28/10
2013
2013
Na straganie w dzień targowy.
Będąc w Hiszpanii przynajmniej raz trzeba odwiedzić hiszpańskie targowisko (mercado ). I nie ma tu znaczenia, że nie mamy ochoty na zakupy bądź nasz budżet nie pozwala na jakiekolwiek transakcje walutowe. Bo czasami odnoszę wrażenie, że zakupy są na takim rynku sprawą drugorzędną - najważniejsza jest możliwość spotkania się ze znajomymi oraz wymiana plotek z sąsiadami. Na równi z handlem kwitnie tam bogate życie towarzyskie - zakupy najczęściej zaczynają się i kończą w tym samym miejscu - w barze. Rano kawa i śniadanie, po shoppingu kawa / wino / piwo lub obiad dla regeneracji sił.
Targowisko odbywa się raz lub dwa razy w tygodniu a stoiska rozstawiane są na zamkniętych tego dnia ulicach miasta ( najczęściej jest to jedna lub dwie dzielnice ). Chociaż bywa i tak, że raz w tygodniu w targowisko zamienia się największy w mieście park a parkowe alejki wyznaczają “szlak handlowy”.
Kupić tutaj można dosłownie wszystko, oprócz owoców i warzyw można wrócić do domu z dywanem, sprzętem AGD, bielizną, biżuterią, ubraniami, butami, zabawkami dla dzieci, meblem do domu, materiałem na nową sukienkę, siatką pełną kolorowej włóczki, nową pościelą, koszulką z Messim lub Casillasem, płytą z hiszpańskimi hitami i pirackimi kopiami najnowszych filmowych hitów. Każdy znajdzie coś dla siebie. Wybór przeogromny a ceny niższe niż w sklepach ( aczkolwiek czasami jakość produktów pozostawia wiele do życzenia ). Co nie zmienia faktu, że czasem uda się kupić fajną i niedrogą rzecz.
Największa zaleta kupowanych na bazarze owoców i warzyw jest powszechnie znana i jest wspólna dla wszystkich targowisk, nie ważne gdzie i w jakiej szerokości geograficznej robimy zakupy. Za cenę niższą niż w sklepie możemy kupić owoce i warzywa prosto od rolnika. Większość została zerwana krótko przed tym zanim trafiła na bazarowe stoisko.
Moje ulubione stoiska to te, które rozbudzają zmysły - głównie smaku. I przyznać się muszę, że miłością bezgraniczną darzę te, które dają możliwość degustacji. Tu oliwki, tam kawałek jamona ( hiszpańska szynka ), w międzyczasie jeszcze plasterek koziego sera a na koniec kawałek super słodkiej mandarynki zerwanej rano tego samego dnia. Nie mogę przejść obojętnie obok nawoływań rubia, rubia i wyciągniętych w moją stronę rąk z przysmakami. Łakomstwo w najczystszej postaci. W związku z powyższym jeśli chodzi o mnie to w dniu targowym śniadanie można sobie darować.
Jeden z moich faworytów - oliwki w najróżniejszych smakach, różnorodnych zalewach i nadziewane m.in. migdałami, papryką, anchoa i wędzonym łososiem. Koło takiego stoiska nie umiem przejść obojętnie, na całe szczęście charakterystyczny zapach jest najlepszym drogowskazem i nie pozwala pominąć oliwkowego kramu.
Ryby na wiele sposobów - świeże, wędzone, suszone i peklowane.
Szynka, kiełbasa i wspomniany wcześniej jamon ( to ta świńska noga w specjalnym uchwycie ) - sprzedawany w plastrach a niektórzy sprzedawcy z krojenia jamona potrafią zrobić prawdziwe show. Z wyglądu i smaku przypomina szynkę parmeńską.
Zioła, przyprawy, herbata, miód, bakalie, orzechy i słone przekąski.
Hiszpańskie sery, m.in. owcze i kozie.
Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję odwiedzić hiszpański targ to nie zastanawiajcie się czy warto skorzystać. Ja Was zapewniam, że warto. Jest smaczny, aromatyczny, kolorowy i głośny. Taka esencja hiszpańskiego handlu i jednocześnie uczta dla zmysłów. Jeżeli częstują, to bierzcie i jedzcie :). Smacznego.
Mercado to super sprawa. Kilka lat temu będąc na Gran Canarii odwiedziłem wyspowe Mercado. Przyznam, że ma to swój klimat a niektóre produkty widziałem I raz w życiu.
OdpowiedzUsuńZapraszam: www.tandmpodrozniczo.blogspot.com
ło matko kochana! W głowie się kręci. Oliwki i rybki plus sery i już nie utrzymuję portfela. Coś muszę kupić i coś zjeść!
OdpowiedzUsuńKlimat miejsca wspaniały. Pachną Twoje zdjęcia - mnie łakomczuchowi trudno przejść obok takiego miejsca i trudno krótko podziwiać Twój wpis :)))
Ależ rozbudziłaś mój apetyt. Wszystko wygląda bardzo apetycznie i na pewno kiedyś udam się w Hiszpanii na taki targ.
OdpowiedzUsuńCiekawe targowisko. Aż zrobiłam się głodna:)
OdpowiedzUsuńRóżnorodność i wielobarwność poruszająca zmysły smaku, aromat niemal wyczuwalny przez zdjęcia, ten ruch, hałas, po prostu atmosfera mercado.
OdpowiedzUsuńBosko!
;)
Lubię ja takie targi, oj lubię! zawsze można wypatrzeć coś ciekawego!
OdpowiedzUsuńNa tym znalazłam makrele, które uwielbiam, bo zdarzyło mi się je kiedyś samej łowić :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Uwielbiam robić zakupy na hiszpańskich mercados, owoce, warzywa, sery, oliwki, papryczki...ojej wszystko świeże i wyglada tak apetycznie w przeróżnych cenach, czasami warto też się potargować..
OdpowiedzUsuńSery, nadziewane oliwki, przyprawy, zioła, owoce... ooo matko :))) Ale narobiłaś smaków :) Chętnie zajrzałabym na takie hiszpańskie targowisko. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńwszystko wygląda niesamowicie smacznie!:)) cudne zdjęcia, takie produkty wabią!:))
OdpowiedzUsuńDodatkowo można spotkać psy w wózku ;) Dopisałam kolejny powód dla którego chcę odwiedzić Hiszpanię, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZ pewnością bym na ten targ poszła i kupiła szynkę jamona, oliwki no i owoce :)
OdpowiedzUsuńOj lubię to, lubię :-) Obok takiego miejsca nie przechodzi się obojętnie. Zatęskniłam za Barceloną...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i zgłodniałam ;-)
OdpowiedzUsuńA jakie kolory - raj dla fotografa!
W takich krajach jak Włochy czy Hiszpania zakupy na targu to swoisty rytuał, baa! kupowanie to chyba tylko skutek uboczny;) Priorytet to kawka(uwielbiam małe, malownicze kawiarenki przy targowiskach!), plotki i próbowanie wszystkich pyszności:) Można spędzić pół dnia przechadzając się od stoiska do stoiska...
OdpowiedzUsuń"możemy kupić owoce i warzywa prosto od rolnika. Większość została zerwana krótko przed tym zanim trafiła na bazarowe stoisko" - tu bym się spierał, znam sytuację gdy ów "rolnik" to hurtownik, a owoce są sprytnie "rewitalizowane" - to wiedza z Polski, bo jako ranny ptaszek nie raz widzę co się na bazarach dzieje. Ale podejrzewam iż podobnie jest na wielu innych.
OdpowiedzUsuńMoje najlepsze wspomnienia z wyjazdów to często właśnie te z targów. Do tej pory pamiętam babinkę z kijkiem w Sevilli pilnującej żeby ślimaki z miski nie wylazły. Nowalijki i sałatki z glonów nad Morzem Czarnym. Kiszone cytryny i oliwki w Maroku. Ach!
OdpowiedzUsuńTargowiska mają swój urok. Znając siebie to bym wsiąkła w stoiska z serami i orzechami. :-) W Polsce w moich rodzinnych stronach, w najbliższym miasteczku odbywają się co czwartek targi, ale stoisk z żywnością jest mało, głównie piekarnie wystawiają swoje rarytasy. Wiele osób jedzie na ten targ nie żeby coś kupić, ale właśnie spotkać rodzinę, znajomych i poplotkować na ulicy przez chwilę. :]
OdpowiedzUsuńBardzo interesująca fotorelacja.Piękne miejsce
OdpowiedzUsuńSpróbowałaś wszystkich smakołyków z tego bazarku ? :-)
OdpowiedzUsuńOwoców wyhodowanych w słońcu nie sposób sobie odmówić
Ehh po pierwsze nie powinnam tego czytać o tej porze w dodatku, kiedy jestem już po kolacji (nie przestawiłam się na hiszpański styl jedzenia o 22-23), rozbudziłaś apetyt.
OdpowiedzUsuńPo drugie faktycznie zachęciłaś powyższym opisem, ja jakoś nie mogę wybrać się na targ, mam tu na myśli taki z prawdziwego zdarzenia, bo mam kawałek i jakoś zawsze mi nie pasuje :P Taki mniejszy mam blisko, odbywa się trzy razy w tygodniu, bądź dwa, nie jestem pewna :)
Po trzecie - Hiszpanie kiedy tylko mogą spotykają się na ploteczki, chociaż na kilka minut, a i do baru na kawusię czy piwko też chętnie wstąpią :)
uwielbiam takie miejsca:)
OdpowiedzUsuńSery wygladaja niezwykle apetycznie :)
OdpowiedzUsuńJa wspominam sycylijskie targowiska urządzane w czwartki. Niesamowity klimat.
OdpowiedzUsuń:)
Jestem taaaaaka głodna, jejku, jakbym tam wpadła... w ogóle jakbym na jakikolwiek targ wpadła. aaa :)
OdpowiedzUsuńGrecki targ na Krecie mnie zachwycił, wiec z pewnością nie ominę też hiszpańskiego :) Piękne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńhttp://nieotym.wordpress.com/
najfajniejsza część ta kulinarna:) te karczochy, ech!:)
OdpowiedzUsuńWrocław i Praga komponują się idealnie. Jak dla mnie oba miasta są niewiarygodnie piękne i potrafią w sobie rozkochać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam hiszpańskie targowiska! I nawet nie musi to być słynna Boqueria! W każdej wiosce przyjemnie jest pochodzić, podegustować i nasłuchiwać ich krzyków zachwalających od skarpet, przez karczochy i kiełbaski :)
OdpowiedzUsuńTez lubie takie targowiska, ale w Hiszpanii na takowym, niestety nie bylam
OdpowiedzUsuń