazd był wyjątkowy z wielu względów.
Byłam w jedenastu europejskich stolicach, w niektórych kilkakrotnie. Kilka razy celebrowałam tea time angielską herbatą w Londynie.
Regularnie wracam do Wilna. Cieszy mnie to, że potrafię już bez mapy trafić do ulubionych miejsc. Stolica Litwy to jedno z moich ulubionych europejskich miast, mam do niej wielki sentyment.
Uczestniczyłam w kilkunastu hiszpańskich fiestach z ciekawością przyglądając się tradycjom.
Myślę, że ten rok wszystkim nam pokazał jak łatwe było podróżowanie chociaż kiedyś twierdziliśmy, że bywa skomplikowane. Bo trzeba ogarnąć bilety, noclegi, zaplanować trasę. Aż nadeszło to, czego nie dało się ogarnąć w żaden sposób ( w moim przypadku najbardziej nie mogę tego ogarnąć umysłem ) i dopiero wtedy ze zdumienia przetarliśmy oczy. Zdarzało mi się kupować bilety z nudów albo spontanicznie jak na przykład te do Algarve - tydzień po powrocie z Portugalii miałam już bilety na powrót tam. Gdzie są czasy, że bilety na samolot kupowałam jadąc metrem?
Nigdy nie marzyłam o Wenecji ale byłam tam dwa razy i mogłabym wrócić i trzeci.
Marzyłam za to o Dolomitach i to był prawdziwy sztos!
I jakby tego wszystkiego było mało to jeszcze skoczyłam ze spadochronem i jeśli chodzi o spadochron to nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa :).
W styczniu w samolocie świętowałam swój pięćdziesiąty lot nawet nie przypuszczając że pięćdziesiąty pierwszy będzie jeszcze większą okazją by się cieszyć. Nie wiem kiedy dojdzie skutku bo plany to jedno a możliwości to coś zupełnie innego, no ale impreza będzie tak czy siak. Nienawidzę pandemii za milion rzeczy ale najbardziej chyba za to, że mnie ograbiła z optymizmu. Jeżeli kiedykolwiek zdarzy mi się narzekać na to, że mało podróżuję to weźcie mnie proszę postawcie do pionu ( krzyki i wyzwiska mile widziane ). Sama bym teraz siebie z chęcią trzepnęła w ucho za te wszystkie narzekania na kolejki do toalet lub spóźniony o godzinę samolot, albo że jeszcze muszę się spakować...ojejku jejku, biedna ja. Teraz bym wszystkie te wymyślone utrudnienia przyjęła z pocałowaniem w ...czoło a może i do nich dopłaciła.
Masz rację rok 2020 dokładnie pokazał nam ile warte są nasze plany. Uświadomił także, że nie ma co odkładać marzeń jeśli tylko jest możliwość ich realizacji. A także to, że zawsze coś tam już człowiek zwiedził, zobaczył, posmakował i tym się cieszmy. Miejmy nadzieję, że lepsze nadchodzi. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPrzyszły rok musi, po prostu musi być lepszy, innej opcji nie biorę pod uwagę. Nagromadziłam sporo zapasów determinacji w spełnianiu marzeń, nie tylko tych podróżniczych.
UsuńWszystkiego dobrego!
2020 pozamiatał wszystkie nasze plany (od września powinnam pracować za granicą) ale to tylko wzmaga mój apetyt na przyszłość. I masz rację, moje zdjęcia z USA, Kanady, Meksyku, Karaibów czy Alaski wyglądają dzisiaj raczej jak kartki pocztowe niż wspomnienia😉
OdpowiedzUsuńWow, kawał świata za Tobą. Co nie zmienia faktu, że jeszcze sporo przed :).
UsuńUściski.
Kawał to jest tego, czego jeszcze nie widziałam😉
UsuńLubimy podróżować, poznawać i dobrze że mamy takie wspomnienia. Trochę optymizmu nie zawadzi. jeszcze w niejedną podróż się udasz, niejedno zobaczysz i przeżyjesz.
OdpowiedzUsuńTrochę optymizmu to zdecydowanie za mała dawka :). Ten rok dosadnie wszystkim nam pokazał, że optymizmu potrzebujemy w ilościach zdecydowanie hurtowych. Optymizmu, ale również wielu innych rzeczy.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Kochana! Kawał świata zwiedziłaś, ale rozumiem Twoją tęsknotę, bo to uzależnia! Gdy człowiek wyjedzie raz czy drugi poza swój rodzimy grajdołek, poszerzy horyzonty, pozna odmienne kultury, zobaczy jak świat jest nieskończenie piękny i różnorodny, to nie sposób już potem usiedzieć na... Ten rok pogrzebał też i moje podróżnicze marzenia, najpierw w marcu o Kubie, potem w sierpniu o Dolomitach... Widzisz, tak to już z nami - ludźmi jest. Dopiero, gdy utracimy coś lub kogoś to rodzi złość, sprzeciw, ból i całą gamę innych emocji. Ale jestem pewna, że jak wojaże po świecie znów będą możliwe i bezpieczne to zrekompensujemy sobie ten "utracony czas." Z serca Ci tego życzę! Głowa do góry - to tylko kwestia czasu ;-))
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno! Anita
O Kubie opinie słyszałam różne ale o Dolomitach tylko i wyłącznie dobre. Wszyscy wracają zachwyceni. A wśród nich ja. I marzę o powrocie.
UsuńJestem zdeterminowana i mam nadzieję, że przyszły rok pozwoli chociaż w jakimś stopniu powrócić do spełniania marzeń. Musi być dobrze bo niby czemu ma być źle, no nie? :)
Pozdrawiam przeserdecznie, trzymaj się zdrowo.
I widocznie tak musi być! Musi czasem nadejść "coś", abyśmy mogli zrewidować poglądy, byśmy mogli przewartościować swoje życie i je docenić. No i zawsze po burzy wychodzi słońce, wcześniej czy później!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci jeszcze, że ja wcale nie przestałam podróżować. To były najczęściej bliskie wyjazdy, ale dzięki temu poznałam dokładniej wspaniałe atrakcje mojej okolicy. Jest mi trochę przykro, że nie mogłam zrealizować zagranicznych wojaży, od których zdążyłam się uzależnić, ale to trwało chwilę. Wymyśliłam na pocieszenie, że sobie to odbiję!!!
A Twoje podróże i zdjęcia piękne! Wspaniałe podsumowanie!
Wszystkiego najlepszego:)))
Tak, zwiększony apetyt na wycieczki po najbliższej okolicy to ta dobra strona tegorocznych zawirowań ale byłoby jeszcze piękniej gdyby tę rutynę można było przełamać czymś trochę bardziej egzotycznym. Uwielbiam rower oraz jeziora, łąki i lasy, które mam blisko domu i nie wyobrażam sobie życia bez regularnego kontaktu z przyrodą. Niemniej jednak kontakt z Hiszpanią czy Nowym Jorkiem też mogłby być ekscytujący :).
UsuńUściski. Trzymaj się cieplutko.
No i jeszcze, bo zapomniałam: WIELKIE BRAWA za skok ze spadochronem. Uśmiech zadowolenia za milion dolarów!!!
OdpowiedzUsuńUla, skok ze spadochronem to było coś niezapomnianego a ten uśmiech nie schodził mi z twarzy jeszcze miesiąc po :)
UsuńTaki życiowy reset troszeczkę nas stawia do pionu i okazuje się, że przed pandemią nie mieliśmy tak naprawdę na co narzekać, ale teraz możemy 😆
OdpowiedzUsuńNie mieliśmy na co narzekać a i tak narzekaliśmy co nie miara, zawsze przecież znajdzie się coś co uwiera.
UsuńA wiesz, że ja pomimo sytuacji wcale nie narzekam tak dużo? Ok, zdarzyło mi się wspomnieć kilka razy na blogu jak mnie wkurza to wszystko ale tak poza tym to jestem spokojna i obojętna co uwierz mi, zupełnie do mnie nie pasuje :). Bicie głową w mur, zaciskanie pięści i wygrażanie niebu na nic się zda zatem szkoda starań :)
Spory dorobek ;) no to wypada życzyć powielenia!
OdpowiedzUsuńOby, oby :)
UsuńAle cudowne wspomniania, fajne fotki ❤
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńKochana czasami musimy doznać szokoterapii, abyśmy mogli docenić, to co mamy. Ty moja kochana optymistko nie smęć mi tu proszę, ja, kiedy dopada mnie gorszy dzień zaczynam wspominać o naszych planach, które jeszcze w marcu miałyśmy na ten rok. O mojej Holandii w kwietniu, o tym jak V. gnał po paszport, bo mieliście lecieć daaaleko. Poprawiam sobie humor naszą naiwnością ;) .
OdpowiedzUsuńNo ta pogoń za paszportem zawsze mnie rozśmiesza chociaż na nic się zdała :). Przez najbliższe dziesięć lat na pewno nie zapomnimy w jakich czasach robiliśmy nowe paszporty. Pamiętam też jak nie mogłam zasnąć z ekscytacji bo do mnie nie docierało że będę w Ju Es Ej :).
UsuńSzkoda słów ale wiem że i bez nich mnie rozumiesz. Buziaki.
Dobrze, że mamy wspomnienia! Jak mi się tęskni do takiego zwykłego stanu, że po prostu kupuje się bilet i się jedzie.
OdpowiedzUsuńMam wielką nadzieję, że jeszcze to powróci...
O.
PS.Podziwiam za skok, dla mnie jako osoby, która w ogóle nie korzysta z samolotów, w ogóle to nie wchodzi w grę :)
Skok ze spadochronem to nie jest atrakcja dla każdego do czasu aż się nie skoczy. Po skoku to tylko się chce jeszcze raz i jeszcze :). Ale rozumiem, że są lęki których nie pokona największa nawet frajda.
UsuńNigdy nie możemy zapominać najpiękniejszych dni naszego życia, które mam wrażenie w tym roku zyskały jeszcze na wartości.
Nie będę oryginalna. Mnie także ten czas zamknięcia uświadomił, iż trzeba korzystać póki można, bo potem zostają tylko i aż wspomnienia. Jeśliby ich nie było (naszych podróży, które dziś możemy oglądać na zdjęciach) jakże smutne było by nasze życie. Moje podróżowanie zaczęło się dość późno, dlatego doceniam to co udało mi się zobaczyć, mimo, że wiem, iż poza Europę raczej nie dotrę. Dziś doceniam na równi wycieczkę po Włoszech, Dolinę Królów, czy odwiedziny w Ustce. Z przyjemnością wybrałabym się nawet dziesięć kilometrów poza miejsce zamieszkania. I wierzę, że jeszcze kawałek tej mojej Europy zobaczę, zanim pesel unieruchomi w domu. A potem będą zdjęcia i pamięć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja pomimo tego, że oprócz Europy odwiedziłam również inne kontynenty, i tak cieszę się z każdej wycieczki, również tej po najbliższej okolicy. Tak było zanim obecna sytuacja ograniczyła nam podróżnicze pole manewru i tak będzie jak już się sytuacja unormuje. Wielokrotnie tutaj na blogu wspominałam o tym, że tak samo cieszy mnie wycieczka na koniec Europy co na koniec linii kolejki podmiejskiej, tylko wrażenia trochę inne. Poza tym aby podróżować daleko trzeba brać urlop a do podróżowania blisko domu czasami wystarczy weekend albo nawet jeden dzień.
UsuńJestem pewna, że zobaczysz jeszcze wiele pięknych europejskich miejsc, czego z całego serca Ci życzę. Świat jest piękny i duża w tym zasługa Europy bo nasz kontynent jest wśród wszystkich najciekawszy, najpiękniejszy i najbogatszy historycznie.
Dziękuję za komentarz i przesyłam moc pozdrowień.
Dziękuję za życzenia. I pozdrawiam
UsuńMonis teraz to narobiłaś 🙈 patrząc na Twoje zdjęcia i czytając Twoje wspomnienia i ja przeleciałam w głowie po swoich wspomnieniach. Cieszę się że byliśmy troszke tu troszke tu... Człowiek nie doceniał wcześniej tego co miał, jak stracił docenił... Czy w przyszłym roku uda nam się dopisac cos do listy wspomnień??? Mam nadzieję...Dzieki za ten wpis...odżyły wspomnienia i wróciła nadziejeja❤
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj jakoś podupadłam na duchu, od środy w DE znów będzie zamknięte wszystko oprócz sklepów spożywczych, poczt i aptek...I tak aż do 10 stycznia póki co. Co zaczynam się cieszyć to coś podcina mi skrzydła. No ale mam nadzieję, że dzięki wspomnieniom nie upadnę zbyt nisko :)
UsuńMonis dlatego ja na chwile obecną nie mysle wcale o wyjazdach. Jakoś sobie przetłumaczyłam że nigdzie się wybieram bo zima, bo wietrznie bo święta i jakoś się trzymam ale jak tylko zobaczę palmy i plaże od razu klapa :(
UsuńJakże się cieszę, że mam tysiące cudownych wspomnień. Pomyśl jacy biedni są ludzi, którzy ich nie mają. Ja też jestem wkurzona, że czas pandemii ograbił mnie z poznania kolejnych nowych miejsc. Wierzę, że wrócą normalne czasy i znowu będziemy podróżować.
OdpowiedzUsuńŚlę Ci moc serdeczności:)
Też w to wierzę i czekam na tę normalność z wytęsknieniem. Jakakolwiek ona będzie...Wczoraj przeczytałam, że w Polsce na przełomie lutego i marca spodziewają się trzeciej fali...No nic to, mam nadzieję że to takie przedwczesne złe prognozy i nie sprawdzą się w najmniejszym nawet stopniu.
UsuńPozdrowienia, trzymaj się zdrowo.
I pomyslec, ze kiedys zdjęcia Japończyków w maseczkach (co prawda antysmogowych, ale) mnie bawiły...:( Obawiam sie, ze trzecia fala jednak nas dosiegnie, więc trzeba chyba myslec o wolności podróżowania w perspektywie nie tygodni, a miesięcy, może roku? Ale z drugiej strony - przeciez latem mozna było latac i jeździć, więc może nie będzie tak źle?
OdpowiedzUsuńStaram się nie dopuszczać do siebie myśli o trzeciej fali. A jeśli już to na pewno nie na taką skalę. Chociaż w moc tej szczepionki nie wierzę to wierzę w placebo :).
UsuńMnie bawili Chińczycy w maseczkach na ulicach w lutym...Kilka tygodni później śmiałam się z samej siebie, niedługo minie rok od tego czasu.
Myślę, że do lata możliwość podróżowania powróci. Na pewno nie na dużą skalę ale liczę na to, że po Europie będzie można. W tym roku pozwolili a w przyszłym chyba gorzej już nie będzie...
Zapewne na lato restrykcje zostana poluzowane no i jesli sytuacja sie uspokoi, jest szansa, że wszystko wróci do normy, ale ja 'optymistycznie' zakładam, ze potrwa do jesieni 21.
UsuńI mam nadzieję, ze nie będzie to scenariusz cykliczny, a tym niektórzy straszą...:(
Zazdroszczę optymizmu :). Do niedawna byłam pełna dobrych myśli ale mam nauczkę, żeby się zbytnio z tym entuzjazmem nie wychylać. Już kilka razy widziałam przyszłość w pięknych, tęczowych barwach po czym twardo lądowałam w mniej kolorowej rzeczywistości. I póki co w tych ciemnych barwach widzę również przyszły rok.
UsuńNo ale obyś to Ty miała rację. Będę się trzymała Twojej wersji :)
Hm, ten optymizm to raczej zaklinanie rzeczywistości... 😉 Trzymajmy się!
UsuńMam wrażenie, że to wszystko naprawdę działo się w innym życiu, w innej epoce, w innym świecie. 2020 był prawdziwą klapą, ale mnie i tak udało się wycisnąć z niego jak najwięcej. Szkoda tylko, że tak wiele planów nie udało się zrealizować. Zdjęciem z Semana Santa przypomniałaś mi, że właśnie w tym roku miałam po raz pierwszy uczestniczyć w andaluzyjskiej procesji wielkotygodniowej. Nawet pracę dyplomową na ich temat pisałam, a nigdy nie udało mi się tam być. A teraz to nie mam pojęcia, czy jeszcze kiedykolwiek Semana Santa będzie miała taką formę, czy może to już tylko historia? Smutny to rok pod bardzo wieloma względami. Podobnie jak ty, tracę swój optymizm, a żeby się podnieść na duchu, zastanawiam się, jaki kierunek wybrać na pierwszą podróż w erze postpandemicznej...
OdpowiedzUsuńWiesz co? Ja to się do tej pory jakoś trzymałam a nawet, co wiem od innych, zarażałam optymizmem. Niestety od niedzieli mam kryzys i najchętniej gdzieś bym się zakopała i odkopała dopiero jak się Świat uspokoi. Nie umiem wykrzesać z siebie optymizmu a prognozy dotyczące trzeciej edycji wiadomo czego już w ogóle wytrąciły mnie z równowagi.
UsuńSemana Santa to wyjątkowa tradycja i jak już się doczekasz to sama się przekonasz o czym piszę. Myślę, że hiszpański Wielki Tydzień odzyska swoją formę ale nie sądze, żeby nastąpiło to w przyszłym roku. Niestety.
Podróży żadnych nie planuję bo kolejnego rozczarowania nie zniosę. Era postpandemiczna póki co daleko, daleko przed nami, na planowanie jeszcze przyjdzie czas. Wolę mieć miłą niespodziankę niż po raz kolejny mniej miłe rozczarowanie. Zobaczę jak to będzie po trzeciej fali.