O tym, że końcówka lipca i początek sierpnia będą dla mnie ciężkie zawodowo wiedziałam już od stycznia. W styczniu jednak byłam przekonana, że od lipca dzielą mnie wieki całe i zdążę się na wszystko psychicznie przygotować. A tu proszę, nagle okazało się, że nie dość że lipiec już jest to jeszcze kończy się za kilka dni. Czy ktoś może mi łaskawie wyjaśnić kiedy to zleciało?
Kołowrotek kręci się z prędkością światła a ja sobie spokojnie dryfuję zgodnie z obietnicą złożoną samej sobie, że nie dam się zwariować. Tylko spokój może mnie uratować, wzmocniony sporą dawką dobrego humoru, taką domięśniową. Sama to sobie zaleciłam, bez konsultacji z lekarzem ani z farmaceutą. Moim antidotum na wszystko są rower i przyroda zatem już od dziewiątej rano niczym mantrę powtarzam sobie, że muszę jedynie wytrwać do szesnastej, przez kolejne dwa tygodnie 😊.
Na taką codzienność czekałam, o takiej marzyłam. Czy może być coś piękniejszego niż długi, ciepły i słoneczny dzień dający nawet po pracy ogrom możliwości? I o ile zimą często myślę, że zamiast żyć pełnią życia ja się poprostu po tych szarych, zimnych i ponurych dniach prześlizguję tak teraz łapię w garści wszystkie dobre chwile i się nimi zachłannie delektuję ( mam nadzieję, że Waszej uwadze nie umknął ten zacny rym ).
Hulaj dusza, tak to można żyć! Co tam można, trzeba! W te popracowe popołudnia mój las i moja plaża nad rzeką, znana tutaj jako Malediwy, są dla mnie najpiękniejszymi miejscami świata. A kiedy ostatnio spędziłam na rowerze prawie cały dzień, z przerwą na książkę w jednym z ulubionych miejsc, to uwierzcie mi, że jadąc uśmiechałam się szeroko do świata, który tak bardzo mnie uszczęśliwia.
Zdarza się, że wracając z pracy pociągiem czuję jak opadam sił, w wersji lekko hardkorowej nawet przysypiam, mam wrażenie, że idąc ze stacji do domu człapię, a to jedynie pięć minut. Wszystko znika kiedy tylko wyciągam rower z piwnicy, energii dodaje mi myśl, że czeka na mnie las a w nim wszystko co najlepsze. W chwili obecnej nie ma dla mnie na świecie nic równie wspaniałego niż zapach lasu, kilometry pięknych ścieżek i jakaś ławka, może być jedna z tych z widokiem na jezioro.
Mając po swojej stronie cały najbliższy świat poradzę sobie z największym stresem świata, śmigam tak, że nie mogą mnie dogonić żadne troski i kłopoty. W mojej drużynie grają moje lasy, łąki, pola, rzeka, jeziora i las, z takim wsparciem nie ma na mnie mocnych. Przyroda ma wielką moc i w ogóle do mnie nie dociera, że można się nią nie zachwycać.
Zachwycacie się?
Monia zupełnie rozumiem, o czym piszesz! Praca potrafi dać w kość, ale te popracowe chwile na rowerze i wśród natury to prawdziwe zbawienie. Również uwielbiam ładować baterie w lesie i nad wodą, a teraz je chyba przeladowalam tymi cudami i komarami, muchami , robakami które mnie pogryzly i bąble miałam wilkosci poesci :) Trzymaj się, końcówka lipca minie szybciej, niż myślisz, a z tak pozytywnym nastawieniem na pewno dasz radę :)
OdpowiedzUsuńWiesz dobrze jak to jest bo sama jesteś powsinogą, długo w miejscu nie usiedzimy. Lato jest od tego, żeby żyć z całych sił nawet po robocie 😀. Buziole.
UsuńDokładnie :)
UsuńWczoraj wybrałem się na wycieczkę rowerową do lasu i na świeżo mam w głowie jaka to przyjemność i forma oderwania się od codzienności a potem lody i kawa w naszym ogrodzie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńZatem Twoje wczoraj składało się z samych dobrodziejstw, atrakcja goniła atrakcję. Las to moja psychiczna deska ratunku, wolę nie myśleć co by było gdybym tej przyrody nie miała tak blisko...
UsuńPozdrawiam przeserdecznie.
Oczywiście, że się nią zachwycam, nie wyobrażam sobie inaczej. A Ty nawet nie czujesz, kiedy rymujesz :)
OdpowiedzUsuńNie tylko Tobie ten czas leci w takim zwariowanym tempie. Dopiero co ja sama skarżyłam się na to, że nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się lato. Widzę, że masz tam piękne tereny do jazdy rowerem, u mnie tak nie ma, niestety :( I jeszcze do tego swoje prywatne Malediwy :)
Uśmiechałam się czytając Twój wpis, bo tyle w nim radości, entuzjazmu i umiłowania przyrody, że aż ciepło się robi koło serca. I tym serdecznościami żegnam się do następnego razu...
No akurat jeśli chodzi o Ciebie to nie miałam najmniejszych wątpliwości, że jesteś wielką fanką przyrodniczego piękna, widać to w każdym Twoim wpisie. Bratnia dusza sobie podobną zrozumie. Ściskam Cię serdecznie, u mnie burza: głośna i klimatyczna 🙂. Już dawno nie było tak burzowego lata.
UsuńWysyłam Ci ogrom ciepłych myśli.
Cudowne widoki, pozazdrościć :) Jeśli chodzi o pracę, życzę żeby nie było tak ciężko :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Póki co nie jest tak źle, staram się jak mogę. Tylko spokój może mnie uratować, spokój i dobry humor 🙂.
UsuńSerdeczności. Życzę Ci pięknej końcówki lipca.
To jest dobre podejście, zwłaszcza gdy robota goni robotę, a my z utęsknieniem czekamy na urlop.
OdpowiedzUsuńJednak mało osób ma w sobie tyle determinacji, by po pracy aktywnie spędzać czas.
Na szczęście są długie dni, zimą to o wiele trudniejsze...
jotka
Cieszę się, że już się trochę w tym roku napodróżowałam, we wrześniu czekają na mnie dwa kolejne zagraniczne wyjazdy zatem jak tylko wytrwam do 4 sierpnia to już będzie z górki. Moje rowerowe popołudnia to nie tyle efekt determinacji, co tęsknoty za świeżym powietrzem i przestrzenią. Nie umiem bez tego żyć
Usuńjestem przerażona tym jak szybko upływa mi lipiec. Wyciskam go jednak jak cytrynę! dom posprzątam jesienią, a co tam;)
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Z tym sprzątaniem wychodzę z tego samego założenia co Ty jednak niedługo będę musiała się zmobilizować bo na dłużej przyjeżdżają teściowie 😀. Czego jednak nie uda mi się ogarnąć do tego czasu to zrobię tak jak Ty, zostawię na jesień 😀
UsuńKochana, wiem co przeżywasz, ach te lato w pracy... Ale tak jak u Ciebie rower często ratował mnie z opresji. Teraz, kiedy pogoda w Holandii pomalutku się poprawia, też staram się jak najwięcej korzystać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ♥
Ja musze teraz tak się nażyć żebym jesienią miała po czym odpoczywać 😀.
UsuńPrzesyłam Ci ogrom serdeczności w ten burzowy u mnie wieczór. Trzymaj się cieplutko.
Czas pędzi jak szalony! Nie można go cofnąć, nie można zatrzymać... Za kilka dni, nowy miesiąc. Niesamowite, będzie już sierpień. Wokół siebie masz atrakcyjne tereny zielone, dziewicze zakątki , które zachęcają Cię nie tylko do wypoczynku na łonie natury ale i do aktywności fizycznej. Wracam pamięcią do tamtych, hiszpańskich lat to rower już wtedy był pasją, stylem życia i przede wszystkim lekiem na Twoje dobre samopoczucie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie:)
Ja to w ogóle mam mnóstwo pasji, które towarzyszą mi od dawna bo mi je zaszczepili rodzice, dziadkowie i rodzina. Dzięki nim kocham podróże, wujek był fotografem pasjonatem i wywoływał zdjęcia w łazience a ja mu w tym towarzyszyłam i tak jak On uwielbiam robić zdjęcia. Płynnie czytałam jako czterolatka i w dalszym ciągu nie jestem sobie w stanie wyobrazić życia bez czytania. W rodzinie krąży anegdota o tym jak dostałam pierwszy rower i to była moja najfajniejsza zabawka, do dzisiaj tak jest. Lubię też robótki ręczne, puzzle, haftowanie, malowanie czyli niemal wszystko to co robiłam jako dziecko 🙂. Minęły dekady a ja pod względem pasji jestem na tym samym poziomie 😄.
UsuńSerdeczności Ci wysyłam w ten burzowy u mnie wtorek i życzę wspaniałej pod każdym względem końcówki lipca. Sierpień to mój miesiąc zatem musi być wyjątkowy.
Trudno o satysfakcję z pracy i tak już jest. Ale przyrodą i jej pięknem zawsze można się zachwycać.
OdpowiedzUsuńA czas leci coraz szybciej.
Stokrotka
Ale ja jestem bardzo usatysfakcjonowana. Poprostu teraz mam gorący okres i jestem zawalona robotą, to jedyne pracowe niedogodności, które się skończą za jakiś czas. Pozdrawiam cieplutko.
UsuńZachwycam się, jak najbardziej. W lesie można doskonale odpocząć. Teraz dodatkowo dni są wciąż długie, więc szkoda nie wykorzystać na przebywanie na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńTylko na rower to mi jest zawsze albo za zimno, albo za gorąco, więc zostaje mi chodzenie... ;)
Niesamowita jest prostota tego wszystkiego: drzewa, ścieżki, piękny zapach a taka moc działania. Dla mnie na rower najczęściej zawsze za bardzo wieje ale wiem, że to wymówka bo jak tylko ruszam to okazuje się, że wcale nie ma wiatru 🙂
UsuńKontakt z przyrodą dla mnie również formą relaksu i sposobem ładowania akumulatorów. Uwielbiam spacery po lesie, wszystkie odcienie zieleni oraz zapachy.
OdpowiedzUsuńJa nalepiej wypoczywam na świeżym powietrzu, wśród przyrody wszystko jest naj, dlatego tak bardzo się męczę deszczową jesienią i szaroburą zimą. Przy brzydkiej pogodzie te dwie pory roku to dla mnie tylko strata czasu 😊
UsuńAleż nasz mocną drużynę! Z nią wygrasz wszystkie olimpiady i mistrzostwa świata. I po co komu inne sportowe transmisje telewizyjne? Graj w niej jak najdłużej i nie obniżaj lotów. I dalej zarażaj tym optymizmem innych. Bo mnie się udziela! Całusów tysiąc i dzięki:)))
OdpowiedzUsuńMam po swojej stronie najpiękniejsze cuda świata, z takim wsparciem żaden stres mi nie podskoczy.
UsuńZaczęła się Olimpiada, niektóre wydarzenia mogą być ciekawe 😊.
Pięknego weekendu Uleńka.
Przypomniałaś mi pewną historyjkę, nie tyle o pasji, co o sile witalnej i zdolności do jej odradzania się. Otóż będąc na wycieczce po całodniowym zwiedzaniu Rzymu na nóżkach wracałam z rodzinką na nocleg w małej miejscowości pod miastem. Słaniałam się ze zmęczenia, narzekałam, na bolące nogi, którymi szurałam po chodniku, łupało mnie w kręgosłupie, nie widziałam już na oczy, bolało mnie dosłownie wszystko po 12 godzinnej wędrówce. I wtedy gdzieś w kawiarnianym ogródku zagrała skoczna muzyka, a my z ojcem spojrzeliśmy na siebie i ruszyliśmy w tany. Matka patrzyła na nas, jak na wariatów, którzy ledwie powłóczyli nogami chwilę wcześniej a nagle ożyli, ludzie zaczęli bić nam brawo. Bardzo miło wspominam ten nasz spontaniczny taniec (w życiu nigdy więcej mi się coś podobnego nie przydarzyło). A potem raźno niemal pofrunęliśmy do naszego wynajętego apartamentu. Dla mnie czas płynie teraz zupełnie inaczej, bo wciąż mam weekend, urlop, lato i wszystko to co najprzyjemniejsze. Nie muszę też tak zachłannie z tego korzystać, mogę delektować się każdą chwilą, cieszę się, że potrafisz znaleźć nawet w tak ciężkim zawodowo okresie taką regenerującą odskocznię, która daje siły przetrwania. Dla mnie takimi momentami radości było też wstąpienie przed pracą (którą czasami wykonywałam w terenie od godziny dziewiątej) na kawę i rogalika, czy drożdżówkę. Taki miły początek dnia dawał mi siłę przetrwania. A na razie odliczam dni do zdjęcia ortezy i wyjścia na początek na długi spacer delektując się książkami i kawusią domową i jakimś ulubionym owocem.
OdpowiedzUsuńJa miałam podobnie w Wilnie. Przez litewską część rodziny bywam tam regularnie i za każdym razem odczuwam wielki głód spacerów, to nic że w większości miejsc byłam już wcześniej kilka razy. I kiedyś wracam pod wieczór z tej mojej włóczęgi, zmęczona i spocona bo dzień był upalny, ledwo idę i nagle słyszę fajne dźwieki. Postanawiam sprawdzić skąd dobiegają, wchodzę w jedno z podwórek a tam ... salsoteka. W mig byłam wśród tańczących chociaż salsa to u mnie improwizacja w najczystszej postaci. Są momenty, które wykrzesują z nas energię i muzyka jest jednym z nich.
UsuńSerdeczności.
I mi ten lipiec minął zdecydowanie za szybko. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa szczęście jeszcze mamy sierpień, niech będzie piękny i niech się wlecze niemiłosiernie.
UsuńJak zielono! Jak pięknie!
OdpowiedzUsuńJedziemy na tym samym wózku. Ja też odliczam dni do końca sierpnia. Plus jest taki, że przy nawale zajęć czas naprawdę szybko leci i nie wiem kiedy minął już ten pierwszy tydzień sierpnia. Jeszcze trochę i zaraz koniec najgorętszego czasu w turystyce. Uff...
Ja w tym roku odliczałam do trzeciego sierpnia, od czwartego miałam już trochę lżej a teraz praktycznie już z górki. Koleżanka była na urlopie a ja zostałam sama ze wszystkim, 4 sierpnia wróciła i jest mi dużo lżej. Nie przewiduję żadnych niemiłych niespodzianek, w zeszłym roku przez pracę nie miałam sierpnia za to w tym żyję na zwiększonych obrotach, żeby nadrobić 😀.
UsuńDasz radę Julka, zostało niewiele 😀