2020
Los pęka ze śmiechu,
bo chichotać to on przestał już dawno i w tym roku preferuje raczej głośny rechot, taki echem odbijający się od ścian. Często przez łzy. Zaciskanie zębów i pięści to bezcelowe remedium bo w ogóle nie pomaga ( przetestowałam wielokrotnie od marca, zatem wiem ). Nawet nie przypuszczałam, że los potrafi się śmiać tak donośnie i to prosto w twarz. Wstydu nie ma.
Plany na ten rok miałam takie, że ho ho i kiedy jeszcze miałam prawo i możliwości żeby w nie wierzyć to i tak nie wierzyłam, że będą się działy takie cuda. Kiedy 1 stycznia wracałam z Litwy Nowy Rok jak zawsze o tej porze jawił mi się jako 365 naznaczonych możliwościami i marzeniami dni. Szczęśliwa ja popijająca winko ( pięćdziesiąty lot wymaga odpowiedniej oprawy ) i patrząca na chmury z zachwytem. Zerkałam w przyszłość z nadzieją i ciekawością, w najczarniejszych nawet scenariuszach nie przypuszczając, że los pokaże mi figę z makiem. Do tej pory byliśmy przecież przyjaciółmi i żyliśmy we względnej zgodzie.
Doskonale pamiętam spacer po Bremen pod koniec lutego bo w moich wspomnieniach jawi się on jako początek końca normalności. Wiedziałam, że gdzieś tam coś się dzieje i rzeczywistość odbiega od normy ale Chiny to przecież koniec świata i do Europy daleko. Taaaa... Pamiętam jak popijając herbatą pączka z lawendą wyglądałam przez okno kawiarni na ulice Bremem i zastanawiałam się co to będzie. Takiego scenariusza się nie spodziewałam. Jak widać mam za mało fantazji.
Już chwilę później rzeczywistość po raz pierwszy pokazała mi na co ją stać, później było już z górki. Zaczęło się odwołanym koncertem jednego z ulubionych artystów, poznanego przez przypadek na You Tube podczas sprzątania. Napiszę o tym więcej jak już koncert dojdzie do skutku chociaż odwoływany był już trzy razy, ten ostatni przedwczoraj, a w jego kolejną datę, w czerwcu 2021, też wątpię. No ale bilety mam i liczę na to, że w końcu do czegoś się przydadzą i usłyszę "mojego ulubionego Francuza" na żywo, co z tego, że dużo później 😕. Koncert będzie w Belgii więc sprytnie połączyłam go ze zwiedzaniem Brukseli i okolic.
Kiedy pod koniec marca szłam do pracy ostatni raz przed planowaną krótką, spowodowaną sytuacją przerwą nawet nie myślałam, że wrócę dopiero dwa miesiące później. Mimo wszystko byłam przeszczęśliwa mając tyle wolnego czasu a jedyną skazą na tym wszystkim były ograniczone możliwości jego wykorzystania. No ale nudy nie zaznałam i te dwa miesiące były jedną z najfajniejszych rzeczy jaka mi się przytrafiła w tym roku. Tyyyyle wolnego czasu na bezkarne i nie odliczane od urlopu lenistwo, rower, czytanie i zrobienie rzeczy, na które wiecznie brakowało czasu. No żyć nie umierać, a narzekać nie wypada.
W maju miała być Hiszpania i rodzinny wyjazd połączony z podwójnymi urodzinami. W wyobraźni już widziałam siebie spacerującą szlakiem najlepszych barów tapas, popijającą tinto de verano, cieszącą się urlopem. Z koleżanką Hiszpanką, z którą miałyśmy zaplanowany hiszpański urlop mniej więcej w tym samym czasie codziennie witałyśmy się w pracy wypowiadając ilość dni, jaka nam została do urlopu. Ona niedawno wróciła do Hiszpanii na stałe a ja nadal odliczam 😊.
Sierpień miał być niezapomniany. I to nic, że lot zaplanowany był na trzynastego skoro moim celem miał być Nowy Jork. Miałam w zanadrzu milion sposobów na świętowanie urodzin dwa dni później, zasypiałam spacerując Piątą Aleją a budziłam się mając przed oczami Central Park. Przez kilka nocy ekscytacja tą podróżą nie pozwalała mi spać. Domyślacie się jak to się skończyło. I pomyśleć, że ja się martwiłam, że nie uda się wyskoczyć do Filadelfii na jeden dzień. Boszszsz.
Od września żyję już spokojniej bo co do tego roku to nie mam już złudzeń. Miałam dużo czasu na to, żeby oswoić się z myślą, że 2020 lepiej spisać już na straty. Chyba jeszcze nigdy nie czekałam na koniec roku z takim utęsknieniem. Jeśli 2021 planuje być taki sam to ja mu z góry dziękuję. Jeszcze zanim to wszystko się zaczęło i stało się rzeczywistością miałam świadomość tego, że życie jest za krótkie abym zrobiła i zobaczyła wszystko to co chcę ( ale nie ustaję w staraniach ). A teraz mam jeszcze rok w plecy. Już wiemy, że nie uda się spędzić Świąt z rodziną bo perspektywa kwarantanny x 2 jest mało kusząca i skutecznie wybiła nam ten pomysł z naszych głów. Mamy plany awaryjne a nawet awaryjne od tych awaryjnych ale decyzje będziemy podejmować bliżej Świąt bo w tych niepewnych czasach nie ma nic pewnego ( no może oprócz pewności, że zapewne połowa z tego nie wypali ).
Jeszcze do niedawna starałam się patrzeć w przyszłość z nadzieję a są i tacy, którzy twierdzą, że zarażałam optymizmem i skoro nawet teraz ja widzę świat w ciemnych barwach to naprawdę źle się dzieje. Perspektywa trzeciej edycji "choroby" mającej nazwę od królewskiego nakrycia głowy skutecznie podcina mi skrzydła i pozbawia złudzeń, że przyszły rok przyniesie normalność, nawet taką w nowej wersji. Staram się patrzeć w przyszłość z optymizmem w co niestety za każdym razem muszę wkładać więcej wysiłku i pracy.
Jesteśmy tu jeszcze. Póki jesteśmy zawsze możemy napić się wina i uśmiechnąć do ukochanej osoby.
OdpowiedzUsuń'Jeżeli dzisiaj odpowiedź brzmi nie, gdzieś po drodze czeka lepsze tak'
Tego życzę Tobie, sobie i nam❤
Ojej, dziękuję. Od razu lepiej. Fragment dotyczący wina wzięłam sobie do serca :)
UsuńTen rok w naszych planach też wyglądał wspaniale, ale cóż plany posypały się wszystkim. Mimo to zwiedziłem kawałek naszego kraju, może to nie Hiszpania czy Portugalia, ale fajnie też poznać własne podwórko. Teraz raczej czekam, żeby żona wyzdrowiała a potem dopiero będziemy planować. Pozdrawiam serdecznie i nos do góry :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za dobre słowa, blogosfera ma moc.
UsuńWłasne podwórko to niewyczerpane źródło emocji i zaskoczeń a bliskie podróże są fajne. Te bardzo bliskie też.
Do niedawna widziałam nadzieję wraz z pojawieniem się Nowego Roku ale teraz wiem, że chyba trochę za bardzo się rozpędziłam i przyszły rok będzie taki jak ten. No ale trudno.
Serdeczności i szybkiego powrotu do sprawności dla Twojej żony.
Ej tam Mo! mlodas jeszcze, wiele lat przed Toba, a co ja mam powiedziec. Uciekl mi ten rok, a dla mnie to jednak duzo, choc musze troche pomyslec i policzyc i dopiero wtedy przerazenie mnie bierze . W tym roku miala byc Chorwacja, Estonia, łotwa bylo tez marzenie przejechanie Kanady od Calgary do Toronto samochodem z bratem, mialo byc Boze Narodzenie w Portuglii, byl projekt wyjazdu do Houston do corki...bylam co prawda w zimie w Bieszczadach, bylm na Suwalszczyzniem wrocilam niedawno z Podlasia...przyszly rok nie zaczepaim za bardzo, bedzie co bedzie. Znowu ta Kanada wychodzi ale nad jeziorem w poblizu Toronto, w domku u mojej bratanicy , ktora wyjezdza na Sabbatical Year de Europy i trzeba pieska pilnowac, wiec sobie z bratem wiele obiecujemy...ale nie wiem...
OdpowiedzUsuńa dla Ciebie taka pociecha...masz wiele lat przed soba. Jeszcze....
Wow, imponująca lista planów, nawet nie ma co z Tobą konkurować. Pozostaje jedynie trzymać kciuki za ich realizację najszybciej jak się da. Bo przecież w końcu się da, no nie?
UsuńTrzeba mieć rozmach w marzeniach i determinację w ich spełnianiu nawet w tych dziwnych czasach. Jakoś chwilowo o tym zapomniałam.
Pozdrawiam przeserdecznie i życzę realizacji marzeń, nie tylko tych podróżniczych.
Wyjęłaś mi te przemyślenia z ust!!! Też potrzebuję pocieszenia, choć powoli się do wirusa i tej dziwnej sytuacji przyzwyczajam. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy! Choć, ponieważ go już przechorowałam, to liczę na ulgi i szybszy wyjazd dla ozdrowieńców. Marne pocieszenie, ale może...
OdpowiedzUsuńJeśli nie, to dalej zwiedzam okolicę i resztę naszego pięknego kraju, ostatecznie "trochę" mi jeszcze zostało do zobaczenia.
A ON przecież kiedyś odpuści, no nie?
Dużej dawki nadziei w sercu! Całusy:)))
No i przecież kiedyś
Ja też jestem szczęśliwa zwiedzając bliską okolicę co jednak nie zmienia faktu, że czasem chciałoby się pojechać gdzieś dalej...
UsuńJa nie wiem, czy "to" kiedyś odpuści czy raczej powinniśmy się do tego przyzwyczaić, bo będzie nam towarzyszył fala za falą...
Dziękuję i wzajemnie, moc serdeczności i dużo, dużo zdrowia.
Trzymaj się, Mo!
OdpowiedzUsuńJest ciężko, nadzieja jakaś taka słabowita, ale trzeba sobie jakoś radzić. Ja celebruję każdy kolejny dzień, drobiazgi, obrazki, widoczki, kawa, herbata i czekolada.
Spokojnych Świąt! :-)
Co u Ciebie? Jak żyjesz z dala od blogosfery? Wracaj do blogowania, brakuje mi Twoich pięknych zdjęć i odliczania do wiosny.
UsuńTeż celebruję drobne radości, rower, spacery, winko, herbata ale czasem potrzebuję mocniejszych wrażeń...za długo już trwa to wszystko...
Pięknych i radosnych Świąt.
Pozdrawiam Cię przeserdecznie.
Dziękuję!
UsuńJa teraz tylko na fejsbuku zdjęcia wrzucam...
Nie da sie zyc bez planów, póki co, zapisuję wszystkie swoje pomysły, robię listę miejsc, w których chciałabym sie znaleźć, odkładając na później ustalanie terminów. Powiedzenie 'byle do wiosny' zmieniło swój sens:( Ale - może będzie lepiej?
OdpowiedzUsuń"Byle do wiosny" ma sens ale musimy do tego dodawać 2022 :).
UsuńJa marzę ale nie planuję, wolę dać się miło zaskoczyć niż po raz kolejny wkurzać na wszystko i na nie wiadomo co. Tylko spokój może mnie uratować ale czasem o niego trudno.
Lepiej będzie na pewno, pytanie tylko kiedy?
Uściski.
To ja, zgłaszam się, byłam jedną z tych, których zarażałaś optymizmem. Zebrałaś w jeden wpis te wszystkie nasze rozmowy na temat tego roku. Dla mnie jak wiesz, był on jeszcze gorszy, a końcówka to już w ogóle jest okropna :( .
OdpowiedzUsuńNie wiem jak mam Cię pocieszyć bo u mnie z ekscytacją też kiepsko, no ale jest lepiej niż kiedy pisałam to wszystko a to już krok w dobrą stronę. Może uda mi się wrócić do psychicznej równowagi szybciej i nie osiwieję przed Świętami ha ha ha.
UsuńBuziaki Kochana i do usłyszenia na dniach. Przytulam z całych sił!
Kochana nie będę się wymądrzać, że sobie fantastycznie radzę, bo tak nie jest! Ale zawsze staram się myśleć o "tej szklance do połowy pełnej." Otóż: że ta "cholera" nie dopadła jeszcze mnie i moich krewnych, że nie doświadczamy straty Kogoś bliskiego, jak wiele innych rodzin, że nawet w codziennej rutynie staram się wyszukiwać dobra, cieszyć drobiazgami... i wiesz, jak kocham podróże, ale po takim chorym świecie wcale mi się to nie uśmiecha. Przeczekamy, damy radę!!! Pamiętasz? To głowa do góry!
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno :-))
Anita
Zdrowie nasze i naszych najbliższych to chyba najważniejsza rzecz na świecie. Cieszę się bardzo że i Tobie, i mnie póki co dobrze się w tej sferze wiedzie. Zawsze to jakaś pociecha.
UsuńTeż nie widzę radości w podróżowaniu w tych dziwnych czasach, co z tego że gdzieś polecę skoro na miejscu będę miała ograniczone możliwości korzystania z urlopu. Wolę jeszcze poczekać i później się tym wyczekiwanym wyjazdem nacieszyć na maxa. W zeszłym roku poleciałam do Hiszpanii po czym ulewy przekształciły się w największą w historii powódź, zatem wiem jak to jest nie móc na urlopie wyjść z domu. Za powtórką nie tęsknię a takich wspomnień nie życzę nikomu.
No jasne, że damy radę. Ten tydzień zaczęłam z impetem :)
Uściski Kochana i dziękuję za dobre słowa. Zobacz jaką masz moc - odzyskałam nadzieję :). Przesyłam Ci ogrom ciepłych myśli. Serdeczności.
Zawsze można znaleźć alternatywę. W tym roku jak na mnie bardzo mało podróżowałam, co nie jest normalne dla mojego stylu życia, ale stwierdziłam, że nie będę się nudzić- zaczęłam dwa kursy, bardziej oddaję się sprawą związanym z uczelnią itp. Można we wszystkim znaleźć jakieś plusy i zadania, by zbyt dużo nie myśleć :)
OdpowiedzUsuńJa też się nie nudzę i znalazłam sobie mnóstwo zajęć, zaczęłam się uczyć nowego języka, mam nowe pasje ale to mi nie wystarcza. To nie jest życie, którym żyłam do tej pory i do którego jestem przyzwyczajona. Brakuje mi podróży, wyjść do kina, spotkań ze znajomymi na mieście, mimo usilnych starań dla wielu rzeczy ciężko jest znaleźć substytut.
UsuńTo był rok do bani. Właściwie to jeszcze się nie skończył i jeszcze wiele przykrego może się wydarzyć... Ale jak tak sobie wszystko przeanalizowałam, to w tym całym g....e, znalazły się i piękne chwile i jestem pewna, że Ty też masz jakieś piękne wspomnienia z 2020 - chociażby wyjazd do Czech ;) Więc pomimo tych wszystkich negatywnych aspektów, nie jest to tak do końca rok stracony; wszyscy się czegoś nauczyliśmy i zaczęliśmy dostrzegać wiele drobnostek. Mój optymizm też już jest pogrzebany, a za każdym razem, gdy czytam/słucham wiadomości, jest tylko gorzej, wciąż jednak jest we mnie odrobina nadziei, że w końcu będzie lepiej ;)
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że zdarzyły się też dobre rzeczy, nawet je sobie spisałam :). Rok generalnie był do bani i te wszystkie piękne chwile były trudno dostrzegalne w całym tym bagnie. Ja trochę odzyskałam optymizm, ciekawe tylko na jak długo i czy dociągnę na nim do zapowiadanej na wiosnę trzeciej fali...
UsuńWitaj Moniś. Nie zdarzyłam złożyć Ci życzeń świątecznych bo miałam urwanie głowy że świętami, a do tego uciekliśmy w góry i tam je spędzaliśmy. Bedac na chwile z dala od domu i telewizji zapomnieliśmy co się na świecie dzieje, ale niestety rzeczywistość wraca bardzo szybko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki...
OdpowiedzUsuńMy w tym cudownym 2020 mieliśmy wykupiomy na kazdy miesiąc lot w świat, a mieliśmy tak bo mieliśmy dwudziestą rocznicę ślubu, nasz syn kończył 20 lat, a 10 lat podróżowania po Norwegii, także mieliśmy co świętować...niestety kula pękła i wszystko rozbiło się w drobny mak...
O ja pierdziu, ale to miał być dla Was cudny rok. Nawet sobie nie wyobrażasz jak mi przykro. Tych moich kilka anulowanych podróży to nic w porównaniu z Waszą stratą. Najmocniej jak się da życzę Wam żebyście to wszystko nadrobili. Dwudziesta pierwsza rocznica ślubu to też powód do świętowania :).
UsuńJak dla mnie to był świetny rok - poznałem mnóstwo ciekawych ludzi, zawarłem kilka dobrych przyjaźni, zrobiłem 10 tysięcy kilometrów na rowerze, przeszedłem mnóstwo szlaków, zdobyłem masę szczytów i ... mam Anię. Na co się skarżyć?
OdpowiedzUsuń10 tysięcy kilometrów na rowerze? Padłam :).
UsuńFaktycznie skarżyć się nie masz co zatem pozostaje mi życzyć Tobie żeby ten rok nie był gorszy!
A to przez Anię! Gdyby nie Ona, to pewnie przejechał bym ponad 15 tysięcy ;)
Usuń