11/04
2011
2011
Błogostan.
Leniwa niedziela i leniwy poniedziałek. Wczoraj to tylko "nicnierobienie", spacery i dziękczynny obiad w azjatyckiej knajpie. Dlaczego dziękczynny?A bo zrobiłam za Żuka porządki na jego terytorium, w piwnicy i garażu czyli...Nie będę wspominać co tam znalazłam co by się nie denerwować zbytnio.A najlepsze w tym wszystkim jest to, że podobno to ja jestem "śmieciarą" i wszystko mi się przyda, do wszystkiego mam sentyment i nazywam pamiątkami :).Pedantką nie jestem ale lubię wiedzieć gdzie co mam, przynajmniej we własnym domu. Inaczej ma się sprawa jeśli chodzi o torebki, a raczej moje torbiszony :).W związku z moimi sobotnimi porządkami dzisiaj od rana słyszałam tylko pytania Żuka a gdzie jest to i tamto, bo np. młotek sobie zostawił na schodach prowadzących do garażu i teraz nie wie gdzie szukać, no bo oczywiście schody to miejsce na młotek idealne wręcz.
Rzadko zdarza mi się drzemać w ciągu dnia ale dzisiaj taki błogostan mnie opętał, że się obudzić nie mogłam. Okno otwarte, ciepełko, ptasie trele dobiegające zza okna, było mi tak cudownie, że do teraz tak jakoś spokojnie mi na duszy.
Wczoraj wieczorem obejrzeliśmy sobie film i dzisiaj chyba wieczór spędzimy tak samo. Na kolację owocowa sałatka którą muszę zrobić ja, i na nic się zdały tłumaczenia, że ja obiad zrobiłam więc może bym tak się mogła z robienia kolacji wykręcić. Bo Żuku na swoją obronę miał fakt, że przyniósł z kuchni do sypialni cukierki po obiedzie, czyli, że zrobił deser :).Fajnie!
W związku z błogostanem inne rzeczy poszły w kąt, nie dziergam, nie czytam...mam nadzieję, że się nie uwstecznię zbytnio. No ale za to posiedziałam z psami na skałkach i popatrzyłam z góry na wioskę. Jutro chciałam uciec sobie daleko na rowerze ale przed chwilą się okazało, że będę miała przyjaciół na obiedzie, a może też na kolacji, więc się cieszę bardzo jupi jupi hurra hurrra.
Aha, uzależniłam się od zbożowej kawy. Nie piłam kilka lat, całkiem zapomniałam, że taka kawa istnieje, ale jakiś czas temu koleżanka zrobiła do kolacji i tak mi zasmakowała, że teraz nie ma dnia bez zbożówki.
A błogostan trwa...Ku mojej ogromnej uciesze...
Rzadko zdarza mi się drzemać w ciągu dnia ale dzisiaj taki błogostan mnie opętał, że się obudzić nie mogłam. Okno otwarte, ciepełko, ptasie trele dobiegające zza okna, było mi tak cudownie, że do teraz tak jakoś spokojnie mi na duszy.
Wczoraj wieczorem obejrzeliśmy sobie film i dzisiaj chyba wieczór spędzimy tak samo. Na kolację owocowa sałatka którą muszę zrobić ja, i na nic się zdały tłumaczenia, że ja obiad zrobiłam więc może bym tak się mogła z robienia kolacji wykręcić. Bo Żuku na swoją obronę miał fakt, że przyniósł z kuchni do sypialni cukierki po obiedzie, czyli, że zrobił deser :).Fajnie!
W związku z błogostanem inne rzeczy poszły w kąt, nie dziergam, nie czytam...mam nadzieję, że się nie uwstecznię zbytnio. No ale za to posiedziałam z psami na skałkach i popatrzyłam z góry na wioskę. Jutro chciałam uciec sobie daleko na rowerze ale przed chwilą się okazało, że będę miała przyjaciół na obiedzie, a może też na kolacji, więc się cieszę bardzo jupi jupi hurra hurrra.
Aha, uzależniłam się od zbożowej kawy. Nie piłam kilka lat, całkiem zapomniałam, że taka kawa istnieje, ale jakiś czas temu koleżanka zrobiła do kolacji i tak mi zasmakowała, że teraz nie ma dnia bez zbożówki.
A błogostan trwa...Ku mojej ogromnej uciesze...
Moj M tez takie desery serwuje ;)
OdpowiedzUsuń