29/11
2013
2013
Remedium.
Na smutek.
Na chandrę.
Na gorszy dzień.
Na "nadwyżkę" energii.
Na nudę.
Na niepogodę ( no chyba, że leje :) ).
Na brak planów.
Na spadek formy.
Na "nadwyżkę" emocji.
Dla pozbycia się złości.
Dla zyskania uśmiechu.
Dla uspokojenia myśli.
Najczęściej jednak dla czystej przyjemności.
Poplątane ścieżki rozplątują myśli...
Czasem wystarczy sobie pochodzić aby dojść do siebie...
Nieważne, czy znam drogę. Odkrywanie nowej jest taką samą przyjemnością jak pozostawianie śladów na tej dobrze znanej...
Na chandrę.
Na gorszy dzień.
Na "nadwyżkę" energii.
Na nudę.
Na niepogodę ( no chyba, że leje :) ).
Na brak planów.
Na spadek formy.
Na "nadwyżkę" emocji.
Dla pozbycia się złości.
Dla zyskania uśmiechu.
Dla uspokojenia myśli.
Najczęściej jednak dla czystej przyjemności.
O co mi chodzi? O chodzenie, czyli jak podaje Wikipedia, o formę lokomocji człowieka i zwierząt na lądzie przy pomocy kończyn :). Chodzę dużo, bo uwielbiam. Jeśli tylko mogę, rezygnuję z samochodu. Najbardziej lubię tak iść przed siebie, bez konkretnego celu - taki najczęściej znajduję gdzieś po drodze...Nie wiem jak to by było, gdybym nie miała psa, bo nie przypominam sobie w moim życiu takiego stanu. Znajomi mogą nie mieć czasu/ ochoty / nastroju...na Milę zawsze mogę liczyć.
Poplątane ścieżki rozplątują myśli...
Czasem wystarczy sobie pochodzić aby dojść do siebie...
Nieważne, czy znam drogę. Odkrywanie nowej jest taką samą przyjemnością jak pozostawianie śladów na tej dobrze znanej...
Wystarczy tylko wyjść z domu. Po czasie nogi same niosą. To najlepsza forma terapii. Na wszystko. Można - tak jak ja - zabrać do plecaka książkę. I kubek lub termos earl grey'a.
Chyba jestem uzależniona. Podobnie jak z czytaniem, herbatą, rowerem...bardzo szybko odczuwam "głód" :). Bez tych wszystkich rzeczy długo nie wytrzymam.
A chodzenie...cóż...najzwyczajniej w świecie stawia mnie na nogi.
Czasami żałuję, że nie mam czasu na rzeczy, które mnie cieszą. Może wynika to ze złej organizacji a może z nadmiaru obowiązków.
OdpowiedzUsuńSpacery, czemu nie :). Lubię i mam pieska, to tym bardziej nawet muszę na nie chodzić . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń...piszę się! W takiej scenerii gdy szaro i buro za oknem i leje...
OdpowiedzUsuńCzasu mam pod dostatkiem, nagły zwrot w moim życiu dał mi taki prezent...póki co przyjmuję i cieszę się, że go mam...
Serdeczności:)
Ja też se lubię pochodzić ;)
OdpowiedzUsuńI w trakcie chodzenia "porządkować " swoje życie ;)
Teraz takie chodzenie by mi się przydało.
OdpowiedzUsuńtez chodze duzo, najwyrazniej to lubie,chociaz na nadwyzke energii nie cierpie i na nude tez nie, inne rzeczy ewentualnie.
OdpowiedzUsuńcudne widoczki!:)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię chodzić. Dlatego też dużo chodzę po górach, bo nie tylko same widoki i przyroda sprawiają przyjemność, ale to zwyczajne maszerowanie przed siebie :)I dziwnym trafem nawet w tym zmęczeniu jest coś uzależniającego. Pozdrawiam serdecznie, obrazy na fotografiach przepiękne :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie się wybieram na chodzenie dziś, w bardzo dzikie tereny leśne, ale leje deszcz ze śniegiem i cholerka, czekam aż przestanie!
OdpowiedzUsuń:))
Masz piękne okolice do spacerowania. I pogodę :-)
OdpowiedzUsuńKsiążka i earl grey tak, rower niestety nie, ale zaczęłąm rehabilitację i może znowu będę mogła uprawiać Nordic Walking ;D
OdpowiedzUsuńDziwne to uczucie, właśnie wczoraj obejrzałam film "127 godzin" i Twoje zdjęcia przywodzą mi na myśl sceny z tego filmu...I tak, piękno potrafi być zdradziecko niebezpieczne i w chwilach uniesienia człowiek nie powinien tracić instynktu.
OdpowiedzUsuńWitaj Mo!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wyczerpujące komentarze...
Co do czarnego pieska? wierzę, że komuś daje radość i szczęście tak jak Tobie daje Mila, wierna przyjaciółka rowerowych i pieszych wycieczek ...
Spacery i jazda na rowerze należy do moich ulubionych form wypoczynku...Gdybym jeszcze miała w pobliżu takie widoki i taką pogodę, przypuszczam, że byłabym uzależniona...
Hahaha, herbata Earl grey należy do moich ulubionych. Podczas pobytu w Anglii, zrobiłam sobie odpowiedni zapas...
Ślę serdeczne pozdrowienia.
Chodzić, przemieszczać, włóczyć się-tak jak ty, bardzo lubię. Jak się spaceruje to więcej można zobaczyć. Czasami wolę przejść się na piechotę niż korzystać z komunikacji miejskiej, robię to nawet gdy pada deszcz.P.S Uwielbiam patrzeć na twoją Milę, jest taka słodziara.
OdpowiedzUsuńświęta prawda Merch or Die
OdpowiedzUsuńMam ten luksus, ze mam gdzie chodzic i tereny sa naprawde urozmaicone. Kazdego dnia w zasadzie moge zdecydowac, czy mam ochote przejsc sie nad jezioro, do lasu, a moze na skocznie narciarska, a moze po prostu po miejscowosci, ktora moze zbyt ludna nie jest, ale bardzo rozproszona, wiec ciagle cos sie odkrywa. Zima spacery zastepuja biegowki. Uwielbiam sie zmeczyc :)
OdpowiedzUsuńo proszę kolejne podboje, pies wtopił się w otoczenie :))
OdpowiedzUsuńW takim razie mamy te same uzależnienia ;) Ja bez spacerów, roweru, czytania i herbaty nie umiałabym funkcjonować! Pozdrawiam cieplutko! :)
OdpowiedzUsuńprawda! spacery, łażenie to jest to co lubię bardzo!
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane !!!
OdpowiedzUsuńMoi znajomi dziwią się często po co tyle łażę - gdy można wsiąść w samochód. Łażę bo lubię. Czasem problem trzeba zwyczajnie wydeptać lub wdeptać :) - wedle potrzeby !
pozdrowienia !
:) chodzenie z psem ma też to do siebie, że można pobyć z własnymi myślami... pies, owszem, wymaga uwagi, ale nie zagada... A chodzie samo w sobie to ruch, endorfiny :) działają cuda!
OdpowiedzUsuńP.S. Z czekoladą i żurawiną nawet aż tak się nie ubrudziłam! Wyjątkowo zwinnie mi to wszystko poszło... chyba mam dar :p
Co za energetyczny wpis! :)
OdpowiedzUsuńJa również lubię spacery. Codziennie chodzę ok 6 km, czasem nawet więcej i nie jest to dużo. Zawsze dziwi mnie stwierdzenie, że to sporo, mnie taki dystans wcale nie przeraża ;) Jednak zawsze w zdumnienie wprawiają mnie osoby, które korzystają z samochodu lub autobusu na dystans 2-3 przystanków, który mogłyby pokonać pieszo w 20-30 min. Przecież lepiej sobie zrobić codziennie np. do pracy taki spacer :)
OdpowiedzUsuńJa również lubię spacery. Codziennie chodzę ok 6 km, czasem nawet więcej i nie jest to dużo. Zawsze dziwi mnie stwierdzenie, że to sporo, mnie taki dystans wcale nie przeraża ;) Jednak zawsze w zdumnienie wprawiają mnie osoby, które korzystają z samochodu lub autobusu na dystans 2-3 przystanków, który mogłyby pokonać pieszo w 20-30 min. Przecież lepiej sobie zrobić codziennie np. do pracy taki spacer :)
OdpowiedzUsuńMasz rację i mi chodzenie naprawdę pomaga. Nawet w deszcz. Oczyszcza w jakiś dziwny sposób z każdej emocji, "wietrzy" dusze i orzeźwia :D
OdpowiedzUsuńLubię chodzić, ale lubię też jeździć samochodem, wiec często łączę te dwie pasje.
OdpowiedzUsuńDlatego chciałabym mieć psa :) A spacery po takiej okolicy to sama przyjemność:)
OdpowiedzUsuńMo, podzielam pasje chodzenia:-)
OdpowiedzUsuńO.
puk, puk, gdzie tak pięknie???
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Magda
Spacery w takim otoczeniu...czemu nie...Krajobraz prześliczny...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPozwoliłam sobie otagować Cie w liście do Mikołaja. :)
OdpowiedzUsuńChodzenie to mój najbardziej naturalny stan. Zasuwam, jak Pan samochodzik i uważam to za najlepszą formą przemieszczania się, jeśli tylko jest taka możliwość.
OdpowiedzUsuńŚwięta racja. Chodzić, chodzić, chodzić... Czasem trzeba się tylko do tego zmusić, co nie jest łatwe. Wczoraj pochodziłem trochę za kosiarką do trawy. Jeszcze nigdy nie kosiłem 3 grudnia. Przynajmniej za bardzo się spociłem.
OdpowiedzUsuńpopieram! Chodzenie jest wielce okej. Nie frustruje, relaksuje. Nie to co komunikacja miejska i ścisk w tramwaju/autobusie.. albo siedzenie w samochodzie i czekanie na odkorkowanie się ulicy;]
OdpowiedzUsuńOdnoścnie Moniki - święta prawda - do pracy mam około dziesięciu kilometrów. Piechotą (wytężonym marszem) idę godzinę dwadzieścia minut - autobus jedzie ponad czterdzieści (a potem i tak mam jeszcze do przejścia 1657 metrów) - Samochodu nie używam programowo, zresztą i tak wcale nie jest wyraźnie szybciej.
OdpowiedzUsuńOsiem godzin tkwienia przed komputerem - dla tego w lecie rower w zimie kijki i marsz.
Ja wbrew pozorow najwiecej chodze chyba w miescie. Psa nie mam, ale do pracy 35 minut, spacery na kazdym kroku i po co wsiadac do metra czy autobusy skoro mozna piechota. No chyba, ze porzadnie pada. NA wsi spacery sa inne, nie mimochodem ale specjalnie... Czytanie to moja druga pasja, potem kijowanie (nordic walking), i wiele innych rzeczy...
OdpowiedzUsuńChodze po miescie, chodze po lesie i patrze... Inaczej sie patrzy chodzac, inaczej jadac... Jezdzac mozna poczuc sie slepcem i nie dostrzec rzeczy najpiekniejszych...
Pozdrawiam Nika
Ja takze uwielbiam chodzic. Swoimi spacerami zarazilam swoja piecioletnia corcie. Od najmlodszych lat zabieralam ja na spacer, bez wozka, na pieszo, na wlasnych malych nozkach.
OdpowiedzUsuńDzis nawet do przedszkola nie chce jezdzic samochodem, woli na piechote, to sprawia jej ogromna frajde.
Pozdrawiam - Iza
Porobiło się.Zaglądałam do Ciebie, zaglądałam i nic się nie działo.
OdpowiedzUsuńTeraz widzę spory "dorobek" i bardzo się cieszę , że znowu mam co oglądać.
Zwiedzanie świata, to najlepsze co może nam się trafić. Uwielbiam to.
Aparat, aparaty, noszę ZAWSZE przy sobie. Złodziejom nie daję szansy.
Szkoda zdjęć. Po tym co widzę, wyszły Ci bardzo dobrze.
Pozdrawiam:)
Cudne widoki i przemiły kompan:) U mnie ze spacerami różnie - raczej ich mało ze względu na wygodnictwo...Postaram się to jednak zmienić i wiosną dużo spacerować:)
OdpowiedzUsuń