Czytam, więc jestem, uwielbiam się przemieszczać, i nie ważne czy samolotem, czy rowerem,zapamiętywać chcę - sercem i aparatem, a żyć nie mogę bez książek, podróży, roweru, spacerów, rozmów i moich licznych pasji. Dzięki hektolitrom herbat wszelakich wypijanych codziennie trzymam się jakoś w pionie:)

W razie pytań lub chęci kontaktu: malamo@op.pl :)

Warto przeczytać


1/06
2020

Co mi dało to wszystko?


Długo zastanawiałam się tutaj nad użyciem słowa pandemia ale niech już zostanie, chociaż nie bardzo w nią wierzę. Mam na to wszystko duże lepsze określenie. I krótsze. Cyrk. Moje podejście do tematu jest raczej kontrowersyjne i lepiej, żebym opinie zachowała dla siebie, tak będzie spokojniej i dla mnie i dla bloga. Paradoksy sytuacji w której się znalazłam częściej śmieszą niż martwią, zastanawia mnie tylko to czym się kierują ludzie ustalający zasady współżycia, do których wszyscy jesteśmy zobowiązani. I łatwość z jaką ludzie pozwalają sobą manipulować i wierzą w nie do końca potwierdzone fakty. 
Mam spore grono znajomych, oprócz ludzi z którymi spotykam się na codzień są i tacy rozsiani po różnych krajach a nawet kontynentach. Cieszy mnie to, że wszyscy oni w kwestii wirusa podzielają moje zdanie na ten temat a fakt, że żadna z tych osób nie miała styczności z osobą chorą, ani nawet ze znajomym znajomego znajomych, który zachorował, daje dużo do myślenia. Ani koleżanka mieszkająca w Nowej Zelandii, ani tajska kumpela z Ayutthaja, ani znajomi z UK nie spotkali się z dowodem na istnienie wirusa. Mam mnóstwo znajomych w Hiszpanii, w różnych zakątkach kraju a tam podobno pandemia straszna i rekordowe liczby zachorowań i zgonów. I też nikt nie zna nikogo kto zachorował ani nie słyszał o żadnym potwierdzonym przypadku choroby. I absolutnie nikt z mojej rodziny i znajomych w tego śmiercionośnego wirusa nie wierzy. Myślę, że to jest po prostu nowy gatunek grypy, która od teraz będzie występować regularnie. Bo nie neguję istnienia jakiegoś nieznanego wirusa tylko sceptycznie podchodzę do jego skali i mocy. I do statystyk. Dla mnie to nowa odmiana grypy do której obecności będziemy się musieli przyzwyczaić. Teraz to nawet strach iść do lekarza z bólem ucha bo i tak okaże się, że to covid. I wcale bym się nie zdziwiła gdyby za jakiś czas się okazało to, co podejrzewam już od dawna: że to wszystko to jedna wielka ściema.
A powiem Wam, że był jeden moment kiedy byłam lekko mówiąc przerażona. Światowi eksperci prognozowali koniec świata i kiedy usłyszałam, że ponad osiemdziesiąt procent ludności zachoruje, z czego dwie trzecie znajdzie się w sytuacji zagrażającej życiu, widziałam już moją rychłą śmierć. Bo czy szansę na wygraną w walce z nową i jeszcze niezbadaną chorobą ma ktoś kto choruje na grypę żołądkową jak tylko przeczyta o niej w internecie albo usłyszy o niej rozmowę w autobusie? Szanse, że takie świństwo by mnie ominęło były praktycznie żadne. Uleczyło mnie wyłączenie radia i tv i ograniczenie dopływu spektakularnych newsów. Co nie zmieniło faktu, że potulnie dałam się zamknąć w domu jak większość. Ratował mnie rower, spacery i spotkania ze znajomymi, z których nie zrezygnowałam na wet na moment. Ale i tak żal mi tego czasu dlatego też mam nadzieję, że osoba odpowiedzialna za to wszystko, od której wszystko się zaczęło, następnym razem zastanowi się dwa razy zanim wywołując panikę sparaliżuje na tak długo cały świat. Może nawet ona sama nie spodziewała się jakie zamieszanie wywoła.

Niedługo miną dwa miesiące mojego przymusowego "bezrobocia". Hotelarstwo i branża turystyczna nie mają racji bytu a pracownicy nie mają dla kogo pracować. Więc grzecznie czekam aż któraś z możliwych dat powrotu do pracy stanie się tą realną.

O ile pierwsze dni tej niczym nieograniczonej wolności jawiły się jako raj i sielanka i były tym w rzeczywistości, o tyle szybko pojawiła się monotonia i szereg pytań, co z tym czasem zrobić. No bo ile życia można przebimbać czytając książkę w balkonowym hamaku? Albo porządkując szafę, w której i tak było równo i ładnie? Kiedy już zawisły na ścianie wszystkie czekające na ten moment, dawno już oprawione zdjęcia, domowa dżungla doczekała się przesadzenia a księgozbiór sensownego ułożenia i uporządkowania, zaczęłam myśleć co dalej. Zdecydowanie lepiej funkcjonuję kiedy mam dużo zajęć, chociaż najczęściej psioczę na taką sytuację ile się da. W natłoku obowiązków i ograniczona czasem jestem szybka, sprawna i zorganizowana a w czasie zamknięcia były dni, że do perfekcji opanowałam sztukę zostawiania rzeczy na jutro - wszak jutro znów będę miała mnóstwo czasu.

Tak modne na początku tego szaleństwa filmiki i artykuły z propozycjami jak można efektywnie wykorzystać ten czas, działały na mnie na krótko. Równie szybko, jak zapominałam co widziałam ulatywał mi z głowy fakt, że chciałam wprowadzić to w życie. Tak że ten. No ale coś tam robiłam i chociaż w większości były to rzeczy mało ambitne to bardzo mnie cieszyły i mam zamiar je praktykować jak już wszystko będzie po staremu.

  • Pierwszą myślą jaka pojawiła się w moje głowie na wiadomość, że od jutra mam wolne do nie wiadomo kiedy był nieograniczony czas na czytanie. I to właśnie na książki poświęciłam w tych ostatnich tygodniach najwięcej czasu. Gdyby mi ktoś płacił za czytanie to myślę, że teraz właśnie rozważałabym opcję rezygnacji z etatu.
  • Jak szalona jeździłam na rowerze, odkryłam wiele pięknych i ciekawych rowerowych tras wśród lasów, pól, stadnin konnych i jezior. Czasem wzdłuż rzeki.
  • Kiedy nie pedałowałam to wszystko to wcześniej wymienione przemierzałam marszem.
  • Jadałam drugie śniadania na skraju lasu, na ławce z widokiem na łąki a wyposażona w przekąski, termos herbaty i książkę potrafiłam tak "zmarnotrawić" prawie cały dzień.
  • Delektowałam się leniwymi porankami a w deszczowe i chłodne dni całymi dniami w piżamie ( a co! )
  • Doprowadziłam do porządku domową dżunglę, co bardzo lubię, a taka schludna i uporządkowana cieszy mnie jeszcze bardziej. Niestety liczba roślin niebezpiecznie zbliża się do pięćdziesięciu a na sześćdziesięciu metrach kwadratowych to niemało.
  • Uporządkowałam zdjęcia na dysku a nawet odnalazłam te co do których byłam przekonana, że je kiedyś przypadkiem usunęłam.
  • Intensywniej niż wcześniej uczyłam się kolejnego języka poświęcając na to więcej czasu niż tylko po pracy ( zakładając, że po pracy jeszcze mi się chce ).
  • Dużo czasu spędzałam w kuchni w efekcie czego nowe dania jadaliśmy częściej niż tylko w wolne od pracy dni. Piekłam chleb, focaccię, ciabattę a nawet zrobiłam takie cuda jak pasztet z ciecierzycy i smalec z fasoli - te ostatnie to z myślą o wegańskich znajomych, ale i mięsożercom bardzo smakowało.
  • Mam kilka nowych, "artystycznych" pasji które mam nadzieję nie znikną wraz z powrotem do pracy. Póki co tak mnie one cieszą i sprawiają tyle radości, że nie wyobrażam sobie bez nich życia.
  • Chociaż musiałam zrezygnować z trzech zagranicznych wyjazdów to nie zniechęciłam się i zaczęłam planować kolejne. Uporządkowałam moją podróżniczą listę marzeń a wszystkie notatki poczynione w tym temacie zgromadziłam w jednym, czytelnym i przejrzystym miejscu.
  • Nawet kiedy sporą część dnia poświęcałam na krzątanie się po domu, wiecie - tu podlałam kwiatek, tam poprawiłam firankę, w kuchni uporządkowałam kolekcję herbat albo poprzestawiałam w szufladach - to i tak było fajnie, nawet pomimo pytań dokąd zmierzam? hi hi hi
  • Jak jeszcze nigdy nabrałam przekonania, że absolutnie nie ma w życiu takiej rzeczy, której możemy być w stu procentach pewni, oczywiście z wyjątkiem śmierci. Bo nagle ni z tego ni z owego pojawiają się wynalazki, o których nam się nie śniło.
I chociaż większość rzeczy z listy towarzyszy mi od dawna to w normalnej, niezakłóconej niczym codzienności nie mam na nie aż tyle czasu. A jak mam to np. w jeden popracowy wieczór tylko na jedną z nich. A teraz miałam w tej kwestii większe pole do popisu i większą swobodę. Dużo prawdy jest w stwierdzeniu że najczęściej ogranicza nas tylko nasz umysł, no ale nie oszukujmy się - równie skutecznie działa brak czasu. A tego miałam ostatnio pod dostatkiem.


Moim głównym postanowieniem na czasy, kiedy już wszystko będzie po staremu jest taka organizacja codzienności, żeby każdego dnia znaleźć czas dla siebie i swoich pasji oraz pielęgnacja nawyków, które sobie wyrobiłam w tym dziwnym czasie a które niejednokrotnie pozwalały mi utrzymać się w pionie.

Komentarze

  1. Czyli stare powiedzenie: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jednak działa! Widzę dookoła, że dobrze czasem się zatrzymać i zastanowić nad sobą. Przetrwałaś, gratuluję i życzę odblokowania turystyki, byś z nową energią mogła wrócić do pracy. Ja też czekam na jakąś zagraniczną furtkę. Na razie wybieram się w okolice Krynicy Zdroju, bo atrakcji wiele, a tam jeszcze nie byłam.
    Pozdrawiam Cię serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15 czerwca wracam do pracy zatem muszę jak najlepiej wykorzystać czas jaki mi pozostał. Urlop dopiero w sierpniu, później krótki we wrześniu. Może jakoś dotrwam :).

      Usuń
    2. Trzymam kciuki. Powodzenia!!!

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo! Uściski.

      Usuń
  2. Jakbym czytała swoje słowa w prawie każdym zdaniu. Tylko martwi mnie fakt, ze tyle ludzi wierzy w ten cyrk, a raczej zaplanowane oszustwo i nadal chodzi w maseczkach, choć juz nie trzeba... Robią z nami, co chcą, a my jak potulne barany...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jak następnym razem ktoś wpadnie na pomysł "zatrzymania świata" to my, ludzie, zaczniemy się buntować...

      Usuń
  3. Mieszkam w rejonie UK, gdzie teraz jest najwięcej zachorowań. Nie znam nikogo chorego. Moja przyjaciółka pracuje na izbie przyjęć w szpitalu. Przez 3 miesiące od kiedy tam jest, na stronie Covida najwięcej chorych na jej dyżurze to było 9 osób. Nie były to osoby zdiagnozowane, a jedynie z podejrzeniem Covida, ponieważ miały problemy z oddychaniem. 9 podejrzanych osób na 12 h pracy! Sama ostatnio byłam w szpitalu i nikt nawet nie zmierzył mi temperatury przy wejsciu. Więc się pytam o co z tym wszystkim chodzi? U nas nie ma nakazu chodzenia w maseczce, pomimo,że mam astmę, chodze na zakupy bez maseczek, bez rękawiczek. Od kiedy Boris ogłosił, że można jexdzic po Anglii-jeżdżę, od kiedy można spotykac sięz przyjaciołmi-spotykam się. Sama zresztą wiesz, ze mamy takie samo zdanie na temat tego cyrku. Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem Kochana, że masz takie samo zdanie jak ja ale nie chciałam Cię wymieniać z nazwiska :). Buziaki

      Usuń
  4. Ja mam osoby chore w swoim gronie, na śląsku jest teraz ciężko. Nie wiem, czy to ściema, myślę tak jak Ty, że to nowa wersja grypy. Nie wiem, jak to z tymi statystykami, u mnie w mieście jest coraz więcej chorych, zachorował mój znajomy, rok młodszy. Ja zwyczajnie dbam o siebie i bliskich. Już jeżdżę na wycieczki, unikam ludzi, ale to nie z powodu pandemii, ja zwyczajnie wolę odludzia. hehe Ogromnie się już gubię w tej sprawie, nie lekceważę wirusa, ale żyję, bo nie będę w zamknięciu siedzieć tak, jakby życie było gwarancją... Nie zamknę się przecież na bliskich, tak jakby to było pewne, że wszyscy będziemy żyli wile, wiele lat... Fajnie, że napisałaś swoją opinię, to odwaga kochana i zresztą masz prawo wyrazić swoją opinię i już. :) Ja również odkryłam przez te pandemie nową pasję i pragnę ja pielęgnować, myślę, że obie się o to postaramy. Moim celem jest życie w równowadze i kochana, idzie mi to coraz ładniej, cieszy mnie to. :))) Pozdrawiam kochana, cieszy mnie taki blog jak Twój, bo jest szczery, jest Twój, a nie kolejna kopia i podlizywanie się. Uwielbiam Cię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi w tym wszystkim brakuje jakiejś sensownej konsekwencji - raz maseczki obowiązkowe, raz nie. Pani kasjerka nie mogła iść do fryzjera ze względu za ryzyko zachorowania ale pani fryzjerka mogła pójść do marketu i mieć kontakt z kasjerką. Nie zauważyłam, żeby ludzie trzymali się zasad i nie zbliżali się do siebie albo nie robili tłumu a to też o czymś świadczy. Noszę maseczkę w środkach transportu bo tak trzeba a nie ze strachu przed chorobą. Myślę, że mało kto obawia się tej dziwnej choroby.
      Życzę Ci kochana miłego dnia i dużo powodów do uśmiechania się. Uściski.

      Usuń
  5. My również mieszkamy na Śląsku i niestety znamy osoby chorujące. Znamy pielęgniarki pracujące w strasznym stresie i mamy córkę farmaceutkę o którą bardzo się boimy. Dla nas to nie cyrk, mimo to staramy się żyć normalnie, ja chodzę do pracy a żona pracuje zdalnie. Ostatnio jeździmy na krótkie wycieczki byle daleko od ludzi. Miejmy nadzieję, że to się wkrótce skończy i będzie się nam wszystkim żyło lepiej. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czasem myślę, że to się nie skończy. Może na chwilę ucichnie ale niedługo powróci ale obym się myliła. Bardziej jednak wierzę w to, że ten nowy rodzaj grypy zostanie już z nami na zawsze.
      Pozdrowienia, miłego dnia.

      Usuń
  6. Czas dla siebie znajduję od 5 lat. Takie mnie dopadło olśnienie, że większość doby poświęcam innym, godzina będzie dla mnie. Potem czas ten rozciągnęłam o kolejne chwile i nagle okazało się, że jest czas na sport, czytanie, gotowanie i. inne pasje, i nikt na tym nie cierpi.
    Co do pandemii zdanie mam zbliżone. Jest faktem, ale w latach poprzednich nikt nie liczył ludzi umierających na grypę i nie siał defetyzmu w mediach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i super, że tak dbasz o sobie. W pewnych sprawach, w tym w gospodarowaniu wolnym czasem, warto czasem być egoistą. U mnie najczęściej wygrywa czytanie ale teraz będę nim rozporządzać tak, żeby każdego dnia starczyło też na coś jeszcze.

      Usuń
  7. Pandemia u mnie spowodowała, że wróciłam do prowadzenia bloga, teraz siedząc w domu cały maj, dwa tygodnie na pracy zdalnej i dwa tygodnie na urlopie, mam już kilka tekstów napisanych na przyszłość do opublikowania.
    Co do chorych to u nas na Śląsku ich nie brakuje, mój sąsiad był chory, dwie koleżanki z pracy i ich rodziny. Na szczęście albo się nie zaraziłam, albo przeszłam to paskudztwo bezobjawowo.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi jakoś pisanie na zapas nie wychodzi bo nawet jak sobie przygotuję kilka wpisów to później się rozleniwiam i do czasu aż ich wszystkich nie opublikuję to nie piszę nic więcej. Teraz np. jestem w takiej sytuacji. Nie mam nic w przygotowaniu i nawet niestety niespecjalnie mi się chce :). No ale może jak już otworzyłam komputer to zrobię sobie herbatę i spróbuję. Za oknem burza a to mnie zawsze nastraja do czytania i pisania. Miłego dnia.

      Usuń
  8. Ja bym nie powiedziała, że to jest cyrk, bo cyrk jest reguły zabawny i ma cieszyć ludzi, a w tym całym bajzlu na pewno nie chodzi o zabawę. Na początku tej "pandemi" miałam lekkie obawy, które po analizie kilku faktów szybko się ulotniły. Teraz nie wierzę w "koronościemę", obawiam się tylko jej konsekwencji w postaci kryzysu. Tęż pracuję w turystyce i mamy straszny przestój, pewnie niedługo zaczną się jakieś zwolnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie mnóstwo ludzi straciło pracę, niestety również Ci, z którymi się przyjaźniłam. Mi się upiekło ale w sumie nie wiadomo jak będzie wyglądał tegoroczny sezon turystyczny zatem spodziewam się wszystkiego. 15 czerwca mamy konferencję i niby następnego dnia zaczynamy, aczkolwiek nawału pracy to raczej nie będzie co w sumie chyba nie do końca mnie martwi :)

      Usuń
  9. Monis po Twoim wpisie wróciłam myślami do czasu jak mnie chwyciło i bałam się strasznie... Dwa tygodnie wyjete z życia... Po tych dwóch strasznych dla mnie tygodniach nawet nie mye i tym śmiesznym wirusie którego prawdopodobne nawet nie ma... Myślę podobnie tak jak Ty że to ściema... W Norwegii ludzie normalnie żyją i tylko czekają kiedy granice otworzą żeby mogli w świat ruszyć..
    Mnie uratował blog, rozmowy z koleżanką jedną bo reszta też miała (świra w głowie) gotowanie, pieczenie i seriale... Ineczej chyba bym już w wariatkowie była...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tutaj też nie odczułam paniki a o tym, że cokolwiek się dzieje świadczą tylko maseczki w sklepach i środkach transportu. Poza tym ludzie żyli i żyją normalnie, w lasach tłok, nad morzem też. Moi znajomi na szczęście mają na ten temat zdanie takie jak moje co zdecydowanie podnosiło mnie na duchu i pomogło przetrwać w tym szaleństwie. Poczyniłam nowe podróżnicze plany na drugie półrocze i całym sercem wierzę w to, że dojdą do skutku.
      Na początku kwietnia też byłam przeziębiona i nawet był dzień, że bardzo źle się czułam ale do lekarza nie poszłam bo cokolwiek to by było i tak zdiagnozowano by wirusa. Choroba sama mi przeszła po kilku dniach. Z resztą ja to jestem z tych co leczą się domowymi sposobami a przeziębienie to niewystarczający powód żeby iść do lekarza :/... Dużo czytałam ( i nadal czytam ) a filmy obejrzałam może cztery na początku "zamknięcia" bo jestem mało telewizyjna. Nie wiem jak ja to robiłam ale zawsze znalazłam jakieś zajęcie. Uściski.

      Usuń
    2. Ja też należę do tych co znajdą sobie zajęcie :) nie umiem siedzieć i nic nie robić. W Norwegii mieliśmy o tyle dobrze ze maseczek nie misiismy nosić.
      My jeszcze nie kobimy planów, miałam zapalanlwamy każdy miesiąc od stycznia do września i kal sobie o tym pomyślę to płakać mi się chce...

      Usuń
    3. Ja już poczyniłam nowe plany, startuję najpóźniej w sierpniu i naprawdę szczerze wierzę w to, że teraz wszystko się uda :)

      Usuń
  10. Też nie wiem, czy to ściema... W moim mieście znam osobiście kilka chorych osób. A jest ich sporo, tak przynajmniej mówią statystyki. Kilka zmarło...
    Mój M. cały czas chodził do pracy, ja pracuję od początku zdalnie.
    Praca po 12 godzin przy kompie mnie dobija...
    Nie mam w ogóle czasu wolnego na porządkowanie szaf czy szuflad. Jedynie przygotowałam listę zaległych miejsc, których nie zdążyłam jeszcze pokazać na blogu.:).
    Marzę już o dalszej podróży, szczególnie o Grecji.
    Wszystkiego dobrego Mo. Buziaki kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy może mieć inne zdanie na ten temat i każdy z nas ma inne doświadczenia i inne podejście do obaw związanych z tą sytuacją. Najważniejsze, żebyśmy się nawzajem szanowali.
      Przykro mi, że masz tak dużo pracy podczas gdy np. ja mam ogrom wolnego czasu ( ale jeszcze tylko do niedzieli ). No ale niedługo wakacje? Czy też są zmiany w tym temacie?
      Moc uścisków i najserdeczniejszych pozdrowień.

      Usuń
  11. Media mają naprawdę ogromny wpływ na ludzi. Na początku też myślałam, że to po prostu jakaś kolejna dziwna grypa i z tego wyjdziemy. Potem był strach. A teraz już jest tylko zmęczenie tym tematem. Kilka osób z rodziny znajomych przeszło wirusa w szpitalnych warunkach i trzymało ich długo, ale udało się z tego wyjść. A jeszcze przed tym całym szałem, w moim najbliższym otoczeniu było sporo osób chorujących na grypę, która objawiała się właśnie wysoką gorączką i kaszlem, więc istnieje podejrzenie, że przeszliśmy to wszystko, jeszcze zanim było o tym głośno. Statystyki są przerażające, ale może dlatego, że do tej pory nikt nigdy nie mówił o ilości osób zmarłych na skutek powikłań po grypie...

    Osobiście przez te dwa miesiące kwarantanny nie zrobiłam nic nowego. Nie było czasu. Próbowałam się dokształcać, bo pojawiło się sporo możliwości, ale gdy już miałam czas dla siebie, padałam na twarz i myślałam tylko o tym, żeby się położyć i spać. Odkąd znów możemy wychodzić, jest znacznie lepiej. Tak jakby, poza obowiązkowymi maseczkami, które doprowadzają mnie do szału (w tej chwili unikam jak ognia wszystkich sytuacji, w których musiałabym założyć maseczkę), wszystko wróciło do normy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, ja jakoś tak na przełomie marca i kwietnia też byłam przeziębiona i czułam się bardzo źle. Przeszło mi przez myśl, że może to korona ale stwierdziłam, że wkręcanie sobie takich rzeczy jest bez sensu i lepiej przeczekać i zobaczyć czy przejdzie. Przeszło po kilku dniach. Myślę, że lekarze mieli w tamtym czasie ręce pełne roboty właśnie przez takich "panikarzy".
      Też nie cierpię maseczek, które w zasadzie noszę tylko w sklepach albo w środkach transportu publicznego. O ile w sklepach jest w miarę ok to w autobusie podczas upału naprawdę ciężko mi wytrzymać i często "wystawiam" nos :).

      Usuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ ZA CZAS POŚWIĘCONY NA MOJĄ RADOSNĄ TWÓRCZOŚĆ. KAŻDY KOMENTARZ MNIE CIESZY I ZA NIE RÓWNIEŻ SERDECZNIE DZIĘKUJĘ.