18/11
2018
2018
Jakie jest Siem Reap.
Nie pamiętam już jak sobie wyobrażałam Siem Reap, główny ośrodek turystyczny Kambodży, ale istnieje prawdopodobieństwo, że trochę inaczej. Miałam oczywiście świadomość, że żadne drapacze chmur, dwupasmowe ulice albo wielkie centra handlowe nie wchodzą w grę ale i tak Siem Reap zdumiewał mnie każdego dnia. Dla turystów przyjeżdżających do Angkor Wat, Siem Reap to główna baza wypadowa bo tutaj zatrzymują się wszyscy odwiedzający ten największy na świecie kompleks świątynny. Myślę jednak, że gdyby nie Angkor pewnie nikt by tu nie zaglądał.
Siem Reap w niczym nie przypomina znanych mi ośrodków turystycznych a kiedy przeczytałam, że mieszka tutaj ponad 180.000 osób to byłam zdumiona. Posiada za to bazę noclegową będącą w stanie dać sobie radę z napływem turystów a zatrzymać można się albo w hostelach albo w ekskluzywnych hotelach z basenami, saunami i SPA. W architekturze miasta przeważają hotele i hostele właśnie, bary, restauracje i puby, wypożyczalnie skuterów i rowerów, biura podróży, sklepy z pamiątkami, banki, kantory wymiany walut oraz salony masażu. Trendy w mieście wyznaczają turyści z całego świata i to dla nich powstała cała ta infrastuktura. Życie miasta kręci się wokół przyjezdnych i w głównej mierze dzięki nim bo to turystyka jest głównym źródłem utrzymania mieszkańców Siem Reap.
Samo miasto przypomina mi raczej większą wieś, pomijając ścisłe centrum gdzie panuje tłok a samochody, skutery i tuk tuki płyną nieprzerwanym i chaotycznym rytmem a chaos ten widać najlepiej na skrzyżowaniach. Większość ulic żyje rytmem wyznaczanym przez pory posiłków - ulice i restauracje zapełniają się w czasie śniadań, obiadów i kolacji przy czym największy tłok panuje wieczorami - jest wtedy głośno i ciasno, na ulicach otwierają się kramy z jedzeniem a w uszach dudnią kambodżańskie hity na zmianę z Iglesiasem i Luisem Fonsi.
Główne atrakcje turystyczne miasta to Pałac Królewski ( niedostępny dla turystów ), Muzeum Narodowe Angkor, Dzielnica Francuska, Centrum Khmerskiej Ceramiki i Sztuk Pięknych, Muzeum Wojny w Kambodży oraz Farmia Jedwabiu. Nic jednak nie jest w stanie konkurować z Angkor Wat i zdecydowana większość turystów ogranicza pobyt w mieście do zwiedzania tego największego i najbardziej znanego kompleksu świątynnego a w Siem Reap tylko je i śpi.
My spędziliśmy w Siem Reap wystarczająco dużo czasu żeby zobaczyć wszystko warte zobaczenia, niestety tylko z zewnątrz bo obchody kambodżańskiego Nowego Roku sprawiły, że wszystko żyło swoim życiem i ciężko było zdobyć wiarygodne informacje o godzinach otwarcia. Udało nam się wejść do kilku świątyń, pojechaliśmy też na Farmę Jedwabiu i uprawę kwiatów lotosu.
Siem Reap odżywa w nocy również dzięki nocnemu targowisku ale to temat na osobny wpis. Po całodziennym zwiedzaniu turyści wracają do miasta aby zapełnić restauracje i kramy. Dużo sklepów z pamiątkami jest nieczynna w ciągu dnia bo brak turystów skutecznie pozbawia złudzeń na warty pracy utarg. Pod nocnym niebem Siem Reap rozbrzmiewa zachęcaniem do kupna, naciągactwem, oferowaniem rzekomo najlepszych cen i targowaniem się.
Byłam zaskoczona, że mnóstwo ulic w ścisłym centrum to po prostu ubity dukt. Asfaltowe były główne ulice i największe skrzyżowania, my mieszkaliśmy w centrum na ulicy równoległej do jednej z głównych ulic i też zamiast asfaltu mieliśmy piach. W niczym nam to nie przeszkadzało aczkolwiek wymijanie kałuż po deszczu bywało problematyczne. Tak samo jak częsty brak chodników.
Siem Reap nie przypomina znanych turystycznych aglomeracji. W ciągu dnia jest pusto i sennie bo wszyscy przyjezdni zwiedzają Angkor albo jeżdżą po okolicy, jest spokojnie i cicho. Za to wieczorem i nocą miasto zmienia się nie do poznania a gwar, harmider i tłok pozwalają zobaczyć inną stronę miasta i masowej turystyki. Siem Reap rozbrzmiewa wtedy językami z całego świata, muzyką i oślepia kolorowymi światłami. Nie wiem czy to za sprawą znajdujących się w pobliżu świątyń ale na całe szczęście nia ma tutaj pijanych Anglików i Niemców z trudem utrzymujących się na nogach a rozrywkowość utrzymuje się na przyzwoitym poziomie.
Podczas jednego ze spacerów po mieście, a chodziliśmy sporo, natknęliśmy się na jakąś religijną uroczystość. Nie mogłam oderwać wzroku od pięknych bukietów utworzonych z kwiatów lotosu, które mieszkańcy ofiarowali czczonym bóstwom.
Nocne życie miasta wygląda tak jak poniżej, zdjęcie zrobiłam wczesną porą zanim zrobił się taki tłok, że robienie zdjęć nie miało najmniejszego sensu.
Wrócę jeszcze do Siem Reap bo podczas jednego ze spontanicznych spacerów do nieznanej części miasta udało mi się dotrzeć do świątyni i cmentarza dla mnichów buddyjskich. Byłam tam jedyną turystką ale mnisi, pomimo moich obaw, na moją wizytę zareagowali bardzo sympatycznie. A kiedy stałam przy bramie i się zastanawiałam czy mogę wejść czy nie, to jeden z mnichów podszedł i zaprosił do środka. W ten sposób przeniosłam się na chwilę w świat buddyjskiej duchowości a możliwość obserwowania mnichów podczas tak przyziemnych spraw jak sprzątanie czy praca w ogrodzie to jedne z najbardziej niecodziennych wspomnień.
Wyjatkowo ciekawa wycieczka, niby nic, miescina gdzie ulice "brukowane" piaskiem, a kazde zdjecie pelne szczegolow!
OdpowiedzUsuńDziekuje i pozdrawiam :)
Niby nic spektakularnego ale dla mnie sama egzotyka jest atrakcją samą w sobie.
UsuńPozdrowienia.
Zastanawia mnie ta ilość kabli nad ulicami. Jak oni sobie z tym radzą?
OdpowiedzUsuńJa również się nad tym zastanawiam...
UsuńSystem poddostawców. Główny dostawca np. prądu ma przyłącz w mieście, od niego biorą dostawcy miejscy, mają liczniki i płacą mu za zużycie. Od nich biorą dostawcy dzielnicowi, a dalej osiedlowi i punktowi - to koniec liczników, potem są juź rozliczenia czysto prywatne, na gębę, barter, albo w jakiejkolwiek innej formie. W rzeczywistości każdy doskonale zna swoje przyłacza, a kable innych go nie interesują. Bardzo dobry sprawny system, choć sprawia wrażenie chaosu.
UsuńDzięki Maciej :)
UsuńTaką niezliczoną ilość kabli spotyka się na każdym kroku w Rumunii.
UsuńByłam mocno zaskoczona tym chaosem:)
Zawsze oglądając takie miejsca w tej części świata zdumiewa mnie plątanina przewodów wiszących wzdłuż i nad ulicami. Nie wiem, czy to przewody elektryczne, czy telefoniczne albo internetowe, ale zastanawiam się, jak można odszukać ten właściwy, gdy coś ulegnie awarii. Oni chyba po prostu zakładają nowy przewód.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nowy owszem, bo to tańsze i pewniejsze niż sztukowanie i szukanie przerwy. A stare likwiduje się od przyłącza po prostu za nie szarpiąc, w tym czasie ktoś jest na słupie (dachu) i czując szarpnięcia już wie który jest do likwidacji. To stara metoda.
UsuńTo raczej nie jest kierunek turystyczny, ktory mnie interesuje :P
OdpowiedzUsuńA szkoda aczkolwiek każdy podróżuje po swojemu i tam gdzie chce. Pozdrawiam.
UsuńKolejny świetny wpis i super pokazane miejsca ale tym razem to kable przykuly moja uwagę :) uwielbiam oglądać coś takiego. W Hiszpanii widziałam dużo kabli w miastach ale tu to biją rekordy :) są niesamowitci :)
OdpowiedzUsuńAzjatycka sieć elektryczna nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Polecam przeczytać komentarze Macieja B., on się zna.
UsuńWielkim plusem miasta jest to, że w ciągu dnia jest opustoszałe. Mieliście zatem je tak prawdę mówiąc "dla siebie". Ciekawa jestem tego nocnego życia, napisz w przyszłosci wiecej na ten temat. Pozdrawiam. M.
OdpowiedzUsuńNocne życie raczej nie było naszym udziałem :). W ciągu dnia faktycznie pusto a nudy takie, że jak zapytaliśmy panów policjantów o pocztę to nas w eskorcie na nią zaprowadzili :)
UsuńSuper! Nic mnie tam co prawda nie ciągnie, ale miło poczytać tekst tak nasączony entuzjazmem jak twój.
OdpowiedzUsuńEgzotyczna większa wieś :)
UsuńKambodża. Zazdroszczę możliwości zwiedzenia w pozytywnym znaczeniu. Cieszę się że mogłaś tam być. Dziękuję za wycieczkę, za spacer i oczywiście czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńTeż wcześniej zazdrościłam tym, którzy byli w Kambodży zatem doskonale to rozumiem :).
UsuńBędzie więcej jak tylko się zmobilizuję. Kambodża była w kwietniu a ja nadal mam zaległości.
Ta egzotyka jest w każdym jej odcieniu ciekawa.
OdpowiedzUsuńNiezwykła, pełna wrażeń i inności wyprawa.
Czekam na relacje o świątyniach.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło!
Egzotyka, inny świat, tradycje, kultura i styl życia. Dalekie podróże zdumiewają i zaskakują, czasami będąc tam miałam wrażenie że Europa to inna galaktyka.
UsuńLubię taką odmienność.
Przesyłam pozdrowienia!
Dla mnie egzotyka spotykana na każdym kroku to od dawna ogromne marzenie, które powoli spełnia się dzięki Tobie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
W wielu miejscach jeszcze nie byłam i pewnie w wielu nie będę nigdy. Ale możliwość czytania o nich i oglądania zdjęć to też przyjemność ogromna.
UsuńTobie też ją zawdzięczam w dużej mierze.
Egzotycznie. Zdecydowanie nie przypomina europejskich kurortów. I te wszechobecne plątaniny kabli nad ulicami... :)
OdpowiedzUsuńOj tak, te kable to coś niesamowitego. Chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać azjatycka elektryka.
Usuń