11/02
2016
2016
Lecco i Lago di Como - mgliste wspomnienie.
Do niedawna byłam przekonana, że najgorsze co się może przytrafić w podróży ( oprócz oczywiście kradzieży, choroby, wypadku i innych zdarzeń losowych ) jest deszcz. Taki ulewny, ciężki od wilgoci i wielkich kropel, z nisko zawieszonym szarym niebem nie dającym nadziei na poprawę pogody. Zimny strumień uniemożliwiający nam realizację planów, no chyba że ktoś planował muzea lub clubbing.
Po niedawnej wizycie w Bergamo zmieniło się trochę moje podejście do aury i teraz o najwyższe miejsce na podium walczą ze sobą deszcz i ... mgła. O ile jeszcze nigdy deszcz nie pokrzyżował mi wakacyjnych planów, o tyle we Włoszech mgła pokazała co potrafi.
Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną wycieczkę do Lecco aby zobaczyć przepiękne Jezioro Como. Ten kto był ten wie, a kto nie, musi mi uwierzyć na słowo. Kilkakrotnie spotkałam się ze stwierdzeniem że Como to jedno z najpiękniejszych jezior w Europie a oglądane w internecie zdjęcia utwierdzały nas w przekonaniu, że być w Bergamo i nie widzieć Como to najzwyczajniej w świecie tak nie wypada.
W sumie jadąc do Włoch na przełomie grudnia i stycznia pod względem pogodowym można spodziewać się wszystkiego. A ja spodziewałam się słońca bo nawet tę zimową Italię wyobrażałam sobie jak na letnich kadrach - niebieskie niebo i świat skąpany w promieniach słońca. I w sumie niewiele się pomyliłam - nie licząc Lecco. W pozostałe dni było chłodno ale słonecznie, niebo też spisało się na piątkę z plusem.
Z Bergamo wyjechaliśmy rano, podróż pociągiem trwa ok. 50 minut a bilet kosztuje 3,60 euro za osobę w jedną stronę. Początkowo szarość za oknem w moim mniemaniu miała związek z wczesną porą, kiedy jednak w miarę zbliżania się do celu krajobraz coraz bardziej spowijała szarość, wiedziałam, co się kroi. Jestem z siebie dumna że się nie popłakałam.
Galerie internetowe zachęcały i kusiły piękną, lazurową wodą, otoczoną Alpami. Rzeczywistość powitała nas zimnem, wilgocią i szarością a te cudne, schowane za mgłą kadry przewijały się w głowie niczym film. Gdzieś tam w tej mgle są alpejskie szczyty...
W 2013 Lecco zdobyło tytuł Alpejskiego Miasta Roku.
Mogłabym narzekać bez końca na mgłę, która niczym gruba kurtyna zasłoniła wszystko to, co jest w Lecco najpiękniejsze. Ratowaliśmy się wyobraźnią i zdjęciami widzianymy w internecie. Z jednej strony to pomagało a z drugiej uświadamiało ogrom strat, jakie ponieśliśmy w związku z mało sprzyjającą pogodą.
Na szczęście szarówka pogodowa nie miała wpływu na nasze humory. Koniec końców zgodnie stwierdziliśmy, że i tak lepsza mgła niż ulewa. Do Lecco dotarliśmy, jezioro widzieliśmy, dzień był fajny a do Bergamo loty tanie, co ma decydujący wpływ na realną szansę powrotu tam.
Lecco jest bardzo ładne i nawet chłód i wilgoć nie były w stanie zepsuć nam wrażeń. Małe wąskie uliczki, przytulne kawiarnie i pizzerie kuszące zapachem pizzy prosto z pieca. To właśnie tu zjedliśmy chyba najlepszą pizzę podczas całego pobytu, chociaż ta w Sirmione też była pyszna. Szarobury dzień powodował taką tajemniczą i przytulną atmosferę, świąteczne lampki rozświetlały nie tylko ulice, ale i serca a herbaciarnie i kawiarnie wydawały się nad wyraz przytulne i ciepłe.
Dla mnie mgła miała dodatkową zaletę. Większość moich wyjazdów odbywa się latem więc nie trudno o słońce i niebieskie niebo. Mój dysk jest bogato zaopatrzony w ciepłe kadry a takich szarych i mglistych brakuje. Dzięki Lecco miałam odmianę, wbrew pozorom dobrą i fajną. Mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć jezioro Como w jaśniejszym świetle słonecznego dnia a wtedy sobie przypomnę jak to było kiedy było szaro i mokro.
W sezonie Lecco odwiedzają tłumy. Niewątpliwą zaletą stycznia było to, że dużo miejsc i uliczek mieliśmy tylko dla siebie. Nie było problemu ze znalezieniem miejsca w restauracji a w klepach z pamiątkami nie było kolejek. Nie było gwaru i hałasu, nikt nie wchodził w kadr a my spacerowaliśmy powoli nie pchani i nie szturchani przez nikogo.
Pomimo początkowej złości i rozczarowania pogodą bardzo fajnie wspominam dzień w Lecco. To nic, że w ostatniej chwili korygowalismy plany i całodzienny spacer brzegiem jeziora skróciliśmy znacząco, nie mamy fajnych zdjęć na tle alpejskich szczytów i nie zjedliśmy obiadu w plenerze. Za to odwiedziliśmy chyba wszystkie księgarnie i ciastkarnie w mieście i trochę pobłądziliśmy spiesząc się na pociąg.
Nic bym nie zmieniła w tym dniu.
Mogłabym narzekać bez końca na mgłę, która niczym gruba kurtyna zasłoniła wszystko to, co jest w Lecco najpiękniejsze. Ratowaliśmy się wyobraźnią i zdjęciami widzianymy w internecie. Z jednej strony to pomagało a z drugiej uświadamiało ogrom strat, jakie ponieśliśmy w związku z mało sprzyjającą pogodą.
Na szczęście szarówka pogodowa nie miała wpływu na nasze humory. Koniec końców zgodnie stwierdziliśmy, że i tak lepsza mgła niż ulewa. Do Lecco dotarliśmy, jezioro widzieliśmy, dzień był fajny a do Bergamo loty tanie, co ma decydujący wpływ na realną szansę powrotu tam.
Lecco jest bardzo ładne i nawet chłód i wilgoć nie były w stanie zepsuć nam wrażeń. Małe wąskie uliczki, przytulne kawiarnie i pizzerie kuszące zapachem pizzy prosto z pieca. To właśnie tu zjedliśmy chyba najlepszą pizzę podczas całego pobytu, chociaż ta w Sirmione też była pyszna. Szarobury dzień powodował taką tajemniczą i przytulną atmosferę, świąteczne lampki rozświetlały nie tylko ulice, ale i serca a herbaciarnie i kawiarnie wydawały się nad wyraz przytulne i ciepłe.
Dla mnie mgła miała dodatkową zaletę. Większość moich wyjazdów odbywa się latem więc nie trudno o słońce i niebieskie niebo. Mój dysk jest bogato zaopatrzony w ciepłe kadry a takich szarych i mglistych brakuje. Dzięki Lecco miałam odmianę, wbrew pozorom dobrą i fajną. Mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć jezioro Como w jaśniejszym świetle słonecznego dnia a wtedy sobie przypomnę jak to było kiedy było szaro i mokro.
W sezonie Lecco odwiedzają tłumy. Niewątpliwą zaletą stycznia było to, że dużo miejsc i uliczek mieliśmy tylko dla siebie. Nie było problemu ze znalezieniem miejsca w restauracji a w klepach z pamiątkami nie było kolejek. Nie było gwaru i hałasu, nikt nie wchodził w kadr a my spacerowaliśmy powoli nie pchani i nie szturchani przez nikogo.
Pomimo początkowej złości i rozczarowania pogodą bardzo fajnie wspominam dzień w Lecco. To nic, że w ostatniej chwili korygowalismy plany i całodzienny spacer brzegiem jeziora skróciliśmy znacząco, nie mamy fajnych zdjęć na tle alpejskich szczytów i nie zjedliśmy obiadu w plenerze. Za to odwiedziliśmy chyba wszystkie księgarnie i ciastkarnie w mieście i trochę pobłądziliśmy spiesząc się na pociąg.
Nic bym nie zmieniła w tym dniu.
Ja miałam przyjemność oglądać jezioro bez mgły. Żal jest, moim zdaniem, gdy się chce zobaczyć więcej, a widzi się mało, bo jest mgła. Ja tak miałam w zeszłym roku w Austrii i niezbyt miło to wspominam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja mam nadzieję, że zobaczę kiedyś Como przy bardziej sprzyjającej pogodzie.
UsuńNa północy Włoch nawet latem zdarza się kiepska pogoda :( Mama koleżanki mieszka nad Lago Maggiore i w jedne wakacje przez kilka tygodni często padało :(
OdpowiedzUsuńBergamo i Como to mój włoski plan na ten rok. Mam nadzieję jednak, że zobaczę troszkę więcej. Musisz wrócić w to miejsce, by zwiedzić jeszcze Varenne i Bellaggio!
Już sobie zapisałam te miejscowości, dziękuję.
UsuńOryginalnie ubrana choinka, chyba za rok swoją też tak ubiorę:)
OdpowiedzUsuńmieliśmy identyko kilka lat temu w bellagio ;) z czasem coraz łatwiej mi przychodzi zaakceptowanie pogody i o ile kiedyś przepłakałabym pół dnia z tego powodu,o tyle teraz tylko wzruszę ramionami.
OdpowiedzUsuńMoże i ja następnym razem będę już uodporniona...
UsuńI mnie częstą łamią takie rzeczy w podróży, kiedy tak nastawiam się na te wszystkie widoki, chcę odetchnąć od codzienności, podziwiać tę inną przyrodę, tamto słońce.... a tutaj załamanie pogody, deszcz i mgła. To zupełnie zmienia postrzeganie danego miejsca. Ale myślę, że i w takich chwilach trzeba czerpać jak najwięcej, przezwyciężyć to i cieszyć się chwilą. Takie miejsca i w niepogodę mają swój niepowtarzalny klimat.
OdpowiedzUsuńA myślę, że na pewno jeszcze tam się wybierzesz i zobaczysz te miejsca w blasku słońca!
Bo człowiek już tak ma, że zawsze nastawia się na słońce. Inna rzecz wyjazd na narty :)
UsuńRzeczywiście wydaje sie, ze deszcz to nic, ale i on moze niezle pokrzyzowac szyki;)
OdpowiedzUsuńDla mnie te mgliste zdjecia sa rewelacyjne, choc doskonale rozumiem o czym mowisz. Deszcz, wiatr czy nawet samo zimno, potrafia popsuc szyki, szczegolnie wtedy jak sie jest w danym miejscu przez chwile. Rozbawila mnie podroz do muzeow lub klubow tylko, szczegolnie razem to niezla kompozycja, choc z drugiej strony znam ludzi, dla ktorych to wlasnie cel wyjazdu, szczegolnie jesli o te klubu sie rozchodzi:) Fajnie, ze jestes.
OdpowiedzUsuńDzięki Monia.
UsuńZdjęcia dzięki tej mgle są ciekawe. Jednak gdybym się wybierał w celu odpoczynku, odetchnięcia to tego typu pogodą byłbym rozczarowany ... jeśli na początku nawet nie załamany. Niedługo wybieram się w pewne miejsce i mam nadzieje, że pogoda jednak dopisze.
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę. A jak nie dopisze pogoda to niech chociaż humor dopisuje.
Usuńzawsze trzeba widzieć dobre stroy w tedy łatwiej ,żecze powroty w bardziej sprzyjających okolicznosciach :)
OdpowiedzUsuńDzięki tej mgle zyskałaś ładne, niebanalne, tchnące tajemniczością zdjęcia...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda,mgła nadała zdjęciom tajemniczego uroku,takich w necie nie ujrzysz ☺
OdpowiedzUsuńNiestety na pogodę nie mamy wpływu i też zawsze się modlę żeby tylko nie padało. Ale Twoje zdjęcia wyszły bardzo klimatyczne, a co do uroków Como nie trzeba mnie przekonywać, nie byłam, ale je znam i marzę żeby tam pojechać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Również pozdrawiam i życzę wyjazdu nad Como.
Usuń"Folderek" na zdjęciach i w pamięci to fajna sprawa ale to wszystko szybko blaknie i zlewa się w jedno z telewizyjnymi reklamami, mgłę będziesz pamiętać zdecydowanie dłużej. Na pewno dla mnie było znacznie ciekae oglądanie tych zamglonych konturów.
OdpowiedzUsuńMgła też potrafi być urokliwa, ale rozumiem zawiedzenie ;), widocznie macie wrócić ;)
OdpowiedzUsuńJeśli tylko odpowiednio podejdzie się do zagadnienia, nawet mgła nie przeszkadza, co sama udowodniłaś powyższym wpisem :)
OdpowiedzUsuńW sumie jak teraz myślę o tym dniu to nawet się cieszę, że było mglisto.
UsuńMgła też jest piękna, i jak widzę gdzieniegdzie góry z niej prześwitywały. Dodała na pewno temu miejscu tajemniczości :)
OdpowiedzUsuńO tak, mgła potrafi zdenerwować i popsuć plany...ale mgliste zdjęcia mają w sobie tę niesamowitą tajemniczość!
OdpowiedzUsuńPlany trochę popsuła ale na szczęście humoru nie :)
UsuńMimo, ze mglisto to jednak dobre wspomnienia :) I dobrze :)
OdpowiedzUsuńPS. Proszę o wybaczenie, że tak rzadko zaglądam na Wasze blogi ze względu na moją dzidzię. Ale pamiętam o Was wszystkich i często zaglądam, choć nie zawsze zostawiam komentarz! Buziaki, pozdrawiam! :* :)
Oj tam oj tam, masz teraz ważniejsze rzeczy niż blogowanie. A taka przerwa od pisania dobrze robi.
UsuńAle wiesz, Te zdjęcia są wspaniałe . Nic nie musisz!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Najważniejsze, że wspomnienia są radosne. Rozświetlone promieniami słonecznymi Como widziałaś na zdjęciach, więc taka mgła na żywo była "miłą" odmianą :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie :)
UsuńWidzę po awatarze że niebezpiecznie skręcasz w kierunku adrenalinizmu ;-)
OdpowiedzUsuńOch Mo, masz cudowne wspomnienia i to jest najważniejsze. Mgła zdjęciom dodała tajemniczości. Mnie się bardzo podobają. Już Ci pisałam, że wolę taką mgłę niż ulewę. W Bergamo padało. Gdy wjeżdżaliśmy wyszło słońce. Nie byłabyś wnerwiona?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Naoglądamy się pięknych, kolorowych zdjęć w internecie i przyjeżdżając na miejsce oczekujemy tego samego. A tu aura płata nam figla. Czasem to dobrze, bo byłoby nudno. Ciekawe, fajne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń