26/02
2018
2018
Stade. Jeden dzień lata.
Post z cyklu " bardziej i mniej nieznane" bo jestem przekonana że o Stade słyszał mało kto. Wszyscy odwiedzajcy północne Niemcy skupiają się na Hamburgu, Lubece lub nadmorskim Travemunde bo o tych miejscach głośno w przewodnikach. Osobiście bardzo lubię wyszukiwać takie "drugoplanowe" miasteczka ( "trzecioplanowe" też ) i wielką radość sprawia mi tutaj opisywanie ich. Wiem, że może nie każdy lubi o takich miejsca czytać no ale cóż...przecież to mój blog :).
Świat nie składa się tylko z osławionych metropolii i miejsc wydeptywanych setkami stóp.
Stade to hanzeatycka perełka koło Hamburga. Pomimo tego, że oddalona od niego o 45 km jest tak do niego przytulona że zanim zaczęłam planować wyjazd tam nie miałam pewności czy to już nowe miasteczko czy jedna z dzielnic miasta. Bo sam Hamburg przeogromny przecież. Dojechać tutaj można podmiejską kolejką albo pociągiem z dworca głównego w Hamburgu.
Jednym z miast partnerskich Stade jest nasz rodzimy Gołdap.
Pomimo swojego niewielkiego rozmiaru Stade ma tyle uroku i klimatu jaki lubię, że spokojnie mogłoby nim obdarować jeszcze kilka miast. Spędziłam tam jedną z lipcowych sobót i szczerze muszę przyznać, że jeden dzień wystarczy. I nie chodzi o to, że tam jest nieciekawie tylko o racjonalne podejście do zwiedzania. W Stade nie ma znanych zabytków, są za to wąskie uliczki, kamienice, klimatyczne sklepy i przytulne kawiarnie, czyli to co bardzo lubię i bardzo sobie cenię w podróżowaniu. I co bardzo często w zupełności mi wystarcza żeby mi się gdzieś spodobało. Nie mam od Świata wielkich wymagań.
Największymi atrakcjami Stade są Stare Miasto i Port Alter Hansehafen. Miasteczko znajduje się nad Łabą więc za styczność z wodą też ma u mnie wielkiego plusa. Restauracje i kawiarenki usytuowane nad rzeką są najbardziej klimatyczne.
Nie wiem jak jest w Stade w ciągu tygodnia ale podejrzewam że nie ma wielkiego tłoku. Sobota było spokojna i leniwa a zagęszczenie ludności zaobserwowałam jedynie tam, gdzie dawano zjeść lub napić się kawy. Większość stolików była zajęta, zwłaszcza tych usytuowanych blisko Łaby a na małych placykach z kawiarniami i lodziarniami było gwarno i głośno.
Senne i spokojne miasteczka przemawiają do mnie dużo bardziej niż zatłoczone centra dużych miast i w takich sceneriach najlepiej się czuję. Momentami rzeczywistość wydaje się nierealna przez to spowolnienie. A najlepsze jest to, że ja sama też spowalniam i łagodnieję, przesiąkam ciszą pustych ulic.
Kiedyś już o tym wspominałam, ale się powtórzę. Pewnie ma to związek z tym, że pochodzę znad morza, ale uwielbiam miasta które mają styczność z wodą, niekoniecznie tą wielką. Wystarczy rzeka lub jezioro a ja od razu lepiej się tam czuję. Gdybym miała wybierać żywioł, którego jestem największą fanką i który wydaje mi się najbliższy, to byłoby nim powietrze. Uwielbiam latać i być wysoko a widok przelatującego samolotu zawsze wzbudza we mnie ekscytację. Do tego stopnia, że gdy ostatnio stałam w korku po całym dniu pracy, głodna i z przeogromną ochotą na herbatę, zamiast się martwić że będę późno w domu, cieszyłam się jak dziecko bo nade mną co chwilę latały samoloty ( bo to było przy lotnisku ). No ale miało być o wodzie...Więc pomimo tego, że wody się boję a pływanie nigdy nie będzie moją ulubioną sportową dyscypliną ( chociaż lubię ), uwielbiam statki, łódki i kajaki. Mogłabym nawet zamieszkać na barce. Nie marzy mi się co prawda rejs wycieczkowcem bo obawiam się nudy, ale kilkudniowy spływ kajakiem to już tak.
Niemcy to drugi kraj, po Litwie, w którym widziałam czarnego łabędzia.
Fajne jest Stade i jeśli tylko nadarzy się okazja wrócę tam. Znowu na jeden dzień.
Ja Cię w pełni rozumiem w zamiłowaniu do drugoplanowych i trzecioplanowych miast i miasteczek. Takie właśnie skradają mi serce. Po Twojej relacji moje serce skradło i Stade. Wydaje się naprawdę piękne i bije z niego przytulność i spokój. Te uliczki, kanały, barki...Tylko, by spacerować i rozmyślać. Gdy pojadę kiedyś do północnych Niemiec, na pewno odwiedzę Stade! Dziękuję Ci za ten wpis.
OdpowiedzUsuńTeż jestem fanką spokoju i braku tłoku. Pewnie dlatego tak polubiłam Stade. No i za kanały i barki też :).
UsuńCzasem te małe miasteczka są dużo ciekawsze od tych dużych i znanych. Zawsze wychodzą tam bardziej klimatyczne zdjęcia. Ciesze się, że dzięki Tobie mogłam poznać nowe ciekawe miejsce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo często małe miasteczka są bardzo ciekawe. No i fakt, że nie są powszechnie znane też dodaje im atrakcyjności bo możemy je odkrywać po swojemu i dać się zaskoczyć nieznanemu...
UsuńBajeczkowo!!!
OdpowiedzUsuńNigdy o nim nie slyszalem ale jak znasz podobne perełki to się nie krępuj... wrzucaj ile serwery wytrzymają!
Rejsu wycieczkowcem Ci nie zalatwię,ale jak masz ochotę na polskie szlaki to mam kilku znajomych którzy rewelacyjne spływy organizują...
Pływałam kiedyś po Pojezierzu Drawskim, w tym po Drawie, oraz po jeziorach Kaszub. No i w zeszłym roku po kanałach Hamburga. Będę o Tobie pamiętała jak najdzie mnie ochota na wyprawę kajakiem. Dziękuję.
UsuńPiękne miasteczko :) Posiada swój niezaprzeczalny urok :)
OdpowiedzUsuńStade - małe o wielkim uroku :). Tak powinien brzmieć tytuł posta.
UsuńHa Dokładnie... To Twój blog. Podoba mi się, co napisałaś. Pisz, o czym chcesz. Mnie bardzo cieszy, że poznałam mniej znane miejsce. :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się tam podoba, uwielbiam takie uliczki spokojne i ukwiecone. Wole takie miejsca niż miliony turystów. Nie lubię, jak jest za dużo, za ciasno. hehe
Widzę w Tobie taką bratnią duszę. Tak pięknie napisałaś o swojej radości z przelatujących samolotów. Ech Takich ludzi mi trzeba. Zdjęcia przepiękne. Chciałabym kiedyś tam zawitać. :)))
Cudownych dni życzę. :)
Dziękuję bardzo za tyle miłych słów. Od razu mi się cieplej zrobiło. Ściskam z całych sił.
UsuńCzarny łabędź :o Nigdy nie widziałam !
OdpowiedzUsuńA to miasto piękne, w sumie to zdałam sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę nie byłam w Niemczech (przejazdem się nie liczy)... Czas to chyba nadrobić ;)
Faktycznie przejazdem się nie liczy :). Też stosuję tę zasadę dlatego jeśli sytuacja pozwala zawsze staram się zwiedzić coś przejazdem.
UsuńPewnie już doskonale wiesz, że świetnie Cię rozumiem. Uwielbiam te drugo- i trzecioplanowe miasteczka zlokalizowane gdzieś poza turystycznym szlakiem. Stade mnie kupiło. Wąskie uliczki, cegła i woda - idealnie jak dla mnie. I do tego hanzeatycka perełka, więc już w ogóle odlot :) Ja nigdy nie widziałam czarnego łabędzia (a przynajmniej sobie nie przypominam). Za to chętnie wybrałabym się w rejs statkiem wycieczkowym po rzece (np. po Renie) albo na jakiś rowerowy wypad ścieżkami wzdłuż rzeki (np. Łaby, Elby). Kajakiem też bym popływała, bo jakoś nie miałam jeszcze okazji, choć wodę kocham. Stade dopisuję do mojej mapy, żeby o nim nie zapomnieć :)
OdpowiedzUsuńWiem, że Hamburger Hafencity masz na swojej liście podróżniczych marzeń a do Stade z Hamburga blisko, można nawet kajakiem :).
UsuńPodoba mi się tematyka tego bloga. Jest bardzo interesujący i wciągający. Dzięki za ten wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLubię takie małe miasteczka, gdzie nie ma tłumów turystów. Są dużo bardziej urokliwe niż duże metropolie z wieloma zabytkami.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię spacerować takimi uliczkami :) super klimat
OdpowiedzUsuńMo, dzieki bardzo lubimy niezadeptane miejsca;)
OdpowiedzUsuńBardzo klimatyczne miasteczko.
OdpowiedzUsuń