13/05
2011
2011
13.05.2011.
Chciałam dzisiaj iść na rower.
Chciałam umówić się na kawę z koleżanką.
Chciałam ogarnąć chociaż trochę nasz domowy artystyczny nieład, przez większość ludzi określany mianem bałaganu...
Tymczasem pół dnia spędziłam przed telewizorem oglądając krajobraz po trzęsieniu ziemi oraz pogrzeby ofiar. U nas już spokojnie w miarę, złapaliśmy równowagę, najgorsze były chwile po trzęsieniu i ta pierwsza noc. Trzęsienie nie dosięgnęło nas bezpośrednio, ale było blisko...W efekcie tej tragedii wieczór spędziliśmy odbierając telefony od rodziny i znajomych, którzy chcieli się upewnić, że jesteśmy bezpieczni.
No ale w ramach relaksu zabrałam psy na długi spacer, przeszłam jedną z naszych ulubionych tras, ok 3 godz. maszerowania ( no, jak robię przerwy na kontemplację i zadumę to 4 :) ).W efekcie czego wrociłam zmęczona, ale tak pozytywnie, nie, że styrana, tylko taka zziajana ciutkę...I miałam energii tyle, że hoho, i już mi brudne naczynia ze zlewu nie wypadają.
Pożyczyłam aparat na weekend, w związku z czym nie pstrykałam dzisiaj, i jakoś tak mi na duszy niewyraźnie:). Ale mam fotki z poprzednich spacerów, więc zapodaję.
I już rączki zacieram, i ślepia szykuję, bo w poniedziałek będę miała duuuuuużo książek i gazet z kraju ojczystego. Oj lubię takie prezenty, lubię, lubię bardzo!
Może jutro wskoczę na rower, bo jak kilka dni nie jeżdżę, to mi się to odbija na humorze i psychice.Generalnie rzecz biorąc pogarsza mi się, jak to mówi Ten, Co Mnie Dobrze Zna :)
Są tacy, którym nie robi różnicy, czy to morze, jezioro czy kałuża. Mokre cztery łapy to przeszczęśliwe cztery łapy. A później błoto w domu :)
Szyszunia.
Chciałam umówić się na kawę z koleżanką.
Chciałam ogarnąć chociaż trochę nasz domowy artystyczny nieład, przez większość ludzi określany mianem bałaganu...
Tymczasem pół dnia spędziłam przed telewizorem oglądając krajobraz po trzęsieniu ziemi oraz pogrzeby ofiar. U nas już spokojnie w miarę, złapaliśmy równowagę, najgorsze były chwile po trzęsieniu i ta pierwsza noc. Trzęsienie nie dosięgnęło nas bezpośrednio, ale było blisko...W efekcie tej tragedii wieczór spędziliśmy odbierając telefony od rodziny i znajomych, którzy chcieli się upewnić, że jesteśmy bezpieczni.
No ale w ramach relaksu zabrałam psy na długi spacer, przeszłam jedną z naszych ulubionych tras, ok 3 godz. maszerowania ( no, jak robię przerwy na kontemplację i zadumę to 4 :) ).W efekcie czego wrociłam zmęczona, ale tak pozytywnie, nie, że styrana, tylko taka zziajana ciutkę...I miałam energii tyle, że hoho, i już mi brudne naczynia ze zlewu nie wypadają.
Pożyczyłam aparat na weekend, w związku z czym nie pstrykałam dzisiaj, i jakoś tak mi na duszy niewyraźnie:). Ale mam fotki z poprzednich spacerów, więc zapodaję.
I już rączki zacieram, i ślepia szykuję, bo w poniedziałek będę miała duuuuuużo książek i gazet z kraju ojczystego. Oj lubię takie prezenty, lubię, lubię bardzo!
Może jutro wskoczę na rower, bo jak kilka dni nie jeżdżę, to mi się to odbija na humorze i psychice.Generalnie rzecz biorąc pogarsza mi się, jak to mówi Ten, Co Mnie Dobrze Zna :)
Pięknie tam masz! Takie cudne pagóry dziwne, to i kontemplować można długo. Eh, a u nas dziś prawie cały dzień lało :-(
OdpowiedzUsuńOj jak ja lubię takie sucho-zaroślowe pagórki. Ciekawe, czy na dłuższą metę taki krajobraz, znacznie jednak od naszego krajowego uboższy, nie przejadł by mi się?
OdpowiedzUsuńps.
Sorry za zawracanie głowy, ale jak już załapałem kontakt w Hiszpanii ;) to nie mogę nie zapytać: ile może teraz, w kryzysie, kosztować mały domek w bliskim sąsiedztwie morza, w nieturystycznej dziurze?
Ja mam obsesję, wiem. Ale zapytam: czy spotykasz tam w tych krzaczorach jakieś węże czy żmije jadowite? I co ewentualnie psy na to?
OdpowiedzUsuńPsa mojego kolegi ukąsiła w zeszłym roku żmija zygzakowata, dostał surowicę (pies, oczywiście) i po około 2 tygodniach doszedł do siebie. U nas jest sporo żmij, nawet w mieście. Stąd moje pytanie, bo ja się boję okropnie ;-(
Czy jadowite, to nie wiem, mam nadzieję, że nie. Żmijki zdarza się spotkać, ale nigdy w krzaczorach, tylko zawsze na ścieżce, więc je omijam szerokim łukiem, może wstawię zdjęcia niebawem bo własnie mi się przypomniało, że mam.Najwięcej jest jaszczurek ale ich się nie boję bo fajniutkie są.A co do psów, to jeszcze nie mieliśmy żadnego ukąszenia w rodzinie.Ale dwa tyg temu Mohito (ten mniejszy psiak)został przez coś ugryziony, podejrzewam że użądliła go pszczoła bo on wszędzie ten swój nochal wtyka, a teraz na łąkach mnóstwo różnych stworzeń lata. Miał pysk spuchnięty ale po kilku dniach przeszło.Śmiesznie wyglądał jak nie wiem.A tak w ogóle, to w tych krzaczorach króliki sobie żyją, mnóstwo ich jest, ku uciesze Mohito, który je ściga:), gangster na niego mówimy:)
OdpowiedzUsuńjoahnkas@gmail.com tu prosze zostawicdane konieczne do zrealizowania przesylki;)
OdpowiedzUsuńUff! To dobrze, że Was ominęło.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, że takie widoki masz o spacer od domu. I psów też, bo choć nasze koty kocham nad życie, to za posiadaniem psa niezmiennie tęsknię.
Mnie z kolei naszło ostatnio, że chyba chciałabym kocurka jeszcze mieć...No ale żeby mieć kota to musiałabym pozbyć się Mohito, bo ten nasz gangster gania wszystkie koty w okolicy.Kot i Mohito w jednym pomieszczeniu nie jest dobrym pomysłem niestety.No ale póki co mam dwa psy, gangster sam się wprosił do naszej rodziny, a Milę z Polski mamy.Kochane są oba!
OdpowiedzUsuńWitam:)) Dziękuję za odwiedziny u mnie :)
OdpowiedzUsuńChester pozdrawia kolegę Goldena :)
Bardzo mi smutno się zrobiło, słysząc o Lorce i i trzęsieniu ziemi, czy mieszkacie gdzie niedaleko stamtąd?
Chciałabym kiedyś pojechać do Hiszpanii, a co do dalszych podróży, dotąd tylko europejskich, marzę o wyprawie do Nowej Zelandii ( a może na Nową Zelandię, w końcu to wyspy :)))
Pozdrawiam serdecznie