14/03
2014
2014
Pico Quibas. A na deser paella.
Kiedy budzik o siódmej wyrwał mnie z błogiego snu w pierwszym odruchu miałam ochotę nakryć się kołdrą i udawać, że nic nie słyszę. Spać poszłam o drugiej więc po przespaniu pięciu godzin odczuwałam ochotę przespać kolejnych tyle. Do mojej świadomości zaczęło powoli docierać, że przecież mam fajne plany na dzisiejszy dzień, co zdecydowanie ułatwiło mi opuszczenie miejsca tak cudnie pachnącego snem...
Nie wiedziałam czego się spodziewać, wiedziałam jedynie, że czeka mnie chodzenie po górach. Miałam tylko nadzieję, że nie będą to zbyt wysokie szczyty i że podołam. Przez hiszpańskich znajomych wkręciłam się w grupę górskich zapaleńców, i nie chciałam wyjść na słabeuszkę już podczas pierwszej wyprawy. Co innego podczas drugiej, ale dać plamę podczas debiutu to by była plama na moim honorze :).
Na szczęście celem dnia był Pico Quibas, nazywanie tego szczytem jest moim zdaniem szczytem przesady :). Albo zaszczytem dla tego szczytu, bo wysokość 966 m n.p.m. raczej nie robi wrażenia. Za to widoki robiły. A ja robiłam zdjęcia. Mnóstwo zdjęć. I zostałam mianowana fotografem wypraw :).
Piątkowy wieczór spędziłam w tym samym gronie więc miałam okazję posłuchać trochę o wyprawach. Może nie w żadne Himalaje ani w Alpy, ale w Pireneje to już tak. Albo do Sierra Nevada. Mam nadzieję wziąć udział w jednej z takich weekendowych wypraw bo towarzystwo bardzo fajne i z entuzjazmem zareagowali na kolejną osobę chętną do łażenia - mnie. I nawet poznałam osoby, którym zdarzyło się zawracać w połowie podejścia na górę albo zostawać gdzieś po drodze i czekać aż reszta wejdzie i zejdzie - co jeszcze bardziej zachęciło mnie do przyłączenia się do grupy. Ta bezcenna świadomość, że może w razie czego będę miała towarzystwo do schodzenia w dół zanim dotrę na górę dodała mi skrzydeł :).
Pogoda była taka sobie, bardzo wiało, ale sprawny marsz skutecznie podnosił temperaturę. Cały czas maszerowaliśmy ze świadomością, że może zacząć padać i jedyne co nas może trochę ochronić przed deszczem, to własne kaptury. Na szczęście deszcz widzieliśmy w oddali jedynie, u nas było chłodno ale sucho.
Naprawdę spędziłam fajnie dzień, z sympatycznymi ludźmi, miałam wrażenie, że znam te osoby od lat. Pico Quibas okazało się takie w sam raz na pierwszy raz. Co prawda takie górki nie są mi obce ale w takiej zorganizowanej hiszpańskiej grupie szłam pierwszy raz. Po dotarciu do celu zorganizowaliśmy sobie mały piknik - były oliwki, sery, kanapki, hiszpańska szynka - jamon, owoce i słodkości. Jak na 966 metrów to kuchnię mieliśmy świetnie zaopatrzoną.
Zawsze fajnie na mnie działa przebywanie wśród ludzi z pasją. Jednym z uczestników naszej wędrówki był tata jednego kolegi, przemiły człowiek i bardzo sympatyczny. Całe życie związany z jednym regionem Hiszpanii od małego przemierzał okolicę. Zna mnóstwo fajnych historii i ciekawostek, mogłabym Go słuchać w nieskończoność. Dużo wiedzieć o Świecie to jedno, ale umieć o tym opowiadać tak, że każdy chce słuchać, to już naprawdę wartościowy dar.
Obiad zjedliśmy w wiejskim domu rodziców jednego kolegi. Jego Mama, Maria,( żona tego Pana, co tak pięknie opowiada ) zaprosiła wszystkich na paellę. Myśl o jedzeniu tej pyszności towarzyszyła nam przez całą drogę w dół, co chwilę przewijała się w rozmowach, a jak się zaczęła psuć pogoda, to nikt się nie martwił, czy zdążymy do domu przed deszczem, tylko czy przed deszczem zdążymy na paellę :). Uwielbiam być jedynym obcokrajowcem w grupie i gościem w nowym miejscu - zawsze dostaję największe porcje :). I je zjadam. I to zanim pomyślę, że może by tak zrobić zdjęcie...Następnym razem powstrzymam obżarstwo i zrobię. Napewno zrobię. Ta paella to było niebo w gębie, idealna w smaku i w konsystencji, ze wszystkimi moimi ulubionymi dodatkami...A na deser truskawki.
To była naprawdę udana sobota!
Ja chcę taką paellę!!!!
OdpowiedzUsuńA ja paelle, wycieczke i takich ludzi do towarzystwa.
OdpowiedzUsuńBuziaki:))
Świetna fotorelacja. Wspaniałe zdjęcia. Smakowanie świata w takiej postaci jest niezapomniane. My podobnie przemierzamy Grecję. Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńLubię towarzystwo "górskie" bo nigdy mnie zawiodło i zawsze okazywało się, że to świetni ludzie. Fajna wyprawa, cudne widoki i pozytywna energia :)
OdpowiedzUsuńKrajobraz bardzo podobny do Gran Canarii
OdpowiedzUsuńno widoki przepiękne!:))
OdpowiedzUsuńFakt nie ma to jak dobra ekipa na wypady.
OdpowiedzUsuńNo i te tereny............
Z takich niby niskich górek też można zażyć pięknych i ciekawych widoków, czego przykładem są Twoje zdjęcia :) Okolica jakże inna od naszych polskich plenerów górskich - miło pozwiedzać chociażby za sprawą takiej fotorelacji :D Życzę kolejnych tak udanych wypadów i zawsze fajnych towarzyszy :) Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńPowiadasz, ze Pico Quibas nie jest szczytem szczytow...Ja sie wybieram na moj szczyt Cross Fell (893 m n.p.m.)-najwyzszy w Gorach Peninskich (czekam tylko na bardziej sprzyjajaca pogode).Ciekawa jestem czy chociaz troszke naciesze oczy podczas mojej wyprawy, jak cieszylam ogladajac Twoje zdjecia.
OdpowiedzUsuńFotograf wypraw sprawił się znakomicie, gratuluję Mo. Piękne widoki i przestrzenie a jeśli jeszcze do tego towarzystwo dopisuje, czegóż życzyć sobie więcej? No chyba pysznej potrawy jak opisujesz ( nie jadłam jeszcze, tego nieba nie poczułam w gębie, ale zmieni się to,oj tak). Uściski!
OdpowiedzUsuńJakież tam masz piękne widoki! Zazdroszczę! :)
OdpowiedzUsuńA paellę uwielbiam :)
Też chciałabym spędzić tak dzień. Przy takich widokach, pewnie razem z Tobą robiłabym tysiące zdjęć.
OdpowiedzUsuńA paella bardzo smakowicie wygląda, aż ślinka leci.
Ojej jakie cudowne zdjęcia! Ja też tak chce :)
OdpowiedzUsuńJa jak Agnieszka i Alicja - tam być, zdjęcia robić, paelę jeść.
OdpowiedzUsuńJa chcę na wakacje. Tylko wtedy wczesne wstawanie ma dla mnie jakikolwiek sens. Widoki warte zerwania się z łóżka.
OdpowiedzUsuńTak, to widać na Twoich zdjęciach, że to udany dzień był! ja chcę paellę teraz, zaraz natychmiast:D Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńFajna taka wyprawa. Poznałaś okolicę, wspaniałych ludzi i jadłaś paellę. Tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńZa górami nie przepadam... i jedynie myśl o jedzeniu właśnie pcha mnie pod górkę... bo kiedyś będzie przerwa na kanapkę.. bo w końcu zejdziemy i będzie obiad ;D
OdpowiedzUsuńP.S. Ruchome "swoje miejsce"... zaintrygowałaś mnie tą teorią... może ja niepotrzebnie walczę ;D i powinnam pozostać przy tej niebanalnej ruchomości? :)
Dla tego wszystkiego też pewnie bardziej chciałoby mi się wstawać rano! ;)
OdpowiedzUsuńAaaaaale Ci zazdroszczę! :)
OdpowiedzUsuńNie dość, że fajne tereny, fajni ludzie, fajne jedzenie, to i fotki cudne!
Pozdrawiam.
widoki sa nieziemskie :)
OdpowiedzUsuńMmmmm.... ale smaka mi narobiłaś na taką paellę ! Pyszności :-)
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście Globtroterka z Ciebie... na medal! ;)
OdpowiedzUsuńPico Quibas... fajna nazwa i piękne góry. Takie inne od naszych. Przypominają mi nieco Lanzarote.
Wspaniałą wędrówkę górską mieliście. Twoje wspaniałe fotki to potwierdzają. A że towarzystwo było wyborowe, wierzę Ci na słowo.
Ja zawsze trzymam się chmur, czasami też i wiatru... i pion jak na razie zachowuję bez problemów. ;)
Pozdrawiam serdecznie oraz dziękuję za pierwszą wizytę u mnie! Halszka
Mmmm ... prawdziwa hiszpańska paella:) Mniam!
OdpowiedzUsuńNigdy nikomu niczego nie zazdrościłam i nie zazdroszczę. Do dzisiaj...
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą dostałam e-mail'a od blogowej dobrej znajomej...
Pisze mi,że wyjeżdża do Alicante, Murcji...
Kolejny raz podziwiam Twoje zdjęcia, nieziemskie widoki i wędrówkę po górach.
Zazdroszczę tej Hiszpanii.
Życzę ci dobrej, spokojnej nocy.
Pozdrawiam serdecznie:)
Zdjęcia niesamowite!
OdpowiedzUsuńSuper, że byłaś fotografem wyprawy - pięknie widoki potrzebują pięknych zdjęć :) a paella, okropnie tak kusić swoich czytelników ;)
OdpowiedzUsuńWiosna to idealna pora roku na wspinaczkę, jeszcze nie jest tak gorąco. O tej porze nie ma tak dużo ludzi na szlakach . Piękna przestrzeń na zdjęciach, cudowne widoki. Powoli zaczynam organizować małą wyprawę w górki, taką do wspinania się.
OdpowiedzUsuńSezon otwarty:)
Łza mi się kręci w oku, a serce rwie do wędrówki. Wspaniale napisane, piękna fotorelacja. Aż chce się tak przemierzać szlaki, poczuć to miłe zmęczenie, zobaczyć zachód słońca z góry, w chłodny dzień wypić herbatę w schronisku...
OdpowiedzUsuńOj, jak ja tęsknie za górami:(
Poczulam sie jakbym tam byla, chlodny wiatr i zapach paelli.
OdpowiedzUsuńNie jestem miłośniczką górskich wędrówek..no chyba, że... są widoki! Tutaj były! Przyjemne miejsce. A paella.. smakowita. Tęsknię :)
OdpowiedzUsuń