25/03
2014
2014
Bez roweru nie ma życia - Archena.
Uzależnienie od roweru daje ostatnio o sobie znać systematycznie. Czyli codziennie. A że jest to nałóg przyjemny i dający wiele radości, to sobie go pielęgnuję. Przemierzam bliższą i dalszą okolicę zostawiając za sobą ślady dwóch kół...
Takim samym szczęściem przepełnia mnie pokonywanie znanych tras jak też odkrywanie nowych ścieżek. Muszę się tylko pilnować, żeby nie przesadzić z długością wycieczki - już nie raz tak się zdarzyło, że wracałam do domu ostatkiem sił. Ilość wypedałowanych endorfin przesłania mi racjonalne myślenie i takie gospodarowanie siłami, żeby ich jeszcze starczyło na drogę powrotną.
Na całe szczęście jak do tej pory zawsze wracałam :). I niech tak już zostanie. Co prawda zawsze mam ze sobą jakieś pieniądze - na autobus lub w ostateczności taksówkę, aczkolwiek wierzę w to, że skorzystam z tego w ostateczności. A ostatecznością są dla mnie jedynie problemy techniczne a nie problemy kondycyjne, do których zaliczam brak możliwości ustania w pionie spowodowany brakiem sił :)
Tego dnia przejechanie 20 km w jedną stronę to było dla mnie za mało. Postanowiłam jeszcze zrobić sobie małą wędrówkę i wejść na najwyższy punkt miejsca gdzie dotarłam. Wlazłam, usiadłam...i opadłam z sił :). Całe szczęście żelkowie misie i dwie gruszki postawiły mnie na nogi, od dawna wiem, że misie to jest to! Chociaż pewnie znajdą się lepsze i zdrowsze sposoby na regenerację, aczkolwiek ja wolę uskuteczniać te smaczniejsze :).
Nie wiem czy to jest normalne, żeby ilość energii rosła z każdym przepedałowanym kilometrem, ale mam wrażenie, że tak. Odczuwane zmęczenie i brak sił idą w zapomnienie kiedy tylko wsiądę ponownie na rower. Pedałowanie staje się swojego rodzaju mantrą a ja tradycyjnie nie skupiam się na jeździe tylko na tym, co dookoła mnie. To skutecznie zagłusza zmęczenie i wybija z głowy kłębiącą się myśl, że skoro oddaliłam się od domu o 20 km to dokładnie tyle samo muszę pokonać, żeby do tego domu wrócić. Mogłabym co prawda pokusić się o szukanie skrótu ale wiem, że w moim przypadku odniosłoby to skutek odwrotny od zamierzonego :).
Teraz miałam kilkudniową przerwę w rowerowaniu ( bo byłam w Sevilli jupi jupi jej! ) ale wiem, że jak tylko wsiądę na rower to tradycyjnie dadzą o sobie znać hurtowe ilości endorfin. A przed ruszeniem w drogę powrotną pewnie opadnę z sił. Taka moja mała, rowerowa rutyna :).
Dlatego ja planuje trasę, bo wiem ze bez zaznaczenia jej n mapie... zboczę.
OdpowiedzUsuńGeneralnie z fizjologią człowieka jest tak, że po przełamaniu pierwszego zmęczenie, organizm uruchamia rezerwy i zaczynamy odczuwać intensywny napływ sił.
groźne to jest gdy trafi na człowieka wycieńczonego - bo może wypalić się do zera - natomiast dla innych to świetna okazja by zrzucić co nieco po zimie lub... dać sobie prawo do solidnej wyżerki, a bez zmian w wadze.
Ciesz się że Cie nie łapie hipoglikemia - to dopiero cholerstwo na szlaku.
Ps. Na krótsze dystanse zabieram Aurę, ale czterdziestu kilometrów za rowerem nawet ona by nie przebiegła.
Podobnie jak Ty lubię pedałowanie przed siebie. Jeśli okolica jest na tyle interesująca, to nawet nie czuje się wysiłku. 40 km na rowerze to jest coś! :)
OdpowiedzUsuńLubię też jeździć na rowerze, ale nie przesadzam z dystansem. Staram się na tyle jechać, abym mógł właśnie jeszcze wrócić w jako takim stanie.
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia i pozdrawiam :)
Gdyby nie ten śnieg, który mnie dzisiaj totalnie zaskoczył, pewnie bym się zaraz wybrała na rower. Bo naprawdę mnie zachęciłaś do pedałowania i odkrywania nowych ciekawych miejsc.
OdpowiedzUsuńZazdroszcze Ci tej kondycji:)
OdpowiedzUsuńI widokow;)
Ktos pisal o hipoglikemii, ja tez to mam. Czekolada w plecaku-niezbedna;)
Sciskam:)
Natknęłam się na Twojego bloga jakiś tydzień temu i staram się nadrobić Twoje posty, bardzo lubię sposób w jaki piszesz, czuję, jakbym Cię znała! a post o Walencji jest chyba moim ulubionym, muszę zaplanować wycieczkę do tego miejsca. Póki co mieszkam w Galicji, gdybyś chciała zobaczyć tutejsze góry i plaże, zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńA mnie na nogi najlepiej stawia biała czekolada :D Nałóg, który sprzyja kondycji, zdrowiu i samopoczuciu trzeba bez dwóch zdań pielęgnować! :) Żeby też tylko takie nałogi trafiały się ludziom... Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńśliczne widoki i tereny do jazdy na rowerze, rewelacja :)
OdpowiedzUsuńLubię jazdę na rowerze, ale nie jestem tak długodystansowa, ja Ty, mi wystarczy trasa max 10km na raz.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że lubisz rowerowe wyprawy, jak masz takie widoki do podziwiania.
OdpowiedzUsuńA pies co, w domu zostaje?
Właśnie mi przypomniałaś, że pora rower odkurzyć i samemu endorfin natworzyć. :)
OdpowiedzUsuńŚwietne widoki!
Pozdrawiam.
mam nadzieję, że Twój pies nadąża, bo mój słabo :)
OdpowiedzUsuńChcialabym miec taka kondycje i takie widoki :-)
OdpowiedzUsuńRowerek jest najlepszym środkiem transportu, który przeważnie wszędzie dojedzie i się wszędzie zmieści. Piękne widoczki !!! Życzę wszystkiego dobrego, dobrej kondycji i pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńto dopiero są trasy ;):):)
OdpowiedzUsuńZdjęciami - widokami znów się zachwycam. Rozumiem Twoją pasję jeżdżenia rowerem. Kiedyś z koleżankę w jednym dniu przejechałyśmy 50 km, następnego dnia wracałyśmy, znów 50 km. Wracałyśmy podczas burzy, to była przygoda, ale i głupota z naszej strony. Teraz nie mogę długo jeździć na rowerze, bo jestem po wypadku. Pozdrawiam Cię ciepło i czekam na kolejne relacje.
OdpowiedzUsuńnie pamiętam kiedy jeździłam na rowerze :>
OdpowiedzUsuńwydaje mi się że takie trasy byłyby ponad moje siły a będąc w górach zawsze podziwiam tych którzy pędzą po nich na rowerach na złamanie karku ;)
piękne tam masz okoliczności przyrody, chętnie bym pobiegała lub pospacerowała zamiast pedałować ;D
Całe Perth i okolice przejechałam rowerem pokonując codziennie nowe drogi i nowe dystanse i powiem Ci, dokładnie rozumiem Twoją miłość!
OdpowiedzUsuńTeż kocham rower- do szaleństwa ;))!
Jutro wreszcie weekend. Wtedy dopiero mogę siąść na rower i gdzieś pojechać.
OdpowiedzUsuńDzień jest długi...
Przyznaję, że jestem uzależniona od takich fantastycznych widoków i roweru.
Niestety, u mnie są tylko słupy wysokiego napięcia, kominy...Brakuje mi bezkresnych łąk i pól.
Pozdrawiam serdecznie:)
Ja byłam uzależniona od roweru, a potem się zepsuł i czekam na nowy. Ale nie ma nic lepszego do przemierzania takich terenów. Bomba.
OdpowiedzUsuńKiedyś też uwielbiałam rower, ostatnio trochę się odzwyczaiłam i brak mi kondycji, ale jak widzę te Twoje wyprawy, to znów mi ochota przyszła :-)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak szwendanie się rowerem po okolicy! super zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńpo takim terenie z przyjemnością bym sama pojezdziła! niezbyt tylko akceptuję jazdę po wielkim mieście
OdpowiedzUsuńTakie widoki mogą wynagrodzić każde zmęczenie... A w sumie, to zmęczenie to też plus, bo nie ma niczego fajniejszego od dwóch kółek :)
OdpowiedzUsuńW takich okolicznościach przyrody, wśród takich widoków wcale się nie dziwię, że po każdym przejechanym kilometrze chce się więcej :) My planujemy w tym roku przejechać nasze polskie wybrzeże i wierzę w to, że widoki też będą nas motywowały :)/ www.swiatmasmak.pl
OdpowiedzUsuńMożna rzec, że dwie pieczenie na jednym ogniu, sport to w końcu zdrowie:) Piękne widoki!:)
OdpowiedzUsuń