Chciałam pożegnać jesień na rowerze ale ostatnie moje przejażdżki były krótkie a przede wszystkim "bezaparatowe". Pomimo dobrego rowerowego oświetlenia jeździć po ciemku nie lubię wyłączając jedynie poruszanie się po mieście bo takie to tak. Ostatnie moje rowerowe wycieczki polegały jedynie na tym, żeby zdążyć - przed nocą lub deszczem - a bywało i tak, że przed tymi dwoma rzeczami jednocześnie. Szkoda mi było tracić czas na robienie zdjęć. Jak już miałam więcej czasu to albo padało albo wiało okrutnie. Więcej chodziłam niż jeździłam, czasem jak chodziłam to siedziałam, z książką i z herbatunią, i cieszyłam się jesienią.
Na sto miliardów rzeczy można narzekać w tym roku, co regularnie robię. Planowałam nawet nauczyć się kląć siarczyście co podobno pomaga ale to chyba nie dla mnie bo w moim przypadku taki sam skutek przynosi rzucenie w powietrze "motyla nóżka" jak innego, nie wypadającego tu przytoczyć słowa. Od kilku lat niezmiennie moim ulubionym przekleństwem jest "ja pierdykam" co pozwolę sobie zademonstrować na przykładzie jesieni. Bo moi Mili ja pierdykam no! Ale ta jesień naprawdę jest fajna! Zwłaszcza pogodowo bo te inne sprawy, jak sami wiecie, wyglądają różnie i można by nad nimi trochę popracować.
Padało niewiele, długo było ciepło i słonecznie, nadal zdarza mi się założyć cienką kurtkę a musicie wiedzieć, że marznę z niebywałą łatwością. Kaloryfery włączyliśmy może ze dwa razy, nadal śpimy z otwartym lufcikiem co powinnam chyba napisać grubą czcionką bo już niedługo grudzień. Po kilku ciemnych, smutnych dniach znów wróciła jasność, również ta dotycząca mojego patrzenia w przyszłość, aczkolwiek w tej kwestii najmodniejsza jest u mnie sinusoida.
Obok jesiennych barw i tego wizualnego, przyrodniczego dobrobytu nie da się przejść obojętnie. Tak jakby jesień swoją kolorystyką chciała złagodzić żal po odejściu lata i wynagrodzić nam to wszystko co się skończyło wraz ze zmianą pory roku. To takie miłe z jej strony, nie będę udawać, że tego nie doceniam.
Z dnia na dzień gołym okiem widać goliznę drzew a coraz mniej chodnika pod stopami. Z wielką ulgą przyjmuję każdego roku fakt, że radość z szurania liści pod butami i przyjemność z tego płynąca nie zanika wraz z wiekiem. Nie wiem tylko czy normalne jest to, że wracam do domu trochę dłuższą drogą. Dłuższą ale bardziej liściastą, trzeba umieć ustalać sobie w życiu priorytety.
Sprzyjające warunki pogodowe i wzmożone zapotrzebowanie odcięcia się od świata oraz ucieczki od złych wieści sprawiły, że spacerowałam dużo, często a bywało i tak, że daleko. Na spacerach dużo łatwiej zapomnieć o tym co się dzieje i uwierzyć w normalność. Regularnie praktykowałam czytanie w plenerze, tak samo jak latem tylko trochę bliżej domu. Niezmiennie doceniam fakt, że mam blisko i do lasu, i na łąki, a wybór plenerów czytelniczych szeroki. Nawet godzinka z książką i herbatą wypitą gdzieś w plenerze i zanim się ściemni to całkiem inny poziom zarówno czytelniczych jak też herbacianych doznań.
Tegoroczną jesień kocham za to co zawsze - kocyki, świeczki, grubsze skarpety, grzane wino i powrót do łask dzbanka z podgrzewaczem. W tym roku jestem jej wdzięczna za coś jeszcze ( tylko ja pierdykam, żeby nie zapeszyć ) a mianowicie za to, że to już moja druga jesień bez najmniejszego nawet przeziębienia. Jak sobie przypomnę tę sprzed dwóch lat i siebie wiecznie chorą to chyba jednak wolę o tym nie pamiętać.
Zdecydowanie łatwiej pogodzić się z jesienią kiedy jest sucha, ciepła i kolorowa. Regularnie głaskam amulety w intencji sprzyjającej aury i to działa 😊. Jakiś czas temu na spacerze widziałam bazie, przyniosłam nawet sobie kilka gałązek do domu. Nie wiem czy te bazie o tej porze to normalne no ale przecież jakby nie było mamy listopad. Czyżby wiosna blisko? Nie mam nic przeciwko porom roku, każdą lubię za coś innego tylko z niektórymi trudniej mi się oswoić. Nie czekam z jakimś specjalnym utęsknieniem na wiosnę, a przynajmniej tę pogodową. Marzy mi się za to zdecydowane przejaśnienie w innych strefach. Niech już nawet będzie zimno ale niech będzie normalnie. Zniosę siarczyste mrozy, deszcze, wichury, wieczory zaczynające się o 15stej i ciemność w drodze do pracy. Zniosę brak słońca i ciemne chmury, regularne gubienie pomadki ochronnej, zmarznięte dłonie i wieczne rozczochranie od ulubionej czapki. Niech tylko ten Świat się zatrzyma zanim za daleko zabrnie idąc w zdecydowanie złym kierunku. Bo na dzień dzisiejszy najbardziej marzę o dwóch rzeczach a jedną z nich jest normalność.
Byle do wiosny!
OdpowiedzUsuńZ każdym dniem coraz bliżej ale przed nami jeszcze zima :)
UsuńPowiem tak, malowniczo opisałaś jesienne wrażenia , ja „ ja pierdykam „ nie używam , ale jak coś mnie bardzo zdenerwuje np. maseczka zejdzie na oczy lub nie mogę otworzyć woreczka w sklepie na włożenie owoców przez pandemiczne rękawiczki to klnę standardowo - żadne tam pierdykam hehe ;) P.S. wszystkie zdjęcia są ładne , ale jezioro szczególnie ,.
OdpowiedzUsuńKiedyś przy znajomych powiedziałam niecenzuralne słowo i wszyscy zaczęli się śmiać i mówili, żebym jednak wróciła do "ja pierdykam" bo wulgaryzmy większego kalibru w ogóle do mnie nie pasują :)
UsuńZatrzymałaś w kadrze piękne miejsca, kolory i niesamowite dzieła natury, które odpłacają Ci się zdrowiem za ich podziwianie podczas spacerów i rowerowania. Żegnamy jesień i czekamy na śnieg, który ostatnio nas omijał. Ale może w tym roku będzie, tak na pocieszenie za wirusa! Bo kląć to nie ja, jeszcze mam trochę cierpliwości. Opary, ale są!
OdpowiedzUsuńNiedługo też święta, potem coraz bliżej do normalności. Wiem, że tak będzie!
Szczęśliwych dni:)))
Też liczę na to, że życie jakoś nam się odwdzięczy za ten dziwny rok, w któym prawie zawsze było pod górkę w wielu sferach.
UsuńAle jak to opary cierpliwości? Musisz w takim razie zaopatrzyć magazyn :). Sposoby na to znasz, jestem tego pewna. Uściski. Idziemy ku lepszemu :)
Wytrzymuję, bo nie ma innego wyjścia! Planuję już przyszły rok (zaopatrzyłam magazyn!), ale będzie bieda, kiedy wirus nie odpuści. Chyba wtedy będę kląć!!!
UsuńJeśli wirus ponownie uniemożliwi nam normalne życie w przyszłym roku to chyba nawet ja zacznę kląć :)
UsuńMy już pożegnaliśmy taką jesień jaką dzisiaj nam pokazujesz. Nie mniej jednak zawsze lubię tak wybarwione drzewa chociaż pooglądać. Na śnieg raczej nie czekam w mieście to bardziej uciążliwość niż radość a wyjazdy w góry już z góry nie wiadomo czy będą możliwe. Może chociaż święta będą normalne. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJa na śnieg czekam ale na niego nie liczę. Ostatnie zimy wyraźnie dały mi znać, że bliżej im do jesieni zatem nawet nie mam złudzeń. Poza tym nie możemy zapominać, że to rok 2020 zatem nie mam wygórowanych oczekiwań, od zimy również :).
UsuńW normalność Świąt wierzę całym sercem i trzymam za nią kciuki. To wyjątkowy czas i chyba wszyscy na niego czekamy.
Serdeczności.
Pięknie opisałaś tegoroczną jesień, cudownie ją pokazałaś. Widać jaki masz stosunek do natury. Powiem nawet ze wpis bardzo optymistyczny mimo zakończenia. Gdyby nie to że coś mi w krzyż weszło, też bym na dłuższy spacerek poszła.
OdpowiedzUsuńOjej, ślicznie dziękuję. Bez regularnych kontaktów z naturą nie wyobrażam sobie życia. Z reguły jestem optymistką tylko tak raz na jakiś czas dopuszczam do głosu ciemne myśli. One mają zbyt dużą siłę przebicia, rozpychają się łokciami.
UsuńSpacerami i przejażdżkami rowerowymi pięknie się zahartowałaś - więc i zdrówko dopisuje - oczywiście oby tak dalej, czego z całego serca Ci życzę. Przekleństwa, cóż nie jestem ideałem i może nie klnę jak Marek Kondrat w uwielbianym przeze mnie "Dniu Świra" ale zdarza mi się dość "siarczyście" pozbyć złych emocji, wyrzucić je z siebie, to mi pomaga - działa oczyszczająco ;-))
OdpowiedzUsuńPiękną jesień pokazałaś i oby słonko pojawiało się na niebie jak najczęściej jako równowaga dla tak krótkich dni. Na zimę (zwłaszcza śnieg, za którym tęsknię) specjalnie nie liczę. Wiesz, pozostaję w duchu "życia z dnia na dzień" (celem unikania rozczarowań), bez snucia większych planów - tak jest mi łatwiej uporać się z nienormalnością, która stała się naszą codziennością. To taki trochę życiowy i społeczny letarg, mój osobisty sposób na przetrwanie i niezwariowanie. I skupiam się na tym, co lubię, co sprawia mi przyjemność - na razie działa! Sorry, że tyle o sobie. Trzymaj się! Damy radę! Dotrwamy do normalności nawet jeśli nie będzie już ona taka jak kiedyś, a być może zdefiniowana na nowo...
Trzymaj się cieplutko, zdrowo i tych pogodnych dni życzę Ci jak najwięcej.
Anita
Ale cudny komentarz! Dziękuję. Świetnie to wszystko ujęłaś a słowa o rzeczywistości zdefiniowanej na nowo bardzo dobrze pasują do obecnej sytuacji. Nawet jeśli będzie normalność to przynajmniej na początku będzie to normalność w innej formie. Będziemy musieli ją oswoić i próbować się zaprzyjaźnić. Na tym blogu zawsze przecież piszę o sobie zatem kiedy ktoś pisze o sobie to jestem zachwycona. Uwielbiam takie komentarze.
UsuńUściski i moc serdecznych pozdrowień.
Jesień była piękna tego roku..jakby chciała nam wynagrodzić to co się dzieje na świecie.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDla mnie jedną z rzeczy definiujących piękną jesień jest długość sezonu rowerowego. A w tym roku jest fenomenalnie bo sezon rowerowy nadal trwa! Cudo!
UsuńI niech trwa dalej:)
UsuńW tym roku jesień rzeczywiście dopisała, chociaż jak dla mnie tych kolorów na drzewach było jakby mniej niż zazwyczaj. Też czekam na tą normalność, że będzie można wyjść z domu i bez problemu pojechać za granicę na przykład czy po prostu usiąść w restauracji.
OdpowiedzUsuńDla mnie tegoroczna jesień jest super a przez więcej czasu spędzanego w domu mam wrażenie, że nacieszyłam się nią jak nigdy :). No i jeszcze nie zamknęłam sezonu rowerowego a to jeden z czynników którymi mierzę fajną jesień :). Też czekam na normalność!
UsuńMo. napisz kiedyś coś o ksiażkach jakie czytasz bo to też forma podróżowania i z notki wynika że też ważna część ciebie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Joanka
A wiesz, że przymierzałam się do tego wielokrotnie a później sobie myślałam, że pewnie nikogo to nie zainteresuje. Tym bardziej, że podróżniczych książęk czytam mało, jak już to reportaże o życiu w innych krajach.
UsuńNo ale może kiedyś napiszę o kilku najfajniejszych książkach przeczytanych ostatnio chociaż ja i recenzje to tak jak dwa bieguny :)
Oj tak... Tak sobie też już nie raz myślałem że za PRL człowiek chodził w góry lub po lasach, żeby czuć się wolnym i teraz jest to samo. Spotykam ludzi w górach i oni są normalni, nie boją się, witają, rozmawiają... całkiem inne plemię.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ja m.in. dlatego roweruję. Wśród lasów, łąk i pól odnajduję normalność. A wolność w obcowaniu z przyrodą czuję odkąd sięgam pamięcią.
UsuńOd marca tego roku wyrzuciłam z siebie więcej przekleństw niż przez całe swoje dłuuugie życie. Warunki mnie do tego zmusiły...... ;)
OdpowiedzUsuńJak na początku przyszłego roku nie zacznie się to wszystko uspokajać to zgłoszę się do Ciebie na lekcję przeklinania online :).
UsuńKurcze dawno mnie u Ciebie nie było albo tak dużo piszesz ostatnio 🙈
OdpowiedzUsuńOstatni czasu na wszystko mi brakuje. Nawet mniej pracuje z czego teraz w okresie zimowym ciesze sie bardzo bo przeziębień u nas sporo i jak nic trzeba się testować, jak jakos nie mam ochoty tego robić.
Monis ja o takie cudownej jesieni już dawno zapomniałam. Tu gdzie mieszkam ciągle leje i leje, szaro i ponuro jest.
A z tym przeklinaniem to nie tylko u Ciebie jest. Ja tez wale o to całkiem sporo... Wiadomo wszystjim z jakiego powodu 🙈
Piszę tak jak kiedyś, co 7-10 dni, no może teraz częściej co 7. Mam wrażenie, że to Ty rzadziej zaglądasz do blogosfery stąd te zaległości :).
UsuńJa też jestem antytestowa zatem Cię rozumiem ( i jeszcze antyszczepionkowa w tej akurat sytuacji ).
Dobrego tygodnia, niech będzie piękny i radosny.
Ostatnio faktycznie bylo mnie mniej, ale już zbieram się do kupy.
UsuńJeszcze święta, a potem będzie znowu codzienność :)