17/11
2013
2013
Tymczasem...
Sierpień, wrzesień i październik przyniosły mi wiele fajnych chwil i niezapomnianych wspomnień.
Sierpniowi towarzyszyły liczne spotkania ze znajomymi i imprezy w rodzinnym gronie. Koncerty, pikniki i festyny. W prezencie urodzinowym dostałam wyjazd do Pragi - miasta wyczekiwanego tęsknie. Pobyt tam potwierdził tylko to, co już wiedziałam - Praga jest przepiękna, zachwyca architekturą i na kolana powala detalami, obok których - czego pojąć nie mogę - większość ludzi przechodziła obojętnie. Ale nie ja. I jakże cudnie jest zboczyć w Pradze z turystycznych szlaków a potem w duszy skakać z radości, że jednak się człowiek od tych tłumów odłączył i poszedł w swoją stronę.
W drodze do Pragi, pomimo deszczu i mało sprzyjającej aury, spędziliśmy fajny czas w Skalnym Mieście. A wracając z Pragi do domu starczyło czasu na przystanek we Wrocławiu - mieście planowanym od dawna, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie i zmuszało do zmiany planów. Nie tym razem. Wrocław oczarował nie mniej niż Praga, natężenie zachwytu w duszy podczas tego urodzinowego wyjazdu zdecydowanie przekraczało normę.
Wrzesień to podróż samochodem z Polski do Hiszpanii, m.in. przez urocze, małe francuskie miasteczka. I koncert jednego z ulubionych zespołów hiszpańskich, dzięki uporowi i determinacji udało mi się stać blisko sceny ( pomógł w tym też fakt, że małe to się wszędzie przeciśnie :) ). Muzyka na żywo i śpiewanie razem z tłumem to jedno z tych wrażeń, które bardzo często wywołują u mnie gęsią skórkę...
Październik to wycieczki rowerowe wzdłuż hiszpańskiego wybrzeża, długie spacery i morskie kąpiele z Milą, czytanie z widokiem na morze, wielkie porcje pysznego jedzenia i problemy z dopięciem spodni ( pomimo tego rowerowania :) ).
Wszystko to, o czym wcześniej wspomniałam powodowało, że aparat fotograficzny był w ciągłej eksploatacji, karta pamięci zapełniała się błyskawicznie a ładowarka nie nadążała z ładowaniem baterii :). Zrobiłam ogromne ilości zdjęć, których niestety koniec października pozbawił mnie bezpowrotnie. Włamanie do samochodu pozbawiło mnie aparatu a wraz z nim zdjęć, których nie miałam czasu zgrać na laptopa. Wiem, wiem, zgrywanie zdjęć na bieżąco nigdy nie było moją dobrą stroną, doigrałam się i teraz mam nauczkę. Szkoda tylko, że tak bolesną. Aparat jak aparat - i tak planowałam kupić nowy. Ale zdjęć, które wraz z nim straciłam, nigdy nie odżałuję. Pamiętam, że za każdym razem jak usłyszałam historię, że komuś ukradziono aparat, to nawet sobie nie potrafiłam wyobrazić jakie to straszne uczucie stracić zdjęcia...Teraz bez aparatu czuję się jak bez ręki, po stracie zdjęć czułam się jak by mnie ktoś pozbawił kawałka duszy...
Powoli odzywa się we mnie mój głupi optymizm. Wyszukuję plusów tej minusowej sytuacji. Mogłam mieć w aparacie zdjęcia z podrózy życia gdzieś na koniec świata, a w sumie miałam tylko z Pragi i z Polski, więc nie jest źle. Bliskich, którzy byli bohaterami zdjęć, jeszcze nie raz uda się złapać w kadr. W przyszłym roku mam kolejne urodziny i znowu mogę sobie zażyczyć wyjazd do Pragi, ze Skalnym Miastem i Wrocławiem - bo są po drodze. I tym razem wytropię wszystkie Krasnale.
Tymczasem tak sobie dzisiaj spacerowałam. Taką mam teraz codzienność.
Współczuję z powodu aparatu. Okropność. Mi kiedyś ukradli dickmena (wtedy jeszcze nie słyszałam o mp3 ;)) z moją ulubioną płytą z Papryczkami. Za złodziejem wołałam "Oddaj tylko płytę!". on jednak nie słuchał. :/
OdpowiedzUsuńAż mnie serce zabolało, kiedy przeczytałam o chwilach uwiecznionych na karcie pamięci, która "przepadła"!
OdpowiedzUsuńPamiętam jak odchorowałam utratę kilkunastu fotek z ostatniego wyjazdu, które sama w jakiś przedziwny sposób usunęłam. Do dzisiaj nie wiem jak to się stało :( i do dzisiaj jestem zła na siebie.
Co do widoków - zazdroszczę :)
Pozdrawiam ciepło.
Bogaty koniec lata miałaś - ja też nie narzekam.
OdpowiedzUsuńUtrata zdjęć to faktycznie fatalna sprawa - nagle człowiek czuje się jak by wyrwano kawał duszy. Jest zresztą taki film o pielgrzymie do Santiago di Compostella - któremu kradną aparat tuż przed samą katedrą - chce odzyskać tylko zdjęcie - cała reszta go nie interesuje.
Jak dobrze, że wspomnień nikt nam nie ukradnie! ;/ Ale mimo wszystko taka strata musi być bardzo odczuwalna, przynajmniej na początku. Mi tez kiedyś skradziono aparat na koncercie, z tydzień nie mogłam odżałować. Wiele wspaniałych momentów jeszcze przed Tobą do uwiecznienia, więc głowa do góry! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWspółczuje utraty aparatu, wiem co to znaczy, chociaż ja przy przeprowadzce "tylko" utraciłam całe mnóstwo płyt ze zdjeciami...I tak ubolewam nad tym, że teraz wszystko jest cyfrowe. Pamiętam niecierpliwość, oczekiwanie na wywołanie zdjęć z aparatu analogowego- to było coś! Nikt nie wiedział, co się na tych zdjęciach znajdzie;)
OdpowiedzUsuńCiekawe miejsce do spacerów, prawie jak księżycowy krajobraz. Mój pies na pewno by pokochał taką ilość piachu i kamieni do przekopania:)
...niestety znam ból z powodu utraty karty...gdy nie ma zdjęć z czasem pozostają tylko skrawki wspomnień wyrwanych z kontekstu. Fragmenty , które nie ułożą się już nigdy w pełnokolorowy pejzaż... smutne!
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
Ps...pisnka cudowna:)
O kurcze... dobrze, że masz takie zdrowe podejście :) oby szybko udało Ci się znaleźć nowego towarzysza ;)
OdpowiedzUsuńA Twoja codzienność taka skalista??
P.S. Tak ;) jeśli książka mnie wciągnie i nie muszę do pracy prawie biec, lubię iść czytając :)
widoczki cudowne!:)) no i piesiu! mam nadzieję, że wylądujesz kiedyś we Wrocławiu z piesem :)
OdpowiedzUsuńTwoja codziennosc jest troche ksiezycowa:)
OdpowiedzUsuńA niech to!, i zdjęć i aparatu odżałować trudno, ale faktycznie lepiej odnaleźć plusy i tu ukłon, że tak potrafisz...
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze jest to że przeżyłaś cudny czas i masz to w sobie i tego nie ukradnie Ci nikt!
;)
Osobiście byłbym wściekły po utracie zdjęć. Właśnie czas biegnie ... i zaraz już grudzień.
OdpowiedzUsuńWspółczuję utraty aparatu i karty...Znam doskonale ten ból.
OdpowiedzUsuńA Praga jest miastem do którego się wraca. Wiem to po sobie...
A wspomnienia i tak nosisz w swoim sercu i nigdy ich nie zapomnisz....
A widoczki z Hiszpanii są prześliczne.
Serdecznie pozdrawiam:)
Czytam, czytam i zazdroszczę. Tego zwiedzania i tego co tak pozytywne :)
OdpowiedzUsuńAż mnie zabolała ta historia z aparatem... Ja dla odmiany mam wszystkie zdjęcia, które często są najcenniejszymi pamiątkami, tylko na laptopie... Chyba zacznę je kopiować na płytki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja też w tym roku stracilam aparat - przez pewnego bezmyślnego pana, który wrzucił mnie do wody celowo, dla zabawy, a nawet go nie znałam :( - aparatu nie udało się uratować, ale zdjecia na szczęście tak. Pan również na szczęście oddał pieniążki, więc kupiłam nowy. Ale najadłam sie nerwów - uwierz mi. Także wiem, że takie historie z aparatami nie są przyjemne...
OdpowiedzUsuńWe Wrocławiu życzę Ci odnalezienie wszystkich krasnali!
A Twoja codzienność na zdjeciach - niecodzienna i piękna :)
Zdjęć też bym nie mogła odżałować, bardziej jak aparatu. Jeszcze złość, że złodziej je z pewnością skasuje.Z pewnością pojedziesz jeszcze do Wrocławia i Pragi zrobić zdjęcia, chociaż obrazy masz w pamięci. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękna ta Twoja codzienność!
OdpowiedzUsuńStraty aparatu współczuję bardzo - to musi być okropne uczucie...
Wspolczuje bardzo z tym aparatem. Mojej przyjaciolce skradziono aparat w Argentynie, gdy juz byla u konca swej wymarzonej podrozy dookola swiata.
OdpowiedzUsuńNa pewno uda Ci sie jeszcze doliczyc krasnale i uchwycic piekne momenty :)
Auć! Zgadzam się: aparat, rzecz nabyta. Gorzej już z tymi wszystkimi uchwyconymi momentami, które już nigdy nie wrócą :(
OdpowiedzUsuńOgromna szkoda tych zdjęć z aparatu, ale zdecydowanie masz racje, dobrze że tylko takie zdjęcia na nim były. Teraz już na pewno będę zgrywać zdjęcia na bieżąco. Piękne widoczki, gdzie to tak? ;)
OdpowiedzUsuńPrzykra sprawa z aparatem, dlatego też nigdy lub prawie nigdy nie zostawiam aparatu nigdzie. Zdarza się, że zostawię torebkę, żeby mi przypilnowali, ale aparat biorę ze sobą.
OdpowiedzUsuńZe zgrywaniem zdjęć też jestem na bakier, w niedzielę zgrywałam zdjęcia z ostatnich dwóch miesięcy, na szczęście mam dużą kartę.
Avelina, ja też miałam pojemną kartę i pewnie dlatego jeśli chodzi po zgrywanie zdjęć byłam mało obowiązkowa. A aparat został na chwilę, zamknięty w schowku. No ale chwila wystarczyła...
OdpowiedzUsuńMonika - to Hiszpania taka księżycowa :)
OdpowiedzUsuńo kurcze! bardzo Ci współczuję utraty karty ze zdjęciami! wszystkie miejsca masz w sercu, a to najważniejsze:) masz powód by wrócić, a do Pragi zawsze chętnie się jedzie. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńp.s. super zdjęcia:)
Tak mi przykro z powodu tego aparatu, ludzie sa bezduszni.
OdpowiedzUsuńP.S Sliczny piesio na fotce.